04.12.2020 12:28

„Żona nie naciskała na wyjazd, ponieważ wie, jak bardzo kocham moją pracę”

Żelisław Żyżyński z końcem 2020 roku odejdzie z Canal+ Sport. Wraz z rodziną od stycznia przeniesie się na Zanzibar, gdzie będzie pracował wraz z żoną Elą w sieci hotelów PiliPili. W naszej rozmowie o nowym wyzwaniu dla Żelka i Eli, pracy dziennikarza, trudnych wyborach i po prostu życiu.

„Żona nie naciskała na wyjazd, ponieważ wie, jak bardzo kocham moją pracę”

Bartosz Burzyński: Praca w telewizji wypala?

Żelisław Żyżyński: Być może kogoś, ale mnie absolutnie nie wypala. Jak wiesz pracuję w C+ od dwunastu lat i z ręką na sercu mogę ci powiedzieć, że nie było zadania, którego nie chciało mi się zrobić. Nigdy nie było tak, że byłem w pracy w danym mieście i myślałem sobie: – No nie, co ja tutaj znowu robię?

Tak naprawdę było wręcz przeciwnie, ponieważ zawsze się źle czułem, jak rzadko widziałem swoje nazwisko w tygodniowym planie. Teraz cieszę się z każdej minuty na antenie, ponieważ wiem, że zaraz tego nie będzie. W środę mam mecz Wisła Płock – Pogoń Szczecin i cieszę się jak dziecko z tego powodu. Znowu obejrzę piłkę na żywo, a na dodatek wykonam pracę, którą kocham.

Mimo wszystko nie wierzę, że przez ostatnich dwanaście lat choć raz nie było piątkowego poranka, którego byłeś zdenerwowany, ponieważ musiałeś jechać na przykład do Białegostoku?

Uwierz mi, że nie było. Każdy wyjazd na stadion to była dla mnie ogromna przyjemność. Możliwość skomentowania meczu z dziupli, czy zrobienie innego materiału zawsze była fascynująca. I już nawet niezależnie od tego, jaki był ciężar gatunkowy spotkania, każde ekscytowało mnie w podobnym stopniu.

Co najbardziej satysfakcjonowało cię w pracy w Canal+?

Trudno pytanie, ponieważ wszystko na swój sposób lubiłem. Uważam jednak, że jedną z najbardziej niedocenianej pracy są skróty meczowe. Naprawdę trzeba włożyć dużo pracy w to, by przygotować dobry skrót do Ligi+ czy Ligi+ Extra.

Jeśli widzę, że jadę na mecz i mam do zrobienia skrót, myślę kilka dni przed, jak to ugryźć. Jaki wstęp ułożyć, jakiego obrazka użyć, jak się za to w ogóle zabrać. Widz ogląda tylko krótki filmik, ale przygotowanie go nie trwa chwilę.

Zdarzyło ci się kiedyś pojechać nieprzygotowanym na mecz?

Nigdy. Zawsze do pracy jechałem przygotowany. Oczywiście czasami trudno wymyślić coś nowego, dlatego widzom może wydawać się coś oczywiste. Z drugiej strony nigdy w przypadku skrótów, czy innych rzeczy nie szedłem na łatwiznę. Najłatwiej pokazać składy obu drużyn, autokar, ostatnie wyniki i po robocie. Takie czegoś jednak nie uznaję.

Tak samo jest z rozmówkami w przerwie, czy po meczu. Nieco ponad minuta, a ty musisz zadać takie pytanie, by było ciekawe. Tutaj także trwa to chwilę, a ty jako dziennikarz myślisz nad tym bardzo długo. Niby moje zadania się powielały, ale każdego dnia czułem jakbym robił coś innego. Co tutaj dużo mówić… Nigdy ta praca nie przestała mnie ekscytować.

Brzmisz jak pasjonat, ale również pracoholik.

Jasne, coś może w tym być, ale miałem taką pracę, że ten pracoholizm nie przeszkadzał. Może trafiłem dobrze na rodzinę, ponieważ żonie, czy dzieciom nie przeszkadza, gdy oglądam mecze Ekstraklasy, czy innych lig. Nasze rodzime rozgrywki, nawet jak jestem w terenie, oglądam wszystkie mecze w każdej kolejce. Oczywiście czasami z odtworzenia w aplikacji, co jest dużym plusem. Mimo wszystko dużo jednak tych meczów oglądam, ale zawsze znajduję czas dla rodziny.

Mamy taki rytuał, że zawsze wieczorem czytam córce i synowi książkę. Chodzimy na spacery, gramy w piłkę, jeździmy na wycieczki. Także praca jest dla mnie bardzo ważna, ale nie kosztem rodziny. Staram się to wszystko pogodzić i wydaje mi się, że daję radę.

Ela podziela twoją miłość do piłki nożnej, czy raczej ogląda mecze kątem oka?

Moja żona jest z siebie bardzo zadowolona, jak przykładowo mówi: – O gra Jagiellonia z Lechem, a Jagiellonia to Białystok prawda? (śmiech).

Ela w ogóle nie interesuje się sportem. Czasami obejrzy mój występ, ale wtedy patrzy, czy dobrze wypadłem od strony technicznej, a nie merytorycznej. Generalnie sport nie jest jej pasją. Choć co ciekawe kiedyś poszliśmy na mecz siatkówki, na którym się jej oświadczyłem.

Oryginalny pomysł, na pewno była zaskoczona.

Była bardzo. Niestety był to nasz pierwszy i ostatni raz na meczu siatkówki.

Niedługo – przynajmniej na dwa lata – będzie też twój ostatni dzień pracy w Canal +. Przenosisz się do Zanzibaru, gdzie będziesz pracował w sieci hoteli Pili Pili, która należy do naszego rodaka. Nie obawiasz się, że szybko zatęsknisz za pracą, którą kochasz?

Oczywiście, że się obawiam. Budujące były dla mnie jednak słowa Michała Kołodziejczyka i Piotra Małkowskiego, którzy powiedzieli, że Canal+ to mój dom i zawsze mogę do niego wrócić. Michał dodał, żebym nie oddawał legitymacji, ponieważ może mi się jeszcze przydać.

Czy to publicznie, czy w prywatnych rozmowach zawsze powtarzałeś, że Canal+, to praca twojego życia.

Myślałem, że nigdy nie zostawię pracy w Canal+, dlatego gdy przyszła propozycja pracy na Zanzibarze, zastanawiałem się bardzo długo. Miałem wątpliwości, ale ostatecznie uznałem, że teraz jest na to najlepszy moment.

Sam podjąłeś decyzję, czy Ela naciskała na wyjazd, bo w końcu to też duże wyzwanie dla niej, gdyż ma być dyrektorem marketingu całej sieci hoteli Pili Pili na Zanzibarze?

Właśnie było wręcz przeciwnie, ponieważ Ela doskonale wie, jak bardzo kocham pracę przy piłce. Nie naciskała i powtarzała mi wielokrotnie, że sam mam podjąć decyzję. Nie chciała tego, że zgodzę się pojechać, a po miesiącu powiem, że jest mi źle.

Miałem świadomość tego, że gdybym się nie zdecydował, żałowałbym całe życie. Ten projekt jest niesamowicie ekscytujący. Poza tym w życiu żałujemy najczęściej tego czego nie zrobiliśmy.

Będziesz się spełniał jako dziennikarz w nowym projekcie?

Wojtek Żabiński, czyli właściciel sieci hoteli Pili Pili, przekonał mnie właśnie projektem. Stworzymy telewizję na platformie YouTube, powstanie radio Pili Pili. Będę miał kontakt z wieloma Polakami, ponieważ „Wojtek na Zanzibarze”, to już teraz społeczność licząca 115 000 osób. Co więcej będę miał ogromny wpływ na pracę ze światowym potentatem w branży podróżniczej. Wojtek jest w teraz w trakcie dopinania tej współpracy.

Dzisiaj rozmawiałem jeszcze z redaktorem naczelnym miesięcznika „Pili Pili Travel Buddy”, Dawidem Bartosikiem. Powiem szczerze, że od razu poczułem dobre emocje rozmawiając z Dawidem, nadajemy na tych samych falach. Bardzo szybko doszliśmy do wniosku, że także będę pisał, co bardzo mnie cieszy.

Pomysłów mamy naprawdę całą masę, ponieważ będę też odpowiedzialny za sport w Pili Pili i moje koncepcja jest taka, żeby boiska które stworzymy, otwierali znani polscy sportowcy. Będzie to coś fajnego zarówno dla nich, jak i naszych gości.

Miesięcznik jest ogólnie o podróżowaniu, czy tylko o Zanzibarze?

W „Pili Pili Travel Buddy” oczywiście znajdziemy treści z samego Zanzibaru, ale nie tylko, ponieważ to doskonała pozycja dla podróżników. Można tam przeczytać chociażby o takich rzeczach, jak zwykłą wycieczkę zmienić w podróż. Poza tym piszą tam też fajne nazwiska, ponieważ są m.in. Joanna Brodzik, czy Jakub Porada. W numerze styczniowym będą już natomiast moje teksty.

Sporo wyzwań.

Będę robił rzeczy, których dawno nie robiłem, a także zupełnie nowe. Myślę, że po tych dwóch latach, ponieważ na tyle podpisaliśmy umowę, wrócę do Polski jako lepszy dziennikarz. Jeszcze szerzej będę patrzał na świat i na to co nas otacza. W pewnym sensie można powiedzieć, że wychodzę ze swojej strefy komfortu, ale wydaje mi się, że to będzie z korzyścią dla mnie.

Mówisz, że po dwóch latach wracasz do Polski, czyli nie rozważasz przedłużenia umowy?

Człowiek planuje, a Pan Bóg się śmieje. Szczerze mówiąc jeszcze nie myślę o tym, co będzie za dwa lat. Na pewno bliżej końca 2022 roku będziemy myśleć, co dalej.

Dom na plaży, piękne miejsce, ale jednak sporo pracy, jak wspomniałeś. Jak będzie wyglądał twój standardowy tydzień na Zanzibarze?

U Wojtka jest o tyle fajnie, że nie chodzi się do pracy w garniturze. Właściwie to w ogóle się do niej nie chodzi, ponieważ siadasz do komputera u siebie w domu, patrzysz na ocean i robisz to co masz do zrobienia.

W moim przypadku będzie tak, że będę sporo jeździł po Zanzibarze i szukał ciekawych tematów do pokazania. Znowu więc trudno będzie oddzielić grubą kreską co jest pracą, a co przyjemnością.

Dla wielu brzmi to zapewne jak praca marzeń.

No tak, jeśli ktoś ma duszę podróżnika i nie lubi być ograniczanym, to bez wątpienia. U Wojtka pracuje się tak, że jak jest coś do zrobienia, to siedzisz tak długo aż zrobisz. Jak jest luz, to masz czas na przyjemności i wypoczynek.

Rozmawiałem z Polakami, którzy tam żyją i pracują – wstają o 05:45 i robią swoje rzeczy. Z uwagi na fakt, że w Polsce jest 2h wcześniej, to współpracownicy z naszego kraju mają wszystko na mailach już o 08:00.

Wiesz już gdzie będziecie mieszkać?

Akurat przedwczoraj dogadaliśmy szczegóły umowy wynajęcia domu na samej plaży na pół roku. Co dalej? Zobaczymy jak sytuacja się rozwinie i co życie pokaże.

Cenowo jak to wygląda?

W pierwszej linii brzegowej można znaleźć dom do tysiąca dolarów za miesiąc.

Jak wyglądają koszty życia na Zanzibarze?

Na Zanzibarze koszty życia są bardzo niskie. Co prawda trudno to porównać z Polską, ponieważ tutaj nikt do ciebie nie przypłynie łódką z pięcioma homarami, które będzie chciał sprzedać za 15 dolarów. Na Zanzibarze zjesz duży talerz owoców morza – porcja dla czteroosobowej rodziny – za około 20 dolarów.

Jak ktoś chce żyć oszczędnie, to w wiosce obok hoteli Pili Pili, zjesz zupę urojo, która jest bardzo pożywna za około 1,5 złotego w przeliczeniu na polską walutę. A uwierz mi, że jak zjesz taką zupę rano, to do 15:00 czy 16:00 nie będzie chciało ci się jeść.

Ile razy już byłeś na Zanzibarze?

Byliśmy dwa razy, w tym i 2012 roku. Oglądałem na Zanzibarze finał EURO. Wówczas jednak polecieliśmy, żeby wejść na Kilimandżaro, a później na kilka dni polecieliśmy na Zanzibar, żeby już typowo wypocząć.

Odpuścisz sobie piłkę na te dwa lata, czy dalej twardo będziesz oglądał wszystkie mecze Ekstraklasy?

Kocham piłkę, więc nie ma mowy bym mógł odpuścić. Futbol jest tak ważną częścią mojego życia, że naprawdę nie wyobrażam sobie, by odciąć się od tego. Tam zresztą jest transmitowana np. Premier League. Ekstraklasę będę pewnie oglądał z odtworzenia.

Zaproponowałem nawet Piotrkowi Małkowskiemu i Michałowi Kołodziejczykowi, że jeśli dojdą do wniosku, że mógłbym się przydać powiedźmy w trakcie Multiligi, to przylecę do Polski na dwa tygodnie i chętnie pomogę. Oczywiście, jeśli dadzą mi znać trzy, czy cztery tygodnie wcześniej.

I to jest pomysł na serio?

Oczywiście, a czemu nie? Jeśli chłopaki stwierdzą , że przydam im się w trakcie tego gorącego okresu, to bardzo chętnie przyjmę taką propozycję. Dla mnie to będzie wielka przyjemność, by zrobić relację, skomentować mecz, czy przygotować inny materiał. Umowę z Wojtkiem mam tak skonstruowaną, że cztery razy w roku możemy przylecieć do Polski na dwa tygodnie.

Przyjedziesz do Polski odpocząć do pracy.

Wojtek uznaje, że będąc tam na miejscu jesteś dyspozycyjny niemal cały czas, stąd aż tyle dni urlopowych. Dla mnie nie będzie jednak problemu, by część z nich wykorzystać na pracę w Canal+.

Jak wygląda temat szkoły dla twoich dzieci?

Będą chodzić do angielskojęzycznej szkoły z certyfikatem brytyjskim. Byliśmy tam już zresztą się rozejrzeć i warunki są naprawdę bardzo dobre. Moim zdaniem to nawet plus, ponieważ po tych dwóch latach na Zanzibarze będą mówić płynnie po angielsku.

Ucieszyły się na wyjazd?

Bardzo. Wiesz, to jeszcze są małe dzieci – Żywek ma skończone sześć lat, a Nela niedługo skończy pięć. To taki idealny wiek, ponieważ nie zawiera jeszcze się trwałych przyjaźni. Co więcej teraz do szkoły czy przedszkola chodzili w kratkę, ponieważ mamy pandemię. Także uważam, że to taki idealny moment, by wyjechać i się rozwinąć.

Ty z Elą macie już jednak bliskie przyjaźnie, rodzinę. Nie obawiasz się, że będziecie tęsknić na przykład za rodzicami?

Będziemy na pewno, ale mamy sporo wolnego na powroty do kraju, o którym wspomniałem. Mojemu ojcu zaproponowałem, że jeśli chce, może wyjechać z nami na stałe. Jeszcze się zastanawia, czy z nami nie polecieć. Moim zdaniem to byłoby fantastyczne, że na stare lata zamieszkałby w tak pięknym miejscu. Nawet jeśli jednak nie zdecyduje się na taki ruch, na pewno wpadnie do nas na kilka tygodni.

Po ojcu odziedziczyłeś duszę podróżnika?

Zdecydowanie, tatę do dziś cały czas nosi. Oczywiście mniej niż jak był młodszy, ale nadal uwielbia podróżować.

Kiedy najlepiej wybrać się na Zanzibar, bo nie wiem na kiedy planować urlop?  

Nie tylko ty, lista chętnych osób do odwiedzenia nas jest już tak długa, że nie wiem, czy te dwa lata wystarczą, by każdy zdążył wpaść (śmiech). A tak poważnie, to właściwie każdy miesiąc jest dobry, ponieważ tylko w kwietniu z uwagi na porę deszczową trochę więcej pada. Poza tym cały czas jest tak samo, czyli około 30 stopni Celsjusza w dzień i 26 w nocy.

W naszej rozmowie przewija się często imię Wojtek, który jest właścicielem sieci hoteli Pili Pili na Zanzibarze, a także od stycznia będzie twoim szefem. Jak wy się poznaliście?

Wojtek usłyszał, że Ela odchodzi z Marriotta. Dowiedział się również dużo dobrego o jej pracy, a że szukał takiej właśnie osoby, złożył ofertę. Początkowo myśleliśmy, że chodzi o pracę zdalną z Warszawy, ale później okazało się, że chodzi o pracę na Zanzibarze.

Później Wojtek wymyślił sobie, że ja także bardzo mogę mu się przydać do nowych projektów. Akurat nie kojarzył mnie z telewizji, ponieważ nie interesuje się piłką, ale wszyscy jego współpracownicy mnie znali. Poznaliśmy się i od razu nadawaliśmy na tych samych falach. Zarówno ja, jak i Ela czujemy, że warto z nim współpracować. Wiesz to jest tak, że widzisz takiego gościa i wiesz, że warto z nim iść w jednym kierunku.

Marzyłeś kiedyś o takiej ofercie?

Trzeba uważać o czym się marzy, ponieważ marzenia czasami się spełniają. Choć powiem szczerze, że raczej jednak o takiej zmianie życia nigdy nie marzyłem. Podoba mi się jednak ta perspektywa.

Sama oferta pojawiła się w dość niespodziewanym czasie, ponieważ na całym świecie panuje pandemia koronawirusa. Jak sytuacja wygląda na Zanzibarze?

Na Zanzibarze nie ma koronawirusa. Nie widać ludzi w maseczkach, nie wprowadzono obostrzeń znanych nam z Europy. Co prawda nie robi się badań, więc trudno też określić jaka jest sytuacja na podstawie liczb. Czytałem jednak korespondencję brytyjskiego dziennikarza, który napisał, że w przypadku różnych epidemii w Afryce rzadko się robiło badania. Jednak jeśli rząd coś ukrywał, wystarczyło posiedzieć kilka godzin pod największym szpitalem lub sprawdzić na cmentarzach ile jest nowych mogił. Na tej podstawie łatwo ocenić faktyczny stan rozwoju epidemii.

Podejrzewam, że tamtejsza ludność przechodzi wirusa bezobjawowo lub faktycznie go nie ma, ponieważ jest duża wentylacja. Czas spędza się przede wszystkim na zewnątrz. Warunki atmosferyczne przez cały rok są takie, jak w Polsce latem.

Czyli nie trzeba zrobić testu na koronawirusa, żeby przylecieć do Zanzibaru?

Odgórnie nie trzeba, ale Wojtek robi fantastyczną rzecz, ponieważ swoim gościom nakazuje zrobić test na koronawirusa. Należy go wykonać trzy dni przed wylotem. Oczywiście żeby wsiąść do samolotu musisz mieć wynik negatywny. Już na miejscu Wojtek oddaje pieniądze za test w postaci voucherów, które można wykorzystać w Pili Pili.

Tuż przed wylotem wypada średnio około 15 osób, ponieważ mają pozytywny wynik. Co ciekawe inne biura podróży nie wymagają testu, więc pewnie przylatują od nich do Zanzibaru osoby chore. W mojej ocenie jest to nie fair wobec tubylców, a także innych turystów.

Koronawirusa mówisz, że nie ma albo występuje w małym stopniu. Przeprowadzając się na Zanzibar na dwa lata na pewno zainteresowałeś się jednak sytuacją służby zdrowia. Jak ona wygląda, ponieważ mówimy mimo wszystko o Afryce?

Sytuacja służby zdrowia jest bardzo dobra.  Podczas naszego turnusu, gdy jedna pani poczuła się gorzej, zamówiła lekarza. Przyjechał profesjonalista, ponieważ od razu wykonał kasetkowy test na koronawirusa. Był przygotowany również, żeby zrobić test na malarię. Przepisał receptę, a co więcej sam ją wykupił i przywiózł leki. Także niesamowicie profesjonalne wrażenie zrobił na mnie ten lekarz.

Puenta z tej rozmowy taka, że nie warto planować, a żyć chwilą?

Warto planować, ale trzeba być przygotowanym na to, że plany mogą się zmienić na lepsze. Zobaczymy też co powiem za rok, ale obecnie jestem bardzo optymistycznie nastawiony i szczęśliwy.

Kto jest bardziej odpowiedzialny w związku – ty czy żona?

Ja to nigdy nie byłem zbyt odpowiedzialny. Ela też działa często na wodzy fantazji, ale z nas dwóch, to ona jest tą bardziej odpowiedzialną.

Rozwiejmy na koniec jeszcze wątpliwości. Pod jednym z artykułów o twoim odejściu z Canal+, przeczytałem komentarz, że ten Zanzibar to dla ciebie taki sportowy samochód na kryzys wieku średniego. Zgadzasz się z tym?

Absolutnie nic z tych rzeczy, gdyż to właśnie wiązałoby się z wypaleniem zawodowym. Kryzys wieku średniego wiąże się z tym, że człowiek chce coś zmienić, a ja właśnie nie chciałem. Inna sprawa, że to porównanie do samochodu także nietrafione, ponieważ jestem jedną z tych osób, dla której najważniejsze jest, by samochód jeździł. Teraz nawet chcę sprzedać mojego Citronea, który ma 165 000 km przebiegu, co potwierdza moje słowa.

Podsumowując nigdy nie miałem potrzeby posiadania szybkiego, sportowego samochodu, ale to nie zmienia faktu, że jeśli ktoś by mi zaproponował na dwa lata taki samochód na świetnych warunkach, to chętnie bym nim pojeździł.

Udostępnij
Bartosz Burzyński

Bartosz Burzyński