Sylwetka Janusza Filipiaka
Janusz Filipiak od ośmiu lat sponsoruje Cracovię. Przejmując klub, zapowiadał nowy model jego prowadzenia, oparty na zaufaniu do trenera.
Dawał mu nawet duży kredyt zaufania. Kiedyś. Taki otrzywał długo Wojciech Stawowy, kiedy wprowadzał Cracovię do ekstraklasy. Przez te lata zespół przeżywał różne koleje losu. Miał i ma dotąd oddanych kibiców, niedawno zyskał wspaniały stadion. To najważniejsze osiągnięcia "Pasów" w ich ostatnim dziesięcioleciu.
Prezes zarządu Cracovia, a jednocześnie właściciel giełdowej firmy ComArch ma 58 lat i jest jedynym profesorem zwyczajnym (uzyskał go na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie) wśród właścicieli klubów ekstraklasy. Tym na pewno ich bije na głowę, jak i swoimi osiągnięciami naukowymi. W latach 1991-98 kierował Katedrą Telekomunikacji AGH. Jest także profesorem drokotrem habilitowanym w zakresie nauk technicznych i autorem ponad stu publikacji z zakresu telekomunikacji i teleinformatyki, sześciu książek z zakresu teleinformatyki (trzy z nich zostały wydane w Stanach Zjednoczonych i w Europie Zachodniej), redaktorem czasopism i konsultantem instytucji krajowych oraz zagranicznych. Poza tym, jest członkiem Komitetu Elektroniki i Telekomunikacji PAN. Ukończył szkolenie menedżerskie w Japonii. Został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla rozwoju telekomunikacji i teleinformatyki.
Jak widać są to imponujące osiągnięcia. Dlaczego temu majętnemu człowiekowi zachciało się jeszcze obijać po piłkarskich stadionach w Polsce? Chyba tylko z chęci udowodnienia, że na wszystkim może zarobić pieniądze. Nawet na piłce nożnej.
Były lata chude, będą chudsze?
Zatem profesor Filipiak jest związany z Cracovią od 8 lat. Na początku firma ComArch była sponsorem klubu, rok później została udziałowcem i w sumie posiada 49 procent akcji, a od 2004 roku on sam jest prezesem najstarszego klubu w Polsce.
Oto jak oceniał okres od 2002 do 2009 roku w rozmowie z dziennikarzem "Sportowych Faktów": – Było siedem lat chudych i że teraz nadchodzi siedem tłustych. Myślę, że tak właśnie będzie. Dlaczego? Dlatego, że nie działamy nerwowo, ale spokojnie. Nie tniemy głów, nikogo nie wyrzucamy, tylko spokojnie budujemy klub. To widać. Łatwiej jest to zauważyć w warstwie strukturalnej – w budowie stadionu, lodowiska, bo tam nie działa czynnik ludzki. Jeżeli chodzi o piłkę nożną, to jest to drużyna, ludzie, psychika. Możecie sobie robić ze mnie dowcipy, ale naprawdę myślę o pucharach i o tym, żeby polscy kibice wreszcie mieli radość. Nie chodzi o mnie. Mamy dosyć przegrywania w piłce, jako Polacy. Moim marzeniem jest to, aby polska piłka zaczęła wygrywać. Nie wiem, czy mi się to uda, ale działamy w tym kierunku.
Tymczasem ponad rok temu w grudniu 2009 roku prawdziwą bombą medialną i marketingową była umowa o współpracy firmy ComArch z drużyną 2. Bundesligi TSV 1860 Monachium. Należący do Filipiaka Comarch został sponsorem rywala zza miedzy słynnego Bayernu Monachium. TSV nie jest w Polsce klubem anonimowym, gdyż przez kilka sezonów jego barw bronił pomocnik Piotr Nowak, który zyskał duże uznanie w Bundeslidze. Wejście polskiego biznesmena na rynek niemieckiej piłki nożnej w jakimkolwiek klubie musiało zrobić wrażenie na innych.
Kolejnym spektakularnym pociągnięciem była ekspresowa budowa nowego stadionu Cracovii. To musiało zrobić wrażenie na wszystkich, bo obiekt powstał bardzo szybko, a jego funkcjonalność i wykończenie nie pozostawia wiele do życzenia. Kibice patrzyli w przyszłość z optymizmem. Nowy stadion, nowe nadzieje i na dodatek pożegnano starego trenera Oresta Lenczyka, który uratował dla "Pasów" ekstraklasę. Czy zrobiono dobrze?
Wzorce holenderskie… nie zawsze się sprawdzają
Po tym spektakularnym ruchu Janusz Filipiak postanowił działać. Zdecydował się zatrudnić jako dyrektora sportowego Tomasza Rząsę (byłego piłkarza Cracovii, który z Feyenoordem Rotterdam zdobył Puchar UEFA) i trenera Rafała Ulatowskiego, chwalonego za osiągnięcia w GKS Bełchatów. Ponadto byłego asystenta Leo Beenhakkera, który prowadził naszą kadrę.
Rząsa zna kilka języków obcych grał m.in. w Holandii i Serbii i w nowej roli wykorzystuje stare kontakty. Ulatowski miał za sobą zagraniczne staże, w których nabierał doświadczenia. Zapachniało holenderskim futbolem totalnym, a skończyło się na… totalnej klapie w rundzie jesiennej.
Cracovia okazała się chłopcem do bicia, której nie oszczędzał żaden zespół. Młody i podobno utalentowany Ulatowski, kiedy już skończył rozpaczać, po tym jak rzekomo sędzia ich okradł z punktów na Legii, dalej nie potrafił nic zrobić z zespołem i przegrywał mecz za meczem. Filipiak najpierw trzymał rezon, mówił o zaufaniu do trenera, ale kiedy na nowym stadionie wciąż malała liczba widzów, odprawił niespełnioną nadzieję polskiej myśli szkoleniowej.
Wszystkie atuty jakie miała mieć Cracovia zupełnie gdzieś przepadły. Zespół nie istnieje, nie ma psychiki, nie ma drużyny, a jest tylko powolne działanie. Jeszcze jesienią do drużyny przyszedł Jurij Szatałow z Polonii Bytom. Zdobył cztery punkty, wygrywając w ostatnim meczu cudem z GKS Bełchatów (do 87. minuty Cracovia przegrywała 0:2)! Ale i tak Cracovia jest ostatnia w tabeli. Żeby było śmieszniej, Feyenoord, z którym związni byli ludzie na których wzorował się Filipiak, dostał historyczne bicie w dziejach futbolu. Ten uznany w całym świecie klub został zdemolowany przez PSV Eindhoven, przegrywają w lidze 10:0!
Wstrzymane wypłaty
Jeszcze czasie rundy jesiennej piłkarze Cracovii przekazali przedstawicielom mediów oświadczenie, w którym pomimo braku całkowitych wypłat zobowiązań kontraktowych, zadeklarowali, że będą realizować program treningowy nakreślony przez trenera.
Poproszony o komentarz Janusz Filipiak powiedział: -Brak tej wypłaty to nie jest forma kary, którą zastosowałem. Widzę, że wszyscy w ComArchu są wkurzeni, bo dajemy dużą kasę na klub. Od moich pracowników wymaga się uczciwej pracy, muszą uzyskać satysfakcję klienta, jak nie zrobimy odpowiedniej usługi, to nie jest dobrze. Ludzie mówią, że marnują się pieniądze, nikt w ComArchu nie jest zachwycony wynikami piłkarzy, niezadowolenie w firmie jest duże. Nie wiem, co zrobić, bo wychodzę na pajaca przed ludźmi. Nam takie wyniki piłkarzy przeszkadzają w biznesie.
Właściciel Cracovii podsumował sprawę rzeczowo i słusznie. Tylko o pół roku za późno. A może nawet to spóźnienie jest jeszcze większe
Refleksje po rundzie…
Prezes Cracovii po fatalnej rundzie jesiennej długo rozmyślał nad przyczynami klęski. W końcu uznał, że jako właściciel i prezes czuł się odpowiedzialny za dobór zawodników i trenerów. Źle ich wybierał w ostatnich dwóch latach, to się nawarstwiało i doprowadziło do sytuacji kiedy Cracovia jest ostatnia w tabeli i ma niewielkie szanse na utrzymanie. Wbrew temu, Filipiak jest optymistycznie nastawiony. Według niego ta sytuacja działa na korzyść Cracovii, która prowadzi politykę długoterminową.
Ostatnio prezesowi jednak puszczają nerwy, a wtedy znowu mówi ciekawie. Wedłgu niego, w polskiej piłce nożnej piłkarze zarabiają zdecydowanie za dużo! Młodzi, jeszcze niepełnoletni piłkarze, przychodzą do klubu i chcą 6 tysięcy złotych miesięcznie plus 20-30 tysięcy dla swojego menadżera. A przecież gracze pierwszego składu zarabiają dużo więcej. Na przykład pięć lub nawet dziesięć razy więcej niż nauczyciel! Profesor Filipiak sam najlepiej wie, czy warto im płacić tyle. Może będzie pierwszym prezesem, który zredukuje drastycznie pensje piłkarzy?