Uchybienia w procedurach dotacyjnych
Tak jak zapowiadałem w poprzednim wpisie, wracam do tematu konkursów o udzielenie dotacji na działalność sportową.
Kolejne postępowanie w ostatnim czasie, w którym przychodzi mi reprezentować klub uczestniczący w konkursie o udzielenie dotacji, pozwala mi sformułować tezę, że niektórym konkursom niestety sporo brakuje, żeby można było uznać, że są one przeprowadzane w rzetelny i transparentny sposób. Moje wątpliwości wywoływały m.in.:
- ograniczona jawność procedury,
- brak stosowania punktacji przez komisję konkursową (mimo, że przewidywało to stosowne zarządzenie),
- bardzo swobodne odnoszenie się do kryteriów konkursowych i nie stosowanie się do „wag” poszczególnych kryteriów,
- wykluczenie z konkursu klubu działającego w formie spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, o charakterze non-profit, zapisanym w umowie spółki (co ostatecznie urząd uznał za błąd),
- kwestia bezstronności członków komisji konkursowych (związki z uczestnikami konkursów),
- zamykanie konkursów mimo nie wyjaśnienia wątpliwości zgłaszanych pisemnie przez uczestników.
Zdaję sobie sprawę, że potrzeb będzie zawsze więcej niż środków publicznych przeznaczonych do rozdysponowania. Zdaję sobie również sprawę, że kluby prowadzą różnorakie formy lobbowania za swoimi ofertami (co jest naturalne i – o ile odbywa się w granicach prawa – jest całkowicie dopuszczalne). Tym niemniej urzędnicy miejscy zaangażowani w procedury konkursowe (i nie tylko urzędnicy, bo członkami komisji bywają też przecież radni oraz przedstawiciele sektora organizacji pozarządowych) muszą doskonale zdawać sobie sprawę, że przeprowadzając konkurs, poruszają się w granicach wytyczonych prawem (rangi krajowej oraz aktami prawa miejscowego).