15.06.2024 15:21

Czego brakuje hiszpańskiemu futbolowi? [WYWIAD]

Podczas II edycji poznańskiej konferencji naukowej pt. „Współczesne oblicza sportu – konteksty i kontrowersje” prof. UAM dr hab. Filip Kubiaczyk wygłosił wykład: „FC Barcelona jako symbol Katalonii i katalońskości”. Hispanista, który jest autorem książek „Historia, nacjonalizm i tożsamość. Rzecz o piłce nożnej w Hiszpanii” oraz „Historia, polityka i media. Rzecz o piłce nożnej w Hiszpanii […]

Czego brakuje hiszpańskiemu futbolowi? [WYWIAD]

Podczas II edycji poznańskiej konferencji naukowej pt. „Współczesne oblicza sportu – konteksty i kontrowersje” prof. UAM dr hab. Filip Kubiaczyk wygłosił wykład: „FC Barcelona jako symbol Katalonii i katalońskości”. Hispanista, który jest autorem książek „Historia, nacjonalizm i tożsamość. Rzecz o piłce nożnej w Hiszpanii” oraz „Historia, polityka i media. Rzecz o piłce nożnej w Hiszpanii 2”, wypowiedział się dla naszego portalu. 

Bartłomiej Najtkowski, SportMarketing.pl: Kwestie tożsamościowe w hiszpańskiej piłce nie mają teraz dużego znaczenia. Wynika to z braku charyzmatycznych postaci?

Filip Kubiaczyk, (Prof. UAM dr hab., hispanista z Instytutu Kultury Europejskiej UAM): – Z uwagi na czynniki narodowościowe i polityczne kwestia tożsamości jest w Hiszpanii niezwykle istotna. Przekłada się to również na mecze piłkarskie. Niektóre wydarzenia, jak np. rozegranie przez FC Barcelonę ligowego meczu z UD Las Palmas 1 października 2017 roku, tj. w dzień sprzecznego z hiszpańską konstytucją katalońskiego referendum niepodległościowego, pokazują jednak, że piłkarze coraz mniej angażują się w te sprawy. Swój sprzeciw, aby  z uwagi na referendum i starcia Katalończyków z policją na ulicach katalońskich miast w ogóle nie rozgrywać tego meczu, wyraziło tylko dwóch piłkarzy Blaugrany: Gerard Piqué i Sergi Roberto. Jednak przy braku wsparcia pozostałych kolegów, ostatecznie odpuścili… Dzisiaj nie ma już piłkarzy takich jak Christo Stoiczkow, który grając w Barçy, w pełni utożsamiał się z pozasportowymi kontekstami towarzyszącymi rywalizacji swojego klubu z Realem Madryt.

Piłkarze dbają o PR i ważą słowa, gwiazdom LaLiga zależy na dobrym odbiorze na całym świecie, a polityka polaryzuje…

– Wielu piłkarzy dba o poprawność polityczną, zasłaniając się niemającym przecież żadnego odbicia w rzeczywistości hasłem, by nie mieszać sportu i polityki… Piłkarze  mają swoje poglądy i przekonania w wielu kwestiach, nie wszyscy jednak chcą je wyrażać, aby nie narazić się na krytykę. Przywiązują coraz większe znaczenie do kwestii marketingowych, wizerunku, umów sponsorskich. Jeśli spojrzymy na El Clásico, to paradoksalnie tymi, którzy podtrzymują  historyczny antagonizm między Barçą i Realem, są coraz bardziej prezesi obu klubów a nie kibice… To coś, co było jeszcze do niedawna nie do pomyślenia.

Espanyol gra w barażach o awans do Primera División, brakuje Panu derbów Barcelony? Nie rozumiem Culés, którzy nie chcieliby tego meczu w LaLiga.

– Oczywiście, że brakuje mi derbów Barcelony w Primera División, czy używając języka Laporty (prezesa Barçy – przyp. BN), derbów metropolitarnych. Meczom Barçy z Espanyolem zawsze towarzyszy bowiem polityczno-tożsamościowa otoczka, która znacznie wykracza poza ramy czysto sportowej rywalizacji. Myślę, że wielu Culés również z utęsknieniem czeka na mecze z Espanyolem. Choć wielu z nich  tego otwarcie nie przyzna. Mecze FC Barcelony z Gironą FC, mimo że są debrami Katalonii, nie gwarantują  bowiem podobnych emocji, zwłaszcza, że wielu kibiców Girony kibicuje również… Blaugranie. Największe rywalizacje piłkarskie zawsze  charakteryzują się silnymi, często skrajnymi emocjami, a tych w rywalizacji „Papużek” z Culés nie brakuje. Moim zdaniem, w Katalonii rywalizacja Barçy z Espanyolem nie ma sobie równych. Swoje robi też silny antagonizm kibicowski o historycznych podstawach (tj, rywalizacji pomiędzy grupami ultras obu drużyn: Boixos Nois i Brigadas Blanquiazules). Zobaczymy, czy Espanyol pokona w finale baraży Real Oviedo i powróci do Primera. Nie będzie to łatwe, gdyż Real Oviedo jest zdeterminowany, aby awansować i świętować sukces ze swoimi kibicami, wbijając jednocześnie szpileczkę lokalnemu rywalowi z Gijón.

fot. Filip Kubiaczyk

Czy kluby LaLiga chętnie zwracają uwagę na kwestie lokalne, szczególnie w mediach społecznościowych, czy skupiają się tylko na globalnym odbiorcy? Jeśli już, to do lokalsów zwracają się chyba głównie FC Barcelona i Athletic Club.

– To zależy od tego, o jakim klubie mówimy. FC Barcelona i Real Madryt to kluby planetarne, które mają swoich kibiców tak w Hiszpanii jak i na całym świecie. Z marketingowego punktu widzenie muszą uwzględniać kontekst lokalny i światowy. Dla nich to również kwestia ekonomiczna oznaczająca znaczne wpływy do klubowego budżetu. Athletic Club również ma swoich wiernych kibiców na całym świecie. W tym przypadku chodzi głównie o oryginalną filozofię cantery (stawiania na wychowanków klubu) opierającą się na Baskach i kryterium baskijskości. Chcę jednak podkreślić, że również inne hiszpańskie kluby mają swoich wiernych kibiców na całym świecie. Wynika to przede wszystkim z atrakcyjności Hiszpanii i hiszpańskiej kultury oraz roli, jaką odgrywa w niej piłka nożna.

Fenomen Girony – czy drużyna Míchela, która zaimponowała odważną grą, jest teraz pierwszym wyborem dla kibiców z tego miasta i wyprzedza w hierarchii Barçę? Jakie są Pana odczucia z Montilivi?

– Girona FC ma sobą świetny sezon. Míchel wykonał na Montilivi znakomitą pracę, czym „zasłużył” sobie na przydomek „Katalończyk”, którym określają go miejscowi kibice. To charyzmatyczny trener, o bardzo dobrym warsztacie, potrafiący dotrzeć do zawodników. Kibiców Girony FC  urzekł tym, że podczas konferencji prasowych kazał sobie zadawać pytania w języku katalońskim, którego zresztą sam używa. Míchel w każdym miejscu, w którym pracuje, szanuje lokalne zwyczaje i wartości, szanuje kibiców. To z pewnością pomaga mu w budowaniu atmosfery w szatni.

A może to będzie jednosezonowy sen na jawie, bo odejście Savinho, Aleixa Garcii, niewykluczone, że także zdobywcy Trofeo Pichichi Artema Dowbyka może oznaczać koniec tego efektownego zespołu…

– Prawdziwą sportową wartość Girony FC poznamy w nadchodzącym sezonie. Zobaczymy, czy skład zostanie wzmocniony lub chociaż utrzymany,  czy też będziemy obserwować budowanie ‘nowej’ Girony. Na razie faktem jest, że klub z Montilivi pokazał, że można skutecznie rzucić piłkarskie wyzwanie madrycko-barcelońskiemu duopolowi.

fot. Filip Kubiaczyk

Reprezentacja Hiszpanii grała przed EURO w Badajoz i na Mallorce, by w różnych regionach konsolidować kraj wokół kadry? A co z La Cartuja jako „domem” La Roja?

– Proces wzmacniania i potwierdzania hiszpańskiej jedności narodowej w oparciu o mecze piłkarskiej reprezentacji trwa od 2020 roku. Stoi za nim były już prezes Królewskiego Hiszpańskiego Związku Piłki Nożnej Luis Rubiales. Mimo niewątpliwych sukcesów, jak zwłaszcza powrót hiszpańskiej reprezentacji do Katalonii po 18 latach, do Aragonii po 19 latach i Galicji po 13 latach, czy mecze we wspomnianych Badajoz, czy na Mallorce, nadal istnieje jeden niegościnny wobec niej region. Chodzi o Kraj Basków, w którym po raz ostatni Hiszpania zagrała w 1967 roku, a więc 57 lat temu! To, że nie doszło do meczów La Roja na San Mamés w Bilbao podczas EURO 2020/21, mimo że były one zaplanowane de facto od 2014 roku, było dużym ciosem dla tego projektu. Mimo że Rubiales zareagował błyskawicznie na ten baskijski afront i przeniósł mecze Hiszpanii na stadion La Cartuja w Sewilli, niesmak pozostał. Presja nacjonalistycznych środowisk w Bilbao okazała się silniejsza od patriotycznych uczuć tych Basków, którzy czują się jednocześnie Hiszpanami. W pewien sposób fakt, że w 2022 roku Hiszpania zagrała towarzyski mecz z Albanią na stadionie Espanyolu, a nie na Camp Nou, świątyni FC Barcelony, sprawia, że również ten obiekt wyłamuje się z tego odgórnego projektu. Jeśli chodzi o przyszłość La Cartuja, to piłkarskie władze Hiszpanii jak na razie nie zamierzają rezygnować z traktowania tego stadionu jako „narodowego”, jako „hiszpańskiego Wembley”. W najbliższym czasie zaplanowano na nim prace modernizacyjne, w tym zwłaszcza powiększenie trybun kosztem bieżni lekkoatletycznej. Wszystko to z myślą o Mundialu, który odbędzie się w 2030 roku w Hiszpanii, Portugalii i Maroku.

fot. Filip Kubiaczyk

Udostępnij
Bartłomiej Najtkowski

Bartłomiej Najtkowski