Piotr Szpaczek: Pieniądze za wygranie LM nie pozwalają ustawić finansowej sytuacji klubu nawet na rok lub dwa
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle od dwóch lat dominuje w europejskiej siatkówce klubowej. W maju klub z województwa opolskiego po raz drugi z rzędu sięgnął po Ligę Mistrzów. Jak ten sukces jest wykorzystywany przez samą ZAKSĘ? Z czym wiąże się wygrana w Lidze Mistrzów? O to, ale nie tylko, zapytaliśmy Piotra Szpaczka, prezesa Grupy Azoty ZAKSA, który gościł w naszym cyklu "Marka Sportowa". Zapraszamy do lektury!
Bartłomiej Płonka (redakcja SportMarketing.pl): Zarządzanie klubem, który potrafił zdominować polską siatkówkę w ostatnich latach jest trudne?
Piotr Szpaczek (prezes Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle): Zdobywanie trofeów to niewątpliwa przyjemność i bardzo nas cieszy. Jednak oprócz tego trzeba być cały czas zmobilizowanym i wykonywać swoją pracę na najwyższym poziomie w każdym aspekcie – sportowym, organizacyjnym czy marketingowym. Paradoksalnie przy wielu sukcesach zarządzanie klubem nie jest do końca proste, bo oczekiwania są bardzo wysokie. Trzeba zdawać sobie sprawę, że utrzymanie się na szczycie jest znacznie trudniejsze, niż samo wdrapanie się na niego.
Objął pan stanowisko w klubie po Sebastianie Świderskim, który został prezesem Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Trzeba było coś zmieniać po poprzedniku?
Wspólnie z prezesem Świderskim pracowaliśmy od 2015 roku i mogę powiedzieć, że w jakimś stopniu razem stworzyliśmy ten klub. Traktuję to jako kontynuację poprzednich siedmiu lat, dlatego nie było żadnego elementu, który musiałbym poprawiać.
Udało się wam wygrać Ligę Mistrzów CEV dwa razy z rzędu. Sportowo to olbrzymi sukces, ale patrząc na finanse – jest to opłacalne? Za zwycięstwo zarobiliście 500 000 euro.
Zgadza się, tak wygląda nagroda za wygranie Ligi Mistrzów w siatkówce. Powiedziałbym, że jest to pewien zastrzyk finansowy, ale na pewno nie powoduje stabilizacji na lata. Z pewnością te pieniądze uda nam się odpowiednio wykorzystać, ale to nie są środki, dzięki którym mógłbym powiedzieć, że ZAKSA będzie ustawiona finansowo na lata, a nawet na rok czy dwa. Ta nagroda poniekąd pozwoli nam pokryć koszty, które ponieśliśmy przy okazji meczów grupowych czy półfinałowych.
W takim razie do której rundy zespół musi dojść w Lidze Mistrzów, aby powiedzieć śmiało, że zarobił na tych rozgrywkach?
Nie jest to takie proste i zero-jedynkowe. Sporo zależy od tego jakich rywali trafi się w grupie. Jeżeli już w tej fazie musisz lecieć dość daleko, to jest to poniekąd problem. My tego doświadczyliśmy, bo w poprzednim sezonie dwukrotnie musieliśmy lecieć do Rosji – do Nowosybirska. Zdecydowanie lepiej jest mierzyć się z drużynami na przykład z Niemiec czy Słowenii, gdzie można dotrzeć o wiele łatwiej i taniej. Kiedyś w klubie robiliśmy wnikliwą analizę dotyczącą tego, o co pan pyta i powiedziałbym, że przy wyjściu z grupy i wygraniu pierwszej rundy play-off zwykle wychodzi się na zero. Jednak jak podkreślam, sezon do sezonu nie jest równy.
CEV działa w kierunku, aby tę sytuację zmienić? Toczone są jakiekolwiek rozmowy z takimi klubami jak wy, a więc dwukrotnymi z rzędu triumfatorami Ligi Mistrzów?
Nie, nie ma w ogóle takich rozmów, chociaż kilkukrotnie zgłaszaliśmy chęci takiej dyskusji. Mamy sygnały, że przyszłe lata mają być lepsze w europejskich pucharach i CEV będzie starał się pozyskiwać coraz większych sponsorów rozgrywek. Na razie są to tylko zapowiedzi bez konkretów. Musimy poczekać do nowego sezonu i póki co akceptować obecne zasady.
Patrząc na dwa pozostałe europejskie rozgrywki, to triumfatorzy zarabiają o wiele mniej niż w Lidze Mistrzów. Zdobywca Pucharu CEV zgarnia 80 000 euro, a Pucharu Challenge 50 000 euro. Dziwi się pan temu, że z tych rozgrywek wycofał się inny polski klub, Asseco Resovia?
Nie dziwię się, bo rozumiem władze klubu. Nie rozmawiałem z zarządem Asseco Resovii, ale domyślam się, że aby wygrać Puchar Challenge trzeba przejść sporo rund, a to oznacza ogrom wyjazdów i jest to duży kłopot pod każdym względem. Pieniądze to jedno, ale dodajmy do tego napięty kalendarz sportowy. Na pewno jest to przemyślana decyzja i ja ją rozumiem.
A z jakiego powodu Grupa Azoty ZAKSA zrezygnowała ostatnio z występów w Klubowych Mistrzostwach Świata?
Klubowe Mistrzostwa Świata były bardzo skomplikowane pod tym względem, że były one planowane w Brazylii. Przy natłoku meczów PlusLigi, Pucharu Polski i Ligi Mistrzów graliśmy co trzy dni. Logistyka wyjazdu do Brazylii, rozegrania turnieju i powrotu oznaczała, że później na krajowym podwórku musielibyśmy odrobić trzy mecze, a przy obecnym kalendarzu rozgrywek to było po prostu niemożliwe. Konsultowaliśmy tę decyzję ze sztabem szkoleniowym i oni sami twierdzili, że granie w tych rozgrywkach byłoby interesujące, ale przede wszystkim musimy dbać o zdrowie naszych zawodników. Jeżeli w tym roku te rozgrywki będą rozgrywane w Europie, to nie wykluczam, że tym razem weźmiemy w nich udział.
Wracając do Ligi Mistrzów, to wasz majowy finał przeciwko Trentino został pokazany w Polsacie Sport. Telewizja nie zdecydowała się na transmisję w otwartym kanale. Nie sądzi pan, że pod tym względem można było bardziej postarać się o promocję siatkówki?
Z punktu widzenia polskiej siatkówki faktycznie może byłoby lepiej, gdyby ten mecz transmitowano na otwartych kanałach Polsatu. Jednak nie chciałbym wchodzić w kompetencje Polsatu czy Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Uważam, że zrobili wszystko co w ich mocy, ale odpowiednio opakować i zaprezentować nasze występy w Lidze Mistrzów.
A w jaki sposób sam klub wykorzystuje sukces w postaci dwukrotnego zwycięstwa z rzędu w siatkarskiej Lidze Mistrzów?
Wygraliśmy te rozgrywki po raz drugi i staramy się teraz ten sukces coraz lepiej konsumować na wielu płaszczyznach. Mam na myśli marketing, biznes czy kwestie pozyskiwania sponsorów. Przyznaję, że przed rokiem triumf w Lidze Mistrzów był mniej oczekiwany i nie do końca odpowiednio go wykorzystaliśmy, ale teraz jesteśmy mądrzejsi o tamte doświadczenia. Patrząc marketingowo, to obecnie nasze kanały mają najlepsze wyniki oglądalności w historii, a marka Grupa Azoty osiąga również rekordowe rezultaty. W toku cały czas są rozmowy dotyczące nowych umów oraz sponsorów i te kwestie wymagają jeszcze trochę czasu, ale wszystko idzie w dobrym kierunku.
Przejdźmy do tematu PlusLigi i kibiców. W Kędzierzynie-Koźlu na mecz z Jastrzębskim Węglem potrafi przyjść komplet publiczności, a na spotkanie ligowe w pierwszej rundzie play-off z GKS-em Katowice halę odwiedziła garstka osób i w oczy rzucało się mnóstwo pustych krzesełek. Rozumiem stawkę i markę rywala, ale nie martwią pana tak duże rozbieżności?
To jest sprawa złożona. Przede wszystkim istotne jest to, że tych meczów w siatkówce jest bardzo dużo i wszystkie są transmitowane w telewizji. To, że Polsat Sport pokazuje od kilku lat każde spotkanie PlusLigi jest korzystne, bo dzięki temu klub przyciąga też sponsorów, ale jednocześnie kibic czasem zostanie w domu zamiast przyjechać do hali. Oprócz Kędzierzyna-Koźla mamy wielu fanów z całego województwa i przy tak sporym natłoku meczów mogą po prostu wybierać spotkania. Być może czują się również przesyceni albo komuś po prostu nie opłaca się jeździć do Kędzierzyna-Koźla trzy razy w tygodniu bo to też są wydatki. Rozumiem, że taki kibic po prostu wybiera przykładowy mecz z Jastrzębskim Węglem, niż GKS-em Katowice, oczywiście nic nie ujmując Gieksie. Jest to pewien problem, zauważamy spadek liczby kibiców na hali i widać to nie tylko u nas.
Po co w takim razie PlusLidze rozgrywki złożone z szesnastu drużyn? Meczów jest sporo, play-offy do tej pory musiałby być skracane, a liga jeszcze dołoży do pieca.
Jeśli mówimy o rozszerzeniu ligi, to zawsze kiedy do rozgrywek wchodzą dwa zespoły, które mogą coś wnieść jest to interesujące dla kibica. Mamy też nadzieję, że będzie tak i tym razem. Natomiast dla obecnych klubów to kolejny wydatek, organizacja dodatkowych dwóch spotkań domowych i dwóch kolejnych wyjazdów. Można powiedzieć, że zwłaszcza może być to uciążliwe dla drużyn grających w
Europie. Kalendarz jest tak napięty, że nawet te cztery mecze mogą robić różnicę. A odnosząc się do fazy play-off, to kluczową zmianą jest fakt, że w nowym sezonie będziemy grać do trzech zwycięstw w każdej rundzie. Patrząc na głosy klubów i statystki pokazujące, że play-off przyciągają do hali więcej kibiców, to ten ruch może wyjść nam na plus.
Tak, tylko gdzie to wszystko zmieścić? Z tego co wiem, liga ma się zakończyć jeszcze w końcówce kwietnia 2023, czyli wcześniej, niż przy okazji sezonu 21/22.
I tutaj sprawa jest bardzo skomplikowana, ponieważ musimy pogodzić rozgrywki klubowe i reprezentacyjne. Kalendarz FIVB czasami jest taki, że trzeba się jemu podporządkować. Jest to trudne, ale będziemy chcieli znaleźć odpowiednie wyjście, które będzie dobre dla wszystkich.
CZYTAJ TAKŻE: Dokąd zmierza klubowa siatkówka w Polsce?