Sylwetka Józefa Wojciechowskiego
Każdy może wydawać swoją kasę, jak mu się podoba. Józef Wojciechowski wydaje ją na Polonię Warszawa i to bez opamiętania.
Dzisiaj 58-letni biznesmen jest największym polskim deweloperem. Wcześniej prowadził różne biznesy, pracował zarobkowo w Szwecji i w Stanach Zjednoczonych, ale tak naprawdę wielkie pieniądze przyniosło mu budownictwo. Jego sposób prowadzenia interesów w tej branży charakteryzował się umiejętnością obniżania kosztów. Właśnie na Florydzie zrobił swój pierwszy wielki biznes, budując domy i sprzedając je o 20% taniej, niż robiły to lokalne firmy. Obniżył koszty budowania tych domów i mógł sprzedać je taniej. Wracają do Polski wiedział, jak działać na rynku deweloperów. Negocjował zawsze twardo i zdecydowanie. Dzięki temu, osiągnął sukces i ugruntował pozycję lidera na rynku deweloperskim w kraju.
W biznesie Wojciechowski często kierował się zasadą, że ważne decyzje i sprawy trzeba oddać w ręce ludzi, znających się na rzeczy lub mających spore możliwości. Dlatego na liście płac jego firmy można było spotkać takie nazwiska, jak pełniąca funkcję prezesa Rady Nadzorczej JW Construction, była minister budownictwa Barbara Blida. Obecnie tę funkcję piastuje Jerzy Zdrzałka, finansista, wcześniej wiceminister budownictwa, wiceminister finansów, były prezes PZU.
Wejście na giełdę bez certyfikatu
Firma chce jeszcze w tym roku zadebiutować na rynku papierów wartościowych. Wejście na giełdę planowane jest na maj, a właściciel spodziewa się zysku w granicach 200 mln złotych, które zamierza zainwestować w zakup nowych terenów pod inwestycje budowlane. Analitycy wyceniają wartość JW Construction na około miliard złotych. Co ciekawe, firma zbudowała już ponad 20 tys. mieszkań, ale nie ma certyfikatu dewelopera, czyli świadectwa solidności przyznawanego przez ekspercką kapitułę Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. Józef Wojciechowski nigdy nie występował o wydanie certyfikatu, bo uważa, że jest to wymysł konkurencji. Nawet jeśli tak jest, to chyba warto otrzymać potwierdzenie, że wykonuje się swoją pracę solidnie i klienci mogą kupować bez obaw.
A narzekań na działalność firmy w poprzednich latach było sporo. Mówiło się, że JWC buduje dużo i byle jak. Dla przykładu, można jeszcze podać bardzo wątpliwe inwestycje w Markach, gdzie zbudowano domy na działce, którą ma przebiegać droga wojewódzka. Natomiast w podwarszawskich Ząbkach postawiono bloki na terenach przeznaczonych pod budownictwo jednorodzinne.
Sprawdzam: Polonia, słaba karta
Inwestując w warszawską Polonię, właściciel JWC chciał chyba sprawdzić, jaka to jest karta – działalność na rynku sportowym. Patrząc na kolorowy świat marketingu sportowego z boku, można odnieść wrażenie, że to bardzo przyjemny biznes. Zwycięstwa, serdeczność ze strony kibiców, popularność i świetna reklama dla firmy. Czy tak myślał prezes Józef Wojciechowski, inwestując w drużynę Czarnych Koszul?
W 2008 roku Wojciechowski przejął zespół od innego biznesmena, Zbigniewa Drzymały, który miał już dość polskiego futbolu. Dzięki temu drużyna uzyskała licencję na grę w ekstraklasie. Do dzisiaj mimo kilku efektownych zwycięstw (m.in. w derbach z Legią Warszawa), Polonia nie odegrała żadnej roli w naszym mizernym futbolu.
Charakterystyczna dla rządów Wojciechowskiego jest prawdziwa karuzela trenerów. Na liście szkoleniowców zatrudnianych przy Konwiktorskiej jest aż 17 nazwisk. Przez dwa i pół sezonu to ponad 3 szkoleniowców na rundę! Na początku byli to polscy trenerzy, najczęściej o mniej znanych nazwiskach. Dopiero później pojawiły się zagraniczne nazwiska. Ale ani Dusan Radolsky, ani Jose Maria Bakero, ani Theo Bos nie zdołali przekonać do siebie właściciela klubu. Podobnie nie uczynili tego tej klasy szkoleniowcy co Bogusław Kaczmarek i Paweł Janas.
Trzeba przyznać, że sprowadzenie Bakero na Konwiktorską było dużym zaskoczeniem. Hiszpan pracował nieźle, Polonia za jego kadencji najpierw się utrzymała, a w kolejnym sezonie była w czołówce. Jednak prezes miał do byłego gracza Barcelony jakieś "ale" i podziękował mu szybko. To okazało się błędem. Bakero szybko znalazł pracę w Lechu, a "Czarne Koszule" zaczęły spadać w tabeli. Teraz są tuż nad kreską i dla odmiany, były szkoleniowiec Lecha przed Bakero – Jacek Zieliński – został wezwany, żeby ratować Polonię przed spadkiem.
Brak stadionu i cień Legii
Prezes Józef Wojciechowski oczekuje większego zaangażowania od miasta, które – jak mówi – zbudowało stadion Legii, a dla Polonii nie robi nic. Nawet gruntów nie chce przekazać, chociaż kiedyś dostało je od kolejowego klubu za darmo. Wiadomo jak wielką popularnością cieszy się w stolicy Legia i w jej cieniu pozostaje Polonii przebijać się do krajowej elity.
– Jest kilku inwestorów, zainteresowanych budową stadionu, nawet za własne pieniądze, ale przecież nie za darmo. Musi być trochę sympatii ze strony władz, ich zgoda, aby stadion i tereny wokół służyły Polonii. Parkingi, część komercyjna, która ma wygenerować tyle pieniędzy, żeby stadion zbudować i utrzymać. Tak się dzieje w całej Europie. Nie chcemy pieniędzy ani miejskich, ani podatników – mówił Wojciechowski w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".
Na razie w tej kwestii nic nie drgnęło. Polonia na pewno na rzesze kibiców liczyć nie może, ale Wojciechowski nawet tego nie oczekuje. Chce budować wizerunek klubu rodzinnego, z kibicami z wyższej półki. – Polonia zawsze była postrzegana jako klub mający kibiców ze śmietanki kulturalnej i intelektualnej stolicy. Artystów, aktorów, dziennikarzy. Mamy na Konwiktorskiej bardzo dobrą sytuację, bo kibiców jest wprawdzie mniej niż na stadionie Legii, ale za to można na nich liczyć – mówił w tym samym wywiadzie.
Generalnie prezes warszawskiej Polonii lubi zaskakiwać. Na rynku sportowym działa jeszcze krótko, ale wie do czego służy dobry marketing. O to, żeby o nim, jego firmie i klubie było głośno, zawsze ktoś dba. Jeśli nie on sam, to ludzie z jego otoczenia. Kiedy zatrudniał Holendra Theo Bosa, mówił, że chce model holenderski jest bardzo dobry i sprawdza się już w Wiśle Kraków. W Warszawie sprawdzał się bardzo krótko. Tyle, ile starczyło cierpliwości prezesowi. Jeśli wierzyć informacjom miesięcznika "Forbes", to Józef Wojciechowski jest na tyle bogaty, że może zmieniać trenerów jeszcze częściej i płacić im kontrakty włącznie z wypowiedzeniem. Tylko, że takie kaprysy nie podniosą wartości klubu, ligi ani naszej piłki.