Igor Błachut: Dla sprawozdawcy możliwość skomentowania ceremonii otwarcia IO stanowi splendor [WYWIAD]
Igor Błachut jest komentatorem Eurosportu z długim stażem. W rozmowie ze SportMarketing.pl wspomina swoje początki w redakcji, wyjaśnia specyfikę komentowania kolarstwa i skoków narciarskich, zdradza kulisy relacjonowania ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich.
![Igor Błachut: Dla sprawozdawcy możliwość skomentowania ceremonii otwarcia IO stanowi splendor [WYWIAD]](https://www.sportmarketing.pl/content/uploads/2025/04/Blachut-1.jpg)
Bartłomiej Najtkowski, SportMarketing.pl: Pracuje pan w Eurosporcie 25 lat, a od czego pan zaczynał?
Igor Błachut, komentator Eurosportu: – Na początku opracowywałem teksty i czytałem je przy realizacji materiałów do trwających 10-12 minut serwisów informacyjnych. Tam pojawiały się też dłuższe, kilkuminutowe formy i wtedy trzeba było wykazać się pewną elastycznością czy wiedzą nieco szerszą niż dotyczącą jednej dyscypliny. Wydaje mi się, że jeśli ktoś pracuje w redakcji sportowej, to jest zupełnie normalne, że ma rozeznanie w więcej niż jednym sporcie. W obecnych realiach jednak zdarza się, że dany dziennikarz specjalizuje się w piłce nożnej czy Formule 1 i nie jest w stanie wypowiedzieć się merytorycznie na temat innych sportów – moim zdaniem to wynika z „biedy” jeśli chodzi o wymagania stawiane redaktorom, ponieważ uważam, że każdy powinien w miarę dobrze się odnajdować w większości dyscyplin. Oczywiście nie mam na myśli wybitnej specjalizacji, tylko orientację w tym, co się dzieje. Wychodzę z założenia, że jeśli dziennikarz zajmujący się daną dyscypliną nagle jest niedysponowany, zastąpienie go nie powinno być kłopotem dla komentatora mającego przyzwoity warsztat dziennikarski.
Interesował się pan kolarstwem na długo przed rozpoczęciem pracy w telewizji?
– Zostałem wyznaczony do relacjonowania kolarstwa, bo już wtedy było go bardzo dużo w Eurosporcie. To jest dyscyplina, którą musi zajmować się więcej osób niż dwie czy trzy. W trakcie sezonu, który właśnie się rozpoczął, bywa i tak, że pokazujemy dwa lub trzy wyścigi dziennie. Fizycznie więc niemożliwe jest to, by ktoś relacjonował to wszystko. Dlatego mamy grono komentatorów, którzy zajmują się kolarstwem.
Na przestrzeni lat uczestniczył pan w zawodach kolarskich. Dzięki temu lepiej pan „czuje” tę dyscyplinę?
– To, że jeżdżę na rowerze, na pewno trochę pomaga w odbiorze tej dyscypliny, ale generalnie uważam, że kontakt ze sportem z reguły pozwala na zdobycie większej wiedzy i sprawia, że komentator ma większe wyczucie, oceniając, z czym się mierzą albo mogą się mierzyć zawodniczki i zawodnicy podczas rywalizacji sportowej. Niemniej wyobrażenie na temat ducha sportu i ducha rywalizacji jest naprawdę istotne, a to, czy samemu spróbowało się danego sportu, to jest osobna rzecz. Na pewno to pomaga, natomiast w przypadku moich kolegów, którzy byli zawodowcami, a teraz komentują zawody w Eurosporcie, jak Dariusz Baranowski czy od niedawna Maciej Bodnar, oczywiście ich wiedza nadaje większą wartość merytoryczną transmisji. Wiadomo, że obaj mogą opowiedzieć interesujące historie ze środka tego zawodowego sportu.
A jak trafił pan do skoków?
– Skokami w Eurosporcie zajmowali się śp. Bogdan Chruścicki i Marek Rudziński. Gdy Marek wrócił na kilka lat do TVP, znowu zrobiło się trochę luźniej jeśli chodzi o obsadę tego sportu, a że jednocześnie Bogdan i ja komentowaliśmy inne konkurencje narciarstwa klasycznego (biegi i kombinacje), więc swego czasu siłą rzeczy zaczęliśmy współpracować także przy skokach. Z biegiem lat to się potoczyło tak, że przy tych skokach zostałem na dobre.
Czy będąc początkującym dziennikarzem, miał pan mentora, który wprowadzał pana do zawodu? Dziś już taki model dziennikarstwa nie ma racji bytu, ale Marek Rudziński czy Dariusz Szpakowski wspominali, że w ich czasach takie podejście do adeptów było często spotykane.
– W czasach, w których zaczynałem pracować w sportowych mediach, to już tak nie funkcjonowało. Myślę, że dla tamtej grupy dziennikarzy dobrą szkołą jeśli chodzi o umiejętność szybkiego zorientowania się w rozmaitych dyscyplinach było dziennikarstwo newsowe. Szkoda, że ten kanał już nie istnieje, moim zdaniem miałby rację bytu, bo działał tak jak telewizje informacyjne. W ciągu kwadransa można było się dowiedzieć wielu interesujących rzeczy ze świata sportu i to było aktualizowane co jakiś czas. Miało to ten walor, że w ciągu dnia pojawiały się kolejne newsy. Natomiast jeśli chodzi o ewentualnego mentora, nie było kogoś takiego. Raczej można było podpatrywać dane osoby.
Czasami któryś ze starszych kolegów coś sugerował, zwracał uwagę, czego należy unikać, ale nie było jednej osoby, która pilnowałaby młodszych i prowadziła za rękę. Zresztą nie było to niezbędne z tego powodu, że nie trafiłem do Eurosportu jako żółtodziób. Wcześniej bowiem pracowałem w mediach politycznych. Jeśli chodzi o warsztat, w pewnym stopniu byłem już ukształtowany. Zmiana polegała na tym, że przestałem mówić o tym, kto z kim wchodzi w koalicję i dlaczego, a relacjonowałem, kto strzelił gola albo pobiegł szybciej.
Ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich to wydarzenie, które nie jest stricte sportowym eventem. Dziennikarz ją relacjonujący musi mieć wiedzę z różnych dziedzin, by opowiadać o kraju goszczącym najwybitniejszych sportowców z uwzględnieniem kwestii społecznych, ekonomicznych czy nawet geopolitycznych. To chyba duże wyzwanie?
– Niewątpliwie komentowanie ceremonii otwarcia IO to wielka przyjemność, bo mamy do czynienia z widowiskami przygotowywanymi przez długie lata z wielką pieczołowitością. Myślę, że świeżo w pamięci mamy ceremonię otwarcia igrzysk w Paryżu. To rzeczywiście było zjawiskowe przedstawienie. Oczywiście, w momencie, kiedy dostaję informację, że mam coś takiego skomentować, trzeba zagłębić się w źródła dotyczące historii kraju, kultury, bieżących wydarzeń politycznych czy społecznych, przy czym redakcje, które mają prawa do relacjonowania IO, otrzymują od organizatorów skrypt. W nim można znaleźć sporo informacji dotyczących tego, na czym reżyser widowiska się skupia, co chce pokazać i do czego nawiązać.
Jest to bardzo obszerna lektura i czasami pojawia się niedługo przed rozpoczęciem ceremonii otwarcia. To oczywiste, że chodzi o to, żeby nic nie wyciekło. W Paryżu był taki problem, że mieliśmy tak dużo informacji, a w czasie rzeczywistym pokazywało się tyle rzeczy, ze trudno było rozwinąć się na każdy zasugerowany przez reżysera temat. Można było to zasygnalizować hasłowo, licząc, że odbiorca jest na tyle wykształconą osobą, iż widząc obrazki nawiązujące do Rewolucji Francuskiej, nie trzeba będzie opowiadać wszystkiego w detalach. Jest to na pewno duże wyzwanie, ale z mojego punktu widzenia również ogromna przyjemność. Dla sprawozdawcy możliwość skomentowania ceremonii otwarcia IO stanowi splendor. Mam same przyjemne wspomnienia związane z tymi ceremoniami.
Które igrzyska wspomina pan najlepiej? Abstrahując od sportowej rywalizacji, mam na myśli otoczkę, atmosferę, to, co sprawiło, że miał pan poczucie, iż istotnie było to święto sportu.
– Wbrew temu, co może się wydawać wielu ludziom, na igrzyskach fizycznie byłem raz jako komentator (Pjongczang, 2018). Pozostałe igrzyska sprawozdawałem z Warszawy. Niestety trudno mi się wypowiadać na temat atmosfery. Jeśli mogę posiłkować się tym, co opowiadali koledzy i tym, co widziałem, nie będąc na miejscu, przyznam, że na mnie, jako na widzu i sprawozdawcy, największe wrażenie robiło to, jak zaangażowana była publiczność w Lillehammer.
Tamte zimowe igrzyska mogą stanowić punkt odniesienia dla organizatorów kolejnych tego typu zawodów. Nie wiem, czy kiedykolwiek jakieś igrzyska zbliżą się do tego, co tam się działo, ilu ludzi przychodziło. Trzeba jednak mieć na uwadze, że to były fantastyczne igrzyska dla Norwegów, a jeśli chodzi o sport na świeżym powietrzu, ze szczególnym uwzględnieniem narciarstwa klasycznego, to wtedy byli w tym zakochani bezwarunkowo i powszechnie. Zresztą chyba nadal są. A na areny przychodziły tłumy.
A jeśli chodzi o letnie igrzyska?
– Do niedawna wydawało mi się, ze będzie trudno przebić Londyn, bo Brytyjczycy są nacją, która jest wychowana w szacunku dla sportu, zna się na sporcie i docenia sportowców. Zorganizowanie po raz trzeci w historii igrzysk w Londynie było dobrym wyborem, dlatego że to jest znakomita arena dla rozgrywania rywalizacji sportowej, natomiast zaplanowanie imprezy w Paryża z wykorzystaniem najbardziej malowniczych, ikonicznych zabytków stolicy Francji i okolic, wkomponowanie aren sportowych w miejsca, które dotychczas kojarzyły się nam z jakimiś folderami turystycznymi, to był majstersztyk. Mimo że ze względu na zagrożenie terrorystyczne w Paryżu policjantów, żandarmów, rozmaitych mundurowych były dziesiątki tysięcy, patrzyłem na tę imprezę z fascynacją, bo to było wspaniałe święto sportu, które zyskiwało dzięki anturażowi. Wydaje mi się, że kibice doceniali to, że mogą oglądać zmagania sportowców w tak pięknych miejscach.
Czy są jakieś podobieństwa w komentowaniu kolarstwa i skoków? Wydaje się, że obie dyscypliny łączy to, że zawody rozwijają się stopniowo. Punkt kulminacyjny ma miejsce pod koniec rywalizacji.
– Wcześniej trwa przygotowanie do tej kulminacji. Rzeczywiście tak jest, przy czym inna jest dynamika komentowania. W skokach każdy pojedynczy występ to jest powód do tego, żeby przyjrzeć się z uwagą temu, kto, co robi. Oprócz tego na liście startowej na dalszych miejscach mogą pojawiać się reprezentanci Polski, co w minionym sezonie zdarzało się dosyć często… Wypada nieco żywiej zareagować na taki występ. Na pewno jednak światowa czołowa najbardziej elektryzuje kibiców. Po pierwszych i drugich zawodach Pucharu Świata już mamy orientację, kto rozpocznie sezon z wysokiego c. Wiadomo, że najlepiej dysponowani zawodnicy mogą stworzyć najefektowniejsze widowisko. Rzeczywiście zazwyczaj największe emocje są w końcowej fazie zmagań, chociaż zdarzają się momenty, gdy trzeba nieco bardziej się zaangażować i odkręcić kurek z emocjami, bo tego wymaga widowisko.
Jaka jest specyfika kolarstwa?
– Wiele zależy od tego, jaki to jest wyścig: jednodniowy, etapówka etc. Istotny jest profil etapu czy wyścigu. W wielkich, klasycznych wyścigach na ostatnich pięciu czy dziesięciu kilometrach już może być po herbacie… O zwycięstwie decydują akcje, które są zawiązywane trochę wcześniej. Profil wyścigu jest na tyle trudny, że z odległości 30-40 km przed metą można wypracować sobie taką przewagę nad rywalami, że trudno ją stracić. Jednak są oczywiście też takie etapy, gdzie przez większą część rywalizacji jest dosyć płasko, ucieczka ma dwie-trzy minuty przewagi, zawodnicy tak jadą 150 km. Peleton przyspiesza, trach-trach, a na końcowych trzech kilometrach pociągi sprinterskie rozprowadzają najszybszych zawodników i to oni na ostatniej prostej (300-400 metrach) rozgrywają walkę o zwycięstwo etapowe między sobą.
I rzeczywiście trudno jest się ekscytować tym, że ucieczka ma dwie minuty przewagi 65 km przed metą, bo jest duże prawdopodobieństwo, że z tych dwóch minut za moment nie zostanie nic i że peleton ich „połknie”. Wtedy można skupić się na czymś innym, opowiedzieć o interesującej okolicy, przez którą kolarze przejeżdżają albo poruszyć wątek, który dotyczy kolarstwa, ale niekoniecznie odnosi się do tego, że w tym momencie ucieczka ma minutę przewagi. Każdy wyścig jest inny, ma trochę inną specyfikę. Nie da się tego a priori ustalić, że zawsze końcowe 20 minut to są wielkie emocje, a to, co się dzieje wcześniej, to raczej nudy. W przypadku wyścigów klasycznych i etapów rozgrywanych w górach bywa i tak, że wcześniej, gdy są interesujące akcje, ekspresyjnie komentuje się takie wydarzenia. W skokach jest bardziej powtarzalny schemat z zawodów na zawody, lista startowa jest dosyć podobnie ułożona. Zakładając, że nie mamy do czynienia ze spektakularnym progresem czy zjazdem formy zawodników, którzy przez większą część sezonu skakali przeciętnie, raczej jest to przewidywalne, a dramaturgia zawodów jest bardziej powtarzalna.
Czy nie myślał pan o realizowaniu się w innych formach dziennikarstwa oprócz komentowania?
– Swego czasu w Weszło FM współprowadziłem audycję z Adamem Proboszem. Adam rozwinął „TurDeTur” w podcasty, kanał na Facebooku. Szczerze mówiąc, uważam, że trzeba poświęcić czas, by robić to sensownie. Mimo że nie chodzę codziennie do pracy i nie spędzam tam ośmiu godzin, to mimo wszystko jestem człowiekiem dosyć zajętym z uwagi na swoje liczne aktywności poza pracą. Obawiam się, że na wciśnięcie dodatkowej działalności okołomedialnej mogłoby nie starczyć czasu, a w każdym razie mógłby być problem, by znaleźć czas na realizowanie takich materiałów w sposób akceptowalny dla mnie, to znaczy, żeby to miało ręce i nogi. Może kiedyś, w przyszłości. Tego nie wykluczam. Niemniej nie mam potrzeby, by dodatkowo się lansować w necie. Czas pokaże, do emerytury mam jeszcze dość daleko…
Czy praca komentatora jest w większości pracą zdalną? Przygotowuje się pan do transmisji zwykle w domu?
– Raczej tak. Wszyscy korzystamy z tych samych źródeł, głównie z sieci. Jeśli rozgrywana jest jakaś rywalizacja sportowa, która jest dla nas istotna, nie potrzebujemy do tego nawet telewizora. Wystarczy włączyć komputer czy, będąc w podróży, śledzić relację w telefonie. A więc tak, zwykle można przygotować się do transmisji w domu. To jest robota w dużej mierze zdalna. Wydaje mi się, że to, że nie spotykamy się codziennie na kilka godzin, tylko co jakiś czas, przy okazji wspólnego komentowania, jest po prostu zdrowsze. Wyścigi kolarskie i zawody w skokach zazwyczaj relacjonują dwie osoby. Jeśli spotykamy się regularnie, ale nie codziennie, działa to lepiej także z punktu widzenia odbiorcy.

Bartłomiej Najtkowski
Więcej Zawód: Dziennikarz Sportowy
Bożydar Iwanow: nowe Bernabeu i stadiony na Wyspach Brytyjskich mają wyjątkowy klimat [WYWIAD]
Bożydar Iwanow, obecnie numer jeden jeśli chodzi o komentatorów Polsatu Sport, w tym sezonie towarzyszy Legii Warszawa, relacjonując jej mecze w Lidze Konferencji. A w rozmowie ze SportMarketing.pl odsłania kulisy pracy przy Lidze Mistrzów.![Bożydar Iwanow: nowe Bernabeu i stadiony na Wyspach Brytyjskich mają wyjątkowy klimat [WYWIAD]](https://www.sportmarketing.pl/content/uploads/2025/03/Iwanow-01--1024x628.jpg)
![Tomasz Urban: Filologia germańska była dla mnie wybawieniem [WYWIAD]](https://www.sportmarketing.pl/content/uploads/2025/02/Urban-i-Schick-768x471.jpg)
![Marek Magiera: Jestem dziennikarskim samoukiem [WYWIAD]](https://www.sportmarketing.pl/content/uploads/2025/01/M.-Magiera-01-768x471.jpg)
![Sebastian Staszewski: TikTok jest platformą przyszłości [WYWIAD]](https://www.sportmarketing.pl/content/uploads/2024/12/2170x1330-SPM-768x471.jpg)
