W świecie skoków jest coraz więcej dziewczyn [WYWIAD]
Na początku panowie patrzyli przez palce na kobiety wystawiające skoczkom noty. Teraz okazuje się, że często robią to lepiej niż ich koledzy. Coraz więcej pań jest także w składzie jury konkursów Pucharu Świata, mówi Faustyna Malik.
Łukasz Majchrzyk, SportMarketing.pl: – Kobiece skoki rozwijają się od niedawna. Bycie sędzią skoków narciarskich to ciągle jest męskie zajęcie?
Faustyna Malik, kierownik zawodów Pucharu Świata: – Trzeba rozróżnić bycie sędzią w skokach od bycia delegatem lub kierownikiem zawodów. Sędzia orzekający, ten o którym mówi się najwięcej w skokach, daje noty. Może być też sędzia startu czy sędzia długościowy. Póki co w Polsce nie ma żadnej kobiety, która mogłaby sędziować zawody na poziomie międzynarodowym. Są za to panie dające noty z Francji, Finlandii, Norwegii, niedawno dołączyła Austriaczka.
Dobry sędzia musiał wcześniej skakać?
– To na pewno pomaga, jeśli jest to osoba, która sama skakała, albo miała blisko do czynienia ze skokami. Dzięki temu można lepiej ocenić próbę, odnieść ją do panujących warunków i do tego, na co pozwala konkretny obiekt. Pojawia się w środowisku sędziów coraz więcej dziewczyn, bo coraz więcej ich skacze na nartach.
Trzeba walczyć o swoje, bo panowie patrzą nieufnie na kobiety?
– Aż tak mocno bym nie powiedziała, chociaż na początku panowie raczej przez palce patrzyli, gdy kobiety były sędziami orzekającymi. Myśleli sobie, że skoro na zawodach wyższej rangi jest pięciu sędziów, a kobieta tylko jedna, to najwyżej, jeśli jej oceny będą odstawały od reszty, to zostaną odcięte jako te najwyższe lub najniższe. Teraz to się zmieniło i kobiety dają trafniejsze noty niż np. japońscy sędziowie.
Jak patrzy na to Międzynarodowa Federacja Narciarska? Stara się promować kobiety w środowisku sędziowskim?
– Trochę szerzej otworzyły się dla kobiet drzwi po zmianie przepisów. Nie mówię nawet o kobietach jako sędziach orzekających za styl, ale nawet w roli delegatów i ich asystentów, czyli członków jury. Przed mistrzostwami świata w Oberstdorfie w 2021 roku FIS wprowadził przepis, że na zawodach rangi MŚ i wyższych, ma być nominowany dodatkowy asystent delegata, który musi być kobietą i będą się wymieniali z mężczyzną w pełnieniu tej funkcji. To nie był początek, bo kobiety już wcześniej były asystentami delegata, więc śmialiśmy się, że FIS się spóźnił. Po prostu uchylili szerzej drzwi. Po tym, jak zasada została wprowadzona, to okazało się, że odpowiednio wykwalifikowanych pań trochę brakuje. Na szczęście w czasie MŚ lub Igrzysk Olimpijskich nie ma innych zawodów międzynarodowych, to można było sobie ze wszystkim poradzić.
Czemu FIS wprowadził tę zasadę?
– Tłumaczono to tym, że wzrosła liczba kobiecych konkurencji w skokach. Na początku był tylko konkurs indywidualny kobiet i nie było trzeba oddzielnego jury. Kiedy doszły zawody drużynowe, miksty, duża i normalna skocznia, to skoki zaczęły być traktowane jak oddzielna dyscyplina. Co ciekawe, zasada dotycząca kobiet w jury została wprowadzona w skokach, ale w biegach i kombinacji norweskiej tego nie ma.
Skąd u pani wziął się pomysł, żeby działać w środowisku skoków narciarskich?
– Nie wiem, czy to był pomysł, czy tak się po prostu poukładało, że znalazłam się w tym miejscu, w którym jestem. Generalnie zaczęło się od tego, że mój tata działał w roli delegata i kontrolera sprzętu na zawodach krajowych, więc od najmłodszych lat mu towarzyszyłam. Pierwsze moje zawody, w roli sekretarza, to był Zimowy Olimpijski Festiwal Młodzieży w Szczyrku, w 2009 roku. Przy tamtych zawodach organizatorzy bardzo potrzebowali kogoś, kto mówi po angielsku i interesuje się skokami, a ja spełniałam oba warunki. Potem to się potoczyło. Byłam potrzebna, żeby pomóc w lokalnych zawodach, w Szczyrku i Wiśle, a w kalendarzu pojawiało się coraz więcej zawodów międzynarodowych, to i osoby mówiące po angielsku były potrzebne. Tak to wyglądało na początku, a później zdobyłam uprawnienia FIS.
Podkreśla pani rozgraniczenie między rolą członka jury a sędziego orzekającego. Nie każdy zdaje sobie z tego sprawę.
– Śmieję się, że gdy w telewizji wywiązuje się dyskusja na temat belki, jej podnoszenia, obniżania, to często komentatorzy mówią, że to sędziowie ją ustawili, a robi to właśnie jury. Tak jest ze wszystkimi decyzjami podejmowanymi w trakcie zawodów – robi to jury. Teoretycznie dobrze by było, żeby delegat miał uprawnienia sędziego orzekającego i na odwrót, ale nie jest to wymagane. Mam uprawnienia delegata międzynarodowego, ale sędziego już tylko na zawody krajowe, więc za granicą nie mogę dawać not za styl. Do bycia delegatem niekoniecznie trzeba być „człowiekiem skoków”. Do bycia członkiem jury potrzebne są umiejętności organizacyjne, racjonalne myślenie, radzenie sobie ze stresem.
Mogłaby pani zostać kiedyś sędzią z uprawnieniami międzynarodowymi?
– Droga jest otwarta. FIS nie stawia warunku, że trzeba być wcześniej zawodnikiem, zanim się zostanie sędzią. Zdarzali się zawodnicy, którzy aplikowali do tej funkcji, ale się nie sprawdzili. Byli też tacy, którzy nigdy nie skakali, a są bardzo dobrzy.
Często zdarzają się mieszane składy jury?
– Kiedyś, gdy przed laty kobiety dopiero wchodziły do składów jury, to wywiązała się dyskusja o tym, jaki układ jest najlepszy. Często w składzie jest dwóch mężczyzn i kobieta. Ostatnie zawody Pucharu Świata w Wiśle i Szczyrku przeszły do historii, bo były dwie kobiety. Pracowałam tam ja, Estonka była asystentką delegata, a delegatem był Andy Bauer z Niemiec. Kobiety i mężczyźni mają odmienne cechy, różne zalety, ale gdy je ze sobą pomieszamy, to się świetnie uzupełniamy, zwracamy uwagę na odmienne rzeczy i często dogadujemy się lepiej niż takie jury gdzie są trzej panowie.