Tomasz Stamirowski: Widzew ma za mały stadion. Czasami jest mi wstyd…
– Duże przychody klubów pochodzą również z lóż biznesowych. Budowa marketingu, przyciąganie sponsorów jest w tej sytuacji utrudniona. Jest mi czasami po prostu wstyd przy okazji niektórych wydarzeń. Niedawno mieliśmy otwarcie grobu Jacka Machcińskiego, a w związku z tym przyjazd wielu gości i wtedy mamy problem, żeby wszystkich pomieścić – powiedział Tomasz Stamirowski, właściciel Widzewa w rozmowie ze Sportmarketing.pl.
Adrian Janiuk, Sportmarketing.pl: – Widzew Łódź od lat działa z dużym rozmachem, jeśli chodzi o frekwencję na stadionie, ale rzecz jasna nie byłoby to możliwe bez wiernych kibiców. Fani od dawna zapełniają stadion do ostatniego miejsca. Nie ma pan jednak poczucia, że obiekt Widzewa jest za mały? Gdyby miał ponad 20 tysięcy miejsc to zapewne również zostałby wypełniony po brzegi.
Tomasz Stamirowski (właściciel Widzewa Łódź): – Stadion ewidentnie jest za mały. Najbardziej było to widoczne podczas wyjazdu kibiców Widzewa na mecz wyjazdowy z Ruchem Chorzów. Na Śląsk pojechało 20 tysięcy zarejestrowanych kibiców podczas, gdy nasz stadion jest w stanie pomieścić 18 tysięcy widzów. To uświadamia jaka jest skala. Skala to jedno, a możliwości drugie… Pierwotne analizy, które uśredniały zapotrzebowanie odnośnie wielkości stadionów dwóch klubów z Łodzi wskazywały, że potrzebujemy obiektu na ponad 30 tysięcy widzów, z kolei ŁKS na 10 tysięcy. Nie chcę umniejszać naszemu lokalnemu rywalowi, ale prawda jest taka, że uśrednienie zadziałało na naszą niekorzyść i futbolu w mieście. Stadion Widzewa byłby tętniącą życiem wizytówką Łodzi, ponieważ uważam, że potencjał jest o wiele większy niż to czym obecnie dysponujemy.
– Otoczka na meczach Widzewa i tak robi wielkie wrażenie, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Wychodzi pan z takiego założenia?
– Przede wszystkim życzyłbym sobie, jak i całej społeczności związanej z Widzewem, żeby mecze domowe były wydarzeniem na miarę potencjału. Oczywiście, każde spotkanie jest dla nas, jak i kibiców wydarzeniem, ale nie możemy sobie pozwolić na tak szerokie działania, jak chociażby Legia Warszawa, czy Śląsk Wrocław. Nasz stadion jest zdecydowanie mniejszy, a to naprawdę wiele komplikuje. Śląsk w zeszłym sezonie wypełniał ponad 40 tysięczny stadion. Z kolei Arena Zabrze będzie miała prawie 32 tysiące miejsc, a my nie mamy nawet 20 tysięcy, choć Łódź to bardzo duże miasto. Jako właściciel Widzewa bardzo bym sobie życzył takiego obiektu jaki powstaje choćby w Zabrzu. Potencjał w kraju na piłkę jest naprawdę duży, a nam brakuje dużego stadionu.
– Często bywa tak, że gdy zespołowi idzie gorzej wtedy frekwencja spada. Widzew w razie zniżki formy nie jest na to aż tak bardzo narażony.
– Nie bałbym się tego. Oczywiście, że są różne momenty w sezonie, ale kibice są z Widzewem na dobre i na złe. Udowodnili to na przestrzeni ostatnich lat. Mamy świetny doping i znakomitą atmosferę na stadionie, ale trochę tych dodatkowych tysięcy brakuje. Marzy mi się taka czerwona ściana, którą tworzyliby kibice dopingujący na stojąco, gdyby przepisy pozwalały na wymontowanie krzesełek. Coś na wzór tego co jest w Dortmundzie na Borussii. Taką drogą chętnie byśmy poszli. Efekt byłby piorunujący, ale teraz puściłem wodzę fantazji (śmiech).
– Jest szansa na to, żeby w przyszłości rozbudować stadion?
– Stadion jest miejski i na razie nie ma takiej woli miasta, choć rzecz jasna wysyłamy jasne sygnały w tej sprawie. Niewiele jednak możemy zrobić w tej kwestii jako klub. Stadion jest wypełniony od kilku lat, od momentu, gdy Widzew grał III lidze. Czyli nie jest to efekt awansu do PKO BP Ekstraklasy i nie chodzi również o efekt nowego stadionu, bo gramy na nim już od prawie osiem lat. Argumentów mamy zatem bez liku do tego, żeby usiąść do rozmów. Bardzo boli mnie fakt, że nie ma woli, żeby sporządzić chociażby plany architektoniczne, ale nie jesteśmy właścicielem pierwotnych planów i trudno jest nam samodzielnie o tym decydować.
– Ma pan żal do miasta w związku z takim postępowaniem?
– Na pewno jest to smutna rzeczywistość, która sprawia, że traci na tym Widzew oraz sama Łódź. Miasto argumentuje, że nie mam środków centralnych. Wiadomo, że wszystkie duże stadiony w Polsce zostały wybudowane w zasadzie przed Euro 2012, z wyjątkiem stadionu Legii Warszawa. Stadion Wisły Kraków również był modernizowany przed Igrzyskami Europejskimi, także ze środków centralnych. Uważam, że brakuje chęci ze strony m.in. Ministerstwa Sportu do podjęcia rozmów. To samo dotyczy Ruchu Chorzów. Stadiony powinny być budowane przede wszystkim tam, gdzie są kibice. To powinien być priorytet, gdyż chodzi o to, żeby stadiony żyły w każdym meczu, bo jest to z korzyścią dla wszystkich.
– Może w Łodzi należało wybudować jeden stadion dla dwóch klubów na ponad 30 tysięcy widzów?
– Powstały dwa stadiony i nie ma już co do tego wracać. Uważam, że należało po prostu inaczej rozłożyć proporcje i to jest fakt niezaprzeczalny. Widzew powinien mieć większy stadion, gdy tak było nie mielibyśmy teraz pewnych implikacji. Musimy jednak radzić sobie w tej rzeczywistości, która jest…
– Co ma pan na myśli?
– Duże przychody klubów pochodzą również z lóż biznesowych. Budowa marketingu, przyciąganie sponsorów jest w tej sytuacji utrudniona. Jest mi czasami po prostu wstyd przy okazji niektórych wydarzeń. Niedawno mieliśmy otwarcie grobu Jacka Machcińskiego, a w związku z tym przyjazd wielu gości i wtedy mamy problem, żeby wszystkich pomieścić. To samo tyczy się współpracy z partnerami, wszystkie loże są wynajęte, a my mamy ich najzwyczajniej za mało. Jest to realny problem, z którym się mierzymy. Esencją futbolu jest również to, gdy duże stadiony są wypełnione do ostatniego miejsca.