20.05.2011 09:13
Sylwetka Bogusława Cupiała
Karierę biznesową rozpoczynał otworzywszy pod koniec lat 80-tych sklep z artykułami malarskimi. Dziś należy do najbogatszych.
Od dawna w środowisku sportowym znany jest jako wulkan emocji, który zrobi niemal wszystko, by osiągnąć dwa cele – utrzymać się na polskim, piłkarskim szczycie oraz wprowadzić Wisłę do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Kwintesencja pracy Cupiała w tym jednym zdaniu, nie oznacza, że właściciel „Białej Gwiazdy” jest człowiekiem nudnym. Wręcz przeciwnie – tak barwnej osobowości nie powstydziłby się nawet Silvio Berlusconi z Milanu (chociaż o żadnym bunga-bunga w tym przypadku mowy nie ma), czy Roman Abramowicz. Cupiał jest człowiekiem niezwykle bogatym nie tylko pod względem finansowym – co prawda, prócz Tele-Foniki jest właścicielem krakowskiego biura turystycznego Kraktel i Centrum Medycznego w Myślenicach, ale jest także postacią, która nie lubi zbytniego rozgłosu. Ceni niezwykle swoją prywatność, woląc porozmawiać o podróżach przy lampce dobrego wina, niż brylować bezproduktywnie na salonach opowiadając o kulisach swojego sukcesu. Kocha piłkę nożną i muzykę rock`n`rollową, którą od wieków namiętnie słucha.
Kablowy strzał w „dziesiątkę”
Gdy w 1992 roku, wraz z dwoma przyjaciółmi zakładał spółkę, której zadaniem była produkcja kabli, majątek firmy oscylował w granicach kilkuset tysięcy starych złotych. Prawdziwym El Dorado okazała się dla tych trzech panów zmiana ustroju politycznego, bowiem wkrótce po zrzuceniu z siebie piętna komunizmu, rozpoczęła się „cyfracja” wsi (chociaż w tamtym czasach bardziej adekwatnym określeniem byłaby po prostu „telefonizacja”). Malutka – kupiona na otrzymany kredyt – hala produkcyjna w podkrakowskich Myślenicach systematycznie rozrastała się, by nadążyć za napiętym grafikiem ogromnych zamówień.
Wkrótce potem, ambitniejszy od swoich kolegów, Cupiał rozpoczął zakrojoną na szeroką skalę produkcję światłowodów. Zarobione na ich sprzedaży fundusze (a było tego sporo, bo niemal 200 mln złotych), przeznaczył na wykupienie udziałów, stając się jedynym właścicielem Tele-Foniki, która w międzyczasie zdążyła wejść na giełdę z wyceną 150 mln złotych. Wkrótce wchłonęła ona Krakowską Fabrykę Kabli oraz Elektrik Kable, czyniąc biznesmena czołowym producentem okablowania w kraju oraz czwartym przedsiębiorcą Starego Kontynentu w dziedzinie ilości produkcyjnej. Warto nadmienić, że spółka ta ma na swoim koncie wiele prestiżowych inwestycji, jak chociażby „odrutowanie” londyńskiego Wembley i lotniska Heathrow.
Tele-Fonika Kable S.A. to również pięć fabryk w Polsce i osiem filii na terenie całego świata. Od 2002 roku akcje spółki zostały wycofane z publicznego obrotu z jednej, prostej przyczyny – ponad 99% należy do Cupiała, który niechętnie chciał się nimi dzielić. „Jako uczestnik rynku uważam (…), że utrzymywanie na giełdzie spółek z bardzo małą liczbą akcji, pozostająca w wolnym obrocie, nie ma żadnego sensu.” – podsumował niegdyś Sebastian Buczek, wiceprezes ING Investment Management. Nic dodać, nic ująć.
Gdy wraz z premierą telewizji TVN w Polsce, stacja ta wykupiła prawa transmisji telewizyjnych Wisły w otwartym kanale, mało kto przypuszczał, jaką metamorfozę, przejdzie ta drużyna na przestrzeni najbliższych lat za sprawą pieniędzy Cupiała. Efektem jego działań były spłacone długi wobec wszystkich wierzycieli klubu z Reymonta i początek wspinaczki na ligowy szczyt, który do 2011 roku zatrzymał się na ośmiu mistrzostwach kraju, czterech wicemistrzostwach, dwóch Pucharach Polski i jednym Superpucharze kraju, co czyni z Wisły najlepszą dotąd drużynę rozpoczętego 11 lat temu stulecia. Mimo niechlubnych porażek w europejskich pucharach z drużynami z Gruzji, czy Estonii, w pamięci kibiców żywe są ciągle triumfy nad Realem Saragossa, Parmą, czy NEC Nijmegen. Najbardziej prestiżowym, choć nieokupionym awansem zwycięstwem jest prestiżowa wygrana nad FC Barceloną. Wisła jest jedynym polskim zespołem, który pokonał hiszpańskiego giganta w pojedynczym meczu.
Z drugiej zaś strony zadać można sobie pytanie, czy pod Wawelem poszło się we właściwą stronę i dlaczego zaprzepaszczono szansę na budowę silnego, europejskiego klubu. Gdy Wisła ogrywała w 2002 roku Schalke, była drużyną, która niemiecki klub zdominowała bezapelacyjnie. W roku 2011 Wisła wciąż nie może doczłapać się do gry w fazie grupowej Champions League, a piłkarze z Gelsenkirchen występują w półfinale tych rozgrywek. Pod względem medialnym Wisła długo nie miała poważnego konkurenta na krajowym podwórku, aż do czasu fuzji Lecha Poznań z wroniecką Amicą. Raporty publikowane przez instytucje badające rynek wskazują, że walka o ilość kibiców na terenie całego kraju toczy się zwykle między tymi dwoma ekipami.
Zmieniać, sprzedawać, zmieniać…
Na klubie piłkarskim zbić fortuny się nie da – stanowi on funkcję prestiżową, dla jego posiadacza, a Bogusław Cupiał swoje pieniądze szanuje, dlatego systematycznie stara się odzyskać choć część kwot, które w Wisłę zainwestował. Pieniądze ze sprzedaży takich piłkarzy, jak Mirosław Szymkowiak, Jakub Błaszczykowski, Maciej Żurawski, Kalu Uche, Tomasz Frankowski, czy Kamil Kosowski – choć były spore – rzadko w pełnej puli trafiały do klubowej kasy.
Spłacanie długu wobec swojego właściciela, klub przypłacił słabą grą w pucharach, bo na ligę często osłabiony skład wystarczał. Eksperymentów wszelkiej maści, opartych przede wszystkim na cięciu kosztów, było tutaj już co nie miara. Próbowano Smudy, Lenczyka, Nawałki, czy Skorży, a tak naprawdę udało się raz – za czasów Kasperczaka, który nadzorował tak mocny skład, że mógł usiąść na ławce i spokojnie obserwować meczowe wydarzenia i – częściowo – Dana Petrescu (awans do fazy grupowej Pucharu UEFA). Zabawa z Wernerem Liczką skończyła się na szczęście dla Wisły po jednej rundzie.
Ponadto klub wprowadził motywacyjny system wynagrodzeń, polegający na wysokości pensji w zależności od występów na boisku. Grałeś dużo? To zarobisz, a kontuzjowanym (których w ciągu tylu lat w Wiśle było więcej niż kilku) zostaną marne ochłapy. W 2010 Cupiał postawił na holenderską szkołę futbolu, zatrudniając na stanowisku pierwszego szkoleniowca Roberta Maaskanta, a dyrektorem sportowym mianując Stana Valckx`a, który przyczynił się do budowy potęgi PSV. Już pierwszy sezon zakończył się pozytywnym akcentem, czyli odzyskanym po roku mistrzostwem Polski. Czas pokaże, czy obrana droga okaże się właściwa. Trzeba mieć nadzieję, że grzechy przeszłości znów nie wezmą góry nad zdrowym rozsądkiem.
Redakcja Sport Marketing