27.11.2023 17:54

Otylia Jędrzejczak: teraz mam cele, sukces odniosę później [WYWIAD]

Otylia Jędrzejczak jest jedną z najlepszych sportsmenek w historii Polski. Na pływalni biła rekordy i zdobywała medale, teraz dba o rozwój  pływania jako prezes Polskiego Związku Pływackiego. Prowadzi też fundację, która prowadzi m.in. zajęcia w szkołach. Jest szczęśliwą mamą, a od niedawna zasiada we władzach europejskiej i światowej federacji pływackiej. Odnosi sukces na każdym polu, ale ona patrzy na to inaczej. Materiał w ramach cyklu Kobiety/Sport/Biznes jest tworzony we współpracy z ORLEN.

Otylia Jędrzejczak: teraz mam cele, sukces odniosę później [WYWIAD]

Łukasz Majchrzyk, SportMarketing.pl: Medale i rekordy na pływalni, teraz prowadzi pani fundację, jest pani prezesem Polskiego Związku Pływackiego i zasiada we władzach europejskiej (LEN) oraz światowej federacji FINA. Jest pani kobietą sukcesu?

Otylia Jędrzejczak: – Zawsze mówię, że sukces ogłoszę, jak już będę siedziała na bujanym fotelu i nic nie będę musiała robić, otoczona gromadką wnuków. To będzie dopiero sukces, a wszystko, co jest po drodze, to są cele, które sobie wyznaczam,  a potem je realizuję. Patrząc z boku, można powiedzieć, że jestem człowiekiem sukcesu. Sportowo spełniłam wszystkie marzenia, zostałam mistrzynią olimpijską, świata i Europy, biłam rekordy świata. Po zakończeniu kariery dalej się realizuję. Uważam się za osobę, która osiąga cele, wyciąga wnioski z porażek i analizuje przyczyny sukcesem. To jest kluczowe.

Czyli największym marzeniem jest dla pani szczęśliwa rodzina i spokojna emerytura?

– To jest cel, ale dopiero jak już będę blisko siedemdziesiątki, bo wcześniej nie zamierzam odpoczywać. Wtedy chciałabym mieć zabezpieczenie finansowe, swoją przestrzeń, dom, czas na spokojne czytanie książek. Późno zostałam mamą, może moje dzieci też późno zostaną rodzicami, więc perspektywa bycia babcią się mocno odwleka (śmiech).

Dla pani to normalne, bo to pani życie, jednak ktoś, patrząc z boku, pokiwa głową z uznaniem.

– Nie powiem, że to nie jest pewnego rodzaju sukces, bo wiem, że wiele osiągnęłam. Każdy musi to jednak określić dla samego siebie, co będzie sukcesem. W życiu zawodowym jestem tam, gdzie chciałam być. W prywatnym też, bo mam zdrowe dzieci, którym pomagam się rozwijać, jednak każdy na sukces patrzy inaczej. Dla jednego to będą miliony na koncie, dla drugiego zdrowie, bo wiele przeżył, albo miliony już ma, a tego drugiego mu brakuje. Ja nie odnoszę samych sukcesów, bo wiem, że nie wychodzi mi pielęgnowanie znajomości. W natłoku spraw jest to dla mnie trudne i potrafię to bardzo zaniedbać.

Na tym drugim bujanym fotelu też powinien siedzieć ktoś, kto nas rozumie?

– Na drugim fotelu, albo jeszcze lepiej na dziesięciu. Na końcu będziemy potrzebować kogoś, do kogo można by się uśmiechnąć, poplotkować to jest ważne. Chyba mam inną miarę sukcesu niż większość ludzi. Według mnie liczy się efekt końcowy, czyli ocenię to pod koniec życia. Może tego nauczył mnie sport, bo jak zdobyłam medal, to na kolejny znów musiałam pracować. Sukces nie daje prawa do zatrzymania się, ale trzeba jeszcze mocniej się rozwijać, bo oczekują tego ludzie i samemu się od siebie wymaga. Byli ludzie, którzy wiele mnie po drodze nauczyli, więc teraz mam obowiązek pokazywać innym, że w życiu są wzloty i upadki.

Dlatego pani fundacja realizuje m.in. program „Mistrzynie w szkołach”?

– Jako dziecko, nastolatka nie miałam okazji spotkać mistrza sportu, kogoś, kto dążył do celu i osiągnął go. Dopiero później, po swoich pierwszych igrzyskach olimpijskich spotkałam wielkie gwiazdy z Polski i zagranicy. Sport jest taką dziedziną życia, która koncentruje się na ważnych sprawach: zdrowiu, konsekwencji w działaniu, szacunku do własnego ciała i do innych osób. Dlatego spotkania mają szczególne znaczenie dla dziewczynek, choć przychodzą też chłopcy. W warsztatach biorą udział rodzice zagubieni w prowadzeniu własnych dzieci. Mogą posłuchać wykładów z panią psycholog. Potem często dziękują za takie spotkania, bo dowiedzieli się wielu rzeczy, spojrzeli na pewne problemy inaczej.

Autorytety jeszcze działają? Dzisiaj świat opisują dzieciom influencerzy.

– W social mediach wszystko możemy sprawdzić. Scrollujemy, przeglądamy, ale nie zagłębiamy się w sens. Trzeba pokazać dzieciom, że bycie influencerem to zajęcie na chwilę, a realny świat różni się od tego z social mediów, a z ludźmi trzeba budować prawdziwe relacje, a nie takie chwilowe jak w sieci. Trzeba im przypominać, że zanim coś powie się coś niemiłego, to trzeba się zastanowić, czy samemu by się to zniosło. Hejt wśród dzieci jest problemem.

Co sportowcy mogą przekazać młodzieży?

– Choćby to, że musisz być konsekwentny, mieć w życiu cel. Młodym ludziom wydaje się, że wszystko przyjdzie łatwo i teraz szybko rezygnują z pracy, przy pierwszych przeszkodach. Sport pokazuje, że konsekwencja jest potrzebna. Wydaje mi się, że potrzebna jest kampania pokazująca nie tylko sportowców z samego szczytu takich jak Robert Lewandowski czy Iga Świątek, którzy zarabiają niewyobrażalne pieniądze i ich przykład działa na wiele dzieci. Warto pokazać wielkich sportowców, o których jest cicho. Karolina Naja, ma cztery medale olimpijskie, jest mamą, a szykuje się do startu w swoich piątych IO. Może nie ma milionów na koncie, ale ma motywację do działania.

Wyobraźnię porywają jednak gwiazdy medialne.

– Za naszego życia może zdarzy się jeszcze jeden „Robert Lewandowski” czy druga „Iga Świątek”. Nie każdy też, kto pływa, będzie Otylią Jędrzejczak, ale dzieci muszą chcieć coś robić, a rodzice muszą umieć z nimi pracować. Rodzice nie mogą przekładać na dzieci swoich ambicji. Sport powinien być przyjemnością, uczyć szacunku, konsekwencji w działaniu. To się przydaje w późniejszym życiu, w pracy.

Dzisiaj dziewczynki garną się do sportu?

– Przed spotkaniami z cyklu „Mistrzynie w szkołach” słyszę, że dziewczynki nie będą ćwiczyły, a potem widzimy duże zainteresowanie. W każdym mieście jest około 500, które ćwiczą i to nie zawsze są dziewczyny wysportowane, niektóre nie chodzą nawet na w-f. Widzę, że niektórym się mniej chce, ale nauczyciele też się za łatwo poddają. Wyciągam je na salę, żeby nie rezygnowały z ruchu, tylko dlatego, że się lekko zmęczyły. Dziewczynki zadają dużo pytań o wsparcie rodziców. Mówiły, że trenują, a w domu słyszą: nie będzie z tego nic, zajmij się nauką. Przeraża mnie, że dalej istnieje stereotyp sportowca – nieuka. Spójrzmy, że większość mistrzów doskonale sobie radzi w życiu. Tomasz Majewski jest po politologii i jest prezesem PZLA, Justyna Kowalczyk zrobiła doktorat. Ja długo szukałam swojej drogi, skończyłam studia na różnych kierunkach, ale robię to, co lubię i zarządzam Polskim Związkiem Pływackim. Nie każdy musi być sportowcem, ale warto, żeby miał styczność z regularną aktywnością fizyczną. Nauczy się konsekwencji w działaniu, planowania czasu, tego, że musi odrobić lekcje przed treningiem. To się przyda na matematyce, politechnice, prawie, informatyce, wszędzie.

Została pani wybrana do władz europejskiej i światowej federacji, ale to chyba nadal głównie męski świat?

– W zarządzaniu sportem w dalszym ciągu przeważają mężczyźni. Słyszę, że kobiety tego nie chcą, nie mają na to czasu, a one raczej nie wierzą w to, że mogą. Dla mnie to też jest duże wyzwanie i bez wsparcia narzeczonego, dziadków, wielu rzeczy bym nie przeskoczyła. Mam ten komfort, że jak coś powiem i dyskutuję, to jestem słuchana, ale też często muszę przebijać drzwi, a jeśli one nie puszczają, to wejdę oknem. Tego nauczył mnie sport. Myślimy nad tym, żeby w PZP zrobić szkolenie trenerskie specjalnie dla kobiet. Tylko, żeby ktoś nie pomyślał, że panów dyskryminujemy (śmiech). Robimy też „Śniadania mistrzyń”, na które zapraszamy też mężczyzn, łączymy tam pokolenia. Pojawiają się licealiści i studenci uniwersytetów trzeciego wieku. Rozmawiamy choćby o nowoczesnych technologiach, których starsi też potrzebują, a dla młodszych mogą być one zagrożeniem. Za dużo niebieskiego światła powoduje otępienie, stany depresyjne. Z tego też jestem dumna, że w fundacji zajmujemy się nie tylko sportem, ale też tematami społecznymi.

Ciężkie treningi pływackie nauczyły też panią radzenia sobie ze zmęczeniem? To pomaga w prowadzeniu równolegle wielu projektów?

– Często rodzice się martwią i pytają, czy moje dziecko nie będzie zmęczone? Można w odpowiedzi zapytać: czy pan albo pani nie byli dziś zmęczeni? Nie możemy tego uniknąć, pytanie tylko, czy zmęczy nas sport, nauka, czy życiowe problemy. Mało jest w życiu dni, kiedy pojawia się stuprocentowa rozkosz i nie czuję się zmęczona. Żyję ze zmęczeniem, tylko pytanie, co to dla nas oznacza. Jednego wyczerpie zabawa z dzieckiem, a dla drugiego to będzie forma odpoczynku od pracy.

Kariera dobrze panią przygotowała do roli prezesa?

– Cały czas się uczę. Bycie prezesem Polskiego Związku Pływackiego nauczyło mnie, że nigdy wszystkich nie zadowolę i z tą myślą jest mi lżej. Podejmuję decyzje w najlepszej wierze, a potem się okaże, jakie przyniosła efekty

Udostępnij
Łukasz Majchrzyk

Łukasz Majchrzyk