18.04.2014 13:08

Finansowanie transferów przez osoby trzecie

Transfery to bardzo ważna składowa futbolu. Michał Gniatkowski wyjaśnia zasady „third party ownership”.

Finansowanie transferów przez osoby trzecie

Zjawisko jest już dość dobrze znane, choć nie doczekało się na razie dobrze rozpoznawanej, krótkiej nazwy. Mówi się o finansowaniu transferów przez prywatnych inwestorów lub o „third party ownership” (TPO) czyli o prawach do zysków z przyszłych transferów zawodnika (w zamian za sfinansowanie transferu).
O co chodzi? Często jest tak, że klub chce przeprowadzić transfer zawodnika, jednak brakuje mu na ten transfer środków. Wtedy pojawia się pomysł, aby pieniądze na transfer wyłożył (w całości lub w części) podmiot trzeci, którym może być: sponsor klubu, inna zamożna osoba powiązana z władzami klubu lub podmiot wyspecjalizowany w inwestowaniu w różnego rodzaju aktywa (fundusz inwestycyjny). Jeśli dojdzie do porozumienia, to transfer jest przeprowadzany (zawodnik trafia do klubu), a ów inwestor nabywa prawa do zysku z przyszłych transferów zawodnika.
Sytuacja, gdy to klub nie posiada środków na transfer wymarzonego zawodnika jest typowa i to z kilku względów: rzadko kiedy zwykła działalność sportowa wraz z pozostałymi przychodami z prowadzenia klubu (prawa telewizyjne, kontrakty sponsorskie i reklamowe, sprzedaż biletów, merchandising) pozwala klubom odłożyć większe środki na przeprowadzanie transferów. Poza tym, coraz bardziej restrykcyjne są przepisy licencyjne federacji krajowych, a UEFA wprowadziła system „finansowego fair play”, zakazujący nadmiernego zadłużania się przez kluby. Wreszcie – naturalne w sporcie jest dążenia do osiągnięcia jak najlepszego wyniku, a do tego często niezbędne są transfery. Stąd pojawiają się nowe pomysły na finansowanie piłkarskiego „wyścigu zbrojeń”.
Zjawisko TPO występowało w praktyce niemalże od kiedy tylko istnieją transfery, ale w formie „zinstytucjonalizowanej” występuje od około 10-15 lat, gdy to w rolę inwestorów wcieliły się fundusze inwestycyjne, które podjęły współpracę z klubami z Portugalii. Do dziś to właśnie czołowe kluby portugalskie są liderami jeśli chodzi o wykorzystanie TPO do dokonywania transferów, co tłumaczyć można z jednej strony tym, że czołowe kluby portugalskie są znacznie mniej zamożne niż potentaci np. z Anglii czy Niemiec, a z drugiej strony – Portugalia słynie z doskonałego szkolenia młodych zawodników, którzy już odpowiednio ukształtowani odchodzą do najsilniejszych lig Europy za bardzo wysokie kwoty odstępnego. Fundusz finansujący pozyskanie przez FC Porto, Benficę Lizbona czy Sporting Lizbona utalentowanego, młodego zawodnika z małego klubu portugalskiego, liczy więc, że w perspektywie kilku lat realny będzie jego transfer np. do Anglii za sumę np. pięćdziesięciokrotnie wyższą.
Jak na TPO zapatrują się władze piłkarskich federacji? Mechanizm ten jest co najwyżej tolerowany i to tylko przy założeniu, że inwestor zachowuje – w odniesieniu do kariery zawodnika – rolę pasywną, tzn. nie wywiera wpływu na decyzje co do przyszłych transferów zawodnika (decyzyjność co do pozostania w klubie lub opuszczenia go należy do samego klubu i samego zawodnika). Taki też punkt widzenia przyjmuje też Polski Związek Piłki Nożnej. Z ust szefa UEFA Michela Platiniego pojawiają się jednak głosy, że mechanizm TPO jest „nieludzki” i powinien być ukrócony. Najbardziej restrykcyjne jest stanowisko federacji angielskiej (FA), która zdecydowanie nie dopuszcza TPO (znany jest przypadek ukarania klubu West Ham United karą w wysokości ponad 5.000.000 funtów za pozyskanie Carlosa Teveza przy wykorzystaniu TPO).  Takie podejście szefostwa FA do TPO można tłumaczyć z jednej strony stosunkowo pryncypialnym przestrzeganiem reguł „finansowego fair play” przez kluby angielskie (na tle np. klubów hiszpańskich), a z drugiej strony faktem, że kluby angielskie (w każdym razie te największe) zazwyczaj jednak kupują już ukształtowanych zawodników, a nie zarabiają na sprzedaży młodych zawodników, wcześniej pozyskanych za znacznie niższe kwoty.
W mojej ocenie w głosach przeciwko TPO trudno nie zauważyć hipokryzji. Zawodowy futbol od dawna jest biznesem, a TPO jest tak samo dobrym sposobem na pozyskanie finansowania jak kontrakt sponsorski czy kredyt komercyjny (od kredytu jest nawet lepszy, bo przyszłe zobowiązanie klubu ma charakter jedynie potencjalny i wyrażone jest jako procent od korzyści samego klubu, przez co realnie TPO nie oznacza zadłużania klubu). Uważam, że zamiast walczyć z TPO należałoby się raczej zastanowić nad tym jak faktycznie zapewnić żeby ewentualne rozdrobnienie praw do zysków z transferów danych zawodników nie było przeszkodą w toku kariery zawodnika.

Patrząc z perspektywy polskiej, gdzie sport jest niedofinansowany, a finansowanie piłki nożnej pozostawia wiele do życzenia (co do poziomu finansowania, ale i efektywności wykorzystania środków), walka z TPO oznaczałaby odcinanie klubom kolejnego potencjalnego źródła przychodów. Uważam, że lepiej jest żeby kluby korzystały z finansowania przez firmy hazardowe (które bardzo powoli wracają do sponsorowania sportu po kilku latach nieobecności z powodu nagłej i nieuzasadnionej zmiany przepisów w 2009 r.) czy przez inwestorów w formule TPO niż liczyły na „pomoc” spółek z udziałem Skarbu Państwa czy wielomilionowe pożyczki z budżetów miast.

Michał Gniatkowski – radca prawny, wspólnik Kancelarii Radców Prawnych „Weremczuk, Bobeł & Wspólnicy”. W teorii i praktyce zajmuje się prawnymi aspektami sportu. Jeden z autorów komentarza do „Ustawy o sporcie”, wydanego w 2011 r. nakładem Wydawnictwa „PRESSCOM” i redaktor tej publikacji.

Udostępnij
Bartosz Burzyński

Bartosz Burzyński