18.08.2011 11:16

Patrowicz: Na piłce można wygenerować zyski

Znany inwestor - Mariusz Patrowicz - ma zamiar jeszcze w tym sezonie kupić klub piłkarski, choć nie podjął jeszcze decyzji, który.

Patrowicz: Na piłce można wygenerować zyski

\"\"Kilkanaście dni temu akcje notowanego na rynku NewConnect Ruchu Chorzów wystrzeliły w górę, bo pojawiły się informacje, że Patrowicz (na zdjęciu) rozmawia właśnie z tym klubem. W rozmowie ze SportMarketing.pl bieznesem wyjaśnia jednak, że "Niebiescy" nie są jedynymi, z którymi negocjuje, a decyzja jeszcze nie zapadła.

Na samą inwestycję w piłkę nożną jest pan jednak już zdecydowany?
Mariusz Patrowicz: – Tak. Decyzja o inwestycji w piłkę, czy generalnie w sport, już zapadła. Przy czym, piłka nożna ma tu zdecydowany priorytet. Rozważamy ewentualnie także zaangażowanie w piłkę ręczną, ale szanse na to spadają. Najbardziej interesuje nas piłkarska Ekstraklasa. Albo drużyny, które są w tej Ekstraklasie, albo ewentualnie takie, które do niej aspirują.

W mediach pojawiały się informacje o zainteresowaniu Ruchem Chorzów, a potem GKS-em Katowice.
– Z tymi klubami rozmawiamy. Między innymi z nimi…

Z którymi jeszcze?
– Nie chcę mówić o nazwach. Tych klubów jest kilka. Po kolejnej fazie rozmów zdecydujemy, który to będzie klub. Myślę, że nastąpi to w ciągu kilku miesięcy, najpewniej jesienią.

Pochodzi pan z Płocka. Tamtejsza Wisła byłaby naturalnym wyborem…
– Pojawił się taki temat. Ale widzę już, że szanse na to są bardzo małe. Tym bardziej, że Wisła chyba na ten moment nie myśli o awansie do Ekstraklasy. A to jest priorytetem.

Czyli nie ma mowy o lokalnym patriotyzmie…?
– Nie mogę się nim kierować, bo inwestuję pieniądze nie swoje, tylko mojego funduszu venture capital. Muszę kierować się kryteriami biznesowymi.

Do wzięcia jest aktualnie kilka klubów w Ekstraklasie. Inwestorów szukają choćby w Górniku Zabrze, Koronie Kielce, ŁKS…
– Mogę powiedzieć tyle, że oprócz wspomnianych Ruchu i GKS, rozmawiamy jeszcze z trzema klubami z Ekstraklasy. Nie chcę zdradzać o kogo chodzi.

Jakie kryteria pan bierze pod uwagę?
– Jestem optymistą pod względem możliwości wygenerowania na piłce zysków. Co prawda, niewielu się to udało, ale myślę, że to możliwe. Patrzę pod kątem naszych spółek, które można promować poprzez sport. Myślę, że nie powinniśmy na tym stracić.

Widzew Łódź niedawno zmienił się w spółkę non-profit. Czyli właściciel klubu uznał, że jednak na piłce nie da się zarobić…
– Wprost być może nie. W tej chwili rzeczywiście sport wymaga dużego wsparcia ze strony samorządów. Można natomiast zarobić wokół klubu. Na przykład poprzez możliwość promocji własnych spółek.

Wspomniał pan o wsparciu samorządów. Na ile istotne dla pana jest to, czy dany klub dysponuje nowoczesnym stadionem?
– To bardzo istotne. Bez nowoczesnych stadionów sport będzie deficytowy.

Euro 2012 może mieć wpływ na rentowność piłki w Polsce? Po nim futbol stanie się lepszym biznesem?
– Wpływ Euro na pewno będzie. Szacujemy, że w okresie dwóch lat po imprezie on będzie bardzo widoczny. Na pewno Euro przyczyni się do zwiększenia popularności piłki w naszym kraju. To wie każde dziecko w przedszkolu.

Do wzrostu popularności na pewno, do rentowności klubów również?
– Jedno z drugim jest nierozerwalnie związane. W mądrze ułożonych klubach na pewno popularność przełoży się na zyski finansowe. Poprzez sprzedaż biletów, gadżetów, powierzchni reklamowych itd. Większe wpływy spowodują, że kluby będą mogły ściągnąć lepszych zawodników, a to znowu powinno zaowocować zwiększeniem zainteresowania.

Interesuje pana inwestycja długoterminowa czy raczej podniesienie wartości klubu i szybka sprzedaż z zyskiem?
– Na pewno nie mamy zamiaru wchodzić na pół roku czy rok. Oczywiście, może tak się stać, gdyby pojawiła się jakaś super oferta sprzedaży. W założeniu chcemy jednak działać długoterminowo.

Pan jest kibicem?
– Tak, jestem.

Komu pan kibicuje?
– Polskiej reprezentacji oczywiście.

A klubowi?
– Tego nie będę zdradzał. Zresztą bywałem na wielu stadionach, także zagranicznych. Lubię dobry sport, dobrą piłkę.

Jest taki trend, że piłka przyciąga najbogatszych ludzi w Polsce. Kilku z nich jest właścicielami klubów…
– Na pewno piłka ma ogromną popularność w Polsce i nic dziwnego, że bogaci ludzie się interesują inwestowaniem w tę dyscyplinę sportu.

Była dla pana kusząca perspektywa znalezienia się w tym doborowym towarzystwie?
– Nie specjalnie. Doceniamy oczywiście wartość wizerunkową tej inwestycji, ale skupiamy się na czymś innym. Traktujemy to w kategoriach czysto biznesowych.

Ruch Chorzów i GKS Katowice są spółkami giełdowymi. To jest plus dla potencjalnego inwestora?
– Na pewno tak. Proces złożenia oferty zakupu jest o wiele prostszy, sytuacja finansowa tych klubów jest bardziej przejrzysta. To ułatwia wiele rzeczy. Ale to nie jest jedyne kryterium, które bierzemy pod uwagę. Mamy kilkadziesiąt spółek na giełdzie, więc to, że GKS czy Ruch również na niej funkcjonują, nie stanowi dla nas niesamowitej zachęty.

Opinie na temat sensu wejścia tych klubów na giełdę były podzielone. Wiele osób uważało, że było za wcześnie na to. Czy może łatwiejsza droga do pozyskania inwestora jest dla tych klubów pewną wartością dodaną?
– Zawsze łatwiej o inwestora spółce giełdowej. Choćby dlatego, że ten potencjalny inwestor ma też łatwiejszą ścieżkę wycofania środków poprzez giełdę, jeśli uzna to za konieczne. Ale trzeba to traktować bardziej jako instrument do pozyskania kapitału, który jednak nie zawsze załatwia wszystkie problemy. Gdyby tak było, to te kluby dysponowałyby już dużo większymi budżetami, a tak nie jest.

Był pan zaskoczony, że akcje Ruchu tak bardzo poszły w górę po informacji o tym, że interesuje się pan tym klubem?
– Trochę byłem zaskoczony. Szczególnie, że akcje poszły do góry aż o kilkaset procent. Z jednej strony ucieszyło mnie to, bo to dowód zaufania do mnie. Natomiast potem musieliśmy zdementować tą informację, bo decyzja jeszcze nie zapadła. Dlatego z drugiej strony nie byliśmy zadowoleni z pojawienia się tych doniesień. Wolelibyśmy rozmawiać po cichu. I to nie my podaliśmy tą informację, zrobił to przewodniczący rady nadzorczej GKS Katowice. My wolelibyśmy poinformować o wszystkim po podpisaniu umowy, gdyby do niego doszło.

Nie ma pan o to żalu? Można się zastanawiać, czy ujawnienie tej informacji nie pomogło komuś sprzedać akcje z zyskiem.
– Nie miałem żalu. W końcu takie rozmowy były, nie wypieramy się tego. Natomiast, jak powiedziałem, osobiście wolę jednak rozmawiać bez udziału mediów, a informować już o konkretnych posunięciach.

Udostępnij
Redakcja Sport Marketing

Redakcja Sport Marketing