Kopeć-Ziemczyk: każdy musi uważać na doping [WYWIAD]
Sport amatorski też nie jest wolny od niedozwolonego wspomagania. Niektórzy ludzie ryzykują zdrowiem dla nagrody finansowej, a inni dlatego, że źle im ktoś doradził - mówi Katarzyna Kopeć-Ziemczyk.
Łukasz Majchrzyk, SportMarketing.pl: Jako POLADA prowadzicie kampanię „Biegam z czystą przyjemnością”. Po co ostrzegać amatorów przed dopingiem?
Katarzyna Kopeć-Ziemczyk, ekspert komunikacji, rzecznik prasowy POLADA: – Marzę, żeby to kiedyś była kampania, taka z prawdziwego zdarzenia, a nie jednodniowa impreza, gdzie 1200 czy 1300 osób biegnie pod sztandarem czystego sportu. Czemu to takie ważne? Robimy to z kilku powodów. POLADA jest Polską Agencją Antydopingową i jako jedyni jesteśmy poniekąd wywołani do tablicy, aby mówić o czystym sporcie, zarówno w kontekście profesjonalistów, jak i amatorów. W sporcie profesjonalnym jest cały system działający od lat, poprawiany, weryfikowany. Tam jest zaangażowana najnowsza technologia i kontrola jest na wysokim poziomie. W sporcie amatorskim tego nie ma.
W sumie po co miałoby być, skoro ktoś sobie truchta po parku?
– Sport amatorski ma wiele odmian. Ktoś może po prostu wstać od biurka i zrobić sobie pięciokilometrowy marsz lub marszobieg. Ale to być może, ktoś to określi siebie mianem półamatora. Ktoś, kto bardzo dużo trenuje, dba o dietę i jest blisko tego, co robią profesjonalni sportowcy, tylko bez licencji zawodniczej. W ten sposób wielu ludzi biega w maratonach, jeździ na festiwale biegowe. No i jest i trzecia grupa, czyli sportowcy z licencją, którzy pojawiają się w tego typu zawodach i w ten sposób te światy się przenikają. Nie chodzi o to, by mówić komuś, kto ćwiczy rekreacyjnie, żeby nie brał tabletki na ból głowy, bo nazajutrz startuje w zawodach. Problem jest jednak szeroki, bo zdarza się, że nawet Ci, którzy uprawiają sport amatorsko, sięgają po twardy doping i startują. Tam kontroli jest znacznie mniej, a tak samo można wygrać nagrodę finansową, podnieść w górę puchar. Chcemy zwracać uwagę na uczciwość w sporcie.
Jeśli ktoś tego nie szuka i nie chce naruszać reguł, to chyba jest bezpieczny.
– Całe społeczeństwo chcemy uczulić na to, że trzeba uważać na suplementację, odżywki, jakie się przyjmuje. Chcemy, żeby Polacy, zanim po coś sięgną, zapytali specjalistów, byli czujni i nie brali czegoś tylko dlatego, że ktoś zachwalał. Skoczek wzwyż Maciej Lepiato, jeden z naszych nowych ambasadorów powiedział mi w rozmowie, że uszy mu więdną, gdy słyszy, jakie doradztwo panuje na siłowniach i w klubach fitness. Przekonanych raczej nie odwiedziemy od brania zakazanych substancji, ale jest grupa osób nieświadomych, albo takich, które robią coś pod presją.
Wasza akcja to nie tylko bieg, ale też znani sportowcy.
– Dobierając ambasadorów, staramy się o to, by móc dotrzeć do bardzo różnych grup odbiorców. Jeśli Ewa Pajor informuje o naszej akcji, to docieramy do rodziców dziewczynek trenujących piłkę nożną. Jeśli przekazuję coś za pośrednictwem Roberta Wilkowieckiego, to dotrę do jego kibiców. Każde środowisko chcemy zainteresować. Są przedstawiciele lekkoatletyki: Maciej Lepiato, Monika Pyrek, Angelika Cichocka, jest niewidomy pływak Wojciech Makowski, była łyżwiarka szybka Luiza Złotkowska. Wspierają nas ludzie piłki nożnej: były bramkarz Arkadiusz Malarz i napastnik Łukasz Gikiewicz, a z piłki ręcznej Kinga Achruk. Mamy przedstawicieli sportów zimowych: narciarkę Zuzannę Czapską i snowboardzistę Oskara Kwiatkowskiego. Chcemy dotrzeć do sportów drużynowych, indywidualnych i tych niszowych, także do tych dyscyplin, w których istnieje większa akceptacja dla przekraczania granic. Staramy się, żeby „emerytowani” sportowcy, stawali się mentorami. Oni mają dużo do powiedzenia. Jeśli Monika Pyrek coś powie, to posłucha jej wielu pasjonatów lekkoatletyki.
Problem może dotknąć bardzo młodych ludzi. Ich rodzice są otwarci na wiedzę?
– Na turnieju piłkarskim Ewy Pajor spotkaliśmy wielu trenerów młodzieży i rodziców i dyskusjom nie było końca. Słuchali, brali udział w quizie. Często słyszeliśmy, że o pewnych rzeczach nie mieli pojęcia, a dziecka trzeba przypilnować, żeby nie chodziło do apteki po wszystkie suplementy świata. Niech rodzice obserwują trenerów, fizjoterapeutów, dietetyków, ale przede wszystkim swoje dzieci. Jak się zachowuje środowisko? Czy są rozmowy o podaniu czegoś, co budzi wątpliwości? Tajemnicą poliszynela jest fakt sięgania w sporcie po kroplówki. A to może być sposób na wypłukanie dopingu albo szybszą regenerację, i to też jest nieuczciwe.
Możecie przekonywać, ale czy nie jest tak, że jeśli jeden sportowiec zostanie złapany i nie okaże skruchy, to cała wasza praca może pójść na marne?
– Był ostatnio taki jeden głośny przypadek, gdzie dało się zauważyć, że środowisko się podzieliło. Sportowcy profesjonalni, głównie olimpijczycy, nie mieli wątpliwości, by potępić taką postawę. Z kolei celebryci, nie widzieli tu nic gorszącego. Całe szczęście sportowcy, którzy cały czas trenują, walczą o medale, startują w igrzyskach, nie mają w sobie zgody na doping, wbrew powszechnej opinii, że wszyscy biorą. Zresztą Agnieszka Kobus-Zawojska i jej mąż Maciej Zawojski walczą z tą krzywdzącą opinią. A np. Kinga Achruk potrafi zadzwonić z pytaniem o każde ziółko w naparze. I dla takich zawodników pracujemy każdego dnia.
Wiadomo, że są sporty, takie jak kolarstwo, w których co chwila słyszy się o skandalach.
– Są środowiska, gdzie doping jest powiedzmy „częścią gry”. Wchodzę w środowisko i albo gram tymi samymi kartami, albo będę czysty, a z tym byciem czystym nie będzie mi łatwo. Kolarstwo, triathlon, sporty fitness, strongmani to są środowiska, gdzie to jest częstsze niż gdzie indziej. Słyszymy o skandalach i zaczynamy myśleć, że wszędzie jest doping. Ważne jest środowisko, kultura danej dyscypliny. Jeśli wejdziemy w czysty sport, to będziemy zdziwieni, że ktoś „bierze”. Ciekawy jest przykład badań, zrobionych w 2012 roku podczas maratonów w Warszawie i Poznaniu. Biegacze byli pytani, czy uważają, że rywal bierze doping i duży odsetek odpowiedział „tak”. Jednak na pytanie, czy samemu przyjmuje się jakieś substancje, prawie wszyscy odpowiedzieli przecząco.
Są też ludzie, którzy pewnie nie mają złych intencji, ale niechcący przyjmą doping w zanieczyszczonej odżywce.
– Mamy w social mediach za dużo „wzorów” ciał idealnych. Ludzie dążą do tego, żeby tak wyglądać i nie biorą pod uwagę konsekwencji. Mówimy tu o hormonach, „spalaczach tłuszczów”. Było kiedyś też i tak, że w przedtreningówce znaleziono amfetaminę. Trzeba być czujnym. Funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego Policji opowiadali na jednym z naszych spotkań, że półprodukty, które służą do produkcji nielegalnych sterydów, czy odżywek często już same w sobie są zanieczyszczone. Ale „kucharze” w Europie tego nie sprawdzają i w konsekwencji nie wiedzą, co tak naprawdę produkują. Żeby mieć pewność, trzeba byłoby usiąść i zbadać każde jedno pudełko, które przylatuje np. z Chin.
Trzeba dbać o dobry PR Polskiej Agencji Antydopingowej? Wykonujecie świetną pracę, ale wasza nazwa pojawia się najczęściej w kontekście skandali.
– To prawda, że na ogół otwieramy puszkę Pandory. W naszych działaniach stawiamy na bezpośrednie relacje. O to zawsze należy dbać i budować umiejętnie, z szacunkiem do drugiego człowieka. Nie staramy się nic ugrać na tych przykrych sprawach, pokazać, że jesteśmy szeryfami. Zdarza się też, że same organizacje sportowe wychodzą z informacjami, a my musimy je potwierdzić. Bywa, że jako pierwsi dzwonią dziennikarze, którzy swoimi kanałami się czegoś dowiedzieli. Jeśli ktoś miał pozytywny wynik testu antydopingowego, to musi mieć świadomość, że kiedyś to wypłynie.
POLADA ma wizerunek organizacji otwartej na współpracę z mediami.
– Ułatwieniem dla mnie jest to, że w POLADA pracują fachowcy. Jest mi łatwiej pewne rzeczy tłumaczyć, skoro wiem, że one były wcześniej 100 razy sprawdzone i nie ma ryzyka popełnienia błędu. To jest niesamowite szczęście dla PR-owca. Dyrektor Michał Rynkowski bardzo dobrze rozumie ten aspekt, zresztą brał to na siebie jeszcze przed moim przyjściem. Jesteśmy otwarci na media i na sportowców. Mamy narzędzia: Bazę Leków Zabronionych czy Antydopingowe Pogotowie Informacyjne. Każdy może zadzwonić, napisać maila. Jeśli ktoś dzwoni albo pisze, że ma problem ze zgłoszeniem swojego miejsca pobytu, co jest obowiązkiem sportowców, to odbieramy to jako sygnał, że temu sportowcowi zależy na uczciwości. Mam do sportowców apel: nie traktujcie nas jak bezdusznej maszyny i przez pryzmat smutnych obowiązków, które każemy wam wykonać. Tutaj są ludzie, z którymi można porozmawiać.