Aktualności 22 lipca 2024

Marcin Serafin: najnowsza technologia i polska fantazja [WYWIAD]

Łukasz Majchrzyk, SportMarketing.pl: Kibice są przyzwyczajeni do wysokiego standardu transmisji z meczów PKO BP Ekstraklasy. Co to będzie oznaczało w sezonie 2024/2025?

Marcin Serafin, Dyrektor Operacyjny Ekstraklasa Live Park: – Od kilku lat utrzymujemy taki sam standard transmisji. Mamy to zapisane w umowie z Canal+, która mówi, że sześć meczów w kolejce jest transmitowanych w standardzie HD na 14 kamer, natomiast, co do zasady trzy spotkania w każdej kolejce produkujemy w technologii 4K i wtedy pracuje do 24 kamer.

Te trzy mecze w wyższym standardzie to największe hity?

– 24 kamery pracują na meczach pierwszego, drugiego i trzeciego wyboru. Chcemy, żeby najciekawsze mecze były pokazywane w najlepszy, możliwy sposób. Z tych 24 kamer bardzo dużo działa automatycznie, są bezobsługowe, np.  takie, które filmują piłkarzy w tunelu lub kamery na wysokości linii bramkowych, dzięki którym możemy sprawdzić, czy był gol czy nie.

Macie swoje pomysły, które was wyróżniają na tle europejskim?

– Mamy kamery w chorągiewkach, stojących w narożnikach boiska i jesteśmy dumni z tego. Zdaje się, że tylko Bundesliga ma podobne rozwiązania. Próbujemy się trochę wyróżnić, ale nie robimy nic na siłę. Wydajemy pieniądze z rozwagą, a nie szastamy nimi i m.in. dlatego nie zdecydowaliśmy się na kamerę typu spider. Na niewielu stadionach w Polsce można ją zamontować i odpowiednio wykorzystywać, na Lechii, Lechu, Śląsku, do tego może jeszcze na dwóch innych obiektach. To nam się nie kalkulowało. Te pieniądze można spożytkować lepiej.

A może na jakichś rozgrywkach się wzorujecie? Padła już nazwa Bundesliga.

– Staramy się iść swoją ścieżką. Oczywiście, patrzymy na to, co robią Anglicy, Niemcy, Francuzi, ale chcemy wypracować swój system realizacji. W sprawach technicznych prochu nie wymyślimy, standardy są wszędzie podobne, choć czasem eksperymentujemy jak z tymi kamerami w chorągiewkach. Jeśli ktoś widzi podobieństwa do innych lig, to można powiedzieć, że jesteśmy mieszanką wzorców angielskich, niemieckich, czy francuskich, dodając polską nutę wyobraźni i kreacji.

Standardy są ściśle określone, więc gdzie tu miejsce na wyobraźnię?

– Miejsce na wyobraźnię jest przy planowaniu realizacji. Oprócz standardów FIFA i UEFA, które obowiązują np. w trakcie mistrzostw świata i są pewnym wyznacznikiem tego, jak się pokazuje mecze, dodajemy pewne swoje pomysły. One dotyczą powtórek, kadrowania, czasem delikatnej zmiany ustawienia kamer. Mamy swoje zasady mówiące o tym, jak wchodzą powtórki, ile ich jest, w jakich momentach, co zawierają. Są w Europie ligi, gdzie często korzysta się z bliskich planów, a my od tego odchodzimy. Chcemy pokazywać jak najwięcej gry w ogólnym planie. Niech kibic widzi, jakie opcje ma piłkarz wrzucający z autu, bramkarz wybijający piłkę, czy zawodnik wykonujący rzut rożny. Dzięki temu widz ma złudzenie perspektywy trybun, zwłaszcza przy stałych fragmentach gry. Duża grupa kibiców takie podejście docenia. Najważniejsza jest gra i to, co się dzieje na boisku, ale chcemy mieć też ładne obrazki. Jeśli kamera miałaby pokazywać budującą się trybunę, to jeśli jest taka możliwość, przestawiamy ją tak, żeby było widać kibiców. Nie kolorujemy rzeczywistości, ale chcemy, żeby mecze wyglądały jak najlepiej.

Musicie też pamiętać o VAR?

– Przepisy FIFA stanowią, że system VAR musi mieć dostęp do wszystkich kamer, które są używane w realizacji telewizyjnej. My też tak robimy i wszystkie kamery, które pokazują grę, są do dyspozycji arbitrów. Poza tym, odpowiadamy za obsługę wozu VAR. Mamy wypracowaną komunikację między wozem realizacyjnym a realizatorem systemu VAR, dlatego możemy odpowiednio szybko przygotować powtórki. Czasami dzielimy się spostrzeżeniami i wprost mówimy, np. „z kamery nr siedem jest najlepszy widok”.

Ustawienie kamer dostosowujecie do potrzeb VAR?

– Odpowiadamy za plan kamerowy i to VAR musi się dostosować do naszych potrzeb, ale nie ma na tym tle nieporozumień. Nie spotkałem się z sytuacją, żeby sędziowie przyszli i poprosili o przestawienie kamery.

Podczas EURO widział pan coś ciekawego? W oczy rzucało się pokazywanie rzutów karnych zza pleców strzelca.

– Mieliśmy z zespołem odprawę przed startem sezonu i wymienialiśmy tam opinie dotyczące EURO. Obrazek ze spidera przy rzutach karnych niespecjalnie mi odpowiadał, ale wielu mówiło, że to jest fajne. Nie rzucałbym się jak Rejtan, jeśli by nam kazali to robić, ale fanem tego rozwiązania nie jestem. A mecze turnieju? Na finale pracowało chyba 46-47 kamer. Na pozostałych meczach było ich ponad 40.

Liczba robi wrażenie.

– Zawsze pojawia się pytanie: ile kamer to jest „wystarczająco dużo”? To jest kwestia nie tylko zaangażowanych środków, ale też stadionu. Nie wyobrażam sobie, żeby w Polsce ktoś miał miejsce na taką liczbę kamer, jak przy EURO. Jeśli chodzi o sam turniej, to nie widziałem wielkich innowacji. To była raczej rzemieślnicza, porządna robota. Drobne błędy się zdarzały, ale pod kątem realizacji, technologii nie były to przełomowe mistrzostwa. Raczej po latach zmian i dodawania kamer, sprzętu, widziałem pójście utartym szlakiem. Przy realizacji studiów przedmeczowych też nie powstało nic rewelacyjnego, co zapierałoby dech w piersiach. To jest chyba pochodna zaangażowania się nadawców w social media. Tam trzeba być obecnym i na to idą środki, choć nie mam przekonania, czy są potrzebne aż tak wielkie nakłady. Niektórzy influencerzy generują zasięgi, a materiały kręcą telefonem.

Skąd wiecie, że wasz pomysł na realizację meczów jest dobry? Może rację mają ci, którzy stawiają na bliskie plany?

– Piłka jest rozrywką. Chcemy dostarczać rozrywkę sportową i to jest na pierwszym miejscu. Czemu uważamy, że to jest dobre? Po prostu nie dostajemy żadnych uwag. Realizacja meczu jest trochę jak sędziowanie. Mówimy, że arbiter dobrze prowadził zawody, jeśli nikt nie zwraca na niego uwagi.  W naszej pracy to też jest ważne kryterium: skoro nikt nie narzeka, to znaczy, że jest dobrze. Przy okazji niektórych wyjazdowych meczów kadry, albo we wstępnych rundach europejskich pucharów widać jak dobrze pokazywane są mecze w Polsce.  Czasami realizacja jest na tyle „innowacyjna”, że się uśmiechamy pod nosem. Pod względem realizacji i technologii uważam, że z naszym zespołem jesteśmy wśród pięciu najlepszych lig w Europie.

Infrastrukturę też mamy topową. Musi pan czasami być „złym policjantem” i kazać coś poprawiać?

– Nie powiem, że jestem „złym policjantem”, raczej strażnikiem regulaminu i podręcznika licencyjnego w zakresie infrastruktury telewizyjnej. To jest kompromis między tym, jak powinno być w idealnym świecie, a możliwościami stadionu. Czasami wiemy, że powinno być lepiej, ale mamy świadomość, ile kosztowałyby poprawki. Staramy się znaleźć złoty środek, ale określamy minimum, poniżej którego nie będziemy schodzić. Zdarzają się sytuacje, że kamerę trzeba przesunąć w lewo o metr czy dwa. Jeśli możemy się na to zgodzić i to nie komplikuje życia, to tak robimy. Stoimy frontem do klubów i tam, gdzie można, to sobie pomagamy.

A kiedy budują się nowe stadiony, to was ktoś pyta o opinię?

– Jestem zdziwiony, że buduje się dużo stadionów, gdzie już za chwilę może gościć Ekstraklasa i nikt nas nie pyta o to, jak powinny wyglądać pewne rzeczy. Zdarzają się jednak pozytywne wyjątki. W ostatnim czasie mieliśmy świetną współpracę z architektami i budowniczymi stadionu w Szczecinie i dzięki temu bardzo dużo problemów rozwiązaliśmy. W ostatnim roku działaliśmy też z inwestorami stadionu w Katowicach. W wielu przypadkach jednak nikt się z nami nie konsultuje, a potem wychodzą problemy, których nie da się naprawić. Ważne też, w którym momencie inwestycji ktoś przychodzi do nas. Było tak, że mieliśmy rozmowy na etapie projektu wykonawczego, albo wczesnej budowy, a z drugiej strony czasem ktoś przychodzi „na alibi” w ostatniej chwili i pyta: możecie to zaakceptować? A my odpowiadamy, że nie możemy, bo to niezgodne z podręcznikiem licencyjnym. Zachęcam każdego inwestora do skonsultowania się z kimś, kto ma pojęcie o produkcji i realizacji telewizyjnej meczów.