13.05.2022 11:40

Maciej Wojs: „Wyniki reprezentacji są motorem napędowym zainteresowania piłką ręczną”

Na początku 2023 Polska będzie współorganizatorem Mistrzostw Świata w piłce ręcznej. Jak obecnie wygląda sytuacja zainteresowania szczypiorniakiem w naszym kraju? Jakie były ostatnie lata dla polskiego handballu? Czy moda na piłkę ręczną niebawem powróci? Te pytania zadaliśmy Maciejowi Wojsowi, dziennikarzowi TVP Sport.

Maciej Wojs: „Wyniki reprezentacji są motorem napędowym zainteresowania piłką ręczną”

Bartłomiej Płonka, SportMarketing.pl: Jak na dzień dzisiejszy można określić szeroko pojęty „rozwój” piłki ręcznej w Polsce? Mam na myśli przede wszystkim zainteresowanie tą dyscypliną zarówno jeśli chodzi o rozgrywki ligowe, jak i reprezentacyjne

Maciej Wojs, dziennikarz TVP Sport: To temat bardzo złożony. Jeśli chodzi o całościowy rozwój dyscypliny, uważam, że idziemy do przodu. Mamy dwie zawodowe ligi, których poziom się podnosi, dwa czołowe polskie kluby biją się o triumf w najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywkach w Europie, a reprezentacje mężczyzn i kobiet nie tylko wróciły na turnieje rangi mistrzowskiej, ale zaczynają w nich osiągać lepsze rezultaty. Wręcz bezcenne dla przyszłości dyscypliny jest też to, że pozytywne wyniki w rozgrywkach międzynarodowych zaczynają notować nasze reprezentacje juniorskie – w tym roku w mistrzostwach Europy zagrają tak nasi juniorzy, jak i młodzieżowcy, do mistrzostw świata juniorek awansowały też nasze reprezentantki do lat 18. Nie możemy zapominać, że to właśni ci zawodnicy i zawodniczki będą w przyszłości stanowić o sile reprezentacji seniorskich, które są motorem napędowym całej dyscypliny. To dlatego szkolenie jest tak ważne i dlatego cieszy mnie, że przed kilkoma laty doszło w tym obszarze do sporych zmian.

Co zaś tyczy się zainteresowania – wraz ze słabszymi wynikami reprezentacji w poprzednich latach, zainteresowanie dyscypliną było bez wątpienia mniejsze. Trochę inaczej wyglądało to może w piłce klubowej, bo tam drużyny ligowe miały swoją stałą grupę fanów, a dodatkowo dobre wyniki Łomży Vive Kielce i Orlen Wisły Płock w europejskich pucharach przypominały nieco „niedzielnym kibicom” o szczypiorniaku. Jeśli jednak reprezentacja zacznie ponownie notować dobre rezultaty, zainteresowanie bez wątpienia będzie większe.

Czy można określić w jakim miejscu jeśli chodzi o hierarchię dyscyplin sportu w Polsce jest piłka ręczna?

To trudne zadanie, ponieważ musimy ustalić co dokładnie kształtuje hierarchię dyscyplin w Polsce. Jeśli weźmiemy pod uwagę zainteresowanie kibiców, mediów i wyniki oglądalności transmisji telewizyjnych, z pewnością przed piłką ręczną będą choćby piłka nożna, siatkówka, skoki narciarskie czy żużel. Jeśli popatrzymy jednak na liczbę osób uprawiających daną dyscyplinę, to oczywiście nie mamy w Polsce więcej skoczków i żużlowców niż szczypiornistów. Po latach pracy w mediach mam poczucie, że w Polsce kibiców konkretnych dyscyplin nie jest wcale tak dużo, jak może się wydawać. Kibic wspiera konkretną drużynę lub sportowca, przede wszystkim reprezentanta Polski.

Dyscypliną globalną jest wyłącznie piłka nożna. W pozostałych zainteresowanie, co rzutuje też na liczbę osób uprawiających daną dyscyplinę, jest zależne od sukcesów polskich sportowców. Kiedy kadra Wenty zdobywała medale mistrzostw świata i biła się o medal igrzysk w Pekinie, mówiono, że piłka ręczna jest trzecią najpopularniejszą dyscypliną w Polsce. W czasach, kiedy sukcesów zabrakło, szczypiorniak wrócił praktycznie do miana sportu niszowego. Jakie jest jego rzeczywiste miejsce w hierarchii w Polsce? Myślę, że z dyscyplin zespołowych futbol i siatkówka są poza zasięgiem, ale nie wydaje mi się choćby, by przegrywał z koszykówką, choć w tę gra zdecydowanie więcej osób.

Jak wiele w kontekście zainteresowania szczypiorniakiem zależy od wyników reprezentacji Polski? Z pewnością lata, kiedy biało-czerwoni nie kwalifikowali się na mistrzowskie imprezy nie pomagały zainteresowaniu piłką ręczną.

Tak jak już wspomniałem, wyniki reprezentacji są bez dwóch zdań motorem napędowym całej dyscypliny. Kibic chce oglądać sukcesy, chce czuć dumę, radować się ze zwycięstw. Pierwszymi sportowymi idolami dzieci zostają zwycięzcy. Sukcesy reprezentacji w latach 2007-2016 były znakomitą reklamą szczypiorniaka. To wtedy kibice zaczęli utożsamiać szczypiornistów z walczakami, którzy nie odpuszczają nawet w sytuacjach, w których są skazani na porażkę. Hasło „na luzie jedną”, historia Karola Bieleckiego, „jedna Wenta” z mistrzostw świata w Chorwacji, heroiczna gra Polaków w mistrzostwach w Katarze, gdzie zmierzyli się ze wspieranymi przez sędziów gospodarzami i fantastyczny mecz o brąz z Hiszpanami, Euro 2016 w Polsce, niesamowite mecze igrzysk w Rio, ale też niespodziewane sukcesy reprezentacji kobiet – to wszystko było pięknym oknem wystawowym dla całej dyscypliny. Każdy kibic wiedział, że w grudniu lub w styczniu dostanie solidną dawkę sportowych emocji. Tym większa szkoda, że później, w latach 2017-2020, ręczna nagle wręcz zniknęła. Obecnie drużyna prowadzona przez Patryka Rombla powoli odbudowuje jej popularność. Mistrzostwa świata w Egipcie w 2021 roku i tegoroczne Euro były pierwszymi sygnałami, że ręczna „wraca”. Mam nadzieję, że kolejny krok zostanie wykonany w styczniu przyszłego roku podczas mistrzostw w Polsce i w Szwecji.

Przechodząc do ligowej piłki ręcznej. Czym dzisiaj PGNiG Superliga może zachęcić kibiców, aby przyjść na halę lub włączyć mecz przed telewizorem?

Myślę, że argumentów jest wiele. Zaczynając od dwóch znakomitych drużyn – Łomży Vive Kielce i Orlen Wisły Płock, z reprezentantami Polski i gwiazdami światowej piłki ręcznej w składach – przez przyjazną atmosferę na trybunach, spójny i estetyczny branding, aż po gwarancję emocji w meczach z udziałem zespołów niemal całej ligi. Poziom rozgrywek z roku na rok rośnie. Osobiście nie pamiętam sezonu, w którym tak duża liczba meczów kończyłaby się rzutami karnymi albo jedno lub dwubramkowymi zwycięstwami którejś z drużyn. Do tego mecze dobrze wyglądają „w obrazku” – transmisje są solidnie opakowane. W niektórych miastach meczom towarzyszą też dodatkowe atrakcje, zwłaszcza skierowane do dzieci. Dużo w tym kierunku robią choćby w Kielcach i Kwidzynie.

Zgodzisz się ze stwierdzeniem, że polskiej Superlidze brakuje więcej eksportowych drużyn? „Niedzielny kibic” zazwyczaj zainteresowany będzie jedynie meczami VIVE Kielce oraz Wisły Płock.

Tak, zgodzę się. Marzy mi się, jako dziennikarzowi zajmującemu się piłką ręczną, by drużyn regularnie i z sukcesami bijących się w Europie było więcej. To pomogłoby w budowie zainteresowania dyscypliną, wpłynęłoby na jej popularność. Co tu dużo mówić – dobre wyniki Łomży Vive Kielce i Orlen Wisły Płock przykuwają uwagę i kibiców, i mediów. Mam w pamięci, że po dwóch zwycięstwach nad Barceloną kielecki klub trafił na okładkę „Przeglądu Sportowego”. Chciałbym, by tak działo się częściej, również w przypadku Wisły, Azotów Puławy, Górnika Zabrze czy jakiejkolwiek innej polskiej drużyny piłki ręcznej.

Dlaczego Superliga na przestrzeni lat tak często zmieniała system rozgrywek? Podział na grupy, play-offy, teraz rezygnacja z play-offów – można było się w tym wszystkim mocno zagubić.

Myślę, że wynikało to z trudności w znalezieniu najbardziej optymalnego systemu, który będzie zarazem gwarantował emocje na przestrzeni całego sezonu, jak i będzie po prostu możliwie najbardziej sprawiedliwy. W przypadku systemu play-off, choć nie można mu odmówić widowiskowości, podnoszone były głosy, że nie jest do końca sprawiedliwy – tak naprawdę cały wysiłek ponoszony w trakcie sezonu regularnego odchodzi w cień, a wszystko sprowadza się do dwumeczu danego etapu fazy play-off. Jestem w stanie się z tym zgodzić, choć mam też poczucie, że obecny system nie zapewnia takiej kumulacji emocji na finiszu ligi, jaki mogłaby zapewnić faza play-off. Choćby przed rokiem mistrza Polski poznaliśmy jeszcze przed rewanżowym meczem Łomży Vive z Orlen Wisłą w ostatniej serii spotkań, teraz też kwestia brązowego medalu została rozstrzygnięta na długo przed finałem sezonu. Wydaje mi się, że w kwestii walki o złoto format rozgrywek nie ma jednak aż takiego znaczenia. Tak Łomża Vive, jak i Orlen Wisła na tyle wybijają się ponad ligową stawkę, że trudno spodziewać się, by w fazie play-off mogły zostać wyeliminowane na etapie ćwierćfinału lub półfinału, dlatego ich rywalizacja o tytuł i tak sprowadzi się do dwóch bezpośrednich starć. Play-offy owszem, dostarczają więcej emocji, ale przede wszystkim w rywalizacji o brąz.

Muszę zapytać o konflikt związany z terminem ostatniego meczu sezonu pomiędzy Wisłą a VIVE. Uważasz, że spotkanie w Płocku powinno zostać przeniesione na inny termin z uwagi na mecze kielczan w Lidze Mistrzów?

Tak, uważam, że powinno zostać przeniesione, tak jak i uważam, że w obecnej sytuacji, w której znalazł się klub z Płocka, również powinno dojść do zmiany terminu z 24 maja. Oczywiście mam świadomość, że choćby ze względu na ramówkę telewizyjną, nie było już teraz ku temu możliwości. Ogólnie jednak czuję pewnego rodzaj żal i zażenowanie, że cała ta sprawa potoczyła się w ten sposób. Mam poczucie, że osiągnięto odwrotny cel od zamierzonego – a tym celem była przecież chęć pomocy naszym dwóm eksportowym klubom w walce w europejskich pucharach. Cel sam w sobie miał sens, bo jak podkreślałem wcześniej, motorem napędowym dla rozwoju całej dyscypliny, a w tym przypadku również Superligi, są sukcesy na arenie międzynarodowej – czy to w rozgrywkach klubowych, czy w rozgrywkach z udziałem drużyn narodowych. Teraz, niestety, pokrzywdzona w całej sytuacji jest Orlen Wisła. Nie chcę wnikać w to, po kogo stronie leży wina. Faktem jest jednak, że cała ta sprawa zrobiła więcej złego niż dobrego dla polskiej piłki ręcznej.

Skupiamy się głównie na piłce ręcznej mężczyzn, a na koniec chciałbym zapytać o PGNiG Superligę Kobiet. Na jakim etapie rozwoju są rozgrywki u pań i jak dużym cieszą się zainteresowaniem?

Z pewnością pomiędzy rozgrywkami mężczyzn a kobiet widać sporą różnicę – tak w kwestii poziomu rozgrywek, jak i towarzyszącego im zainteresowania. Czołowe kluby w Polsce mają swoją stałą bazę fanów, jednak nawet choćby w przypadku aktualnych mistrzyń Polski, MKS Zagłębia Lubin, rzadkością jest, by ponad 3-tysięczna hala w Lubinie wypełniła się do ostatniego miejsca. Ważnym krokiem w rozwoju było utworzenie ligi zawodowej i narzucenie klubom określonych wymogów licencyjnych. Główną bolączką kobiecego szczypiorniaka jest jednak jego niedofinansowanie – polskie kluby pracują na zbyt małych budżetach, by na poważnie zaistnieć w Europie, aczkolwiek choćby wspomniane Zagłębie zanotowało przyzwoity start w tegorocznej edycji Ligi Europejskiej.

Udostępnij
Bartłomiej Płonka

Bartłomiej Płonka