02.05.2024 10:07

Rekordzista Guinnessa przebiegł pół tysiąca km. Powstał o nim film [WYWIAD]

W najbliższym czasie do kin trafi film dokumentalny "Zwykły chłopak z wielkimi marzeniami". To relacja z ekstremalnego biegu przez całą Polskę zimą w szortach. Pół tysiąca kilometrów pokonał Łukasz "Ice King" Szpunar, mors z Tarnobrzega.

Łukasz Szpunar

Surowy materiał miał 15 godzin, wycięto z tego 1,5 godziny. Tyle trwa film. Rozmawiamy z człowiekiem, którego historia została w nim opowiedziana.

Bartłomiej Najtkowski, SportMarketing.pl: Jak doszło do tego, że powstał film? Taka tematyka nie jest często poruszana w polskim kinie, a na pewno zasługuje na uwagę.

Łukasz „Ice King” Szpunar: – Film był spontaniczną inicjatywą. Na trasie liczącej 504 km w teamie były trzy osoby oprócz mnie: fizjoterapeuta Marek Chołtuniak, psycholog/trener mentalny/hipnoterapeuta Bartłomiej Florek oraz Adam Kalinowski, który był odpowiedzialny za relacjonowanie tego wyjazdu.  Okazało się, ze materiału było tak dużo… Dlatego uznaliśmy, że warto byłoby zrobić film dokumentalny, który będzie można wyemitować w kinie.

Chciał pan połączyć sportowe wyzwanie ze szczytnym celem?

– Tak, chcieliśmy połączyć bieg z akcją charytatywną. Wspieramy Hospicyjny Dom Aniołków w Zaleszanach. Zbieramy pieniądze w formie cegiełki, czyli wstępu do kina.  Zbieramy pieniądze dla hospicjum, taki był cel zbiórki.

Kiedy narodził się ten pomysł?                      

– Trudno powiedzieć. Pewnego razu wieczorem miałem wiele pomysłów w głowie i wtedy coś mi zaświtało. Idea była taka, by przebiec i przejść znaczne odległości. Było to na zasadzie Gallowaya – bieg i marsz.  Pokonanie całej Polski w szortach od Złotego Stoku, od gór, po Mielno do morza. Wszystkie akcje ekstremalne (jestem też rekordzistą Guinnessa, siedziałem 4 godziny 2 minuty w specjalnej skrzyni z lodem, bijąc rekord prawie o godzinę) wymagają determinacji. Wszystkie przedsięwzięcia, które robię, są związane z zimnem.  Jednocześnie każde z nich łączy się z akcjami charytatywnymi. Dlatego że takie wydarzenia generują bardzo duże zainteresowanie i zasięgi w sieci. Warto to wykorzystać.

W pierwszej kolejności pomoc dla potrzebujących.

– Ponieważ od kilku lat wspieramy Hospicyjny Dom Aniołków w Zaleszanach, miejsce dla dzieci z chorobami nowotworowymi, dlatego taki cel sobie wyznaczyłem. Stąd w Polsce powstał mocny hashtag #504km. Polacy nominują siebie nawzajem, przebiegają 504 km na przykład i wpłacają pieniądze na zrzutkę. Mój bieg fajnie to spotęgował. Teraz jest około 100 tysięcy zł zebranych i cały czas ta kwota rośnie, bo walczymy o 504 tysiące. Będą kolejne wyzwania.

Jak wyglądały przygotowania?

– Do biegu przygotowywałem się bardzo krótko, bo 3 miesiące. Fizycznie moje ciało nie było do końca przygotowane. Nie było problemu z zimnem, ponieważ – tak jak wspominałem – w morsowaniu jestem rekordzistą. Przy rekordzie Guinnessa okres przygotowawczy trwał 6-7 miesięcy. Było tam 7 wejść do skrzyni z lodem, co nagłośniały media. Wchodziłem tam, gdzie działy się różne wydarzenia: Warszawa, Szczecin, Międzyzdroje, Kazimierz Wielki, Rzeszów, Boguchwała, Tarnobrzeg. Te wejścia były w całej Polsce.

Konieczny był intensywny trening fizyczny?

– Trenowałem fizycznie, na siłowni, by wzmocnić różne partie mięśni, by kręgosłup był zabezpieczony, bo gdy trzeba stawić czoła takiemu wyzwaniu, sztywnieje. Miałem treningi wzmacniające mięśnie głębokie przy kręgosłupie. Trenowałem oddech, fizjoterapeuta pracował nad moimi plecami. Treningów w skrzyni było siedem, żeby uniknąć „przetrenowania”.

A przygotowanie mentalne?

– 70-80% przygotowań to jest sfera mentalna. Miałem sesje z trenerem mentalnym, psychologiem, hipnoterapeutą, które odbywały się co tydzień. Byłem wprowadzany w hipnozę. Pracowaliśmy nad głębokimi pokładami podświadomości, żeby mój mental  był niezawodny. Głowa była najważniejsza.

Czy były momenty zwątpienia?

– Nie, nie było kryzysów, mój czas – 4 godziny, nie był tym ostatecznym. Akcja była zabezpieczona przez ratowników, których miałem najlepszych na świecie – specjalizują się w hipotermii, odmrożeniach. Kiedy przyjechali ze sprzętem, czułem się jak w… przenośnym szpitalu. Ale nie miałem przeciwwskazań od nich, żeby dłużej siedzieć w wodzie. Margines miałem między 1-3 godzinami dłużej. Moja temperatura spadła tylko o stopień.

Ale takie wyzwanie daje w kość?

– Po takim długim czasie spędzonym w wodzie całe ciało jest znieczulone. Mogły się pojawić odmrożenia, ale nie czułem ich. Mając świadomość, że trzy miesiące później odbywał się bieg, nie chciałem ryzykować. Wyszedłem dla własnego bezpieczeństwa. Potem się okazało, że mogłem siedzieć dłużej.

A jak pana wyczyn wygląda na tle Polski czy szerzej Europy?

– Jeśli chodzi o rekord Guinnessa, Polacy są w tym najsilniejsi. Dwaj moi poprzednicy to także osoby z naszego kraju. Bieg przez Polskę – tego nikt do tej pory nie robił, nawet w połowie takiego dystansu. To był mój autorski projekt, by biec przez Polskę w szortach.

Czyli to był pierwszy taki wyczyn?

– Tak, do tego dochodzą film, zbiórka, hashtag. To fajnie się połączyło, nikt nie robił podobnych akcji na świecie na takim dystansie.

Kiedy i gdzie można zobaczyć dokument?

– W Ostrowcu Świętokrzyskim w niedzielę 28. kwietnia będzie premiera filmu. Zastanawiamy się nad platformą YouTube albo, jeśli się uda, wyemitujemy go na jednej z płatnych platform streamingowych. Na razie trwają rozmowy. Część dochodu chcemy przeznaczyć na akcję charytatywną . Gdyby nie udało się umieścić tego dokumentu np. na Netfliksie, to pozostaniemy przy YouTubie. Na razie chcemy, żeby ludzie przyszli do kin na ten film i wpłacili cegiełkę do puszki. To jest priorytet.

Udostępnij
Bartłomiej Najtkowski

Bartłomiej Najtkowski