Jak funkcjonują biura prasowe i rzecznicy w Polsce? [RAPORT SPECJALNY]
Biura prasowe i rzecznicy są zazwyczaj w cieniu piłkarzy, trenerów oraz klubowych działaczy. Ich rola, szczególnie w dobie dużego wpływu mediów społecznościowych, jest jednak dość spora. Które biura prasowe w Polsce funkcjonują najlepiej? Z którymi rzecznikami współpraca przebiega najsprawniej, a z którymi zdarzają się problemy w komunikacji? Czy regularne konferencje prasowe wciąż są potrzebne? Na ten temat dla portalu "SportMarketing.pl" wypowiedzieli się dziennikarze największych redakcji sportowych w Polsce: Łukasz Olkowicz i Maciej Wąsowski z "Przeglądu Sportowego", Marek Wawrzynowski z "WP SportoweFakty", Dawid Szymczak ze "Sport.pl" oraz Jakub Białek z "Weszło".
Dziennikarz kontra rzecznik
Rola rzecznika prasowego w Polsce tak naprawdę dopiero w ostatnich latach jest traktowana przez kluby piłkarskie w pełni poważnie. Nawet w czołowych klubach do niedawna zdarzało się, że tę funkcję pełniły osoby, które niekoniecznie były predestynowane do tej roli. Przykładami są choćby Polonia Warszawa, w której przez moment rzecznikiem prasowym był ówczesny trener bramkarzy pierwszego zespołu Radosław Majdan albo Legia, gdzie tę funkcję pełnił Jacek Bednarz, który docelowo miał być dyrektorem sportowym.
— Przypominam sobie historię jak dopiero zaczynałem pracę w dziennikarstwie a Jacek Bednarz był rzecznikiem prasowym, bo akurat nikogo nie było w klubie – to dopiero raczkowało. Wkrótce został dyrektorem sportowym, czyli tam gdzie moim zdaniem dobrze się sprawdza. Wtedy przeszliśmy na ty, więc to miało dla mnie szczególną wartość, ale to było dość dziwne. Z racji tego, że ja się zajmowałem Legią, mieliśmy prawie codziennie kontakt, ale obaj wiedzieliśmy, że on tym prawdziwym rzecznikiem nie będzie nigdy — wyznał Łukasz Olkowicz z “Przeglądu Sportowego”.
Dziennikarz nie zawsze się dogaduje z biurem prasowym
Podejście klubów do roli rzeczników prasowych na przestrzeni lat się zmieniło. Aktualnie tę funkcję pełnią osoby związane wcześniej z dziennikarstwem oraz marketingiem. Wciąż jednak zdarza się, że ich współpraca z dziennikarzami może pozostawiać wiele do życzenia. Czasami to wynika z niezrozumienia w pośredniczeniu między dziennikarzem oraz piłkarzem bądź inną osobą związaną z klubem.
— Czasem jest problem polegający na tym, że nie zrozumiem się z rzecznikiem. Przykładowo jadę na wywiad trzysta kilometrów i więcej. Mówię wtedy, że ma być to dłuższa rozmowa, bardziej przekrojowa i chciałbym z piłkarzem spędzić minimum godzinę. A na miejscu okazuje się, że ten zawodnik jest przygotowany na typową rozmowę z lokalnym dziennikarzem, która zajmie mu dziesięć minut, a potem jedzie do domu i ma swoje plany. To jest trochę niezrozumienie naszej pracy, bo jako portal “Weszło” nie zawracamy gitary, gdy tego nie musimy robić — zdradził Jakub Białek z “Weszło”.
Historie z autoryzacją w tle
Jednym z głównych obowiązków rzeczników prasowych polskich klubów we współpracy na linii dziennikarz-piłkarz/trener/działacz, jest autoryzacja rozmów. Trzeba przyznać, że w Polsce klubowe media różnie podchodzą do tej czynności, co często prowadzi do niezrozumiałych, wręcz kuriozalnych historii.
— Jeżeli są trudne tematy, kontrowersyjne, wolę sam zaproponować autoryzację. Czuję czasami, że to co piszę, może wywołać bardzo duże emocje u różnych osób. Wtedy sam dopytuję się i pytam: „słuchaj, czy nie chciałbyś może autoryzacji?”. Niektórzy mają zaufanie większe, niektórzy mniejsze, ale ja wolę zawsze, kiedy pisze o kontrowersyjnych rzeczach i sprawach, dać materiał do autoryzacji. W przeciwnym razie taki rozmówca porozmawiałby ze mną pierwszy i ostatni raz.
— Ogólnie mam dużą tendencję do spisywania wywiadów i wypowiedzi w formule „słowo w słowo”. Często później dostaje mi się za to od redaktorów i korektorów pracujących po mnie z moim tekstem. Uważam, że trzeba jak najdokładniej oddać i przekazać to, co powiedział rozmówca. Czasami nawet kosztem poprawności językowej. Takie osobiście mam podejście. Dlatego nie mam oporów i obaw przed autoryzacją. No chyba, że ktoś po niej idzie w zaparte, że czegoś nie powiedział, a ja mam to przecież nagrane — stwierdził Maciej Wąsowski z „Przeglądu Sportowego”.
Według Macieja Wąsowskiego, wywiady po przejściu procesu autoryzacji powinny zachowywać sens tego, co powiedział rozmówca. Dziennikarz stwierdził, że jeśli zmiany dotyczą czegoś więcej niż korygowania błędów faktograficznych, biuro prasowe przekracza granicę, stosując cenzurę.
— Uważam, że w wywiadach prasowych powinno znajdować się to, co w istocie piłkarz, prezes lub trener powiedział. Rozumiem zmiany, jeżeli ktoś źle przekazał to, co chciał powiedzieć albo popełnił jakiś oczywisty błąd faktograficzny. Jeżeli jednak zmiany w wypowiedziach i wywiadach są przeprowadzane w innym celu, to mamy do czynienia z cenzurą, a nie z autoryzacją — dodał dziennikarz „Przeglądu Sportowego”.
Ingerencje w wywiady wciąż są na porządku dziennym
Każdy rzecznik do autoryzacji podchodzi w inny sposób. Czasami wywiady trafiają bezpośrednio do piłkarzy, ale zdarzają się przykłady, gdy rzecznicy sprawdzają i ingerują w spisaną rozmowę. Niekiedy są to drobne poprawki, ale dochodzi również do kuriozalnych sytuacji.
— Niestety niektóre kluby nadużywają autoryzacji i wtedy czasami zupełnie są wypaczane słowa, które padły. To nie jest autoryzacja, tylko cenzura. I wtedy na przykład jako dziennikarz często mam zagwozdkę, co zrobić. Bo jeżeli dostaję coś w autoryzacji, a to jest zmienione, ale niezgodne z prawdą i ze słowami, które zostały powiedziane, to co ja mam zrobić? Myślę, że w środowisku jest to niestety częsty proceder i spory problem — przyznał Maciej Wąsowski.
— Miałem taką jedną niemiłą sytuację – nie będę mówić nazwy klubu – gdy część wywiadu została skreślona z uwagi na interesy klubu. Pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło. Zawsze to piłkarz raczej majstrował. A tutaj zawodnik chciał, żeby to było opublikowane, nawet nalegał, ale klub się uparł. Co ciekawe, nie dotyczyło to bezpośrednio tego klubu. Myślę, że tam jakieś głębsze interesy były, stąd taka cenzura prewencyjna. Dla mnie to była bardzo dziwna sytuacja — zdradził Łukasz Olkowicz.
Wywiad z udziałem pracownika biura prasowego
Jak się okazuje, niektórzy pracownicy biura prasowego próbują… przyspieszyć autoryzację. Jak przyznał Dawid Szymczak ze “Sport.pl”, kiedyś uczestniczył w nieprzyjemnej sytuacji, gdy pracownik klubu wtrącał się w rozmowę dziennikarza z piłkarzem.
— W jednym z klubów osoba z biura prasowego przysłuchiwała się wywiadowi, który przeprowadzałem z jednym z najważniejszych piłkarzy. Miało to w jej założeniu przyspieszyć autoryzację. W pewnym momencie ta osoba poprosiła, bym nie drążył pewnego tematu, bo piłkarz na pewno nie ma ochoty o tym opowiadać. Sam zainteresowany poprosił tę osobę o niewtrącanie się i kontynuował odpowiedź na zadane pytanie — wyznał Dawid Szymczak.
Gdy wywiad trafia do kosza albo zarzuty są kierowane pod zły adres
Wciąż niestety zdarza się również, że polskie kluby piłkarskie odrzucają w autoryzacji całe rozmowy. Jak wyznał nam jeden z dziennikarzy, takie sytuacje miały miejsce w Legii Warszawa.
— Wiem że w Legii Warszawa niestety się to powtarza, że na przykład jedna cała rozmowa po prostu zostaje odrzucona w autoryzacji. Nie było tak, że jedno zdanie się nie podoba czy coś, tylko po prostu – nie publikujemy tego. Uważam to za skandal. Jeżeli rozmowa się odbyła, to dlaczego ma nie zostać opublikowana? — zdradził nam anonimowo jeden z polskich dziennikarzy sportowych.
Biura prasowe klubów ekstraklasy potrafią zareagować również już po publikacji tekstów. Świadkiem nietypowej sytuacji był Maciej Wąsowski – jeden z klubów skierował do niego pretensje zamiast do innego z dziennikarzy “Przeglądu Sportowego”.
— W przypadku jednego klubu pretensje były do mnie, a to nie ja pisałem tekst. Zdarza się tak – ktoś wie, że jestem z redakcji „Przeglądu Sportowego” i tylko na tej zasadzie pretensje są kierowane w moją stronę, a niekoniecznie ja jestem autorem tekstu — wyznał dziennikarz.
Biuro prasowe potrafi zrozumieć dziennikarza? Pogoń Szczecin pozytywnym przykładem
Oczywiście, negatywne doświadczenia nie są jedynymi, jakimi podzielili się z nami dziennikarze największych redakcji sportowych w Polsce. Jakub Białek z “Weszło” opowiedział nam swoją historię, w której Pogoń Szczecin zachowała się bardzo profesjonalnie i życzliwie: — Zawaliłem wtedy, a w zasadzie zawalił mój sprzęt, ale to jest wyłącznie moja wina. Umówiliśmy się w Szczecinie z trenerem Runjaiciem i prezesem Mroczkiem. Ten drugi wywiad spisałem, jednak dowiedziałem się wówczas, że muszę udać się do Kolumbii i Japonii, aby opisać te państwa przed mundialem. Siłą rzeczy skoncentrowałem się na tym, bo wszystko musiałem załatwić sam, od biletów, przez noclegi po umówienie rozmówców.
— Dlatego zostawiłem sobie wywiad z Kostą Runjaiciem na później, gdyż był on ponadczasowy. Trener Pogoni opowiadał o swojej karierze w Niemczech bardziej aniżeli trenowaniu zespołu. Okazało się wtedy, że zgubiłem telefon, a na nim było nagranie. Wiem, że trener dopytywał – widać było, że dobrze mu się rozmawia, a chciał się dobrze przedstawić, bo wiedział, że jesteśmy portalem, który ma szeroki zasięg. Wytłumaczyłem szczerze jak było, przeprosiłem i umówiliśmy się jakieś osiem-dziewięć miesięcy później. I wtedy znowu złośliwość rzeczy martwych – w telefonie spaliła się płyta główna. Odzyskanie tych danych kosztowałoby jakieś osiem tysięcy złotych.
— Biuro prasowe zaczęło wtedy podejrzewać, że coś kręcę, bo nie mogą się wydarzyć dwa takie przypadki przy jednym wywiadzie. Pamiętam jeszcze, że trener Runjaić poprosił wtedy o autoryzację po niemiecku i było podejrzenie, że nie chcę tego robić. Pewnie pomyślałbym tak samo. Wspominam jednak tę sytuację, gdyż klub nie zmienił wtedy podejścia do mnie czy naszego portalu. Biuro prasowe wciąż jest dla nas otwarte, choć oczywiście zdarzają się jakieś szpileczki – gdy pojawiam się w Szczecinie, pytają “kiedy wywiad z Kostą?”. To jednak jest pozytywny przykład sytuacji, gdy dziennikarz zawalił, przyznał się do tego, ale nie trafił na czarną listę, a druga strona wciąż traktowała go poważnie — zakończył Jakub Białek.
Najlepsze biura prasowe w Polsce
Poprosiliśmy dziennikarzy o wypowiedź na temat biur prasowych, z którymi pracowało im się najlepiej. Oczywiście, większość z pytanych przyznała, że z niektórymi biurami prasowymi nie miała okazji kontaktu bądź komunikowała się z nimi sporadycznie.
Jakub Białek (Weszło): Do ścisłej czołówki zaliczyłbym Pogoń Szczecin, Śląsk Wrocław, Zagłębie Lubin i Wisłę Płock. Mam tutaj na myśli nie tylko otwartość dla dziennikarzy, ale także dużą pomoc i inicjatywę z ich strony. Biura często potrafią same podpowiedzieć, co jest fajnym tematem do przedstawienia w ich klubie, oczywiście bez narzucania. Chcę jednak podkreślić, że wybieram top topów, bo zdecydowaną większość biur prasowych oceniam bardzo pozytywnie.
Łukasz Olkowicz (Przegląd Sportowy): Generalnie rzadko mam kontakt z biurami prasowymi, gdyż staram się umawiać z piłkarzami i trenerami indywidualnie. Biorąc pod uwagę proces autoryzacji i sprawność kontaktu z klubem, wyróżniłbym Lecha Poznań, ostatnio Pogoń Szczecin, Raków i Górnika Zabrze. Pod względem sprawności w komunikacji, dobrze oceniam także Wisłę Kraków, z którą miałem okazję współpracować podczas obozu przygotowawczego w Turcji.
Dawid Szymczak (Sport.pl): Uważam, że w ekstraklasie pracują naprawdę kompetentni rzecznicy prasowi. Odnoszę jednak wrażenie, że im mniej utytułowany klub, tym bardziej życzliwe jest jego podejście do dziennikarzy. Chwalę sobie współpracę z Rakowem Częstochowa i Wartą Poznań, bo zawsze przebiega sprawnie i opiera się na konkretach.
Marek Wawrzynowski (WP SportoweFakty): Aktualnie nie pracuję na co dzień z klubami, ale dobrze oceniam współpracę z Lechem Poznań. Zawsze dostawałem to, o co prosiłem, wyznaczano mi dobre terminy i starano się pomóc w różnych sprawach. Myślę, że to jest wzór funkcjonowania biura prasowego w Polsce. Na wyróżnienie z mojej strony zasługuje także biuro prasowe Śląska Wrocław.
Maciej Wąsowski (Przegląd Sportowy): Na co dzień współpracuję z trzema biurami prasowymi – z Legią Warszawa, Rakowem Częstochowa i Wisłą Płock. Najlepiej z tych trzech współpracuje mi się z Wisłą Płock. Być może dlatego, że z nimi pracuję najdłużej, ale też pewnie z uwagi na rzecznika Michała Ładę, z którym mam bardzo dobry kontakt. W każdej sprawie można do niego zadzwonić, w każdej sprawie pomoże. Wszystko przebiega na jasnych, klarownych zasadach. Wszystkie rozmowy są wysyłane do autoryzacji, w której zdarzało się rzadko, żeby coś było zmieniane. Wszystko zawsze jest zrobione i odesłane w terminie, o czasie. Bardzo podobnie mam z Rakowem Częstochowa. Też absolutnie na nic nie mogę narzekać. Współpraca układała się bardzo dobrze m.in. dzięki Darii Wollenberg. A z Legią Warszawa z tego co widziałem i słyszałem, bywa różnie.
Kto jest najlepszym rzecznikiem prasowym w Polsce?
Poprosiliśmy dziennikarzy również o wybór ich zdaniem najlepszych rzeczników prasowych, z którymi mieli okazję współpracować. Pod uwagę wzięli zarówno byłych, jak i obecnych klubowych pracowników, pełniących tę funkcję. Kilka nazwisk się powtarza. Trzy razy pytani dziennikarze wymienili Krzysztofa Uflanda z Pogoni Szczecin, natomiast dwukrotnie zostali wyróżnieni Michał Łada z Wisły Płock, Marek Wachnik z Zagłębia Lubin oraz Daria Wollenberg (wcześniej Raków Częstochowa, obecnie Korona Kielce). Dziennikarze wyróżnili również byłego rzecznika Lecha Poznań, Łukasza Borowicza. (Kursywą oznaczono byłych rzeczników)
Dziennikarze przyznali, że raczej jest niewielu rzeczników, których chcieliby wyróżnić z negatywnych względów. Jeden z redaktorów, który chciał zachować anonimowość, przyznał, że miał problem z komunikacją z dwoma przedstawicielami klubów.
— Miałem kiedyś nieprzyjemności z rzecznikami prasowymi Piasta Gliwice i Arki Gdynia. Nie zajmuję się tymi klubami na co dzień, ale zdarzyło mi się właśnie pisać jakieś teksty i tam były potem do mnie jakieś nie do końca dla mnie zrozumiałe pretensje. Tym bardziej, że rzecznicy nie doprecyzowali, o co im chodzi — wyznał anonimowo jeden z dziennikarzy.
„Z żadnym biurem prasowym nie pracuje się tak źle”
Z kolei Jakub Białek z “Weszło” przyznał, że aktualnie dziennikarze mają utrudniony kontakt z rzecznikiem Lecha Poznań, Maciejem Henszelem. Dziennikarz stwierdził, że pracownik poznańskiego klubu jest osobą dość komunikatywną i raczej pomocną, aczkolwiek samo dotarcie do niego może sprawić trudności.
— Nie chciałbym atakować bezpośrednio Macieja Henszela, gdyż w bezpośrednim kontakcie jest miły i sprawia wrażenie pomocnego człowieka. Nie wiem jednak, na ile to tylko wrażenie, bo współpraca z Lechem jest dramatyczna. Gdy uda się uzyskać jakąkolwiek informację, choćby o odmowie wywiadu, można już odpalić fajerwerki. Często zapytanie o wywiad gdzieś tam niby żyje, ale przez kilka miesięcy dziennikarz nie otrzymuje żadnego konkretu. Często czuję się jak akwizytor, który dobija się do uciekającego przed nim klienta, a chyba nie o to chodzi w uczciwej współpracy. Z żadnym biurem prasowym nie pracuje się tak źle. Myślę, że wynika to z dziwnej polityki klubu, która polega na tym, że nic nie może dziać się bez wiedzy i akceptacji rzecznika prasowego. Nawet dochodzi do kuriozalnych sytuacji, gdy umawiamy się na audycję z piłkarzem, on nie ma nic przeciwko, a w klubie słyszymy, że do rozmowy nie może dojść, bo mają za dużo treningów.
— W zasadzie w Ekstraklasie to jedyne biuro prasowe, co do którego mogę wypowiedzieć się negatywnie, co trochę kłóci się z wizerunkiem sprawnie działającej korporacji, jaki chce przedstawiać Lech — dodał Jakub Białek.
Lech postawił na dobre relacje z lokalnymi mediami
Dziennikarz “Weszło” dodał również, że dwa lata temu poprosił o możliwość wywiadu z jednym z piłkarzy Lecha Poznań. Klub wyznaczył jednak termin za… 2-3 godziny, czyli czas, który nie pozwalał przygotować się na dłuższą rozmowę.
— Dwa lata temu, gdy byłem na obozie w Turcji, w pierwszych dniach odezwałem się do biura prasowego w sprawie wywiadu. Była wtedy chyba 10-11 rano i usłyszałem, że o 13. po obiedzie będzie chwila na rozmowę. Stwierdziłem, że nie ma sensu robić tego na szybko, bo chciałbym się rzetelnie przygotować, jak do każdego wywiadu. W dodatku sam dojazd dodatkowo by potrwał. Powiedziałem, że dzisiaj nie, ale każdy inny dzień mi pasuje, bo jestem tu po to, żeby pracować. Okazało się, że to była jedyna możliwość aż do końca obozu, co z mojej perspektywy było słabe, bo inne kluby były otwarte na współpracę i doceniały, że ktoś leci do Turcji, by relacjonować ich przygotowania — wspomina dziennikarz.
Aktualnie część osób z dziennikarskiego środowiska twierdzi, że Lech jest klubem zamkniętym, trudno dostępnym dla dziennikarzy. Według Jakuba Białka, ułatwiony dostęp do “Kolejorza” mają głównie lokalni dziennikarze.
— Klub postawił na bardzo bliskie relacje z lokalnymi dziennikarzami. Dochodziło do niekomfortowych sytuacji, gdy Lech zapraszał ich na swój koszt na obóz. Jak później dziennikarz ma napisać źle o Lechu, kiedy ten opłaca mu pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu przez kilka dni i daje możliwość przeprowadzenia wywiadów? Sam na coś takiego raczej bym się nie pisał, ale rozumiem tych dziennikarzy, bo otrzymali szansę, żeby zrobić dobre materiały— przyznał dziennikarz “Weszło”.
Ostrożność klubu wyprowadza dziennikarzy z równowagi?
Zdaniem Dawida Szymczaka, opinia o Lechu wynika z tego, że klub często zachowuje szczególną ostrożność w kontaktach z mediami, co wiąże się z utrudnionym kontaktem oraz bardziej szczegółowym procesem autoryzacji wywiadów. Dziennikarz “Sport.pl” przyznał jednak, że można z biurem prasowym “Kolejorza” dojść do porozumienia.
— Pod wieloma względami Lech Poznań przypomina wielką korporację, ze wszystkimi zaletami i wadami. Żeby umówić się na wywiad, trzeba wykonać więcej telefonów niż do innych klubów, ale zazwyczaj się udaje tam dodzwonić. W autoryzacji ostrożność jest bardzo duża, moim zdaniem – przesadnie. Oczywiście przemawia przez sprawdzającego troska o klub, ale czasami wychodzi kuriozalnie. Piłkarz powiedział A, rzecznik chce zmienić na B. Zazwyczaj jednak udaje się osiągnąć kompromis — stwierdził dziennikarz “Sport.pl”.
Złość kibiców przyczyną odbioru rzecznika?
Łukasz Olkowicz z kolei uważa, że rzecznik prasowy Lecha Poznań często jest obiektem krytyki z tego względu, że po prostu jest przedstawicielem klubu. Zarządzający „Kolejorzem” rzadko udzielają się mediach, dlatego zdaniem dziennikarza “Przeglądu Sportowego”, wszystko wtedy spada na barki Macieja Henszela.
— Nie siedzę w środku tego, co się dzieje wokół klubu, ale myślę, że tam się kumuluje złość kibiców. Lech nie ma sukcesów, a w końcówce jesieni przegrywał kolejne mecze. W takich sytuacjach szuka się ofiary, a z mediów społecznościowych nie korzystają ci, którzy pod ostrzałem – czyli prezes i wiceprezes. Dlatego czasami jak się wychyli Maciek Henszel, to on dostaje po głowie. Myślę jednak, że pewnie zdawał sobie sprawę z tego, czego może się spodziewać, po objęciu stanowiska rzecznika — powiedział Łukasz Olkowicz.
Niektórzy oceniają współpracę z Lechem lepiej niż z Legią
Zarówno Maciej Wąsowski, jak i Marek Wawrzynowski pozytywnie wypowiadają się na temat rzecznika oraz biura prasowego Lecha Poznań. Dziennikarze twierdzą, że zawsze mogli liczyć na pomoc ze strony pracowników klubu.
— Ze współpracy z Lechem Poznań mam tylko dobre wspomnienia, być może wynika to z tego, że w biurze prasowym Lecha obecnie pracuje dwóch byłych dziennikarzy Przeglądu Sportowego – Maciej Henszel i Maciej Sypuła. Może niezbyt często, ale zdarza się, że mam jakąś sprawę, wynikającą z mojej pracy w Przeglądzie do Lecha Poznań i wtedy, czy to z Maćkiem Henszelem czy z Maćkiem Sypułą nie miałem najmniejszego problemu w szybkim i bezproblemowym kontakcie czy załatwieniu jakiejś sprawy — przyznał Maciej Wąsowski.
— Rzecznicy Lecha zawsze byli pomocni, a ja czułem się dobrze obsługiwany. Przeprowadzałem wywiady z prezesem, właścicielem, najlepszymi piłkarzami. Będąc w Warszawie, życzyłbym sobie, żeby taka dostępność zawodników była w Legii. Tam rzecznicy oczywiście też się starali, ale różnie to wychodziło w praktyce — dodał Marek Wawrzynowski.
„Czepianie się o pojedyncze słowa”
Maciej Wąsowski również wypowiedział się w sprawie współpracy z biurem prasowym Legii. Według dziennikarza „Przeglądu Sportowego”, klub czasami wykazuje w autoryzacji nadmierną gorliwość, zmieniając pojedyncze słowa w wypowiedziach.
— Ze stołecznym klubem współpracuję od września. Czasami wywiady są delikatnie modyfikowane. Mnie akurat to się jeszcze nie zdarzyło, ale wiem, że innym kolegom i koleżankom tak. Może nie jest zmieniany sens wypowiedzi, ale czasami jest czepianie się o pojedyncze słowa, które tak naprawdę nic nie zmieniają — przyznał Maciej Wąsowski.
Legia nie wykorzystuje marketingowego potencjału?
Marek Wawrzynowski zwrócił uwagę również na to, że w Legii na słowa krytyki zasługuje niewykorzystanie marketingowego potencjału klubu. Dziennikarz przyznał, że Legia nie skorzystała między innymi z okazji, jaką był transfer Artura Boruca do klubu.
— Legia latem dokonała kilku dużych transferów i były to fenomenalne okazje do działań medialnych, a klub w ogóle tego nie wykorzystał. Lepszej okazji niż przyjście Artura Boruca do Legii Warszawa nie będzie. Gdy przychodzi do klubu piłkarz z wysokiej półki, musi się coś dziać — dodał Marek Wawrzynowski.
„Piłkarzy musi być w mediach, żeby przekładało się to na inne korzyści”
Według Marka Wawrzynowskiego, polska piłka pod względem kontaktu z mediami ma jeszcze wiele do nadrobienia względem choćby Niemiec. Przyznał, że dla niego komunikacja z biurem prasowym niemieckiej federacji jest łatwiejsza niż z polskim odpowiednikiem.
— Kiedyś byliśmy na Mistrzostwach Świata w RPA i poprosiliśmy niemiecką federację o wywiad z Podolskim. Zaproszono nas na ekskluzywny wywiad. To wyglądało tak, że my rozmawialiśmy z Podolskim, a obok siedziało sześciu innych reprezentantów, którzy rozmawiali z dziennikarzami z innych państw. Niemcy byli kapitalnie obsługiwani medialnie, ale też sami piłkarze zdawali sobie sprawę z tego, że kontakt z mediami z całego świata to ich obowiązek. U nas wciąż jest to źle zorganizowane – co najwyżej jest dzień medialny i dwudziestu dziennikarzy siedzi przy jednym gościu. A wcześniej to w ogóle polegało na tym, że jak udało się dodzwonić do piłkarzy, to ktoś zszedł albo nie zszedł. To była wolna amerykanka.
— W Niemczech zdają sobie sprawę z tego, że każda aktywność medialna piłkarza to sprzedany gadżet, koszulka, bilet na mecz. Piłkarze muszą być w mediach, żeby przekładało się to na inne korzyści. U nas do takiego podejścia jest jeszcze bardzo daleko — podkreślił Marek Wawrzynowski.
Biuro Arsenalu murem nie do przebicia?
Dziennikarz “WP SportoweFakty” opowiedział także o sytuacji, jaka spotkała go podczas prób nawiązania kontaktu z Arsenalem. Utrudniony kontakt z mediami klubów Premier League wynika jednak oczywiście z większego, globalnego, zainteresowania tamtejszymi zespołami.
— Pamiętam sytuację z Arsenalu, gdy poprosiliśmy przez Szczęsnego o wywiad Jensa Lehmanna, który się zgodził. Powiedział nam, żebyśmy byli w Londynie w piątek. Skontaktowaliśmy się wtedy z biurem prasowym Kanonierów, żeby to potwierdzić i odpisali nam, że nie ma takiej możliwości. Muszą najpierw go zapytać i możemy się z nim umówić dopiero na kolejny piątek. Gdy powiedzieliśmy, że wywiad z nim już był zaplanowany, odpowiedzieli nam, że Jens Lehmann się nie zgadza.
— Jakiś czas później spotkałem szefa biura prasowego Arsenalu na meczu w Anglii, powiedziałem mu o tej sytuacji i on stwierdził, że u nich takie sytuacje się nie zdarzają. Odpowiedziałem mu, że przecież mi się to zdarzyło. Dał mi wtedy do siebie bezpośredni kontakt. Po tym jak odezwałem się do niego, powiedział że i tak muszę to załatwić przez biuro prasowe. I wtedy znowu odpisała mi ta sama kobieta, co wcześniej, również z odmową. Rozmawiałem o tej sytuacji z kolegą z Anglii i powiedział mi, żebym się nie przejmował, bo mi przynajmniej Arsenal odpisał. A w Premier League większość klubów po prostu ignoruje prośby od dziennikarzy — powiedział Marek Wawrzynowski.
Problemy z frekwencją na konferencjach prasowych
Nieodłącznym elementem komunikacji klubowej są konferencje prasowe z udziałem trenerów. Zarówno dziennikarze uczestniczący w konferencjach, jak i sami szkoleniowcy podchodzą jednak różnie do takich aktywności. Niektóre kluby zmagały się z niską frekwencją ze strony mediów, dlatego starały się temu zaradzić, organizując dodatkowe, dość nietypowe atrakcje.
— W jednym klubie był bardzo duży problem z obecnością dziennikarzy. Wpadli wówczas na pomysł, że skoro mają hiszpańskiego trenera, to będą serwować tapasy. I faktycznie po tym zabiegu frekwencja faktycznie trochę poszła w górę. Jeszcze inaczej problem z frekwencją rozwiązał inny z klubów, którego już nie ma w ekstraklasie. W sali konferencyjnej umieszczono lodówkę z piwem, którą każdy mógł otworzyć, ale dopiero po meczu. Nagle liczba uczestników na pomeczowych konferencjach skoczyła — wspomina Jakub Białek.
Nudne pytania czy nudne odpowiedzi?
Trzeba przyznać, że konferencje prasowe niektórych zespołów są po prostu uważane za nudne. Głównie dlatego, że trenerzy bez względu na sytuację, potrafią mówić niemal słowo w słowo to samo.
— Wielu trenerów po prostu jak te kalki przebijają i powtarzają to samo co tydzień. Zastanawiam się, czy wypowiadanie wciąż tych samych zdań sprawia im frajdę. Uważam, że ja zanudziłbym się, gdybym wciąż tak się powtarzał, ale to ich wybór — stwierdził Łukasz Olkowicz.
Problemem konferencji może być także brak ciekawych pytań zadawanych przez dziennikarzy. Tego zdania jest Maciej Wąsowski, który uważa, że konferencje prasowe powinny być obowiązkiem.
— Jeżeli niektórzy uważają je za niepotrzebne, to bardziej winiłbym za to dziennikarzy, a nie na przykład trenerów czy zawodników, bo wśród dziennikarzy brakuje takiej śmiałości, zwłaszcza w pytaniach „face to face” — przyznał Maciej Wąsowski.
Czy konferencje prasowe wciąż mają sens?
Opinie na temat konferencji prasowych są jednak podzielone. Część dziennikarzy twierdzi, że aktualnie nie pełnią ważnej roli bądź po prostu jej nie spełniają. To może wywołać dyskusję, czy takie aktywności wciąż są potrzebne. Dlatego zapytaliśmy o nie naszych rozmówców.
Jakub Białek (Weszło): Uważam, że konferencje są dobre dla mediów lokalnych, które muszą pisać o danym klubie non stop albo mieć wypowiedzi do serwisów radiowych. Myślę jednak, że konferencje prasowe są coraz mniej potrzebne, tak samo wywiady i wszelkie pogłębione formy. Trenerzy mogliby więcej przekazać przez swoje media społecznościowe, ale obecnie tego nie robią. Inną sprawą jest też fakt, że często konferencje są po prostu nudne. Nie usuwałbym ich – dziennikarze mogą zadać bieżące pytania. Ale nie udawajmy, że w dzisiejszych czasach mają one jakieś duże znaczenie.
Łukasz Olkowicz (Przegląd Sportowy): Konferencje są potrzebne dla takich portali czy telewizji, które muszą podać coś „na szybko”. Uważam jednak, że każdy trener, nawet jeżeli nie jest krasomówcą, powinien potraktować tę konferencję jako doświadczenie czy próbę publicznego przeforsowania swoich myśli. Wiadomo że nie zawsze można za dużo zdradzać, ale na pewno można zaciekawić innych. A czasami mam wrażenie, jakby niektórzy trenerzy przychodzili na konferencję za karę.
Dawid Szymczak (Sport.pl): Moim zdaniem sens konferencji prasowych jest coraz mniejszy. Myślałem, że zmieni się to podczas pandemii, ze względu na ograniczenia dostępu do zawodników, ale tak się nie stało.
Marek Wawrzynowski (WP SportoweFakty): Ludzie chcą czytać opinie przedmeczowe i pomeczowe. Dziennikarze w tym siedzą, dlatego dla nich jest to często to samo, bywają zniechęceni, ale jest to normalna część pracy. Uważam, że konferencje to powinien być obowiązek i będę ich bronił. Jeśli coś się wydarzyło, trzeba zadać trudne pytania, ktoś musi się odnieść do sprawy. Jeśli konferencje byłyby organizowane tylko na życzenie klubu, byłby problem, żeby zadać pewne pytania w określonym momencie.
Maciej Wąsowski (Przegląd Sportowy): Uważam, że konferencje prasowe są jak najbardziej potrzebne. Część kolegów dziennikarzy ma jednak problem z zadawaniem podczas nich konkretnych, twardych pytań. Takich, po których odpowiedzi zaciekawiłyby kibiców. Rozumiem, że część dziennikarzy woli zachować pytania na ekskluzywne rozmowy w cztery oczy, żeby konkurencja nie miała na nie odpowiedzi. Nie zawsze jest jednak możliwość przeprowadzenia takich bezpośrednich rozmów. Ja na przykład przy okazji konferencji prasowych często zadaję pytania, na które nie znam odpowiedzi, bo ktoś nie chce się ze mną ustawić na wywiad, nie obiera telefonu czy mnie po prostu ignoruje. Wtedy konferencję wykorzystuję właśnie do zadania takich pytań. Dlatego „na żywo”, czy tak jak teraz, gdy są robione konferencje online, są one dla mnie jak najbardziej potrzebne.
Co wiemy o biurach prasowych w Polsce?
Z powyższych wypowiedzi dziennikarzy wynika, że działalność biur prasowych w Polsce ma wciąż wiele do poprawy. Chociaż w wielu przypadkach współpraca przebiega sprawnie, widać że z niektórymi kontakt bywa utrudniony z różnych powodów. Polskie kluby starają się nie sprawiać wrażenia oblężonej twierdzy, choć Legia Warszawa i Lech Poznań bywają niełatwe w bezpośrednim kontakcie z dziennikarzami. Wciąż zdarzają się też przypadki zaostrzonej cenzury, gdzie często rzecznicy bądź biura prasowe zmieniają sens wypowiedzi piłkarzy i trenerów. Jak widać, nie mają oporów również przed tym, żeby całkowicie zatrzymać publikację wywiadu, choć dziennikarz poświęcił mu wiele pracy.
Z wypowiedzi dziennikarzy wynika, że najlepiej ze wszystkich klubów ekstraklasy, współpraca przebiega z Pogonią Szczecin. Można także spotkać wiele pozytywnych opinii na temat Zagłębia Lubin, Wisły Płock, Rakowa Częstochowa oraz Śląska Wrocław. Spośród rzeczników z największą liczbą wyróżnień spotkał się Krzysztof Ufland z Pogoni, a także Michał Łada z Wisły Płock, Marek Wachnik z Zagłębia Lubin (również dyrektor marketingu i PR) oraz Daria Wollenberg, która niedawno odeszła z Rakowa Częstochowa do pierwszoligowej Korony Kielce, gdzie poza rolą rzecznika będzie pełnić funkcję dyrektora marketingu i komunikacji. Pozytywne opinie zebrał również Łukasz Borowicz, były rzecznik Lecha Poznań.
Ligowe korporacje na cenzurowanym
Zdania na temat biura prasowego poznańskiego klubu są jednak podzielone. Czy “Kolejorz” jest faktycznie zamknięty dla dziennikarzy? Jakub Białek uważa, że problemem jest kontakt z rzecznikiem prasowym Maciejem Henszelem, a także zwraca uwagę na fakt, że Kolejorz kładzie większy nacisk na współpracę z lokalnymi mediami. Część dziennikarzy, między innymi Marek Wawrzynowski i Maciej Wąsowski chwalą współpracę z Lechem. Łukasz Olkowicz z kolei twierdzi, że negatywne opinie na temat rzecznika wynikają niekoniecznie z jego pracy, a samej specyfiki klubu. Tymczasem Dawid Szymczak sądzi, że biuro prasowe Lecha jest bardzo ostrożne, co ma wpływ na to, że autoryzacja nie zawsze przebiega sprawnie, choć zazwyczaj klub potrafi dojść do porozumienia z dziennikarzem.
Z krytycznymi opiniami spotkała się również Legia Warszawa. Zdaniem Marka Wawrzynowskiego, klub nie wykorzystuje marketingowego potencjału, choćby na przykładzie transferu Artura Boruca. Co więcej, według dziennikarzy ingerencja biura prasowego przy autoryzacji jest duża, a sama możliwość rozmowy z piłkarzami jest dość utrudniona.
Konferencje często nudzą. Dlaczego? Zdania są podzielone
Konferencje prasowe wciąż niekoniecznie spełniają swoje role. Chociaż są obowiązkiem, a ich organizowanie wciąż z różnych powodów jest potrzebne, nie zawsze potrafią przyciągnąć zainteresowanie. Tutaj zdania są jednak podzielone, ale faktycznie wynika to z dwóch czynników. Czasami to dziennikarze nie potrafią formułować niewygodnych bądź pytań, ale również trenerzy nie zawsze potrafią wyrazić swoje myśli bądź unikają wypowiedzi na trudne tematy.
Brak planu i organizacyjny chaos w klubie największymi problemami?
Podsumowując – w otoczeniu medialnym polskich klubów wciąż trzeba wiele poprawić. Czasy, gdy funkcję rzecznika pełniły osoby związane z tą rolą tylko na papierze bądź tabliczce na drzwiach, są już przeszłością. Obecnie osoby na tym stanowisku sprawiają wrażenie kompetentnych i przygotowanych do tej roli. Niekiedy jednak, z różnych powodów, współpraca z nimi bywa niełatwa. Można też odnieść wrażenie, że same kluby nie mają dokładnego planu na formy współpracy z mediami. To wiąże się również z niewykorzystaniem marketingowego potencjału poszczególnych wydarzeń i sytuacji. Dlatego trzeba powiedzieć, że wiele wymaga poprawy, chociaż większości rzeczników i biur prasowych raczej nie można odmówić starań.