Aktualności 4 czerwca 2024

Maja Włoszczowska: najbardziej brakuje mi sportowej rutyny [WYWIAD]

autor: Adrian Janiuk
Maja Włoszczowska w obszernej rozmowie opowiedziała o swoim życiu zawodowym po zakończeniu sportowej kariery. Polska mistrzyni w kolarstwie górskim zdradziła także, co daje jej energię do tworzenia nowych projektów w wielu miejscach. – Po zakończeniu kariery prowadzę nieregularny tryb życia. Wystąpienia publiczne, praca w MKOI i zasiadanie w komisji zawodniczej w WADA, to wszystko wiąże się z bardzo dużą ilością podróży – przyznała.

Adrian Janiuk, Sportmarketing.pl: – Od zakończenia przez panią kariery sportowej minęły trzy lata. Oswoiła się pani z nowym życiem?

Maja Włoszczowska: – Dla każdego zawodowego sportowca zakończenie kariery jest bardzo trudne. Trzeba całkowicie się przestawić i zacząć zupełnie nowe życie. To wiąże się z dużym stresem. W moim przypadku było o tyle łatwiej i przeszłam płynnie na drugą stronę dzięki temu, że wiedziałam, co będę robiła po karierze. Zajęłam się wystąpieniami publicznymi oraz imprezami firmowymi na rowerach, ponieważ jeszcze w trakcie trwania kariery miałam o to dużo zapytań. Wiedziałam, że przynajmniej przez jakiś czas będzie to dla mnie poduszka bezpieczeństwa. W międzyczasie zaczęłam próbować różnych rzeczy, ponieważ chciałam przekonać się, w czym czuję się najlepiej.

– W takim razie co w pani życiu zastąpiło kolarstwo górskie?

– Nie jest łatwo znaleźć coś nowego, co wywoła drugą taką pasję i poziom zaangażowania jak sport. Cieszę się, że mogłam dać sobie czas, żeby odkryć w sobie nową pasję i tak naprawdę wciąż jestem w tym procesie. Muszę przyznać jednak, że mój kalendarz bardzo szybko się zapełniał. Trzy lata temu zostałam członkinią Komisji Zawodniczej Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Jestem pierwszą Polką od czasów Ireny Szewińskiej w tym towarzystwie. To stanowisko wiąże się z dużą odpowiedzialnością. Staram się udzielać w maksymalnym wymiarze czasowym, na ile jestem w stanie. Jest to działanie charytatywne, ale bez dwóch zdań jest bardzo ważne i prestiżowe. Jest to niesamowite doświadczenie, bo od środka obserwuję organizację największej imprezy sportowej na świecie, jaką są igrzyska olimpijskie.

– Co należy do pani obowiązków w Komisji Zawodniczej Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego?

– Naszym głównym zadaniem jest zapewnienie jak najlepszych warunków dla sportowców oraz reprezentowanie ich w strukturach MKOI. Prowadzimy konsultacje ze sportowcami, zarówno indywidualne, jak i ogólne za pośrednictwem Global Call, czyli video konferencji z przedstawicielami sportowców z komitetów olimpijskich i międzynarodowych federacji sportowych. Opinię sportowców przekazujemy dalej – podczas posiedzeń różnych komisji oraz bezpośrednio do zarządu MKOI. Pracujemy także nad projektami dla sportowców. To są granty, szkolenia, projekty wspierające biznesy sportowców, programy mentoringowe, ale także programy wsparcia sportowców (safeguarding, mental health). Jest tego bardzo dużo, czasem tematy są przyjemne, czasem bardzo trudne. Jak choćby temat startów zawodników z Rosji i Białorusi. W krótkim czasie zebrałam mnóstwo doświadczenia.

– Jak odnajduje się pani, jeśli chodzi o organizację dnia po zakończeniu kariery?

Jest całkowicie inaczej, to fakt. Funkcjonuję w zupełnie inny sposób niż wcześniej, gdy wszystko było podporządkowane pod sport. Najważniejszy był trening i regeneracja. Dbałam o to, żeby pomiędzy treningami porządnie się wysypać. W tej chwili mam masę różnych projektów i często panuje chaos, który muszę opanować.

– Czyli teraz organizacja jest trudniejsza niż w trakcie kariery sportowej?

– Na pewno po zakończeniu kariery prowadzę nieregularny tryb życia. Wystąpienia publiczne, praca w MKOI i zasiadanie w komisji zawodniczej w WADA, to wszystko wiąże się z bardzo dużą ilością podróży. Zdarza się tak, że lecę do Montrealu, gdzie trzy dni spędzam w salach konferencyjnych, a w międzyczasie o 4 rano, z racji na różnicę czasu, mam łączenie w innych sprawach zawodowych. Jest to duże wyzwanie, ponieważ fizycznie odczuwam skutki takiego funkcjonowania. W miarę możliwości, przy tym chaotycznym trybie życia, staram się znaleźć sposób na wprowadzenie rutyny, którą miałam w trakcie kariery sportowej. Dążę do tego, żeby znajdować czas na aktywność fizyczną i żeby zdrowo się odżywiać. Muszę przyznać, że tej sportowej rutyny brakuje mi najbardziej.

CZYTAJ TEŻ: AGNIESZKA KOBUS-ZAWOJSKA: NIE MAM PROBLEMU Z MYŚLĄ O KOŃCU KARIERY. MOJE ŻYCIE JEST OBFITE W RÓŻNE ZAJĘCIA

– Organizm się tego domaga?

– Można tak powiedzieć, że organizm tego potrzebuje. Gdy nagle po latach przestaje się mu dostarczać aktywności fizycznej, zwalnia metabolizm. Fizycznie czuję się gorzej, ale robię wszystko, żeby mój organizm wrócił na właściwą ścieżkę. Gdy spotykam w MKOI jakiegoś byłego sportowca, który jest aktualnie działaczem i jest fit, zawsze pytam jak to robi. Odpowiedź jest zazwyczaj taka sama, wszyscy są bardzo zdyscyplinowani i kilka razy w tygodniu znajdują czas na aktywność fizyczną. Najczęściej o 6 rano.

– Zdarza się, że sportowcy, którzy kończą karierę mają dość ciężkich treningów i całkowicie rezygnują z uprawiania sportu. Pani to jednak nie grozi.

– Nie wyobrażam sobie tego. Gdy dany sportowiec całkowicie odstawia po karierze sport, jest to dla organizmu szok. Na tyle, ile mogę, staram się ruszać. Towarzysko biorę udział w wyścigach kolarskich czy triathlonowych. Przede wszystkim jednak staram się po prostu odkrywać świat na rowerze. Dzięki współpracy z RONDO odkryłam uroki kolarstwa gravelowego, które jest świetną opcją zwłaszcza dla osób mieszkających w dużych miastach, które chcą uciec od ruchu samochodowego. Zimą, jeśli tylko jest śnieg i mam możliwość, korzystam z uroków skitouringu.

– Ma pani czas na posiedzenie w domu? Nudzi się pani czasami?

– Prawdę mówiąc w domu przebywam teraz rzadziej niż kiedy byłam zawodowym sportowcem. Z racji pracy w MKOI i WADA dużo podróżuję. W tym roku byłam już na młodzieżowych igrzyskach olimpijskich w Korei Południowej. Później był wyjazd do Szwajcarii i do Włoch. Jadę na całe igrzyska olimpijskie do Paryża. W listopadzie tradycyjnie czeka mnie podróż do Montrealu i Lozanny. W międzyczasie zawsze pojawiają się dodatkowe wyjazdy, więc jest co robić. Oczywiście nie muszę jeździć wszędzie, bo to gdzie się pojawię zależy ode mnie. Jako że jestem jedyną Polką w tym towarzystwie, to chcę godnie reprezentować nasz kraj.

– Chce pani wyrobić Polsce chody w ten sposób?

– Jeśli Polska w przyszłości będzie ubiegała się o organizację igrzysk olimpijskich moja obecność i kontakty, które wypracuję, mogą okazać się pomocne. Wierzę, że będzie to kiedyś możliwe. Obecnie jednak moim głównym celem jest reprezentowanie sportowców. Z całego świata i wszystkich dyscyplin. I na tym się skupiam.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Katarzyna Ziobro: idziemy za sobą w ogień [WYWIAD]

– Maj jest nieco mniej pracowity w pani wydaniu?

– Nie do końca. Poza wszystkim aktywnościami, o których mówiłam, dochodzą również inne rzeczy. Obecnie, na chwilę wróciłam do życia sportowego i wybrałam się do Hiszpanii na zgrupowanie. Jolanda Neff poprosiła mnie, abym pomogła jej w przygotowaniach, dlatego jestem z nią na obozie. Jeżdżę trochę na rowerze, ale bardziej zajmuję się sprawami organizacyjnymi dookoła treningu.

– Czy coś jeszcze ma pani w zanadrzu, co zajmuje pani czas?

– Niedawno zaczęłam współpracę z Fundacją Pho3nix. Wraz z nią chcemy zachęcać dzieci do uprawiania sportu. Ta fundacja od dawna to robi, a od pewnego czasu ja ją w tym wspieram. Pomagam rzecz jasna przy sekcjach rowerowych. Oczywiście pomagam także w rozwijaniu naszej rodzinnej firmy Quest, która produkuje stroje kolarskie. Tę firmę przede wszystkim prowadzi moja mama i brat. Z kolei ja od zawsze byłam jeżdżącym marketingiem. Jako że byłam twarzą tego projektu, to tak naprawdę nie potrzebowaliśmy dodatkowego marketingu. Wiadomo było, że jest to firma Włoszczowskich i to wystarczało. Biorę udział w spotkaniach z zagranicznymi klientami i przyznaję, że jest to również ciekawe zajęcie.

POLECAMY: Monika Listkiewicz: rośnie rola kobiet w polskim sporcie [ROZMOWA]

– Wspomniała pani o obozie z Jolandą Neff. Została pani zatem trenerem?

– Jestem bardziej mentorką. Jolanda ma swój program i tego się trzyma. Owszem ja jej doradzam, ale nie ingeruję w jej treningi. Ona tego nie potrzebuje. Natomiast służę jej dobrą radą i towarzystwem. Bardzo często zdarza mi się jednak, że dzwonią do mnie zawodnicy, którzy chcą mojej rady. Oczywiście chętnie służę pomocą, ale trenerką absolutnie nie jestem. Nie planowałam iść w tym kierunku. Uważam, że jest wielu dobrych szkoleniowców. Nie wiem, czy byłabym dobrą trenerką, ponieważ lubię mieć kontrolę nad wszystkim, a nie zawsze ma się całkowity wpływ na zawodników. Być może w przyszłości zmienię zdanie. Głównie za sprawą tego, że wielu zawodników zgłasza się do mnie. Zdaję sobie sprawę, że ciężko jest żyć z bycia trenerem kolarstwa, bo nie otrzymują oni wysokich wynagrodzeń. Staram się jednak zarabiać gdzie indziej, a pomagam koleżankom i kolegom po fachu za darmo.

Materiał w ramach cyklu Kobiety/Sport/Biznes jest tworzony we współpracy z ORLEN.