Wojciech Winnik: Chcę budować klub, który nie będzie opierał się tylko na wynikach pierwszego zespołu
W kolejnej rozmowie z cyklu “Marka Sportowa” gościliśmy Wojciecha Winnika, byłego siatkarza, a obecnie prezesa Ślepska Malow Suwałki. Jak rozwija się klub z Suwałk? Czy praca za biurkiem jest atrakcyjniejsza od tej na parkiecie? W jakim kierunku zmierza polska siatkówka klubowa? Czy PlusLidze potrzebne są kolejne zmiany? Zapraszamy do lektury!
***
Bartłomiej Płonka (SportMarketing.pl): Jest pan prezesem Ślepska Suwałki od ponad siedmiu lat. Wcześniej był pan zawodnikiem. Jak w pana oczach w tym czasie zmieniała się siatkówka?
Wojciech Winnik (Ślepsk Malow Suwałki): Myślę, że sama siatkówka jako dyscyplina sportu nie zmieniła się aż tak bardzo. Pamiętajmy, że wiele lat temu w siatkówce inaczej liczyło się punkty, a set rozgrywany był do piętnastu. W ostatnich latach tak dużych zmian pod tym względem na pewno nie było. Mogę powiedzieć więcej o aspektach okołosporotwych. Uważam, że od czasów kiedy ja występowałem na parkietach to zmieniły się obiekty, teraz niemal każdy gra w nowoczesnej hali. Dodatkowo można powiedzieć o rozwoju technologicznym – nikt nie wyobraża sobie już meczów bez systemu challenge. Ponadto zwiększyła się dostępność poszczególnych spotkań, co powinno zadowolić wszystkich.
Potrafiłby pan ocenić która praca jest trudniejsza? Bycie siatkarzem czy jednak prezesem klubu?
Jedno i drugie daje olbrzymią satysfakcję, a już na pewno wtedy, gdy do tego dochodzą zadowalające wyniki sportowe. Gdybym jednak miał wybrać, to przyjemniej jest być sportowcem. Można wtedy wyjść na trening, na siłownię, wykrzyczeć się… Jako prezes klubu nie jest tak łatwo. W ostatnich latach problemy się nawarstwiły, mam na myśli pandemię, przerwany sezon, kolejny sezon bez kibiców. To wszystko sprawia, że powoli musimy odbudowywać się w wielu aspektach. Wzrost oglądalności i obecności kibiców w halach rośnie, ale zdarzają się też mecze z bardzo niską frekwencją. Odpowiadając na pana pytanie, to z chęcią wróciłbym sprzed biurka na parkiet i jeszcze zagrał w siatkówkę.
Ślepsk Malow Suwałki jest już od kilku lat w PlusLidze. Jako klub stawiacie przed sobą konkretny cel na kolejne sezony?
Zacząłbym od tego, że obecnie jesteśmy w środku tabeli PlusLigi i i uważam to za ogromny sukces. Patrząc budżetowo to Ślepsk Malow Suwałki znajduje się w dolnych rejonach takiego zestawienia, dlatego też doceniamy wyniki sportowe z ostatnich lat. Serce kibica jest takie, że chciałoby się iść cały czas do przodu, ale musimy brać siły na zamiary. Na dzień dzisiejszy struktura finansowania klubów PlusLigi jest bardzo zróżnicowana. W części mowa o kapitałach prywatnych, a w części występują spółki skarbu państwa. Jest to trudna rywalizacja finansowa, dlatego przekładając to na sport jesteśmy zadowoleni z osiąganych rezultatów. Cały czas pracujemy nad tym, aby znaleźć sposób finansowania, który pozwoliłby klubowi wykonać milowy krok do przodu, co sprawiłoby, że realnie moglibyśmy marzyć o grze w Europie.
Poza tym moim osobistym celem jest praca u podstaw. Nasz klub składa się z przeszło 80 partnerów oraz kibiców. Chciałbym aby nasza hala regularnie się wypełniała, a także, żeby klub pozytywnie zarażał siatkówką ludzi. Dlatego organizujemy zajęcia dla przedszkolaków, dbamy o strefę dla dzieci podczas meczów, organizujemy siedem turniejów w sezonie dla młodzieży i amatorskie rozgrywki siatkówki. Mogę powiedzieć, że moim marzeniem jest zbudować klub, który nie będzie oparty i postrzegany tylko poprzez osiągane rezultaty sportowe pierwszego zespołu.
Podobnie mogę powiedzieć o sponsorach. Mamy dużą dywersyfikację, ale to jedyna droga, którą musimy podążać, aby uzbierać budżet pozwalający grać w PlusLidze. Robimy wszystko, by każdy z naszych partnerów czuł się częścią Ślepska Malow Suwałki. Cieszymy się, że w ostatnich latach, pomimo kryzysów związanych z pandemią czy inflacją, nadal są z nami i doceniamy to, co dla nas robią.
Wspomina pan o grze w Europie. Miałem okazję porozmawiać z Piotrem Szpaczkiem i Kryspinem Baranem. Prezes Grupy Azoty ZAKSA przyznał wprost, że nawet wygranie Ligi Mistrzów dwa razy z rzędu nie sprawia, że klub osiągnie finansową stabilizację. Z kolei Kryspin Baran powiedział, że trudno nawet liczyć, by cokolwiek zarobić na graniu w Europie.
Jeśli chodzi o wypowiedzi Piotra Szpaczka i Kryspina Barana, to oni już wiedzą z czym to wszystko się je, a ja mogę wyciągać wnioski tylko z tego co zobaczę, przeczytam i wysłucham. Dla Ślepska Malow Suwałki same rozgrywki PlusLigi są wydarzeniem. W naszym mieście nie mieliśmy w żadnej dyscyplinie sportu wiodącego klubu, który mógłby gromadzić regularnie kilka tysięcy kibiców na trybuny, dlatego doceniamy to co mamy już teraz.
Zdaję sobie sprawę, że europejskie puchary są dużym wyzwaniem finansowym i organizacyjnym. Federacja CEV nie potrafi sprzedać tego produktu tak dobrze, jak w innych dyscyplinach. Na ten moment dla nas jest to sfera marzeń. Być może kiedyś dostąpimy tego zaszczytu, ale to perspektywa kilku lat. Jak wspominaliśmy, najpierw chcemy zbudować stabilny fundament finansowy. Dla kibica magnesem jest także kontraktowanie gwiazd i znanych siatkarzy. Wtedy łatwiej jest namówić ludzi nie tylko z miasta, ale także z całego regionu, by przyszli na mecz.
Zajmijmy się tematem PlusLigi, która od tego sezonu została powiększona do szesnastu drużyn. Ogromne natężenie meczów, spotkania w środku tygodnia rozgrywane nawet o godzinie 16.15, brak jakiejkolwiek przerwy. Jak to się panu podoba?
Sporo na ten temat zostało już powiedziane. Czy w PlusLidze będzie występować szesnaście, czternaście czy dwanaście zespołów, ta kwestia wymaga wnikliwej analizy. Na ten moment najbardziej cierpią te kluby, w których pojawiło się sporo kontuzji oraz te, które grają w Europie. Sądzę, że aż taka częstotliwość spotkań nikomu nie wychodzi na dobre. Ktoś może powiedzieć, że w NBA czy NHL też tak grają, ale tam poziom organizacyjny jest znacznie wyższy, a wszystkie podróże odbywają się drogą lotniczą.
Odniosę się do swojego klubu. Częste mecze powodują, że trudno jest wypełnić halę kibicami. Produkt stał się bardzo powszechny i niekiedy kibic zaczyna wybrzydzać. Gdybyśmy grali dwa czy trzy razy w miesiącu o odpowiednich porach, to kasa klubowa na pewno prezentowałaby się lepiej. Ostatnie lata są dla siatkówki bardzo dobre pod względem rozwoju, ale nad tą kwestią powinniśmy się głęboko zastanowić.
Co jeszcze mogę dodać? Z perspektywy także byłego siatkarza chciałbym aby system rozgrywek został utrzymany na dłużej. W naszej lidze formuła zmienia się bardzo często i nie jest to dobre. Kibice mają prawo się w tym wszystkim pogubić, a to przecież dla nich gramy. Częste zmiany formuły PlusLigi czy Pucharu Polski na pewno nie wpływają korzystnie na postrzeganie siatkówki. Na dzisiaj uważam, że nie należy podgrzewać atmosfery, tylko przebrnąć ten sezon, a w kwietniu czy maju usiąść do analiz i rozmów, aby wszystko poszło w dobrym kierunku i siatkówka nadal się rozwijała, a nie zaciągała hamulca ręcznego.
A kluby mają w ogóle wpływ na ustalanie szczegółowego terminarza i godzin meczów? We wtorek 22 listopada mecz Trefla Gdańsk z BBTS Bielsko Biała rozpoczął się o godzinie 16:15. Na trybunach zasiadło 371 kibiców.
Istnieje pewna procedura. Terminy ramowe wyznacza PlusLiga, następnie kluby przesyłają dostępność swojej hali, a później komisarz ligi nakłada godziny godząc to wszystko z pasmem antenowym Polsatu, przejazdem wozów transmisyjnych i dostępnością komentatorów. Tak więc żaden z klubów nie ma większego wpływu na to o której godzinie odbywa się jego mecz.
Wielu kibiców w Suwałkach o tym mówi i chciałoby aby większość meczów odbywało się o lepszych porach. Sami uważają, że wówczas na trybunach zasiadałoby o 20-30 procent więcej ludzi i jest to zapewne prawda. Z drugiej strony pamiętajmy, że wszystkie spotkania są transmitowane w telewizji i to ma wpływ na takie godziny, z którymi mamy do czynienia.
Na koniec chciałbym zapytać w jakim miejscu pod względem rozwoju i marketingu pana zdaniem jest ligowa siatkówka w Polsce biorąc pod uwagę wszystkie dyscypliny?
Posługujemy się badaniami przekazywanymi przez Polską Ligę Siatkówki i z nich wynika, że jesteśmy na topie. Pod względem zainteresowania i oglądalności dogoniliśmy klubową piłkę nożną, która jest najbardziej popularną dyscypliną na całym świecie. Siatkówka cały czas znajduje się w bardzo dobrym momencie nie tylko jeśli chodzi o rozgrywki reprezentacyjne, ale także klubowe. Nie oznacza to jednak, że nie mamy do wykonania przed sobą pracy. Mam na myśli przede wszystkim globalizację, czyli to, aby ten sport uprawiało jeszcze więcej dzieci i młodzieży. Mamy silną 1. ligę, ale nie możemy na tym poprzestawać. 2. i 3. liga również powinny być mocne, a z naszego województwa do 3. ligi wystartowały raptem cztery zespoły… To zdecydowanie za mało, na półamatorskim poziomie z jednego województwa ze sobą rywalizować powinno po osiem czy dziesięć drużyn.
***
CZYTAJ POPRZEDNIE WYWIADY Z CYKLU “MARKA SPORTOWA”:
Marek Szkolnikowski, dyrektor TVP Sport
Kryspin Baran, prezes Aluronu CMC Warta Zawiercie
Piotr Należyty, prezes PGNiG Superligi
Piotr Szpaczek, prezes Grupy Azoty ZAKSA