Polaryzacja angielskiej piłki
Okazuje się, że podczas gdy angielska Premier League przeżywa okres marketingowego rozkwitu niższe ligi radzą sobie coraz gorzej. Skąd taka rozbieżność?
Rosnące wpływy z transmisji telewizyjnych oraz zagranicznych kontraktów sprawiają, że Premier League staje się ligą „mlekiem i miodem płynącą”. Pieniędzy od sponsorów jest w tych rozgrywkach więcej niż kiedykolwiek. W tym samym czasie niższe ligi borykają się z poważnymi kłopotami.
Mowa oczywiście o Football League i Football Conference, które stanowią zaplecze dla najwyższej klasy rozgrywkowej. Żadne z tych rozgrywek nie było w stanie do tej pory zapewnić sobie sponsora tytularnego na zbliżający się sezon 2013/2014. Football Conference ma także kłopoty ze znalezieniem nadawcy chętnego na pokazywanie meczów. Wspomnieć należy także o tym, że występujące tam kluby mają kłopoty z utrzymaniem się na powierzchni ekonomicznego oceanu.
To dziwne, biorąc pod uwagę, że rozgrywki te mają niebywałą moc oddziaływania na skalę ogólnokrajową (informacje o nich pojawiają się w największych serwisach informacyjnych w Anglii) i lokalną, aktywizując tym samym ogromne rzesze potencjalnych klientów.
Eksperci twierdzą, że taka sytuacja jest efektem między innymi zeszłorocznych Igrzysk Olimpijskich w Londynie, podczas których znaczna część firm zrujnowała swoje budżety przeznaczone na marketing i teraz muszą zaciskać pasa. Mówi się także o tym, że niższe ligi źle wyceniają swoją wartość stosując do tego nie mające przełożenia na rzeczywistość wskaźniki.