Co z polskim pływaniem podczas pandemii? Są szanse, ale też problemy
60 tysięcy złotych to pula nagród ostatniego Memoriału Marka Petrusewicza. - To spora kwota - mówi Alicja Tchórz, pływaczka, mistrzyni Europy i jedna ze współorganizatorek zawodów. Porozmawialiśmy z nią o sytuacji polskiego pływania w czasach pandemii. Zapowiada, że nie powiedziała jeszcze organizacyjnie ostatniego słowa, jednak problemów z powodu koronawirusa nie brakuje.
Jeśli mówimy o sporcie i myślimy o branżach, które najbardziej ucierpiały podczas pandemii niemal natychmiast wspominamy o właścicielach siłowni, klubów fitness. Sportowcy, jak i osoby trenujące rekreacyjnie mają jednak możliwość ćwiczenia w domach. Dla biznesu to bardzo zła wiadomość, jednak chcący podtrzymać swoją formę mają taką szansę.
W Polsce bardzo trudne miesiące za pływakami. – Na całe szczęście, to nie jest taki lockdown, jaki mieliśmy w marcu. Wtedy zamknięto wszystkie baseny całkowicie – mówi nam Alicja Tchórz, polska mistrzyni Europy oraz olimpijka, która przygotowuje się do zmagań w Tokio. – Teraz jest już troszeczkę stabilniej. Nie jest dobrze, ale na pewno stabilniej pod względem obostrzeń. Imprezy muszą odbywać bez publiczności, a co do liczby uczestników, to też jest już tak zaostrzone, że bardziej chyba nie będzie – twierdzi.
Ale nawet w takich warunkach można dbać o rozwój dyscypliny, co pokazano we Wrocławiu.
Duży promyk nadziei
Tchórz była jedną ze współorganizatorek 31. Memoriału Marka Petrusewicza, który spokojnie można uznać za największą imprezę pływacką w ostatnim czasie, choć pracujący nad wydarzeniem musieli poradzić sobie z wieloma przeciwnościami.
– Mieliśmy problem z tym, że chcieliśmy użyć 50 procent pojemności trybun. Zaczęliśmy sprzedawać bilety. Okazało się, że możemy 25 procent. W przeddzień zawodów, o godzinie 18, weszły w życie przepisy o zamykaniu pływalni. Wahaliśmy się, czy nie odwołać imprezy. Później okazało się, że w ministerstwie poszli po rozum do głowy. Oddzielono sport i naukę od rekreacji. To umożliwia szkolenie dużej grupie osób – wylicza Tchórz.
Na plakatach promujących imprezę pojawiła się ważna informacja. „Pula nagród: 60 tysięcy złotych”. Kwota, która robi wrażenie. – Dla pływaków to dużo. Na mistrzostwach Polski nie ma żadnych nagród dodatkowych. Na Grand Prix Polski nagrody otrzymuje ósemka najlepszych zawodników i to niewiele większe za cały cykl niż nasze w jednej konkurencji – mówi pływaczka.
Organizatorzy zapowiadają, że to nie jest ich ostatnie słowo. – Mamy w planach powiększenie tej puli, szczególnie dla juniorów. W przyszłym roku myślę, że będzie jeszcze wyższa, a zawody odbędą się w normalnym tempie, warunkach. Kto wie, może w przyszłości przeniesiemy memoriał do Hali Orbita bądź Hali Stulecia. Cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Będziemy dążyć do tego, żeby to była rozpoznawalna impreza w Europie, a nawet na świecie – mówi Tchórz, która podczas rozmowy nie kryje obaw o przyszłość pływania. Przyznaje, że wszyscy są już zmęczeni skutkami pandemii, a to może odbić się na pasjonatach rywalizacji w wodzie.
Niepewny cel
– Nie mamy pewności, że w przyszłym roku obędą się najważniejsze imprezy. Oczywiście najważniejsze są igrzyska olimpijskie, ale nie wiemy, co z mistrzostwami świata, mistrzostwami Europy. Ten brak celu może powodować, że wiele osób zrezygnuje z uprawiania tego sportu – celnie zauważa mistrzyni pochodząca z Kalisza.
Sama mówi, że obecnie znajduje się w uprzywilejowanej pozycji, bowiem została zaproszona do rywalizacji w ramach International Swimming League i przez 6 tygodni będzie ścigać się w Budapeszcie.
Co z innymi, którzy jeszcze pracują na swoją pozycję?
– Treningi są możliwe, jednak wszystko zależy od przychylności władz basenu. Jeśli one uznają, że otwieranie obiektu tylko dla grupy sportowców może być problematyczne. Muszą zapewnić ochronę, ratowników, osoby na recepcji czy pomagające sprzątać. Pomijam ogrzewanie basenu – wylicza problemy. – To nie jest sport, jak lekkoatletyka, gdzie można pobiegać gdziekolwiek. Szczególnie podczas zimy nie mogę iść pływać w rzekach czy akwenach otwartych. To inna bajka – mówi.
Dlaczego pływalnie?
U progu drugiej fali pandemii rząd bardzo szybko zamknął baseny. Pytamy ekspertki, gdzie leży największy problem pływalni, przez króry władze szybko zdecydowały się na radykalne kroki. – W samej niecce basenu, gdzie jest chlor, jesteśmy zupełnie bezpieczni. Z tego co się orientuję, największym problemem jest powietrze dookoła tej niecki oraz w szatniach. Jest wilgotne i to doskonałe warunki do rozprzestrzeniania się wirusa, czego się dowiedziałam i doczytałam – przekonuje Alicja Tchórz.
– Nie było ognisk w klubach pływackich i na basenach. Zorganizowaliśmy zawody, było naprawdę wielu uczestników. Byłam badana w czwartek, przed zawodami i tuż po nich. Jestem czysta. To pokazuje, że ten chlor chroni. Jeżeli będzie się używać 50-procentowego obłożenie basenów, kontakt będzie znikomy i mniejszy niż chociażby w marketach. Myślę, że należy dobrze uargumentować to „u góry” – dodaje.
Od października baseny nie będą otwarte dla rekreacyjnego uprawiania sportu. Wyjątek stanowią zawody sportowe oraz zorganizowane zajęcia szkolne, studenckie bądź dla seniorów. To łagodniejszy „lockdown” od wiosennego, który paraliżował pływalnie. Kto wie, jak byłoby i tym razem, gdyby nie szybki protest Otylii Jędrzejczak.
Ważny głos
Złota medalistka olimpijska do tej pory działała w społecznej radzie kobiet przy Ministerstwie Sportu. To ona szybko zareagowała i porozmawiała z Piotrem Glińskim, wicepremierem oraz ministrem Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.
– Ma bezpośredni kontakt przy ludzi u władzy. Politykom łatwiej zbyć mniejsze grupy. Pokazaliśmy, że jesteśmy dużą grupą – dodaje Tchórz. To ważne, że jeden z wiodących głosów wyszedł ze środowiska i pozwolił uniknąć kolejnej zapaści, na które polskie pływanie nie może sobie pozwolić.
fot. Andrzej Fiedkiewicz / Zawody Pływackie Memoriał Marka Petrusewicza