Branża fitness protestuje. „Sytuacja jest tragiczna”
- Mamy troszkę wrażenie, że rządzący nie do końca wiedzą, co zamknęli - mówi Tomasz Napiórkowski, prezes Polskiej Federacji Fitness. Nie ukrywa, że branża jest w bardzo złej sytuacji. W piątek przedsiębiorcy protestowali na ulicach Warszawy.
Łączą siły
– Niejeden z nas marzył w weekend by być sprzedawcą chryzantem. Firmy z tej branży od razu dostały pomoc, nasze sektory nadal walczą o byt – napisała na swoim profilu na Facebooku Polska Federacja Fitness. Przedstawiciele twierdzą, że dotychczasowa pomoc rządu dla ich sektora jest niewystarczająca. Swoje niezadowolenie chcieli pokazać także na ulicach Warszawy, gdzie zorganizowano protest przedsiębiorców.
– Połączyliśmy siły z innymi, zamkniętymi branżami. Tak zwane rozmowy sektorowe nic nie wniosły. Otrzymaliśmy tę samą niby tarczę, która nie była skierowana do przedsiębiorców. Sytuacja jest tragiczna – mówi Tomasz Napiórkowski, prezes PFF. Sektor fitness połączył siłę z organizatorami eventów, przedstawicielami gastronomii oraz hotelarstwa.
– Zaraz minie miesiąc od zamknięcia, a nadal nie wiemy, jakie otrzymamy wsparcie. W środę lub czwartek miało być posiedzenie sejmu, na którym miały być uchwalane nowe tarcze, ale zostało przełożone. Niby ze względu na pandemię, ale wiemy, że są wątpliwości większości parlamentarnej – dodaje Napiórkowski.
Nikłe wsparcie
– Mamy troszkę wrażenie, że rządzący nie do końca wiedzą, co zamknęli – kontynuuje Napiórkowski. Według wyliczeń PFF w czterech protestujących w Warszawie branżach zatrudnionych jest łącznie 3 miliony osób.
– Na ten moment formalnie nie może liczyć się na żadne wsparcie. Jeśli utrzymanie klubu fitness w miesiącu, takiego 1000 m2, ze wszystkimi kredytami, czynszami a bez wynagrodzeń kosztuje ok. 100 tys. złotych, to w czym mi pomoże pożyczka 5 tysięcy? – pyta retorycznie Napiórkowski.
W piątek premier Mateusz Morawiecki przedstawił nowe instrumenty pomocy dla przedsiębiorców. Wkrótce zapytamy przedstawicieli branży, jak zmienia to ich sytuację.