22.10.2024 09:35

Uczył hiszpańskiego Lewandowskich. „Piłkarze są jak maszyny”

Piotr Kruk zna siedem języków obcych i od lat wspiera polskich przedsiębiorców, managerów i sportowców w nauce. – Szkoda czasu na uczenie się byle czego, kiedy naszą nadrzędną potrzebą jest umiejętność mówienia na określone tematy, w określony sposób i na określonym poziomie w danym momencie – powiedział w rozmowie ze SportMarketing.pl.

Udostępnij
Uczył hiszpańskiego Lewandowskich. „Piłkarze są jak maszyny”

Jakub Kłyszejko, redaktor naczelny portalu SportMarketing.pl: W dzisiejszych czasach sportowiec jest w stanie poradzić sobie za granicą bez dobrej znajomości języka obcego?
Piotr Kruk, poliglota, autor książek, nauczyciel m.in. Roberta i Anny Lewandowskich, Ewy Pajor czy Bartosza Białka: – To pytanie z serii czy Polak wyjeżdżający za granicę za chlebem, np. do pracy w Holandii czy Wielkiej Brytanii jest w stanie sobie poradzić bez znajomości języka? Oczywiście – jakoś sobie poradzi. Ktoś zawsze mu pomoże. Ale niestety bez znajomości języka obcego będzie nie tylko uzależniony od innych i tego, co mu przekażą, lecz również osamotniony. Będzie miał poczucie bariery w komunikacji i braku sprawczości. Mówimy tu nie tylko o zwykłym, codziennym życiu, ale również rozmowach w szatni, komunikacji z innymi zawodnikami i ze sztabem trenerskim, sponsorami oraz kibicami. Bez znajomości języka tego wszystkiego nie ma, więc trudno jest funkcjonować w obcym kraju.

Jak ważną rolę w świecie sportu odgrywają języki obce?
– Dziś w dobie potężnej roli marketingu i budowania silnej marki osobistej rola języków obcych stała się jeszcze ważniejsza. Widzimy to nie tylko na przykładzie takich sportowców jak Novak Djoković czy Robert Lewandowski, którzy są w stanie odpowiadać na pytania dziennikarzy, rozmawiać z kibicami lub brać udział w konferencjach prasowych bez udziału tłumacza, ale również, czego już nie widzimy, wykorzystywać język w kontakcie z kolegami z drużyny i na boisku, gdzie skuteczność oraz szybkość komunikacji bezpośrednio wpływa na jakość pracy całego zespołu. Wyobraźmy sobie zawodnika, który nie rozumie poleceń lub wskazówek trenerów i nie do końca wie, co robić oraz czego od niego oczekują. To może być spory kłopot i rzecz, która zdecydowanie spowalnia proces integracji w nowym klubie. Co na samym początku jest niezwykle ważne. W drugą stronę – jeśli mamy zawodnika, który od początku zachwyca, jest komunikatywny i pokazuje, że pragnie stać się integralną częścią klubu oraz całej społeczności wokół, staje się tam niemal pół-Bogiem. I wszyscy o tym mówią. Wszyscy go chwalą. Wszyscy się zachwycają. Dzieją się same wspaniałe rzeczy. A on dostaje skrzydeł. Nie tylko na boisku.

Widzi pan postęp, jeżeli chodzi o polskich sportowców, którzy komunikują się w językach obcych?
– Nadal mamy do czynienia z zawodnikami, którzy albo jeszcze nie mają świadomości, jak bardzo języki obce są istotne w rozwoju profesjonalnej kariery albo już to wiedzą, ale je ignorują. Moim zdaniem – do czasu.
Jednocześnie wśród polskich sportowców z najwyższej półki widać zrozumienie ważności języków w ich rozwoju zawodowym. Nie tylko w kontekście samej gry, o czym wspomniałem już powyżej, ale również pod względem mentalnym. Zawodnik, który jest w stanie rozmawiać z kolegami czy koleżankami w sposób bezpośredni, naturalny, szybko zaczyna czuć się integralną częścią danego zespołu. Czerpie radość z bycia częścią zespołu i lokalnej społeczności, ale też rozumie wskazówki i polecenia. Zaczyna więc grać lepiej, lepiej się asymiluje w nowym klubie i zdecydowanie szybciej wchodzi w swoją rolę.

Kiedy zauważył pan zmianę pod tym względem? Wydaje się, że jeszcze kilka lat temu nie było z tym tak dobrze.
– Nie jest to rzecz nowa. W pracy nad moją drugą książką („Języki obce w karierze polskich prezesów, dyplomatów i mistrzów świata”) wywiadu udzielił mi Grzegorz Krychowiak, który jak być może wiadomo, zna kilka języków obcych. W wieku 16 lat miał okazję grać w Girondins Bordeaux i jak sam twierdzi „uczenie się języka i dążenie do opanowania go, w jak najlepszym stopniu to po pierwsze element szacunku do kibiców i klubu, w którym grasz, a po drugie absolutna konieczność, jeśli chcesz funkcjonować jako pełnoprawny członek zespołu.” W tamtym czasie, jak wspomina, jego klub na równi stawiał naukę języka i piłkę, mając świadomość ważności mentalnej części sportu. Asymilacji, możliwości komunikacji i rozwoju zawodnika. Bo cóż nam po sprawności fizycznej młodego piłkarza, skoro nie rozumie on, jak wykorzystać w nowych realiach swoje atuty i czego chcą od niego trenerzy.

Dziś takim dowodem jest Robert Lewandowski, dla którego język hiszpański jest już trzecim językiem obcym, a za chwilę Ewa Pajor, która po niemieckim i angielskim, niedawno sięgnęła po kolejny. Nasi kapitanowie stają się zatem pewnego rodzaju prekursorami w tym obszarze, ale też doskonałym wzorem dla młodzieży oraz kolejnych pokoleń piłkarzy. Oby więcej takich przykładów!

Jak szybko jesteśmy w stanie przyswoić potrzebny zakres słów, który pomoże nam w komunikatywnym posługiwaniu się językiem obcym?
– To trudne pytanie, bo nauka języka nigdy się nie kończy. I też nie ma jednego punktu, kiedy to uznalibyśmy, że oto właśnie w tym momencie zaczynamy mówić komunikatywnie w języku obcym. Zaryzykuję stwierdzenie, że wszystko zaczyna się dziać już po kilku dniach. O ile od samego początku koncentrujemy się na indywidualnych potrzebach, na tzw. small talku, na umiejętności odpowiadania na najczęściej pojawiające się pytania, a w przypadku sportowców to również mówienie o wrażeniach ze spotkania czy meczu, o szybkiej komunikacji na korcie czy boisku, na rozumieniu pytań i odpowiadaniu na nie. W przypadku Wiktorii Maciuszek (wielokrotna mistrzyni Polski w pływaniu) myśleliśmy również o jej przyszłości w jednym z amerykańskich klubów, do którego miała się przenieść. Kiedy się nad tym wszystkim skupimy, określimy najważniejsze obszary i od samego początku zaczniemy je realizować w sposób mądry, a jednocześnie bardzo poukładany, efekty pojawiają się już po kilku dniach. A potem to wszystko już tylko pogłębiamy i rozszerzamy, dbając jednocześnie o tzw. automatyzm językowy. Czyli mówienie bez myślenia, jak to powiedzieć. Dokładnie tak, jak robimy to po polsku.

Z jakich narzędzi najczęściej korzystają sportowcy w trakcie nauki?
– Odpowiem nieco przewrotnie – ale to ważne. Z każdego narzędzia, które umożliwia im kontakt z językiem obcym przez cały dzień. Bo musimy wziąć pod uwagę to, że sportowcy, oprócz standardowych treningów, meczów klubowych oraz tych z reprezentacją narodową, często biorą udział we wszelkiego rodzaju kampaniach reklamowych, spotkaniach sponsorskich i zobowiązaniach wynikających z podpisanych kontraktów, a także akcjach społecznych wykorzystujących popularność sportowca na potrzeby określonych inicjatyw publicznych. Tych zadań, obok aktywności sportowej jest całkiem sporo. Dlatego pierwszą rzeczą, którą zawsze robimy jest dopasowanie metod do możliwości technicznych i czasowych określonego zawodnika. Wykorzystujemy zatem kanały na YouTube, aplikacje, fiszki papierowe, media społecznościowe, specjalną platformę do wzajemnej komunikacji, a także ChatGPT do tworzenia poszczególnych scenariuszy. Mówiąc krótko – technologia i dopasowanie sposobów nauki do stylu życia oraz realizacja określonych potrzeb są kluczem do rozwoju językowego zawodnika i umożliwienia mu jak najszybszej komunikacji.

Coraz bardziej popularne aplikacje są w stanie „nauczyć nas” języka obcego?
– Niestety nie. Wiem, to rozczarowujące. A jednocześnie mówiąc wprost – nieco mydlące nam oczy. Proces nauki języka jest nie tylko znacznie bardziej złożony, ale przede wszystkim ogromnie zindywidualizowany. Szkoda czasu na uczenie się byle czego, kiedy naszą nadrzędną potrzebą jest umiejętność mówienia na określone tematy, w określony sposób i na określonym poziomie w danym momencie. To tak jakby komuś, kto nigdy nie biegał, dać buty i kazać mu biec. Kiedy ten nie wie, ile, od czego zacząć, w którą stronę się poruszać i jak daleko popędzić. Jedno narzędzie to za mało. Konieczne jest ustalenia planu, określenie deadline’u w danym obszarze posługiwania się językiem, konsekwentne realizowanie tego planu i otoczenie się językiem w możliwie szeroki sposób. Aplikacje językowe są spoko. Pozwalają stać się systematycznym, są ciekawe, mają elementy grywalizacji i współzawodnictwa. Ale powinny być częścią całego ekosystemu, a nie jedynym punktem styku z językiem obcym.

Ile czasu dziennie wystarczy, aby stopniowo, ale regularnie przyswajać język?
– „Ile czasu dziennie” to zupełnie inny sposób myślenia niż ten, którego fanem jestem. Kiedy napisałem swoją pierwszą książkę „Język obcy w 6 miesięcy” (właśnie opublikowaliśmy jej drugie, mocno odświeżone wydanie), pytanie o to, ile dziennie trzeba uczyć się języka, by się go nauczyć w 6 miesięcy było tym, które pojawiało się najczęściej.
Zawsze odpowiadam, że „cały dzień”. Ale nie bezpośrednio. Nie w formie „siadam i się uczę”. Lecz poprzez różne metody towarzyszące nam przez cały dzień w tak zwanym międzyczasie. Zaczynając od porannej, dwuminutowej sesji z fiszkami przy dobrej kawie i radiu w języku obcym w tle, poprzez dojazdy do pracy w towarzystwie podcastów, ChatGPT, maile, newslettery oraz komentowanie w języku obcym pod cudzymi postami, aż po YouTube czy Netflix wieczorem. W ten sposób, właściwie jesteśmy w stanie „uczyć się” języka obcego przez cały dzień. Choć słowo „uczyć się” nie jest tu właściwe. Mając zatem kontakt z językiem obcym każdego dnia w wielu różnych miejscach i momentach, więcej pamiętamy, mniej zapominamy, więcej rozumiemy, więcej mówimy czy piszemy, a postęp ten jest widoczny z dnia na dzień.

Skonfrontujmy to teraz z jedną godziną w całym tygodniu, w trakcie której klasycznie ludzie próbują nauczyć się języka obcego. Nie robiąc nic lub prawie nic poza samą lekcją. W ten sposób tego nie zrobimy. Dlatego zachęcam wszystkich do brania przykładu z małych dzieci i spojrzenia na to, w jaki sposób uczą się języka ojczystego. Są totalnie pochłonięte komunikacją i co ważne – uczą się mówić krótkimi frazami.


Jakimi uczniami są piłkarze?
– Są jak maszyny (śmiech). I świetnie się z nimi pracuje. Dotyczy to również pływaków, tenisistów, windsurferów czy zawodników MMA, bo z takimi też pracowałem. Podobnie jak w sporcie, również nauka języków wymaga konsekwencji, pracy mimo zmęczenia i potu, a nade wszystko realizacji określonych zadań. W tym obszarze sportowcy są naprawdę nieźli. Bardzo skoncentrowani na celu, ogromnie zaangażowani i niesamowicie systematyczni. Bez tego, zarówno w językach obcych, jak i na boisku nie osiągnęliby zapewne swojego sukcesu.

Pomagał pan w nauce hiszpańskiego Robertowi i Ani Lewandowskim, teraz pracuje pan z Ewą Pajor. „Lewy” zaimponował błyskawicznym przyswojeniem tego języka. Co było kluczem do sukcesu?
– Jego ogromne zaangażowanie i nastawienie na szybkie osiągnięcie celu. Był zawsze świetnie przygotowany i ze spotkania na spotkanie było widać duże postępy. Mocno również pracował pomiędzy nimi, aby nie odkładać wszystkiego na tą jedną czy dwie wspólne godziny w tygodniu. Druga rzecz to analiza określonych potrzeb i myślenie o efekcie końcowym: komunikacja w szatni i na boisku, komunikacja ze sztabem trenerskim, komunikacja z kibicami w Barcelonie, codzienne życie w Hiszpanii, rozmowy z dziennikarzami i odpowiadanie na ich pytania, podziękowania w przypadku odebrania nagrody na scenie… tu nie było przypadku. Efekt, który dziś widzimy to przede wszystkim późniejsza, ciągła praca nad językiem samego Roberta. Czyli potężne rozwinięcie tego, co wspólnie zaczęliśmy.

W jaki sposób nad tym pracowaliście?
– To nie był dla niego łatwy czas. Zaczynał właśnie grę w nowym klubie, musiał zorganizować sobie życie w nowym kraju, w nowym mieście, zadbać o rodzinę, a jednocześnie grał w mistrzostwach świata w Katarze. Szukaliśmy zatem skrawków czasu, jakimi dysponował, jak na przykład dojazdy do centrum treningowego, poranków w domu, chwil spędzonych w samolocie oraz momentów między meczami. Jednak bez pracy własnej nad językiem to wszystko nie udałoby się. Dlatego starałem się mu pokazać, co robić samemu, kiedy na wspólne spotkania nie ma szans. I jak dobrze wykorzystać pod kątem nauki języka dostępną technologię – od mediów społecznościowych, poprzez określone wtyczki w przeglądarkach, zwykłe fiszki papierowe aż po kanały na YouTube. Podobnie działo się wcześniej w przypadku pływaków, tenisistów oraz mistrzów wielu różnych dyscyplin.

W pierwszej kolejności kładł pan nacisk na zwroty piłkarskie, słownictwo, które przyda się w komunikacji z kolegami z zespołu, dziennikarzami?
– Nie. To pojawiło się nieco później. Najważniejsza na początku była podstawowa komunikacja: umiejętność odpowiadania na proste pytania, mówienie o tym, jak mu się podoba w Hiszpanii, o tym, że właśnie uczy się języka oraz o wszystkich ważnych sprawach, których wszyscy potrzebujemy, kiedy przeprowadzamy się do nowego kraju. Ze small talkiem na czele. Dopiero później rozwinęliśmy kwestie związane ze sportem, choć słowo „później” dla niektórych może oznaczać „od razu”. W nauce języków niezwykle ważna jest kwestia psychologiczna. Czyli poczucie, że coś już potrafię, że sobie radzę, że zaczynam rozumieć i mówić. To daje mentalny napęd do zwiększenia ilości języka w życiu i motywację do działania. Że cały proces ma sens. Że wreszcie działa.

Ile czasu zajęło „Lewemu” opanowanie hiszpańskiego?
– Pierwsze efekty uzyskaliśmy bardzo szybko. Obaj wiedzieliśmy, co chcemy osiągnąć i ciężko pracowaliśmy na to, by jak najszybciej do tego dojść. Potem już sam wykonał resztę pracy.

Następny w kolejce będzie Wojciech Szczęsny? Rekomendacja „pocztą pantoflową” jest chyba najlepsza.
– Być może! Zobaczymy. Jeśli się odezwie, z przyjemnością mu pomogę. I zrobię wszystko, by jak najszybciej opanował nowy język. Mówi świetnie po włosku, co będzie miało zarówno plusy i minusy. Wierzę jednak, że z hiszpańskim nie będzie miał problemów, choć na początku oba te języki mogą mu się zlewać. Jak zresztą mi kiedyś. Zaletą jest jednak to, że wiele schematów da się przenieść z jednego na drugi i przy pełnej immersji, szybko można przeskoczyć na język hiszpański. Jedną z najważniejszych strategii w nauce języka jest potężnie otoczenie się nowym językiem w taki sposób, by stał się częścią nowej rzeczywistości i poniekąd codziennym elementem życia. Podobnie robiliśmy z Ewą Pajor w przypadku niemieckiego, a potem angielskiego. Nie ma szybszej drogi do opanowania języka obcego.

Język hiszpański jest łatwiejszy w nauce od angielskiego?
– Z mojego punktu widzenia – nie. Bo w obu przypadkach musimy opanować te same sformułowania, nauczyć się tych samych reakcji, mówić o tych samych sprawach, rozumieć te same pytania i umieć na nie w określony sposób odpowiadać. Jest to moim zdaniem niezależne od języka. Oczywiście każdy ma swoje jasne i ciemne strony. Jeden w pewnym zakresie jest łatwiejszy, podczas gdy w innym obszarze nastręcza wiele problemów. Jednak przy podejściu typu „uczmy się mówić i komunikować” zamiast analizować język od strony gramatyki, na oba języki poświęcimy mniej więcej tyle samo czasu.

Ponadto samo pytanie jest błędne. Bo jeśli w danym momencie życia musimy lub powinniśmy opanować określony język, to nie zastanawiamy się, który z nich jest łatwiejszy. Po prostu się go uczymy. A decyzja, od którego zacząć wynika jedynie z indywidualnych potrzeb. Gdybym nie znał żadnego, a miał zamieszkać w Hiszpanii, Argentynie czy Meksyku, natychmiast postawiłbym na hiszpański. W innym przypadku zacząłbym z angielskim, dając sobie więcej możliwości w życiu zawodowym, ale też drogę do szybszego opanowania kolejnych języków w przyszłości. Ilość materiałów w języku angielskim jest nieporównywalnie większa niż to, czym dysponujemy po polsku. Zatem to zawsze jest sprawa indywidualna i decyzja, co da nam w danej chwili znajomość tego czy innego języka.

Moim pierwszym obcym był niemiecki i to był strzał w dziesiątkę. Otworzył mi drzwi do całej późniejszej kariery zawodowej. Później, już po angielskim, pojawił się rosyjski i chorwacki, a potem kolejne. Co bezpośrednio wynikało z moich potrzeb biznesowych, kiedy pracowałem jako Head na Europę Środkowo-Wschodnią. I każdy z tych języków wiele mi dał. Każdy coś innego. Zawsze jednak nadrzędnym celem były relacje i możliwość sprawnej komunikacji. W końcu po to się ich uczymy!


Od czego powinno się zacząć naukę, skąd czerpać inspirację, jeżeli chodzi o sportowe, bardziej fachowe słownictwo?
– Być może zaskoczę, ale przede wszystkim z YouTube, gdzie znajdziemy ogromną ilość filmów, w tym tych z wypowiedziami piłkarzy i trenerów, z mediów społecznościowych, gdzie zawodnicy z całego świata dzielą się tym, czym żyją, a ich kluby opisują ich zmagania oraz z niezliczonej ilości serwisów online, specjalizujących się w określonych dyscyplinach sportu. Wszędzie tam znajdziemy fachowe słownictwo, często potoczne sformułowania oraz prawdziwy język, którym na co dzień się posługują. Jeśli nauczymy się wybierać to, co właściwe, zaczniemy poszerzać nasze językowe możliwości o nowe wyrażenia, nowe frazy, jeśli zaczniemy sobie w głowie układać określone sformułowania lub nawet całe wypowiedzi, a w dodatku sami zaczniemy w nowym języku tworzyć własne posty lub pisać smsy, droga do płynności językowej, do ładnego i bogatego języka będzie stała otworem. To tylko kwestia czasu.

Co podpowiedziałby pan osobom, które nie mogą do końca zebrać się do nauki języka obcego?
– Powinny przede wszystkim określić zakres językowy. Mówienie sobie, że „w 2025 roku nauczę się języka obcego” jest jak obietnica schudnięcia w przyszłym roku. Musimy wiedzieć, ile dokładnie chcemy schudnąć i w jakim czasie. I co należy zrobić, by to osiągnąć. Podobnie jest z językami obcymi. Dwanaście miesięcy to również za długo. Postawiłbym na 2-3 miesiące i określiłbym, co w tym czasie chciałbym umieć. O czym rozmawiać? Jak szczegółowo? Co rozumieć? Jak chciałbym wykorzystać ten język i z kim będę rozmawiał? Kiedy już to wiemy i rozłożymy całość na ustalony przez nas okres, będziemy mieć plan działania. Teraz „tylko” należy się go trzymać i go realizować. Choć dla większości osób nie jest wcale takie łatwe.

To właśnie dlatego tak ważne są pierwsze efekty. Sukces, który da poczucie postępu językowego. Pozbycie się wymówek takich jak brak czasu poprzez dopasowanie metod do stylu życia oraz sprawienie, że język obcy stanie się częścią naszego dnia. Traktowany po macoszemu, raz w tygodniu, nigdy nie rozkwitnie. A szkoda. Tym bardziej, że języki obce to droga do budowania fajnych relacji i kontaktów, do nowych możliwości w życiu zawodowym i prywatnym oraz wiele innych korzyści. Zamiast zatem szukać wymówek i wiecznie mówić o braku talentu do języków obcych, warto brać przykład ze sportowców. Skoro oni potrafią, każdy z nas może.

Udostępnij
Jakub Kłyszejko

Jakub Kłyszejko

Reklama