Hiszpania ku reformie
W zeszłym sezonie, Real Madryt i FC Barcelona zarobiły na kontraktach telewizyjnych więcej, niż trzeci, czwarty i piąty zespół La Liga razem wzięte.
Hiszpańska liga została zdominowana przez Real Madryt i FC Barcelonę, odkąd Valencia jako ostatni zespół spoza wymienionej dwójki zdobyła mistrzostwo kraju. Ta hegemonia to w dużej mierze efekt nierównego podziału wpływów z kontraktów telewizyjnych, bowiem Primera Division to ostatnie rozgrywki ze światowego topu, które bronią się przed scentralizowanym systemem sprzedaży praw medialnych.
"Największa kupa złomu w Europie" – tak hiszpańską ligę piłkarską opisywał jakiś czas temu Jose Maria del Nido – prezes Sevilli FC. Hiszpan rządzi klubem, który prawdopodobnie najbardziej cierpi na dyskryminacji krajowych zespołów. Pięć lat temu, Sevilla była jednym z klubów, który miał szansę na godną rywalizację z Barceloną i Realem, wygrywając dwukrotnie Puchar UEFA i mając w składzie takich piłkarzy, jak Dani Alves, czy Sergio Ramos.
Alves i Ramos już dawno grają dla Barcelony i Realu, a ostatnia gwiazda zespołu – Alvaro Negredo – oferowany jest w promocyjnej cenie klubom z Anglii. Sprzedaż doświadczonego napastnika to jedyny sposób, aby zmniejszyć narastające zadłużenie.
Sevilla, jak większość klubów w La Liga, tonie w długach, który zwiększa się każdego roku o 15 milionów euro. Mimo wszystko, drużyna zarabia na kontrakcie telewizyjnym dość sporo, bo 31 milionów euro (dane za sezon 2011/2012).
Według Jose Maria Gaya – ekonomisty z Uniwersytetu w Barcelonie – idealnym rozwiązaniem będzie przyjęcie modelu niemieckiego lub francuskiego. Jego zdaniem wzory angielskie nie wchodzą w grę, bowiem wiele klubów ma wsparcie finansowe od bogatych właścicieli, których brak w lidze hiszpańskiej.
Byka za rogi chce złapać minister hiszpańskiego sportu – Miguel Cardenal – który do naprawdy lokalnego futbolu jest gotów użyć interwencji politycznych. Cokolwiek to znaczy…