„Lepiej wrzucić jedno zdjęcie Neymara z językiem na wierzchu, niż pięć z akcji” [WYWIAD]
Od wielu lat to jeden z najbardziej rozpoznawalnych fotografów sportowych w branży. Piotr Kucza, znany jako FotoPyK, jest obecny na wszystkich najważniejszych imprezach piłkarskich, więc nie mogło go zabraknąć także w Katarze. W rozmowie ze SportMarketing podzielił się swoimi wrażeniami z bardzo intensywnego turnieju dla niego.
Czy mundial w Katarze był szczególny pod kątem pracy ze względu na otoczkę, która była wcześniej przed turniejem?
Nie miało to żadnego przełożenia na turniej. Czy to na piłkarzy, czy kibiców, dziennikarzy oraz media. Większość tych tematów była podgrzewana głównie przez osoby, które tam nie pojechały. Ja z kolei udałem się tam do pracy, bo była tam reprezentacja Polski.
Turniej był wyjątkowy ze względu na intensywność pracy. Nie było jeszcze tak wielkiego turnieju, na tak małej przestrzeni. Dziennikarz czy fotoreporter, który pojechał z chęcią pracy miał co robić. Można było bez problemu zaliczyć dwa mecze dziennie, a byli tacy, którzy starali się oglądać więcej. To jednak była gonitwa ze stadionu na stadion. Wychodzenie wcześniej z jednego meczu i wchodzenie po rozpoczęciu kolejnego, bardziej pod nabijanie statystyk. Natomiast dwa dziennie można było zrobić legalnie. Ja trzykrotnie byłem na dwóch meczach jednego dnia. Nie powiem to dość obciążające i męczące. Mecze, przemieszczanie się, tego było dużo. Jeżeli ktoś chciał dużo pracować i dużo zrobić, to było niezwykle intensywnie.
Na poprzednich mundialach odległości między stadionami były ogromne. W Katarze, wszystko działo się w promieniu kilkudziesięciu kilometrów.
Najdalej położone od siebie stadiony miały 50 kilometrów różnicy. Katarczycy mocno się postarali organizacyjnie. Komunikacja była na wysokim poziomie. Kuba Białek pisał, że Katar był „państwem autobusów”. Dzięki temu kibice i media mieli transport z każdego punktu, gdzie tylko chcieli. Można było się poruszać z centrum na stadiony, z osiedli, z centrum prasowego, a także jeździć pomiędzy stadionami. Gdy wychodziło się ze stadionu, miało się shuttle busa na kolejne dwa stadiony.
Ja raz spóźniłem na takie połączenie. One mają ograniczenia pod kątem czasowym w oczekiwaniu na kibiców czy media. Po meczu Korea Południowa – Portugalia czekałem na reakcje Koreańczyków, gdyż oni wyczekiwali wyniku z drugiego spotkania. Chciałem złapać ich radość po awansie i spóźniłem się na busa. Musiałem pojechać do centrum dla mediów, później metrem z przesiadką, a i tak zdążyłem na kolejne spotkanie.
Z Pana relacji i wielu innych osób wynika, że osoby pracujące przy mundialu były mocno rozpieszczone przez gospodarzy. Wszystko było podstawione pod nos
Czasami aż do przesady. Były sytuacje, gdy szedłem sobie w samotności, by odpocząć. Wolontariusze pokazywali mi, żebym szedł tutaj i tutaj do metra. Mówili także, gdzie mam iść, mimo że często nie planowałem gdzieś iść, jechać. Organizacyjnie jednak top.
Jak można to zestawić z poprzednimi turniejami w hierarchii?
Wiadomo, że będzie bardzo wysoko, ale to ze względu na odległości. Jasnym jest, że w Rosji nie podstawią takich autobusów, by jechać z Petersburga do Moskwy albo jeszcze dalej. Tam jednak były pociągi dla mediów, a na pewno coś takiego pojawiło się podczas Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie. Pamiętam, że były także w Niemczech podczas mundialu w 2006. To jednak mówię o udogodnieniach dla mediów. Nie jeżdżę na turnieje jako kibic, więc nie mam takiego porównania.
Domyślam się jednak, że gdyby Niemcy robili turniej na takiej przestrzeni, jak w Katarze, to także byłoby wszystko tip top. Ogólnie jednak w Katarze poziom wysoki i też zwrócę uwagę na wysoką życzliwość wszystkich dookoła.
Czy fotoreporter musi się jakoś specjalnie przygotować do takiego turnieju?
Nie wiem jak inni, ale ja swoją pracę traktuje poważnie. Mogę powiedzieć, że jestem wręcz pracoholikiem. Mentalnie nie musiałem się przygotowywać do takiego turnieju. Uważam jednak, że dziennikarz czy fotoreporter musi być przygotowany przede wszystkim fizycznie. Uprawiam sport, biegam, więc fizycznie nie mam problemów. To mi też pomogło.
Przy takiej intensywności – na 20 dni pobytu zrobiłem 20 meczów, 16 konferencji, 10 treningów i 11 sesji – to wychodzi naprawdę dużo w przeliczeniu na jeden dzień. Do tego dochodzi codzienne życie poza tym. Snu też nie było wiele – średnio 5-6h na dobę, więc niezbyt dużo. Miałem takie dwa momenty, gdy musiałem zwolnić. Odpuściłem jeden mecz, gdyż wiedziałem, że nie dam rady na niego pójść. Ten mecz był o 13 miejscowego czasu. Byłem tak zmęczony, że oglądając go w telewizji, usnąłem.
Przygotowanie fizyczne musi być. Jeśli ktoś prowadzi siedzący tryb pracy i nie uprawia sportu, to jadąc na ten turniej może naprawdę źle skończyć. Jeżeli ktoś nie był nigdy na takiej imprezie, może się zdziwić, jaki ogrom pracy na niego spada w krótkim czasie. Do tego dochodzą jakieś sytuacje kryzysowe, stresowe. Warto wiedzieć, z czym się człowiek mierzy i na co się pisze.
Duże turnieje to ścisły rygor UEFA czy FIFA. Czy protokół FIFA w takich sytuacjach ograniczał jakoś pracę?
Wydaje mi się, że jednak bardziej pomagał. Jeżeli coś jest zorganizowane, łatwiej pracować, niż gdy byłaby wolna amerykanka. Tutaj nie ma czegoś takiego, że kończy się spotkanie, wbiegają fotoreporterzy na boisko i wszystko mi zasłaniają, jak zdarza się czasem w Polsce.
Jak wygląda proces akredytacyjny?
Od początku: dostaje najpierw akredytacje na cały turniej. Później muszę aplikować na pojedyncze spotkania. Na tym turnieju nie dostałem na dwa mecze.
Dobór pod kątem reprezentacji, które grają ma tutaj znaczenie?
Tak, zdecydowanie.
Fotograf, który dostaje potwierdzenie na mecz, jest klasyfikowany do trzech grup wg hierarchii: A, B, i C, gdzie „A” ma najwyższy priorytet. Grupa A wybiera miejsca jako pierwsza, więc ma większy wybór. Potem one ubywają z czasem. Na wybranym miejscu siedzę przez cały mecz. Nikt mi nie może go zająć. To jest o tyle udogodnienie, że nie muszę przychodzić trzy godziny przed meczem i zajmować miejsca. Mam je gwarantowane. Jednak trudno powiedzieć czy to danego dnia będzie dobre, czy złe miejsce. Nie wiadomo, co się gdzie wydarzy. Nie wiem, w którą stronę zawodnik pobiegnie po bramce. Trzeba być czujnym i robić swoje.
Zawsze przed meczem jest podejście pod prezentacje drużyn. Potem widać, jak się nas prowadzi otoczonych takim sznurkiem. Śmieją się, że jak bydło. Ale tak musi być, bo towarzystwo zaraz by się rozpierzchło. Wiadomo, że w takim tłoku są jakieś „przepychanki”. Trudno jest tak iść, żeby nikomu nie zasłonić i samemu wszystko widzieć. Przez przypadek kogoś gdzieś można uderzyć sprzętem.
Największe światowe media dostawały grupy A przy rozdziale miejsc, tj. były uprzywilejowane?
Jeśli był mecz Polski, z reguły dostawałem „A”. Wiadomo, że przy meczu Polska – Argentyna, media z tych krajów dostają najwyższy priorytet, chociaż akurat na spotkaniu z Meksykiem trafiłem do grupy „B”, nie wiedzieć czemu.
Najwyższe kategorie dostają media światowe, część jest zarezerwowanych dla agencji, jak Getty Images, która współpracuje z FIFA. Ponadto są miejsca dla fotoreporterów reprezentacji, pracujących w związkach. Te miejsca – z reguły najlepsze – od razu odpadają. Potem wybiera się to, co zostanie.
Na tym mundialu było mnóstwo gestów, które poszły mocno w świat. Mowa o Niemcach zasłaniających dłonią buzie. Spotkania Iranu budziły emocje nie tylko sportowe, ale także społeczno-polityczne. Czy na takie rzeczy fotoreporterzy są wyczuleni szczególnie? Wiadomo bowiem, że wtedy trybuny mogą odegrać bardzo istotną rolę, a zdjęcia trybun będą miały większą siłę przebicia.
To nie jest tak, że robię zdjęcia tylko wydarzeniom na murawie. Robię także zdjęcia kibicom, także przed stadionem, vipów. Trzeba mieć oczy dookoła głowy.
Na meczu Niemców, o którym mowa, nie byłem – właśnie wtedy nie dostałem akredytacji. Nie byłem także na żadnym spotkaniu Iranu. Natomiast byłem na spotkaniu, które można było przewidzieć, że będzie gorące: Serbia – Szwajcaria. Po stronie Szwajcarów wielu Albańczyków z Kosowa. Zresztą jeden z nich strzelił gola i uciszał serbskich kibiców. Przy okazji afera obyczajowa w reprezentacji Serbii, związana z żoną jednego piłkarza. Tam było mnóstwo zamieszania podczas meczu.
Piłkarz serbski, który strzelił gola biegł przez pół boiska trzymając się za przyrodzenie, co było jakimś totalnym absurdem. To było związane właśnie z żoną jednego z rezerwowych. Swoją drogą ledwo go utrzymali na tej ławce… (śmiech). Później Szwajcar zrobił podobny gest w kierunku ławki Serbów. Działo się bardzo dużo.
W innym meczu wbiegł facet w stroju Supermana, ze wsparciem dla Ukrainy oraz LGBT. Na tym meczu też pracowałem. Takich wypadków raczej trudno się spodziewać. Na ogół takie sytuacje najpierw się… słyszy. Na stadionie pierwszy zmysł to słuch. Pojawia się potworna wrzawa, a nie ma gola. Potem szybko szukasz wzrokiem, a tu biegnie gość po murawie.
Przeglądając pana profil na Instagramie, można spojrzeć, że jest tam wszystko, co istotne na tym mundialu. Messi, Ronaldo, Lewandowski, Neymar, miss z Chorwacji. Z tego grona zdjęć, które pan zrobił, a było ich pewnie kilkanaście tysięcy, jest ta esencja.
Zrobiłem ich nawet kilkadziesiąt tysięcy. Do dzisiaj siedzę i archiwizuję je. Na Instagram wrzucam zazwyczaj jedno zdjęcie z meczu. W ogóle jestem zwolennikiem wrzucania jednego, konkretnego zdjęcia, zamiast dziesięciu zwykłych. Więcej ląduje na insta stories, ale wiadomo, że to jest dostępne tylko przez dobę.
Nie widzę sensu wrzucania dużej liczby zdjęć. Teraz liczy się wszystko to, co krótkie i skondensowane. Nikt nie będzie oglądał galerii 100 zdjęć. Chyba że to dotyczy danej osoby, rodziny czy najbliższych. Lepiej wrzucić jedno zdjęcie Neymara z językiem na wierzchu, niż pięć z akcji.
Wrzuca pan sporo zdjęć, na których oznaczani są piłkarze. Czasem jednak potem oni te zdjęcia “przejmują” jako swoje, nawet bez oznaczania źródła, nie mówiąc o innych kwestiach.
Jeżeli ktoś wrzuca te zdjęcia bez pytania to nie jest w porządku. Na ogół nie rozdaje zdjęć, gdyż to moje jedyne źródło utrzymania. Czasami daje zdjęcia moim przyjaciołom, ale z reguły po prostu sprzedaję. Są tacy piłkarze, którzy kupują ode mnie zdjęcia i współpracujemy. To jest normalna rzecz.
Na mundial przyjechał także polski fotograf z Anglii, z którym się znam…
Sebastian Frej?
Tak, dokładnie. On robił zdjęcia przede wszystkim dla Harry’ego Kane’a. Wcześniej z nim się skontaktował ktoś z otoczenia piłkarza i pojechał głównie pracować dla niego.
Z nikim się wcześniej nie dogadywałem przed turniejem. Jestem jednak w kontakcie z wieloma piłkarzami pod względem sprzedaży zdjęć. Dlatego nie chcę być potem wobec nich nie w porządku, wysyłając innym za darmo. Generalnie jestem zdania, że jeśli ktoś rozdaje swoją pracę za darmo, to raczej marnie skończy. Bez względu czy jest fotografem, czy piekarzem albo kimkolwiek innym.
Czy dla fotoreportera jest różnica pomiędzy zwykłym meczem w Ekstraklasie w Mielcu, a mundialem w Katarze? A może to po prostu podejście na chłodno do tematu, bez większych emocji.
Skłamałbym, gdyby tak było (śmiech). Nikt nie podejdzie tak samo. Czy to piłkarz, czy sędzia, czego mieliśmy dobry przykład. Czy Szymon Marciniak traktował to tak samo, jak mecz w Mielcu, Legnicy? No nie!
Teraz wróciłem po 1/8 finału do domu. Byłem jednak na finale mundialu w Rosji. Jest to przeżycie! Inaczej się podchodzi. Dla każdego byłaby to wyjątkowa rzecz.
Pamiątka.
Wiadomo, że zdjęcia się robi tak samo. Trzeba jednak nieco inaczej do tego podejść.
Inna “waga” tych zdjęć.
Tak, inna oprawa tego wszystkiego. Warto zrobić ciut więcej, żeby był większy wybór. Wiadomo, że człowiek sam się nie oszczędza i nie oszczędza sprzętu. Musi być jednak zachowany umiar. Na tych wielkich imprezach spotykałem różnych fotografów. Siadali i byli takimi „małpkami”, które obsługują aparat z podłączony kablem. Tylko naciskali przycisk i aparat pracował, jak maszyna do szycia. Nie wiem czy oni kiedykolwiek zobaczą wszystkie te zdjęcia. Po prostu wysłali do agencji, ktoś wybierał, dalej opisywał i wrzucał do bazy.
Praca na taśmie.
Ja takim fotografem nie jestem, nie byłem i nie będę. Trudno się w ogóle w takiej sytuacji nazywać fotografem. O dziennikarzach czasem brzydko się mówi, że są podstawkami pod mikrofon, tak tutaj ktoś obsługuje jedynie aparat.
Mundial to powinno być miejsce, gdzie spotyka się elita piłkarzy, elita sędziów, dziennikarzy i fotoreporterów. Niestety to guzik prawda! Widziałem, że niektórzy robili takie zdjęcia, że szkoda byłoby je wrzucać nawet do kosza… Od razu bym kasował w aparacie. Obok mnie siedział facet obrabiający zdjęcie zawodnika tyłem bez piłki. Nie miało to ani żadnego sensu, a on się zastanawiał, jak to kadrować. Stracił na to dwie minuty w trakcie meczu. Poziom takich zdjęć, przez ich liczbę, obniża się. Niestety nie jedzie sama elita fotografów, ale dużo przypadkowych osób.
Rozmawiał: Rafał Szyszka