Niedźwiedź: kiedyś komentowanie było zarezerwowane dla mężczyzn [WYWIAD]
Iwona Niedźwiedź po zakończeniu kariery sportowej płynnie przeszła do dziennikarstwa. Wiedziała, że chce to robić, jeszcze grając w piłkę ręczną. Początki nie były łatwe, a do tego w Polsce trzeba też przełamywać stereotypy.
Łukasz Majchrzyk, SportMarketing.pl: Czy kobiety potrzebują więcej wyrzeczeń niż mężczyźni, żeby zrobić karierę w sporcie?
Iwona Niedźwiedź, komentator Polsatu Sport była reprezentantka Polski w piłce ręcznej: Zdecydowanie tak, przede wszystkim ze względu na to, że to kobieta rodzi dziecko. Mężczyzna może je wychować i nawet powinien się w to włączyć, ale biologia jest tutaj jednoznaczna. To kobieta narażona jest na roczny rozbrat z zawodem. W Polsce zmierzamy w kierunku, w którym coraz więcej odpowiedzialności za wychowanie spoczywa na ojcu, a nie tylko na matce ale do Skandynawii raczej jest nam jeszcze daleko. Tam bardzo często mężczyzna idzie na urlop „tacierzyński”, a nie jak to na ogół w Polsce bywa, bierze to na siebie kobieta. Rodzicielstwo jest zasadniczą różnicą, ale w pozostałych aspektach, żeby zrobić karierę w sporcie, kobiety i mężczyźni muszą się poświęcać tak samo.
A jeśli chodzi o początki? Kiedyś tak samo łatwo było znaleźć sekcję piłki ręcznej dziewczynek, jak i chłopców?
Trudne pytanie. Mało brakowało, żebym uprawiała lekką atletykę: bardzo dobrze biegałam, nie najgorzej skakałam w dal. Z tego, co pamiętam, to najgorzej szło mi w rzucie oszczepem. Tak się złożyło, że trafiłam do Szkoły Podstawowej Nr 18, w której była klasa o profilu piłka ręczna i piłka nożna. Tam mnie wyłowiono i tak zaczęła się moja przygoda ze szczypiorniakiem, dlatego ciężko mi dziś określić, jaka była dostępność zajęć sportowych dla dziewczyn. Nie odkryje ameryki mówiąc, że aktualnie w szkołach podstawowych królują piłka nożna i siatkówka. Walczymy o to, żeby znaleźć jakiś model na zróżnicowanie dyscyplin. Byłoby fajnie dla polskiego sportu, gdyby dziecko mogło spróbować wszystkiego i poczuć co mu sprawia największą frajdę.
Jakie są zalety piłki ręcznej?
Ze sportów halowych jest najbardziej dynamiczna, efektowna i zmienna. Podczas meczu mnóstwo rzeczy dzieje się na boisku. Niedawno mój znajomy z TVP Sport powiedział mi, że 70% komentatorów piłki nożnej na pytanie jaką dyscyplinę sportu mogłoby komentować oprócz futbolu odpowiedziało piłkę ręczną bo tam tyle się dzieje. Myślę, że mają rację.
Jak przekonać do jej uprawiania dziewczynki? Jeśli rodzic sam grał, to zaprowadzi córkę na treningi, ale jednak ten sport kojarzy się z brutalnymi zagraniami.
Kontakt u kobiet jest tak samo intensywny, choć pewnie z mniejszą siłą i na pewno przy udziale mniejszych mas niż u mężczyzn. Nie ma się co oszukiwać, piłka ręczna to najbardziej kontaktowy sport ze wszystkich gier zespołowych. Jak każdy profesjonalny sport niesie za sobą ryzyko kontuzji. Poza tymi standardowymi jak zerwane więzadła czy uszkodzone łąkotki może generować urazy takie jak złamany nos i podbite oko, ale jeśli ktoś złapie bakcyla danej dyscypliny, to nie zastanawia się nad kosztami, tylko idzie za pasją. Jeśli radość daje rzucanie piłką do bramki, to akceptujesz połamane paznokcie, poobijane kolana, siniaki.
Dla nastolatki to nie jest problem?
Wydaje mi się, że nie to stanowi problemu. Często rozmawiamy o tym z Krzyśkiem Ignaczakiem, Czarkiem Trybańskim i Marcinem Lijewskim podczas campów „Szyjemy sport na miarę”, gdy staramy się zarażać dzieci pasją do sportu. Dzisiejsze młode pokolenie bardzo różni się od naszego: ma inne bodźce, inne autorytety, inaczej spędza czas a co za tym idzie niezwykle trudno wyłapać nam tzw. łobuziaków z charakterkiem. Zachęcić dzieciaki do aktywności fizycznej jest dzisiaj niezwykle trudno, ale próbujemy. Charakter w sporcie jest aspektem nadrzędnym.
Są w tym przypadku różnice między chłopcami i dziewczynami?
Nie zauważam tego. Charakterna może być w równym stopniu dziewczynka, jak i chłopiec.
Wróćmy do piłkarek ręcznych. Wychodziłyście na mecz umalowane, jak radził siatkarkom śp. Andrzej Niemczyk, czy w pani sporcie to nie miało sensu, bo zaraz makijaż był starty?
Kiedyś rozmawiałam z Kasią Skowrońską. Powiedziała mi, że mecze kończyły się u nich bankietem z udziałem sponsorów i ludzi związanych z klubem. Zawodniczki miały obowiązek przyjść tam elegancko ubrane. Czy uznamy to za przedmiotowe traktowanie kobiet? Pozostawię to do oceny czytającym, bo nie chcę nikomu narzucać opinii. W Skandynawii obecność w VIP roomie po każdym meczu była obowiązkowa, ale w stroju sportowym, więc nigdy nie czułam, że ktoś wykorzystuje moją płeć w tym zakresie. Z kolei jeśli chodzi o make-up to jeśli mam być szczera w piłce ręcznej, która jest tak dynamiczną dyscypliną malowanie się może mieć skutek odwrotny do zamierzonego. Po 10 min. 80% wysiłku znajduje się na koszulce. Pamiętam też, że do 2020 roku nienawidziłam szpilek. Czułam się w nich niekomfortowo, niepewnie i nieatrakcyjnie, a ponad wszystko nie wiedziałam, jak w nich chodzić. Dopiero stanowisko specjalistki ds. komunikacji z mediami w Związku Piłki Ręcznej w Polsce sprawiło, że zaczęłam się z obcasami oswajać i dzisiaj już je lubię. W trakcie kariery miałam olbrzymi problem z ubraniem się na specjalne okazje. Nie podobały mi się moje umięśnione ramiona, nogi, nie podobała mi się atletyczna sylwetka, bo od zawsze kobieta kojarzyła mi się z delikatnością i subtelnością. Piłka ręczna jest dyscypliną kontaktową, więc mięśnie są potrzebne i chociaż piłkę ręczną kocham, i chciałam grać jak najdłużej, to równie szczęśliwa byłam w dniu, w którym wiedziałam, że już nie muszę iść na trening, żeby dźwigać sztangę. Mogę powiedzieć, że dziś z satysfakcją spoglądam w lustro.
Koleżanki podzielały niechęć do sztangi?
To jest bardzo indywidualna kwestia. Są zawodniczki, które kochają trening siłowy, i odnoszę wrażenie, że dzisiaj jest ich coraz więcej. Wynika to z większej świadomości treningu siłowo-motorycznego. Natomiast dostrzegam także mnóstwo kobiet, które nie uprawiają na co dzień profesjonalnego sportu ale uprawiają crossfit, triathlon, biegają jakieś „runmageddony” i nierzadko idą za tym naprawdę spore ciężary. Nie jest to mój ideał kobiety. Mogę tylko powiedzieć, że z utęsknieniem czekałam na moment kiedy bycie „silną” nie będzie mi już do niczego potrzebne.
Wielu sportowców wykonuje ruch „w drugą stronę” i zaokrągla swoją sylwetkę po zakończeniu kariery.
Mam to szczęście, że skończyłam uprawiać sport w 2017 roku i ten trend mnie nie dopadł. Nie przykładam szczególnej wagi do diety, nie katuję się treningami i mam bardzo zdrowe podejście do życia. Jem to co chcę, kiedy chcę i nie narzekam. Polecam takie podejście.
Plany na życie po karierze szybko się u pani zarysowały? Zawsze pani była otwarta, lubiła rozmawiać z dziennikarzami, więc to był naturalny kierunek?
Z tym wiąże się bardzo fajna historia, którą często opowiadam na campach Szyjemy Sport na Miarę. Dość późno, bo w wieku 33 lat, zadebiutowałam na mistrzostwach świata. Mogło się to wydarzyć w 2007 roku, ale na około dziesięć dni przed turniejem zwichnęłam prawy kciuk i musiałam poddać się operacji. Wtedy, zaistniałą sytuację uważałam za niesprawiedliwą i z pewnością traktowałam jak swój osobisty dramat bo w tamtym momencie byłam tzw. pewniakiem na Mistrzostwa Europy w kadrze Zenona Łakomego. Kilka dni po zabiegu dostałam telefon z Polsat Sport z pytaniem, czy nie zechciałabym komentować, albo występować w trakcie mistrzostw jako ekspert. Zgodziłam się i bardzo szybko przekonałam, że lubię to robić. Chociaż jeszcze przez kolejnych 10 lat grałam, to już wtedy pojawiła się myśl, co chcę robić po zakończeniu przygody ze sportem. Zmieniłam podejście do dziennikarzy. Nigdy nie odmawiałam wywiadu, nigdy się nie obrażałam bo gdzieś z tyłu głowy była myśl, że kiedyś stanę po tej drugiej stronie. Ale nie tylko to. Starałam sobie organizować czas tak, żeby przyjechać na bezpłatny staż, pouczyć się zawodu, albo skomentować mecz w trakcie wolnego weekendu. W 2017 roku, w okresie urlopu wakacyjnego byłam na bezpłatnym stażu w Canal+ kiedy otrzymałam informację, że klub w którym wówczas grałam wypowiedział mi przedwcześnie umowę. Padło pytanie: chcesz zostać? Odpowiedź była jednoznaczna i była początkiem zupełnie innej przygody ze sportem. Kto wie czy dzisiaj byłabym komentatorką sportową gdybym w 2007 pojechała na te mistrzostwa. W życiu nie ma przypadków.
To ciekawe, że reprezentantka Polski chciała iść na bezpłatne staże. Takie osoby są często wręcz poszukiwane przez telewizje.
Jak już coś robię lubię ocierać się o perfekcję. Rok 2017 był dla mnie sportowo trudny. Nie zdążyłam na czas uporać się z urazem dłoni i nie pojechałam na ME. Z racji wieku to miał być mój ostatni turniej z orzełkiem na piersi. Na dobre wypadłam z kadry. Po raz pierwszy od kilkunastu lat po zakończonym sezonie nie jechałam na trzytygodniowe zgrupowanie. Po raz pierwszy od kilkunastu lat wakacje trwały dłużej niż 10 dni. Trzeba było jakoś zagospodarować wolny czas. Większość moich przyjaciół pracowała, ta sportowa część była na zgrupowaniu kadry więc zadzwoniłam do znajomego dziennikarza i zapytałam, czy jak przyjadę do Warszawy na 2-3 tygodnie, to czy mogę przychodzić do redakcji Canal+. Z perspektywy czasu uważam, że to był świetny pomysł. Dostałam możliwość nauki zawodu dziennikarza w stacji, w której o sporcie mówi się na dużym luzie. Swoja przygodę z komentowaniem zaczęłam od Polsatu, ale zdecydowanie najwięcej nauczyłam się w Canal+ i tej stacji zawdzięczam najwięcej. Historia poniekąd zatoczyła koło, bo dziś ponownie współpracuję z Polsatem. W ciągu sześciu lat byłam ekspertem każdej sportowej stacji, która nabyła prawa do piłki ręcznej poza Viaplay. Nie mam w związku z tym wielu fanów.
Dlaczego?
Nie wiem. Ale wiem, że nigdy nie poszłam do żadnej telewizji prosić się o posadę. Nigdy nie wykonałam pierwsza żadnego telefonu do stacji, która w danym momencie nabyła prawa. To daje mi dużą satysfakcję i pewność, że jestem niezła w tym, co robię.
Jak się odbiera w Polsce kobiety komentujące sport mężczyzn?
Nie najlepiej. Ten zawód do niedawna był zarezerwowany tylko dla mężczyzn. Na szczęście to się zmienia. Coraz częściej możemy usłyszeć kobiety za mikrofonem. Bardzo lubię Asię Tokarską, która komentuje piłkę nożną kobiet. Ma fantastyczny głos. Kapitalna jest Joanna Sakowicz-Kostecka. W Polsacie Sport jest Milena Sadurek, która od kilkunastu miesięcy jest tzw. jedynką przy siatkówce. W Eurosporcie, z którym współpracuję już trzeci rok, od co najmniej dwóch lat obowiązuje polityka parytetu w tym zawodzie, więc fajnie to się zmienia. Nie widzę powodu, dla którego zawód komentatora sportowego miałby być zarezerwowany tylko dla mężczyzn. Od września w Polsat Sport mam przyjemność komentować rozgrywki ORLEN Superligi Kobiet w duecie z moją przyjaciółka z reprezentacji i odbieram to jako przełom w tym zawodzie. Aktualnie trwa przerwa w lidze na mistrzostwa świata, ale po ostatnim meczu ligowym do naszego stanowiska komentatorskiego podeszło trzech mężczyzn z produkcji i mówią: „Dziewczyny musimy Wam to powiedzieć. Normalnie jak siedzimy na wozie, to nie oglądamy tych meczów, ale Was się tak fajnie słucha”. To było strasznie miłe.
Jeśli to mężczyzna komentuje zawody pań, to w Polsce nikt nie ma z tym problemu?
Jeśli mężczyzna może komentować sport kobiet, to dlaczego kobieta nie może komentować rywalizacji mężczyzn? Czym różni się ta sama dyscyplina sportu w wykonaniu kobiet i mężczyzn? W mojej opinii niczym i przyznaję, że mam problem ze zrozumieniem takiego toku rozumowania. Trzy lata temu podczas ME mężczyzn w studiu finałowym ekspertkami były dwie reprezentantki Szwecji. Studio prowadził mężczyzna. Proszę sobie wyobrazić taką sytuację w jakiejkolwiek stacji w Polsce kilka lat temu np. podczas mundialu? Naprawdę z wielką radością obserwuję zmieniające się trendy w różnych stacjach. Nigdy nie miał z tym problemu Canal+, który w mojej dyscyplinie jako pierwszy odważył obsadzić się w roli eksperta męskiego handballu kobietę. W Eurosporcie dostałam możliwość bycia jedynką podczas IO w Tokio, a teraz cieszę się, że dyrektor Polsatu Sport Marian Kmita powierzył mi funkcję prowadzącej komentarz i dołożył mi partnerkę. Jestem pewna, że każda z nas, która odważyła się złamać stereotyp mężczyzny komentatora nie miała łatwo. Ale sport to taka dziedzina życia, która cudownie uczy odporności na krytykę więc z tego miejsca pozdrawiam wszystkich internetowych cwaniaczków. Szczególnie tych anonimowych.
Pionierzy nie mają łatwo?
Mogłabym się teraz zacząć użalać nad sobą. Cytować obrzydliwe komentarze na swój temat, ale co z tego wyniknie? Był czas, kiedy wdawałam się w potyczki słowne z ludźmi w sieci bo nie ma we mnie zgody na chamstwo. Dzisiaj robię to wybitnie rzadko. Oczywiście skłamałabym mówiąc, że „pchając” się w ten obszar nie zebrałam frycowego. W pierwszych trzech latach notorycznie dostawałam średnio przyjemne wiadomości. Nie rzadko ich treść była absurdalna. Dzisiaj jest ich zdecydowanie mniej. Kiedyś te opinie odbierały mi pewność siebie, dzisiaj ją budują bo wiem, że gros tej krytyki wynika z płci. Potrzebny jest czas, w którym widz zaakceptuje ten fakt. W Europie jest to naturalne i nikogo nie szokuje tak jak w Polsce.
Pracowała też pani w internetowym Kanale Sportowym. Inaczej tam się pracowało niż w telewizji?
Zdecydowanie! W pracy komentatora możesz czytać co ludzie o tobie piszą, ale nie musisz. Masz wybór. W Hejt Parku, który prowadziłam, obowiązywała mocna interakcja z internautą. Nie było wyjścia. Konwencja programu wymusza na prowadzącym śledzenie czatu, na którym panuje istne prawo dżungli. No i jest takie zabawne powiedzenie – co się zobaczy już się nie od zobaczy. Bodajże po dwóch miesiącach zorientowałam się, że te wszystkie opinie, które miałam wątpliwą przyjemność czytać na swój temat podczas programu zaczynają hamować moją naturalność i tym samym mój sposób prowadzenia rozmowy z gościem. Albo jesteś sobą, albo masz poczucie, że opinia ludzi, którzy Cię krytykują zaczyna mieć nad Tobą władzę. Miałam wrażenie, że przegrałam te walkę, ale co ważniejsze zorientowałam się, że każdy kolejny program raczej mnie męczy niż sprawia mi frajdę. Od 18. roku życia praca kojarzy mi się z czymś przyjemnym. I chciałam, żeby tak zostało. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Niczego nie żałuję, ale najlepiej będę wspominać magazyn Super Zręczni, który mimo że nie notował jakichś wybitnych wyświetleń, to był formatem, w którym czułam się najlepiej. Mimo że minął rok od mojego zniknięcia z Kanału Sportowego zdarza się, że do dzisiaj dostaję pytania czy jeszcze wrócę. To na pewno jest miłe. Nauczyłam się unikać słowa „nigdy”. Jestem ambitna i mam swoje marzenia, ale na razie nie będę o nich mówić głośno, bo one lubią ciszę.