Mała płaca nie popłaca
Oby Artjom Rudnev nie zaczął grać tak marnie, jak wygląda jego konto bankowe. Według nieoficjalnych informacji, napastnik Lecha Poznań może liczyć na podwyżkę.
Choć jest gwiazdą T-Mobile Ekstraklasy, to w Lechu Poznań wciąż zarabia dokładnie tyle, ile wynegocjował rok temu, gdy przyjeżdzał do Polski. W międzyczasie strzelał bramki Juventusowi Turyn i mnóstwo goli na ligowych boiskach. Nic dziwnego, że działacze "Kolejorza" w obawie przed szybkim odejściem bramkostrzelnego snajpera chcą zaoferować mu znaczną podwyżkę.
– To sprawa klubu i Artjoma. Nie chciałbym się w to zagłębiać. Na razie nie ma jednak żadnych ofert. Niczego w stu procentach obiecać nie mogę, ale wierzę, że zostanie z nami co najmniej do końca sezonu i pomoże wrócić Lechowi do Europy – mówi tajemniczo dyrektor sportowy klubu, Andrzej Dawidziuk.
Sytuacja łotewskiego napastnika jest o tyle poważniejsza, że jego zarobki są na bardzo marnym – jak na piłkarza – poziomie. Według informacji "Gazety Wyborczej" jego zarobki oscylują w granicach 200 tysięcy euro rocznie, co oznacza kwotę mniejszą nie tylko od Rafała Murawskiego, czy Manuela Arboledy, ale nawet Vojo Ubiparipa, który przegrał rywalizację o grę w pierwszym składzie na rzecz Rudneva.