22.01.2025 10:25

Tomasz Płaza: nawet w małych klubach można robić ciekawy marketing [WYWIAD]

Jak w ciekawy i efektywny sposób robić marketing w klubie piłkarskim na poziomie pierwszoligowym? To doskonale wiedzą w grającym w Betclic 1 Lidze Górniku Łęczna. Klub z Lubelszczyzny wyróżnia się na tle wielu innych pierwszoligowców akcjami marketingowymi i promocyjnymi oraz aktywnością w social mediach. O specyfice pracy rzecznika prasowego i kierownika działu marketingu Górnika Łęczna porozmawialiśmy z pełniącym te funkcje Tomaszem Płazą.

Tomasz Płaza: nawet w małych klubach można robić ciekawy marketing [WYWIAD]
Autor zdjęcia: Kacper Pacocha/Górnik Łęczna

Marcin Michalewski, SportMarketing.pl: Jak dużym wyzwaniem jest tworzenie marketingu w pierwszoligowym klubie?

Tomasz Płaza, rzecznik prasowy i kierownik działu marketingu Górnika Łęczna: – Na pewno zdecydowanie inaczej niż ma to miejsce w dużo większych klubach, jak Legia Warszawa, Lech Poznań czy nawet jak w pierwszoligowych Ruchu Chorzów, Wisły Kraków lub ŁKS Łódź. Niemniej jednak dziś praca na tym poziomie rozgrywkowym jest dużo łatwiejsza niż miało to miejsce jeszcze kilka lat temu. Betclic I Liga bardzo się rozwinęła pod kątem medialno-marketingowym i dzięki temu działania klubów bardziej dostrzegalne na zewnątrz. To z kolei jest też motywujące do tworzenia nowych projektów. Wiadomo, że skala zainteresowania ligą, wpływy z praw telewizyjnych i sponsorskich są na zupełnie innym poziomie niż w ekstraklasie i nie na wszystko można sobie pozwolić. Uważam jednak, że jeśli ktoś ma dobry pomysł na siebie, to nawet w tych pierwszoligowych realiach sobie poradzi i będzie to docenione. Dobrym przykładem jest tutaj Warta Poznań, która mimo spadku z ekstraklasy nie zmieniła obranego kursu komunikowania się i dalej robi to na dobrym poziomie.

W Górniku łączysz funkcję rzecznika prasowego z funkcją kierownika działu marketingu. Te funkcje są na tyle spójne, że w pewien sposób się łączą czy wręcz przeciwnie – to kumulacja obowiązków i brakuje ci godzin w dobie?

– Czasami łapię się na tym przy okazji różnych projektów, że zbyt mocno angażuję się w ich przygotowanie, a za mały nacisk kładę później na jego komunikowanie. To przykład, ale dobrze pokazuje, że łączenie obu funkcji wymaga dosyć dużej uwagi żeby wszystko dopiąć od A od Z na takim poziomie na jakim by się chciało. A doba nie jest z gumy. Są momenty, że przydałoby się, by tego czasu było więcej. Nie narzekam jednak, a bardziej doceniam to, że sam odpowiadam za obie funkcje, gdyż mimo wszystko to często bardzo ułatwia pracę. Akurat w takim klubie jakim jest Górnik, uważam, że to optymalne rozwiązanie. Tym bardziej na obecnym, pierwszoligowym poziomie.

Poznaliśmy się kilkanaście lat temu, kiedy m.in. współtworzyłeś stronę internetową Górnika dla kibiców. Wiem, że masz ten klub w sercu. Praca tutaj to spełnienie jednego z marzeń?

– Kiedy się poznaliśmy, to byłem blisko, ale nie pracowałem w klubie. W tamtym okresie to faktycznie było jedno z moich marzeń. Zawsze chciałem pracować w Górniku. Jestem tutaj już trzynasty rok i w tym czasie pełniłem tu różne funkcje. Sportowo w Górniku w tym czasie też wiele się działo – były awanse, były spadki, gra drużyny w drugiej lidze… Zdarzają się momenty, że przy okazji różnych działań mam wrażenie, że dochodzę do pewnej ściany. Wtedy zastanawiam się też czy na przykład w innym klubie byłoby łatwiej realizować ten czy inny projekt. To jednak tylko gdybanie, bo nie dowiem się tego,dopóki nie zmienię miejsca pracy. Od razu jednak zaznaczę, że dobrze czuję się w Górniku, lubię to środowisko i rodzinną atmosferę panującą w klubie.

Łęczna to dosyć małe środowisko, więc i z tego względu praca tutaj jest inna niż w większych ośrodkach.

– Na pewno ten sufit w wielu kwestiach jest zawieszony na innej wysokości niż w większych klubach z dużych miast. Akurat dzisiaj klub odwiedził nasz były piłkarz, Paweł Wojciechowski, więc przypomniałem sobie jedną z akcji, w której brał udział. Chodzi o akcję zapożyczoną z holenderskiego sc Heerenveen z tym, że na trybunach zasiadały pluszowe misie ubrane w klubowe barwy. Kibice kupowali misie, a te miały zająć miejsca na stadionie, by później trafić do chorych dzieci lub do osoby kupującej. Podsumowując tę akcję rozmawialiśmy i zgodnie uznaliśmy, że w przypadku większego klubu ta akcja wypaliłaby dużo efektowniej. Mam świadomość, że pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, ale wydaje mi się, że działamy dosyć fajnie i na zewnątrz klubu jest to dobrze odbierane. Ja mam też taką naturę, że lubię wychodzić z nowymi pomysłami na akcje, czasami nawet dokładać sobie pracy. To jednak daje dodatkową motywację do działania w tym środowisku.

To miejsce i ten klub sprawiają, że ta praca bardziej staje się pasją a nie obowiązkiem?  

– Mogę powiedzieć, że Górnik to mój drugi dom. Kiedyś próbowałem sobie wyobrazić siebie w jakiejś innej pracy, poza piłką. I dosyć trudno szło mi wymyślenie, co mógłbym robić. Dlatego doceniam to, że mogę robić to, co robię właśnie w Górniku. Praca na wielu stanowiskach w klubie sportowym chyba musi być pasją. Ja to tak traktuję i ma to swoje plusy i minusy. Do tych pierwszych mogę zaliczyć to, że najlepsze pomysły na różne działania jakie robiłem, wpadły mi do głowy poza klubem. Minus jest taki, że to zabiera jednak czas wolny i powoduje, że życie zaczyna kręcić się wokół pracy.

Wspomniałeś, że przeżyłeś tu zarówno awanse, jak i spadki. Pracowałeś na szczeblu ekstraklasowym, ale też drugoligowym. Czy ten czas w drugiej lidze był najtrudniejszym podczas twojej pracy w Łęcznej?

– To był ciężki moment z wielu względów. Przede wszystkim zaliczyliśmy dwa spadki z rzędu. Po czymś takim trudno o optymizm. Zwłaszcza, że jak się okazało, druga liga nie była przystankiem na jeden sezon, a utknęliśmy w niej na dłużej. Mam wrażenie, że kiedy w tamtym czasie zdecydowano się na rozstanie ze śp. już trenerem Franciszkiem Smudą, który objął zespół w przerwie zimowej, to w klubie nastał marazm. Generalnie trudno było się przestawić na drugoligowe realia, kiedy kilkanaście miesięcy wcześniej pracowałeś w ekstraklasie. To były dwa zupełnie odmienne światy.

Obecnie pracujecie na szczeblu pierwszoligowym. Ile osób liczy taki zespół marketingowo- promocyjny?

– U nas w klubie wygląda to tak, że posiadamy 6-osobowy zespół odpowiadający za marketing, komunikację i sprzedaż. W takim składzie pracujemy jednak tylko w dniach meczowych. Przykładowo osoba zajmująca się tylko sprzedażą w takie dni odpowiada za sprzedaż biletów, obsługę sklepu i związane z tym kwestie. Na co dzień w klubie pracujemy we dwóch, połowę tygodnia jest jeszcze z nami trzecia osoba, a dla pozostałych jest to forma współpracy a nie pracy stałej.

Działania marketingowe Górnika Łęczna na tle pierwszoligowców wyglądają bardzo ciekawie i są dobrze odbierane. To przekłada się korzystnie i na wizerunek klubu, ale też jest plusem dla twojej osoby.

– To miłe, ale od razu chcę zaznaczyć, że w nawet kiedy jakieś pochwały za konkretne działania spadają na moją osobę, to jednak my tu pracujemy całym zespołem. I to powtarzam też osobom, które go tworzą. Sam nie byłbym w stanie wykonać wielu rzeczy, niektóre akcje czy projekty samą wymagające i czasochłonne, więc praca przy nich musi angażować więcej osób. Każdy miły odzew i docenienie są naszym wspólnym sukcesem.

Jedną z ciekawszych w ostatnim czasie inicjatyw było stworzenie i wypuszczenie kolekcji lifestylowej odzieży Górnika marki adidas. To coś, co nie jest popularne w małych klubach.

– To pierwsza taka inicjatywa w Górniku, bo wcześniej nigdy takiej kolekcji nie było. Teraz też nie byłoby to możliwe, gdyby nie pomoc i współpraca naszego partnera technicznego, czyli właśnie adidasa. Już zahaczając o ten temat, to nie ukrywam, że praktycznie od zawsze dużą bolączką naszego klubu było funkcjonowanie sklepu. To była działka traktowana trochę po macoszemu, nie za bardzo był na nią pomysł i przez to nie działało to, jak powinno. Duży wpływ na to miała też struktura organizacyjna Górnika, bo aktualnie funkcjonują tu trzy podmioty. Jeden z nich miał wprawdzie sklep, lecz nie prowadził sprzedaży internetowej, co w dzisiejszych czasach jest dużym ograniczeniem. Trzy lata temu udało nam się stworzyć właśnie sklep internetowy, który daje możliwość szybkiego zakupu koszulek czy gadżetów. W drugiej połowie 2024 roku wyszła kolekcja lifestylowa, której celem było ożywienie sprzedaży i ruchu w sklepie i bardzo cieszę się, że to się udało. Zwłaszcza, że ten ruch cały czas się utrzymuje na fajnym poziomie i w porównaniu do poprzednich lat jest większy.

Rozmawiamy w przerwie między rundami, więc to dobry czas na podsumowania. Jaką waszą akcję marketingową z 2024 roku byś wyróżnił albo która dała ci najwięcej satysfakcji?

– Trudne zadanie, bo o ile pierwsza połowa roku nie wyglądała tak, jak powinna, ale za to w drugiej trochę tych ciekawych akcji trochę było. Tutaj rozróżniłbym te, które wynikały z potrzeby chwili, taki real timemarketing oraz takie, które były zaplanowane dużo wcześniej, kosztowały dużo czasu i pracy. Z tych pierwszych wymienię akcję w Pruszkowie, gdzie Damian Warchoł zgasił znicz oraz akcję w Gdyni z przerobionym plakatem Indiana Jones z trenerem Pavolem Stano w roli głównej. Jeśli chodzi natomiast o zaplanowane akcje, to wyróżnić muszę opakowanie meczu Barbórkowego, bo to ważne wydarzenie dla górniczej społeczności. Jednak mi osobiście, z wielu powodów najbardziej podobała się akcja społeczna na Movember.

Powiedz kilka słów o niej.

– Przed sezonem do naszego klubu dołączył masażysta Maciek Strzelecki, którego bliżej poznałem i dowiedziałem się, że przeszedł chorobę nowotworową. Już wtedy pomyślałem, że jego historia mogłaby pomóc w zachęcaniu do profilaktyki nowotworowej mężczyzn. Z drugiej strony zaświeciła się czerwona lampka, że to zbyt prywatne intymne sprawy. Okazało się jednak, że dla Maćka nie było to problemem i kiedy nakreśliłem mu pomysł, żeby zrobić akcję, nagrać wywiad i w ten sposób pomóc społecznie, to mu się to spodobało. Odzew był duży, włączyły się w to Stowarzyszenie na rzecz Chłopców i Mężczyzn, Fundacja Promocji Profilaktyki Męska Materia oraz Fundacja Kapitan Światełko i dzisiaj czuję satysfakcję, bo wiem, że zrobiliśmy coś dobrego. Docelowo plan był taki, by wszyscy piłkarze i sztab szkoleniowy przebadali się pod kątem nowotworów mężczyzn. To jednak nie doszło do skutku, więc stawiam tu mały minusik.

Pod koniec roku była też inna wasza akcja społeczna we współpracy ze Stowarzyszeniem mali bracia Ubogich przy okazji świąt Bożego Narodzenia. Poruszyła ważny problem, jakim jest samotność seniorów.

– Wśród nas jest wielu samotnych seniorów, których na co dzień nie dostrzegamy, a święta są szczególnym czasem, który kojarzy się ze spędzaniem czasu z innymi. Włączyliśmy się do akcji „Podaruj Wigilię”, założyliśmy zbiórkę, stworzyliśmy aukcje charytatywne a dochód został przekazany właśnie na organizację wigilii dla seniorów w potrzebie. Finałem akcji było zniknięcie z social mediów na dwa świąteczne dni. Myślę, że w tych czasach to bardzo wymowne, bo media społecznościowe i przestrzeń internetowa zabierają nam wszystkim za dużo czasu, który moglibyśmy spędzać z innymi.

Udostępnij
Marcin Michalewski

Marcin Michalewski