18.05.2024 13:52

Jak Laporta i Xavi się miotają… Finansowe problemy Barcelony

Joan Laporta w trakcie obecnej kadencji na stanowisku prezesa Barcelony mówił, że porażki będą miały konsekwencje i że nie będzie okresów przejściowych. Jednak po odpadnięciu z Ligi Mistrzów i utracie szans na obronę mistrzostwa Hiszpanii... zrezygnował z rozliczenia rozczarowującego trenera. Nastąpił zwrot akcji. Teraz znowu barceloński świat stanął na głowie.

Joan Laporta, prezydent Barcelony

Xavi Hernandez swego czasu zapowiadał, że po sezonie odejdzie, bo jest zmęczony presją, jaka ciąży na drużynie. Barca potrzebuje świeżości, pozytywnego impulsu, nowych idei, by wrócić na należne jej miejsce – tak to z grubsza wyglądało. Chaos w Barcelonie – takie hasło najlepiej pasuje do obecnej sytuacji. Co istotne, ten stan cały czas się pogłębia. Kibice Katalończyków widzieli już wszystko w tym sezonie.

Niefortunne słowa Xaviego

Prezes zapewniający, że zwolniłby trenera, gdyby ten nie miał statusu klubowej legendy, trener mający już dość i ogłaszający odejście po sezonie, ten sam szkoleniowiec w towarzystwie prezesa, w miłej atmosferze, obwieszczający, że zostaje na kolejny sezon, mimo że kibice stracili już do niego cierpliwość. To nie koniec tego serialu niskich lotów. Przed meczem z Almerią Joan Laporta miał się wściec na Xaviego za tę wypowiedź:

Uważam, że culé, barcelonista, kibic czy socio musi zrozumieć, że sytuacja jest bardzo trudna i skomplikowana, szczególnie na poziomie ekonomicznym, jeśli chodzi o rywalizację z największymi drużynami zarówno w Hiszpanii, jak i w Europie. Mamy sytuację finansową, która nie ma nic wspólnego z tą sprzed 25 lat. Wtedy przychodził trener i mówił, że chce tego, tego i tego. Teraz tak nie jest. Nie mamy teraz takich warunków jak inne kluby, które mają korzystną sytuację FFP i dużą lepszą sytuację finansową. Barcelonista musi to zrozumieć. Ja, jako trener, to rozumiem. Rozmawiałem o tym z prezydentem i z Deco, i do tego się dostosujemy. To nie znaczy, że nie chcemy walczyć o tytuły, ale taka w tym momencie jest sytuacja Barcy. Cule musi zrozumieć, że potrzebujemy stabilizacji, że potrzebujemy czasu, ale postaramy się dobrze wykonywać pracę, aby rywalizować – powiedział Xavi na konferencji prasowej przed meczem z Almeríą (tłumaczenie z fcbarca.com).

Kilka tygodni temu wydawało się, że Laporta przestał być stanowczy i nagle na powrót zaufał Xaviemu, bo po prostu… nie udało się przekonać żadnego poważnego trenera, by przejął tę drużynę. Dużo mówiło się o Hansim Flicku, ale być może Niemiec nie był skłonny, by podjąć takie wyzwanie. Widzi przecież, co dzieje się dookoła. Tymczasem Xavi dolał oliwy do ognia. Zastosował narrację podobną do tej Ronalda Koemana (słynne „es lo que hay”, czyli „jest jak jest”, a więc „jest niewesoło, toteż nie macie prawa wiele oczekiwać”).

Brakuje 150 milionów

Victor Malo z „Culemania” podał na początku maja, że klub nie może sobie poradzić z budżetem. Brak 150 milionów euro komplikuje sytuację. Barca nie dostała zapowiadanych 40 milionów euro od Libero za nabycie 10% praw do Barça Vision. Tymczasem termin minął 31. grudnia ubiegłego roku. 15 czerwca ta firma powinna wpłacić na konto Katalończyków kolejną transzę – 60 milionów. Jak widać, nie dość, że w klubie dominuje chaos, to jeszcze w Barcelonie nie mają szczęścia do partnerów, z którymi wchodzą w interesy.

Problem polega na tym, że mecze Barcelony na Stadionie Olimpijskim, na wzgórzu Montjuic, nie wzbudzają takiego zainteresowania i nie mają takiej magii jak spotkania na Camp Nou (do tego dochodzi o wiele mniejsza pojemność obiektu). Wymowne, że jedynie przychody z meczu z PSG wpłynęły w jakimś stopniu na podreperowanie budżetu z tego tytułu. Coraz mniej osób odwiedza klubowe muzeum, a Barca Licensing and Merchandising (zależna od klubu spółka handlowa, której udzielono licencji na używanie znaków towarowych, nazw handlowych i innych praw własności przemysłowej i intelektualnej) nie zapewnia sukcesów finansowych.

Exodus fachowców

Szkopuł w tym, że Joan Laporta otacza się znajomymi, osobami, którym zarzuca się brak kompetencji do pełnienia najważniejszych funkcji. Z klubem rozstali się Mateu Alemany, dyrektor sportowy. Zastąpił go niemający wysokiej renomy na rynku europejskim Deco, były piłkarz Barcy, ale czy genialny strateg? Pytanie retoryczne. Eduard Romeu, dyrektorka ds. korporacyjnych Maribel Melendez, Franc Carbo – to tylko część fachowców, których już w klubie nie ma.

Xavi przyczynił się do kłopotów finansowych

Odpadnięcie w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z PSG oznaczało dla Barcelony koniec marzeń o grze w nowej wersji klubowych mistrzostw świata. Nie chodzi tu o prestiż rozgrywek, tylko brak 50 mln euro, które należą się każdemu uczestnikowi za sam start w zawodach. Hiszpanię w tych rozgrywkach będą reprezentować drużyny z Madrytu: Real i Atletico.

Szczęściem w nieszczęściu Barcelony jest to, że w ostatnich kolejkach Primera Division potknął się jej lokalny rywal, czyli rewelacyjna Girona. Teraz Barca ma cztery punkty przewagi nad drużyną Michela na dwie kolejki przed zakończeniem obecnego sezonu LaLiga. Jest to o tyle ważne, że tytuł wicemistrza kraju gwarantuje start w Superpucharze Hiszpanii, który od kilku lat rozgrywany jest w Arabii Saudyjskiej. A za grę na Bliskim Wschodzie dostaje się oczywiście kolejne miliony…

Dodajmy, że w lutym po przeprowadzeniu kontroli ekonomicznej dotyczącej limitu wydatków na kadrę przez LaLiga okazało się, że limit płac w przypadku Barcelony wynosi 204,161 milionów euro. To aż o 65 milionów mniej niż we wrześniu 2023 roku. Gdy ujawniano te dane, w budżecie Barcy na wynagrodzenia przeznaczano ok. 500 milionów euro. Oznacza to, że limit został przekroczony o niemal 300 milionów. Na limit składają się wszystkie wydatki związane z działalnością klubu, czyli pensje piłkarzy, członków sztabu szkoleniowego, inwestycje w akademię, podatki. Co ciekawe, Barcelonę i Real Madryt dzieli przepaść. Tak to trzeba nazwać, skoro limit Królewskich sięga zawrotnych 727 mln euro.

Planowane środki zaradcze

W tych okolicznościach nie może nikogo zaskakiwać, że Barcelona zabiega o wcześniejszy przelew z tytułu nowego kontraktu z Nike. Chodzi o bonus za podpisanie umowy, który może sięgać 100 milionów euro. Katalończycy kombinują cały czas. Chcą też przyspieszyć generowanie przychodów z lóż VIP nowego Camp Nou. Dlatego sprzedaż ze zniżkami, miałaby ruszyć dwa lata przed oddaniem stadionu do ponownego użytku. Ten ruch, z całym szacunkiem dla Barcelony, wygląda jak desperacja.

Victor Malo podaje, że kolejnym sposobem na walkę z finansowymi trudnościami mogą być poszukiwania nowego inwestora, który wyraziłby zainteresowanie zakupem Barca Studios. Chodzi o to, by w tym sektorze także gromadzić coraz więcej pieniędzy, iść z duchem czasu i prezentować nowoczesny content.  Treści audiowizualne, seriale, dokumenty czy działania w ramach Barça Games… Ukłon w stronę młodszych kibiców mógłby też przyczynić się do wzrostu tej kwoty, która trafia do klubu.

„Wypychanie” Lewandowskiego?

Robert Lewandowski w tym sezonie, mówiąc delikatnie, nie jest w życiowej formie, ale fakt, że w katalońskich mediach już nikt nie traktuje go łaskawie czy ulgowo, a Xavi coraz częściej zmienia Polaka w trakcie meczów, jest symptomatyczny. Napastnik reprezentacji Polski odczuwa upływ czasu, a jego pensja… rośnie z sezonu na sezon. Poza tym Xavi, który nie potrafi znaleźć alternatywy dla Lewego na środku ataku, nie daje szans Vitorowi Roque. Młody Brazylijczyk gra zwykle jedynie ogony. Dlatego nie ma pewności siebie, a przecież przed transferem do Barcy nie grał nigdy w Europie, nie poznał futbolu na Starym Kontynencie.

https://www.youtube.com/watch?v=fcAoocW6b0E

Abstrahując od kwestii sportowych, formy Roque i sposobu traktowania tego napastnika przez Xaviego, ważne jest to, że Brazylijczyk kosztował klub 40 mln euro. W obecnej sytuacji jest to naprawdę spora kwota. Przecież Barcelona wciąż zastanawia się, czy warto zabiegać o to, by dwaj Portugalczycy: Joao Cancelo i Joao Felix dalej grali w tej drużynie. Klub rozważa w zasadzie głównie kolejne wypożyczenia, ale wciąż pojawiają się dylematy, bo budżet płacowy należy odciążyć…

Fani Barcelony pamiętają swoistą kampanię dyskredytującą Frenkiego de Jonga, który, podobnie jak Lewy, w strukturze płac drużyny, jest na samej górze. Swego czasu Holender był wręcz „wypychany” z klubu. Ostatecznie został, ale nie spełnia oczekiwań, nie daje niczego ekstra. Malo uważa, że Barca mogłaby rozważyć pożegnanie kogoś z grupy piłkarzy Jules Kounde, Andreas Christensen, Raphinha, Ferran Torres czy Inigo Martinez. Rzecz w tym, że Xavi zachowuje się tak, jakby był oderwany od rzeczywistości. Wydaje się, że nie chce, by nikt odchodził, zarazem marzy mu się, żeby młodszy z braci Williamsów – Nico, który czaruje w Athleticu Bilbao, trafił do Barcy. Sęk w tym, że Baskowie nie oddadzą ot tak utalentowanego młokosa. Żądają około 55 mln euro, tyle wynosi kwota odstępnego w przypadku skrzydłowego.

Xavi ma pole manewru na środku obrony, ale ponieważ Eric Garcia, który w Barcelonie bywał „elektryczny”, rozegrał świetny sezon w Gironie, to trener Barcy nie ukrywa, że chętnie zobaczyłby tego zawodnika z powrotem w swojej drużynie. I jak to można skomentować? Barca ledwo mieści się w limitach płacowych, ma problemy z rejestracją piłkarzy, liczy się każdy milion… Skoro Girona chętnie wykupiłaby tego obrońcę, który był do drużyny z Montilivi wypożyczony, to wydaje się oczywiste, że należy skorzystać z takiej okazji. W Barcelonie jednak nic oczywiste nie jest.

Udostępnij
Bartłomiej Najtkowski

Bartłomiej Najtkowski