Prezes Jagiellonii: o mistrzostwie rozmawiało się u fryzjera, w autobusie [WYWIAD]
Wojciech Pertkiewicz przychodził do Białegostoku dwa i pół roku temu, a teraz może świętować mistrzostwo Polski. Świętował krótko, teraz planuje już kolejny sezon, zarówno jeśli chodzi o transfery, jak i działania profrekwencyjne.
Łukasz Majchrzyk, SportMarketing.pl: Pierwsze mistrzostwo dla Jagiellonii to nie tylko wielkie wydarzenie sportowe, ale też biznesowo-marketingowe.
Wojciech Pertkiewicz, prezes Jagiellonii Białystok: – Na ostatnim meczu stadion, który może pomieścić 22 tysiące kibiców, wypełnił się po brzegi. Zapotrzebowanie na bilety było takie, że gdybyśmy mieli 40 tys. miejsc, to też nie byłoby wolnych krzesełek. Ci, którzy nie zmieścili się na trybunach, byli na rynku. Potem dojechali jeszcze kibice ze stadionu i razem stworzyli niesamowitą atmosferę. Wymiar społeczny tego wydarzenia był przepotężny. Białystok żył „finałem” ligi nie tylko w dniu meczu, ale już kilka tygodni wcześniej i to było czuć w mieście. Niosła nas pozytywna, dobra energia.
Od kiedy ta atmosfera czekania na mistrzostwo Polski zaczęła narastać w Białymstoku?
– Myślę, że to było już od startu sezonu. Wcześniejsze rozgrywki kończyliśmy na 14. miejscu, było widać rozczarowanie, ale jednocześnie dostawaliśmy słowa wsparcia i otuchy, że w kolejnym sezonie dokonamy „przewrotu majowego”. I tak właśnie się stało, bo 25 maja zapewniliśmy sobie tytuł. Wiara w sukces w Białymstoku była zawsze, ale im bliżej było końca, tym bardziej było to widać. Nie tylko zagorzali kibice tym żyli. O szansach na zdobycie mistrzostwa Polski rozmawiały osoby, które na co dzień się piłką nożną nie interesują. Ten temat zaczął się pojawiać podczas wizyt u fryzjera, w barach, w sklepach, w autobusach. Ludzie się nawzajem pytali: czy piłkarze „dowiozą” ten wynik, czy wybierają się na stadion?
Pewnie ten zbliżający się tytuł widział pan w arkuszach kalkulacyjnych, pokazujących frekwencję na meczach?
– To było widać bez arkuszy kalkulacyjnych, zresztą tych meczów ligowych u siebie było tylko 17, więc dało się to zauważyć gołym okiem. Wzrastająca frekwencja była budująca. Jesień była jeszcze jako taka, potem liczba widzów zaczęła wzrastać. Wiadomo, że zimą zawsze jest delikatny spadek frekwencji, ale od wiosny było już duże parcie na przychodzenie na stadion. Cieszę się z tego bardzo mocno.
Nie ma za wiele czasu na świętowanie. Trzeba już pracować nad nowym sezonem?
– Zawodnicy mają urlopy, a my z Łukaszem Masłowskim i kilkoma innymi osobami siadamy do przygotowania nowego sezonu. Wiadomo, że pewne rzeczy mieliśmy opracowane wcześniej, albo przynajmniej przygotowaliśmy pewne warianty i możliwe scenariusze. Teraz, wiedząc na którym miejscu skończyliśmy ligę, możemy je urzeczywistniać. Czerwiec i lipiec to tradycyjnie najgorętsze miesiące pracy w futbolu dla ludzi z gabinetów. Trwa wzmożona praca, jeśli chodzi o budżetowanie, a także o budowanie kadry.
Zgłosił się już jakiś nowy sponsor?
– Mamy naprawdę szerokie grono partnerów i wszyscy z nami zostają. Wierzę, że będą też nowi.
Macie plan na nowe działania profrekwencyjne, żeby podtrzymać modę na Jagiellonię?
– Sporo rzeczy wprowadzaliśmy już w ostatnim sezonie. Niektóre pomysły się nie sprawdziły, inne zaskoczyły. Teraz wyciągamy wnioski. Dobre rzeczy zostawiamy, resztę będziemy poprawiać. Liczę na to, że będziemy skuteczniejsi w naszych działaniach, w przyszłym sezonie. Chcemy być atrakcyjniejsi dla kibiców, doprowadzić do tego, żeby przychodzili na stadion zawsze, a nie tylko wtedy, kiedy gra jest pasjonująca i widowiskowa. Wiadomo, że potrzebujemy kibiców i chcemy im dać wachlarz atrakcji. Piłka nożna jednak nie ma być dodatkiem. To jest danie główne, ale wokół tego chcemy postawić trochę przystawek.
Pan jest człowiekiem znad morza. Trudno było wejść w podlaskie środowisko?
– Kiedy przychodziłem dwa i pół roku temu, sytuacja była trudna sportowo i finansowo, i doświadczyłem bardzo życzliwego przyjęcia. Oczekiwania były z obu stron, uczyliśmy się siebie nawzajem. Szczerość i naturalność moja i osób, z którymi przyszło współpracować spowodowały, że szybko złapaliśmy do siebie zaufanie i razem ciągnęliśmy ten wózek wraz z trenerem i drużyną. Ważne, że wszystko szło w dobrą stronę i doprowadziło nas do szczęśliwego finału.
fot. Press Focus