04.10.2024 01:56

Zaczynamy sezon NHL. Pierwsze mecze zostaną rozegrane w… Czechach

NHL zaczyna nowy sezon stawiając na odświeżenie części starych konceptów. Część problemów wciąż jednak jest nierozwiązanych.

Tegoroczny sezon NHL rozpocznie się w Czechach

Trzydzieści lat temu najbardziej znany amerykański magazyn sportowy „Sports Illustrated” na swojej okładce głosiła nadejście ery NHL. Hokejowej lidze przeciwstawiano NBA, która po odejściu Michaela Jordana na emeryturę (jak się potem okazało, chwilową), nie była tak atrakcyjna dla widzów i sponsorów. NHL wróżono dostatnią przyszłość, szczególnie że niedługo potem miało dojść do podpisania pierwszego w historii poważnego kontraktu telewizyjnego. Nawiązano współpracę z Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim w sprawie udziału ligowych hokeistów w turniejach olimpijskich od 1998 roku. Oprócz tego najlepsi z najlepszych mieli rywalizować w ramach Pucharu Świata, nawiązującej do Canada Cup z czasów zimnej wojny. Nie mówiąc o tym, że w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych grono zespołów stale się powiększało o ekipy z różnych części USA.

Niedługo potem nastał lockout skracający sezon o połowę. I tak w miarę łagodny względem tego z roku 2004, który trwał prawie rok i uniemożliwił całkowicie rozegranie spotkań. Mimo rocznej przerwy od gry większość zespołów wyszła na plus, korzystając z wprowadzonego mechanizmu salary cap ograniczającego wysokość pensji. Gorzej było z lockoutem z 2012 roku gdzie straty marketingowe NHL szacowano na 300 milionów dolarów. Burzliwie było też z igrzyskami olimpijskimi i Pucharem Świata, gdzie wszelkie oznaki działalności NHL zniknęły na blisko dekadę. Wśród dodanych zespołów pojawił się majstersztyk pod względem marketingowym i sportowym, czyli Vegas Golden Knights. Wciąż liga jest jednak ubogim krewnym w porównaniu do innych rozgrywek w USA. Prawie połowa jej przychodów pochodzi ze sprzedaży biletów, co szczególnie odbiło się na NHL podczas pandemii COVID-19. Szans na rozwój należy szukać poza Stanami Zjednoczonymi. Najłatwiej byłoby w Kanadzie, z tym że nowych drużyn tam nie przybywa. Podobnie jak Pucharów Stanleya za wygranie ligi. Tamtejsze zespoły czekają na to od 1993 roku.

Hokej podbija miasto stu wież

Nowy sezon rozpocznie się w Pradze. Podobne doświadczenia mają za sobą w tym roku takie ligi jak MLB rozgrywająca dwa pierwsze mecze w Seulu oraz NFL ze spotkaniem w pierwszym tygodniu w Sao Paulo. W odróżnieniu od baseballistów i futbolistów dla hokeistów nie jest to pierwszyzna. Pomysł zagranicznej inauguracji zadebiutował w 1997 roku, kiedy to tego zaszczytu dostąpiło Tokio. Zwyczaj wszedł do kalendarza dziesięć lat później z pandemiczną przerwą w latach 2020 i 2021. Hokeiści grali o punkty w Londynie, Sztokholmie, Helsinkach, Berlinie, Goteborgu i Tampere.

To jednak praska O2 Arena, w której jeszcze kilka miesięcy temu odbywały się hokejowe mistrzostwa świata, przypadła NHL najbardziej do gustu. W lidze gra 32 zawodników z tego kraju. Spśród nich najlepszy jest David Pastrňák, na co dzień hokeista Boston Bruins. Do dziś wspomina, jak w wieku 14 lat zobaczył swój pierwszy mecz NHL właśnie w O2 Arenie. W piątek i sobotę zmierzą się ze sobą New Jersey Devils oraz Buffalo Sabres. W Devils jedynym Czechem jest 33-letni Ondrej Palat, a w barwach Sabres czescy kibice będą mogli wspierać 20-letniego Jiriego Kulicha i 25-letniego Lukasa Rouska.

Rywalizacja na lodzie to nie wszystko, co czeka przybyłych do Pragi. NHL stworzyła specjalną strefę kibica z wieloma atrakcjami, również dla tych najmłodszych. W Pałacu Kinskim wciąż trwa się wystawa poświęcona hokejowi z wieloma plakatami, zdjęciami czy eksponatami z bogatej historii tej dyscypliny, jeszcze z czasów jednego państwa czechosłowackiego. Od 2011 roku liga prowadzi stronę internetową oraz profile na mediach społecznościowych po czesku, do czego kilka dni doszedł specjalny kanał na Whatsappie. Każdego marca w Czechach organizowany jest Dzień Hokeja, w którego ramach NHL organizuje mecze byłych zawodników, sesje mentoringowe dla trenerów, turnieje młodzieżowe oraz imprezy dla lokalnej społeczności. Prężne działania dotyczą także branży hazardowej. Nawiązano partnerstwo z firmą bukmacherską Tipsport, która może używać symboli NHL w swoich kampaniach reklamowych w Czechach oraz na Słowacji.

Pominięci

Nad Wełtawą czuć jednak żal w stosunku do NHL. Po ośmiu latach w rozgrywkach reprezentacyjnych znów zagrają najlepsi z najlepszych. Zanim gracze ligowi pojawią się na olimpijskich lodowiskach w Mediolanie czy też na wskrzeszonym Pucharze Świata w 2028, namiastką prawdziwej rywalizacji ma być zapowiadane szumnie 4 Nations Face-Off planowane w ramach przerwy towarzyszącej tradycyjnie meczowi gwiazd. Komisarz Gary Bettman zdołał zatem rozwiązać dwa problemy jednocześnie. Nie dość, że z powodzeniem wskrzesił idee rozgrywek reprezentacyjnych pod egidą NHL, to jeszcze na rok zrezygnował z kontrowersyjnego i coraz bardziej zniechęcającego kibiców do siebie meczu gwiazd.

W ośmiodniowym turnieju, jak sama nazwa wskazuje, będą rywalizować cztery reprezentacje: Kanada, USA, Finlandia i Szwecja. Każda z ekip zagra ze sobą raz, a dwie najlepsze zmierzą się w finale. Cztery pierwsze spotkania zostaną zorganizowane w Montrealu, a trzy wieńczące przedsięwzięcie, wraz z wielkim finałem, w Bostonie. Kadry będą się składać wyłącznie z hokeistów grających w NHL. Wybór reprezentacji odbywał się według ówczesnego rankingu Międzynarodowej Federacji Hokeja na Lodzie, z oczywistych powodów pominięto Rosję.

Niezaproszenie kadry Czech wzbudziło dyskusje. Pastrňák od razu wyraził swoją dezaprobatę, twierdząc, że nie obejrzy ani jednego meczu turnieju, nawet tych rozgrywanych w Bostonie, gdzie gra na co dzień. Jego stwierdzenia przybrały jeszcze bardziej na mocy po doprowadzeniu czeskiej kadry do tytułu mistrza świata tego maja. I to przy pobiciu rekordów frekwencji na trybunach. NHL broni swej decyzji, tłumacząc się tym, że Czesi nie byliby w stanie zebrać kadry na odpowiednim poziomie wyłącznie z ligowych graczy.

Wraz z nowymi edycjami Pucharu Świata należy spodziewać się, że Czesi będą na nim obecni. Grali we wszystkich trzech poprzednich, a w 2004 nawet organizowali jeden mecz w Pradze. Pierwsze igrzyska z udziałem graczy NHL dzięki niezwykłej postawie bramkarza Dominika Haška (ówczesnego zawodnika Buffalo Sabres) przyniosły Czechom jedyny tytuł olimpijski. Pastrňák na swój debiut na igrzyskach wciąż czeka, ale wielce prawdopodobnym jest, że będzie miał on miejsce za dwa lata.

Kwestia rosyjska

Jeśli w tym czasie nie dojdzie do przełomu dyplomatycznego, nie ma co się spodziewać, by taki przywilej dotyczył Nikity Kuczerowa, zdobywcy Pucharu Stanleya w 2020 i 2021 w barwach zespołu Tampa Bay Lighting. Poprzedni sezon był najlepszym w jego karierze i najprawdopodobniej najlepszym w historii jakiegokolwiek rosyjskiego hokeisty. Kuczerow, jak 40 innych Rosjan w NHL, mogą jedynie wzruszyć ramionami na wszelkie wieści o reprezentacyjnych turniejach. Podobnie jest z Białorusinami.

Trzeba jednak przyznać, że NHL zachowuje się mocno pobłażliwie pod względem sportowców z tych państw, szczególnie porównując, jak do tej kwestii podchodzą inne światowe organizacje sportowe. Rosyjscy oraz białoruscy hokeiści grają bez wszelkich przeszkód, a nowych wybiera się w drafcie. Nawet gdy Czesi wyrazili sprzeciw wobec wpuszczenia ich na mecze w swoim kraju, liga zmusiła ich szybko do zmiany zdania i zdjęcia wszelkich zakazów. Wielokrotnie władze NHL i związku zawodników NHLPA wypowiadały się pozytywnie na temat nadziei na występy Rosjan na igrzyskach olimpijskich i w Pucharze Świata. Obecnie jednak stronią od takowych.

Z drugiej strony niemal od razu po wybuchu konfliktu zerwano kontrakt transmisyjny oraz inne partnerstwa z rosyjskimi spółkami, podobnie też było ze współpracą z ligą KHL. Wykupienie wybranych w drafcie rosyjskich hokeistów posiadających kontrakt zawsze było trudne, a teraz transfery gotówkowe są niemal niemożliwe ze względu na panujące sankcje. Legend ligi z Rosji i Białorusi nie przyjmuje się na razie też do Galerii Sław. Grający w NHL Rosjanie nie doznali jednak żadnych reperkusji po meczu z najlepszymi zawodnikami rosyjskiej ligi KHL rozegranym w lipcu 2024 roku w Moskwie. W wydarzeniu szumnie nazwane „meczem roku” brał udział między innymi Aleksandr Owieczkin, stale popierający rosyjski rząd. Kto wie, być może w tym roku pobije rekord Wayne’a Gretzky’ego w największej liczbie strzelonych bramek.

Drużyna bez nazwy i lodowisko bez krążka

Spośród 32 drużyn grających w NHL w tym sezonie pojawi się nowa. Doskonale znana kibicom, choć wciąż nieposiadająca oficjalnej nazwy, a logo składa się jedynie z nazwy stanu. Utah Hockey Team, bo tak na razie prowizorycznie określany jest zespół, będzie grał swoje domowe mecze w Salt Lake City, w hali Delta Center znanej z meczów tamtejszego zespołu NBA Utah Jazz. Choć to też jest tymczasowe rozwiązanie. Nigdy wcześniej w mieście znanym z organizacji zimowych igrzysk olimpijskich w 2002 i 2034 roku nie grała ekipa NHL, choć tradycje zespołów z innych, mniej prestiżowych profesjonalnych lig sięgają ponad półwiecza.

W nowych barwach oraz w nowym miejscu pojawią się dobrze znani wszystkim hokeiści. Jeszcze kilka miesięcy temu reprezentowali oni Arizona Coyotes. Jak to w amerykańskim sporcie bywa, tak i w tym przypadku przyczyną przenosin była sprawa budowy nowej areny. Pierwsze doniesienia o takiej chęci pojawiły się już w 2016 roku. Ostatecznie mieszkańcy Tempe odrzucili ten pomysł w referendum. Próby porozumienia się z pobliskim miastem Mesa czy innych miejscowościach w aglomeracji Phoenix spełzły na panewce. Zespół został kupiony przez NHL, a następnie sprzedany za 1,2 miliarda dolarów właścicielowi koszykarskiej Utah Jazz Ryanowi Smithowi, który przeniósł wszystkie zasoby Coyotes do Salt Lake City. Twór należący do Smitha jest traktowany zatem jako nowy podmiot, a dotychczasowy właściciel Coyotes, Alex Merulo dostał możliwość przywrócenia drużyny do ligi, gdyby znalazł dla niej odpowiednią halę w ciągu pięciu lat. Wycofał się z tego w lipcu po kolejnym niepowodzeniu.

Kibicom z Arizony pozostają zatem transmisje telewizyjne. Właśnie mijają trzy lata od zawarcia przez NHL intratnego kontraktu z Disneyem (ESPN oraz ABC) i Turner Sports. Szacuje się, że roczne dochody z tego faktu wynoszą ponad 600 milionów dolarów rocznie. Obecna umowa trwa do 2027 roku. Mniejsza stabilność dotyczy kontraktów z regionalnymi stacjami sportowymi, starającymi się pokazywać niemal wszystkie mecze danych zespołów. Dla NHL ze względu na bardziej lokalny charakter transmisji jest to szczególnie ważka kwestia. Część ekip wciąż współpracuje z Diamond Sports Group, która ogłosiła upadłość i po sezonie zwolni je z przestrzegania przepisów umowy. Pojawia się tendencja pokazywania spotkań w ogólnodostępnych kanałach, co według komisarza Bettmana pozytywnie wpływa na zainteresowanie ligą. Ma on jeszcze inne powody do zadowolenia – ligą zainteresował się Amazon, który przez następne dwa lata będzie pokazywał poniedziałkowe mecze kanadyjskim widzom, a w dniu rozpoczęcia tego sezonu wypuścił serial dokumentalny „Faceoff: Inside the NHL”.

Amerykańscy nadawcy hokeja kojarzą się w Polsce z ekstrawaganckim pomysłem stacji Fox z końca poprzedniego wieku, gdzie krążkowi towarzyszyła wyrazista łuna. Wydawać by się mogło, że w czasach, gdy transmisje w wysokiej rozdzielczości są już upowszechnione, a niektóre mecze są pokazywane w 4K, nikt nie będzie miał dylematów z zauważeniem krążka. Czasami potrafi on jednak całkowicie zniknąć z ekranu. Nadawanie na wiele rynków, zarówno lokalnych, jak i międzynarodowych, zostało wykorzystane do pokazywania różnych reklam na bandach. Są one nakładane komputerowo w czasie akcji.

Liga poświęciła na stworzenie odpowiedniego systemu dziesiątki milionów dolarów. Siedem lat badań nie pozwoliło uniknąć problemów. Zdarza się, że reklamy wyróżniają się względem reszty transmisji swoją jasnością lub dynamiką. Ich obecność doprowadziła do pojawienia się opóźnienia między obrazem a dźwiękiem. Wciąż to jest błahostka w porównaniu z naprawdę poważnymi błędami i na szczęście rzadkimi błędami jak znikanie hokeistów lub krążka w pobliżu band. NHL obiecuje wyeliminowanie wszelkich usterek, a nowy sezon będzie papierkiem lakmusowym. Wirtualne reklamy przynoszą zbyt dużo zysku, by z nich rezygnować. Dzięki nim współpracę z ligą podjęło ponad 700 firm. W pierwszym sezonie działania nowego systemu (sezon 2022/23) przychody z umów sponsorskich wzrosły o jedną piątą, do 1,28 miliarda dolarów.

Na scenę, a raczej na lód wjedzie nowy producent strojów. Przez następne 10 lat tego zadania podejmie się znana w amerykańskim sporcie firma Fanatics. Marka kojarzona z różnymi memorabiliami musiała zmierzyć się z burzą medialną przy okazji dostarczania trykotów baseballistom z MLB. Pierwsze zamówione koszulki były pełne niedoróbek, zawodnicy narzekali na brak jakości oraz ich prześwitywanie. Fanatics winą obciążyli projektantów, czyli Nike. Ten sam duet teraz podjął się tego zadania w NHL. Wyciągnięto wnioski z poprzednich błędów, nie dokonując tym razem zbytnich zmian. Stroje wciąż będą szyte w tym samym miejscu, gdzie są szyte od prawie 50 lat, czyli w małej fabryce firmy SP Apparel w Quebecu.

To właśnie trykoty są jednym z głównych bohaterów ligowego święta. W okolicy Nowego Roku rozgrywane są mecze pod gołym niebem w ramach Winter Classic, przyciągające na trybuny stadionów i przed ekrany masę kibiców. Uczestniczące w nich drużyny ubierają stroje nawiązujące do designu sprzed lat, podobnie jest w przypadku innych meczów na stadionach, jak kanadyjskiego Heritage Classic czy NHL Stadium Series. Jedyne, co może przeszkodzić w rozwoju lidze, to kolejny lockout. Obecne układ zbiorowy NHL z zawodnikami (CBA) wygaśnie we wrześniu 2026. Następny rok będzie zatem czasem burzliwych negocjacji. I to one zdecydują o tym, jaka będzie przyszłość NHL.

Udostępnij
Sebastian Muraszewski

Sebastian Muraszewski

Reklama