22.11.2024 08:00

Michał Korościel: komentując skoki, czasami trzeba być gawędziarzem [WYWIAD]

Michał Korościel, dotychczasowy gospodarz studia podczas zawodów w skokach narciarskich, od tego sezonu będzie je komentował z Igorem Błachutem w Eurosporcie i TVN-ie. Przed nadchodzącym sezonem podzielił się z nami wrażeniami.

Michał Korościel: komentując skoki, czasami trzeba być gawędziarzem [WYWIAD]
Autor zdjęcia: Eurosport Polska

Bartłomiej Najtkowski, SportMarketing.pl: Do tej pory dał się pan poznać fanom skoków narciarskich jako prowadzący studio, teraz będzie je pan komentował. Jak wyglądały przygotowania do nowej roli – trwały długo, a może woli pan być spontaniczny i przekonać się niebawem w praktyce, jak to będzie?

Michał Korościel, komentator Eurosportu i dziennikarz Radia Zet – Lubię komentować spontanicznie, ale jednak przygotowywałem się trochę bardziej skrupulatnie niż do prowadzenia studia, bo będąc gospodarzem programu, nie muszę wyrażać opinii. Tym zajmują się eksperci.

Zdaję sobie sprawę, że teraz będę musiał mówić i wiedzieć więcej. Dlatego oglądałem sporo materiałów sprzed lat. Dzwoniłem do kolegów z południa Polski, którzy są blisko skoczków cały czas. Dużo czytam – standardowo, nie wymyśliłem koła na nowo.

Zdobył już pan doświadczenie jako komentator żużla. To o tyle ciekawe, że speedway wiąże się z dużym rozmachem, a skoki są dość specyficzne. Będzie to zatem dla pana przeskok?

– Zgadzam się. Żużel i skoki różnią się pod względem dynamiki. Słuchając komentatorów podczas transmisji skoków, czasami miałem wrażenie, że konieczne jest przejście do gawędziarstwa. Jeśli wieje przez dziesięć minut i wyświetla się komunikat „jury meeting in progress”, to trudno przez cały czas utrzymywać wielkie napięcie i mówić: „już za chwilę, już za moment 38. zawodnik w kwalifikacjach usiądzie na belce”. To byłoby absurdalne.

Trzeba zająć się opowiadaniem. Inaczej to wygląda, gdy mamy wiele efektownych skoków. Jeśli natomiast emocji wyraźnie brakuje, trzeba bardziej wejść w rolę opowiadacza niż komentatora.

Przed tym sezonem trudno być optymistą w ocenie szans Polaków na sukcesy. A czy pan wiąże nadzieje z występami naszych skoczków?

– Oczywiście. Jestem nie tylko komentatorem, ale też kibicem. Zakładam, że w każdym kibicu jest nadzieja, że będzie lepiej niż w minionym roku. Gdybyśmy podchodzili do śledzenia zawodów, będąc przekonanymi, że nic dobrego z tego nie będzie, to słabo oglądałoby się te zmagania. Zawsze liczę na to, że człowiek, któremu kibicuję, spisze się lepiej niż ostatnio.

Co więcej, są logiczne przesłanki, które nadają tej wierze pewną racjonalność. Słyszę chociażby, że Dawid Kubacki radzi sobie nieźle, Olek Zniszczoł na treningach w Wiśle miał kilka przyzwoitych skoków. Każdy wie, że Paweł Wąsek wygrał letnie Grand Prix. Wierzę, że last dance Kamila Stocha nas nie zawiedzie. Nie twierdzę, że będziemy dominatorami, jak momentami za Horngachera, ale nastawiam się na lepsze wyniki niż w minionym roku.

A jak ocenia pan zmiany w zawodach od strony organizacyjnej? Mam na myśli przepisy, które mają zostać teraz wdrożone.

– Myślę, że fakt, że będzie można użyć tylko 10 kombinezonów w sezonie, jest dobrą zmianą. Chociaż trzeba mieć na uwadze, że FIS, wprowadzając tę zmianę, chce wyrównać szanse. Bogate reprezentacje, takie jak my czy Niemcy, mogą szyć tych kombinezonów niezliczoną ilość, a biedniejsze drużyny są skazane na kilka w sezonie i wobec tego władze skoków uznały: 10 to maksimum.

Wracając do komentowania, zastąpi pan Marka Rudzińskiego, czyli legendę dziennikarstwa sportowego. To dobry moment, by zapytać, czy ma pan swoich mistrzów, mentorów, autorytety, które pana inspirują?

– Lubiłem słuchać, jak Marek komentował zawody z Igorem Błachutem. Wcześniej podobało mi się, jak wielkie sukcesy Małysza relacjonował Włodzimierz Szaranowicz, ale czy będę się kimś inspirował? Myślę, że nie. Jestem inny. Doceniam ich pracę, znakomicie „sprzedawali” siebie, swoją naturę, a Igor cały czas to robi. Ale chcę pozostać sobą.

Praca w radiu i telewizji – jaka jest różnica?

– Czasami mam poczucie, że wolę pracować w radiu, bo tam wszystko zależy ode mnie. Radio Zet nie jest komercyjne, więc nie ma tam realizatora, czyli… faceta od guziczków. W Radiu Zet każdy sam umie obsługiwać guziczki. Jasne, jest dyrektor muzyczny, który układa playlistę i na dobór piosenek nie mam wpływu, ale to, co mówię i kiedy mówię, zależy ode mnie. Jeśli coś zrobię dobrze, wiem, że to jest moja zasługa, natomiast jeśli coś zrobię źle, to mogę mieć pretensje tylko do siebie.

Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem – takie podejście czasami jest fajne, ale z drugiej strony praca w telewizji, umiejętność dogadania się z tymi ludźmi, z którymi muszę współpracować, to też jest istotna wartość. Główna różnica polega na tym, że w telewizji muszę kilku osobom zaufać. To uczy umiejętności współpracy, pozwala nabrać pokory. Tymczasem w radiu jest z grubsza tak, że ktoś sadza mnie za mikrofonem i mówi: „do dzieła, teraz ty”. W radiu nie trzeba się też wielce stroić. Choć teraz, pracując w budce komentatorskiej, też nie będę musiał zakładać garnituru, co jest bez wątpienia plusem…

To było zaskoczenie, że redakcja postawiła na pana jako komentatora skoków?

– Na pewno. Chociaż już na początku poprzedniego sezonu Marek Rudziński zadeklarował, że to jest jego ostatni sezon jako komentatora skoków i przyznał, że rozstanie się z tą dyscypliną po zawodach w Planicy. Wtedy stało się jasne, że ktoś będzie musiał go zastąpić.

Czy myślałem wówczas o sobie? Raczej nie, ale pod koniec lutego zacząłem podejrzewać, że coś jest na rzeczy, bo zadzwonił do mnie kierownik produkcji Eurosportu Maciej Słomczyński i powiedział: „słuchaj, pokombinuj tak w tym studiu, żebyś zrobił zakład z Markiem Rudzińskim i skomentował prolog w Oslo, a on będzie w studiu”. I w ten sposób skomentowałem zawody z Igorem Błachutem.

Pomyślałem wtedy, że przecież to nie była tylko taka zabawa, ale coś poważnego. Po zakończeniu sezonu latem zaczęliśmy o tym rozmawiać. A zatem to było zaskoczenie, ale nie ogromne, bo wiedziałem, że ktoś musi zająć miejsce Marka Rudzińskiego.

Czy Eurosport przygotowuje dla widzów jakieś nowinki?

– Widzowie przekonują się o tym wkrótce, oglądając zawody.

Udostępnij
Bartłomiej Najtkowski

Bartłomiej Najtkowski