Marketingowe podsumowanie roku reprezentacji Polski
Rok 2022 powoli dobiega końca. Przyszedł więc czas na pierwsze podsumowania i pierwsze wnioski z minionych dwunastu miesięcy, które, zwłaszcza dla kibiców reprezentacji Polski, były wyjątkowo emocjonujące. Wokół naszej kadry działo się w tym roku naprawdę sporo i sporo dzieje się nadal. Okres bezpośrednio po 1 stycznia upłynął nam w oczekiwaniu na decyzję dotyczącą nowego selekcjonera i wiemy już, że podobnie będzie również teraz. Postanowiliśmy sprawdzić, czy na podstawie tego, co wydarzyło się na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy, mamy prawo wchodzić w nowy rok choćby z umiarkowanym optymizmem.
Podzielona Polska
Pomimo że swój pierwszy mecz w tym roku nasza reprezentacja miała rozegrać dopiero końcem marca, już od pierwszych dni stycznia kibice nie mogli narzekać na brak emocji. Po tym jak z pracą w atmosferze ogromnych kontrowersji pożegnał się Paulo Sousa, stanowisko selekcjonera naszej kadry wciąż pozostawało nieobsadzone. Giełda nazwisk ruszyła pełną parą, jednak oficjalnych informacji z PZPN cały czas nie mieliśmy. Z biegiem czasu kibice i dziennikarze zaczynali się coraz bardziej niecierpliwić, gdyż do meczu barażowego – jak się wówczas wydawało – z Rosją było coraz mniej czasu. Polski Związek Piłki Nożnej raczył nas co jakiś czas kolejnymi komunikatami o prowadzonych negocjacjach, ale konkretów wciąż brakowało.
Cezaremu Kuleszy już wówczas zaczęto wytykać niezdecydowanie, jednak niewielu spodziewało się, że problem ten będzie ciągnął się przez kolejne 12 miesięcy. Do ostatnich chwil stycznia nie zapadła żadna ostateczna decyzja w kwestii wyboru nowego selekcjonera. Wydaje się, że na dobrej drodze do powrotu na ławkę polskiej kadry był Adam Nawałka, jednak w ostatniej chwili zwycięska okazała się kandydatura Czesława Michniewicza.
Nominacja Michniewicza sprawiła, że luty był dla kibiców reprezentacji Polski nie mniej emocjonujący niż styczeń. Gorąco zrobiło się już podczas pierwszej konferencji prasowej 51-latka w roli selekcjonera. Dziennikarze nie zamierzali unikać tematu powiązań Czesława Michniewicza z szefem mafii piłkarskiej Ryszardem Forbrichem. – To nie zostało potwierdzone, nic mi na ten temat nie wiadomo. Gdyby był wyrok, Czesław Michniewicz by tu z nami nie siedział – zapewniał Cezary Kulesza. Nowemu selekcjonerowi nie udało się jednak zachować zimnej krwi i obrał drogę konfrontacji z dziennikarzami. Najbardziej oberwało się Szymonowi Jadczakowi, którego świeżo mianowany selekcjoner postanowił… postraszyć prokuraturą: – Proszę pana, pana wypowiedź nadaje się do prokuratury i to z drugiej strony, niż się panu wydaje. Sugeruje pan, że uczestniczyłem w dwóch sprzedanych meczach, co jest totalną bzdurą. Nikt tego nie potwierdził, nikt tego nie napisał – skwitował Michniewicz.
Wizerunkowo ani Polski Związek Piłki Nożnej, ani reprezentacja Polski, ani sam Czesław Michniewicz na tej nominacji na pewno nie zyskali wizerunkowo. Błyskawicznie rozpętała się bowiem medialna burza, która zapowiadała, że najbliższe miesiące na pewno nie będą dla Michniewicza najłatwiejsze. Przegląd Sportowy pokusił się nawet o okładkę, która po dwunastu miesiącach ani trochę nie straciła na aktualności.
Meczu z Rosją nie będzie
Przez większość lutego piłkarska Polska nadal żyła nominacją Czesława Michniewicza oraz jego niejasną przeszłością. W kolejnych miesiącach temat ten będzie powracał jeszcze wielokrotnie, jednak w drugiej połowie miesiąca cały świat, również jego futbolowa część, musiał borykać się z innym, znacznie poważniejszym problemem. Zbrojna agresja Rosji na terytorium Ukrainy była dla wszystkich niemałym szokiem. Końcem lutego niewielu wiedziało jeszcze jak na ten zbrodniczy akt zareagować. Nie wiedział również PZPN, którego reakcja daleka była od wzorowej, ale i tak pozytywnie wyróżniała się na tle kroków poczynionych chociażby przez UEFA czy FIFA.
Zaczęło się od wspólnego oświadczenia podpisanego sekretarzy generalnych polskiej, szwedzkiej i czeskiej federacji. Początkowo mówiło się, że stanowisko PZPN w tej sprawie będzie stanowcze i zdecydowane, jednak opublikowany komunikat na pewno nie można określić mianem stanowczego. Zapowiedziano bowiem jedynie, że Polska nie zamierza grać z Rosją… na terytorium Rosji. Wszystkie drużyny pozostawiły sobie więc furtkę, by ostatecznie zmierzyć się z reprezentacją kraju agresora na neutralnym gruncie. Na konkretniejsze deklaracje przyszło nam poczekać do 26 lutego. – Koniec ze słowami, czas na czyny! W związku z eskalacją agresji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, reprezentacja Polski nie zamierza rozegrać barażowego meczu z rep. Rosji. To jedyna słuszna decyzja. Prowadzimy rozmowy z federacjami Szwecji oraz Czech, aby przedstawić FIFA wspólne stanowisko – napisał Cezary Kulesza. Podobny komunikat wystosowali wkrótce polscy piłkarze: – My, piłkarze reprezentacji Polski, wspólnie z PZPN podjęliśmy decyzję, że w wyniku agresji Rosji na Ukrainę nie zamierzamy wystąpić w barażowym meczu z Rosją – mogliśmy przeczytać. Jak wspomnieliśmy, reakcja PZPN i piłkarzy nie była błyskawiczna i precyzyjna, ale pod tym względem Polska wypadła na tle reszty świata naprawdę dobrze.
W marcu z własnym kryzysem zmierzyć musiał się Robert Lewandowski. Doniesienia Daily Mail sugerowały bowiem, że Huawei, którego twarzą był kapitan reprezentacji Polski, wspiera reżim Władimira Putina w stabilizacji sieci internetowych, które stały się obiektem ataków hakerskich. Na łamach Sportmarketing.pl podkreślaliśmy, że reakcja Lewandowskiego jest jak najbardziej słuszna, lecz mocno spóźniona, gdyż chiński producent elektroniki już od dłuższego czasu zmaga się z poważnymi zarzutami. Kapitan reprezentacji zdecydował się jednak na odcięcie od Huawei dopiero wówczas, kiedy potencjalne straty wizerunkowe wynikające z tej współpracy stały się zbyt duże.
Sukces w atmosferze kontrowersji
Po długich tygodniach emocji, które nie były związane ze sportową rywalizacją, reprezentacja Polski miała rozegrać swój pierwszy w tym roku oraz pierwszy pod wodzą Czesława Michniewicza mecz. Wiadomo już było, że kibice nie muszą martwić się barażowym bojem z Rosją, bo do awansu na mundial naszej kadrze wystarczy tylko jedno zwycięstwo. W terminie, w którym mieliśmy zmierzyć się z reprezentacją kraju agresora, „biało-czerwoni” zagrali więc towarzysko ze Szkocją. Spotkanie to zdecydowanie nie uspokoiło, zmartwionych formą reprezentacji, kibiców. W międzyczasie przekonaliśmy się także, że w meczu, którego stawką będą mistrzostwa świata w Katarze, przyjdzie nam zawalczyć z reprezentacją Szwecji.
Mecz z ekipą ze Skandynawii był pierwszym wielkim zwycięstwem Czesława Michniewicza w roli selekcjonera reprezentacji Polski. Pojawiły się nawet łzy szczęścia, jednak 51-latek postanowił zadbać o to, by zalążki sympatii do niego, które pojawiły się w wielu polskich domach, nie rozwinęły się za bardzo. Tuż po wygranym barażu selekcjoner ponownie skonfrontował się z dziennikarzami oraz wszystkimi, którzy wcześniej mieli wątpliwości co do jego nominacji. Oberwało się między innymi Jackowi Kurowskiemu czy Dariuszowi Tuzimkowi. Bańka prysła i atmosfera wzajemnych oskarżeń błyskawicznie powróciła.
Kwiecień i maj dały nam nieco wytchnienia od tematów związanych z reprezentacją, jednak czerwiec, kiedy nasza kadra rozegrać miała mecze Ligi Narodów, miał zwrócić nam to z nawiązką. Wydarzeniem wartym przypomnienia jest jedynie podpisanie umowy sponsorskiej z InPostem, który dołączył do grona partnerów reprezentacji Polski. Umowa opiewać miała na 8 – 10 milionów złotych rocznie. Podpisany pod koniec maja kontrakt stał się więc drugą najwyższą umową po tej, którą PZPN związał się z Lotosem.
Czerwcowe mecze „biało-czerownych” co prawda przykuły uwagę kibiców, jednak zdecydowanie większe poruszenie niż wyniki osiągnięte z Belgią, Holandią i Walią, wywołał artykuł o powiązaniach Czesława Michniewicza z „Fryzjerem”, opublikowany przez Szymona Jadczaka.
Szymon Jadczak
Dziennikarz sprawił, że do całej sprawy odnieść musieli się nawet ci, którzy wcześniej woleli trzymać się z dala od tego tematu. Tym razem kontrowersji nie dało się już przemilczeć i na głowę selekcjonera reprezentacji Polski posypały się gromy. Czesław Michniewicz po raz kolejny pokazał, że nie potrafi zbyt umiejętnie radzić sobie z kryzysami wizerunkowymi. 51-latek pojawił się w programie „Hejt Park” w Kanale Sportowym, jednak selekcjoner odpowiadał wymijająco na wszystkie niewygodne pytania. Prowadzącemu program Krzysztofowi Stanowskiemu również nie zależało na tym, aby Michniewicz rozwijał swoje wypowiedzi, więc ostatecznie jego występ w programie przyniósł więcej szkód niż korzyści.
W kolejnych dniach Michniewicz poinformował, że zdecydował się wytoczyć pozew przeciwko Szymonowi Jadczakowi, lecz, jak można się było spodziewać, zostało to przez środowisko ocenione bardzo negatywnie. – Pan Szymon Jadczak nie pierwszy raz, bo już w kilku publikacjach zarzucił panu trenerowi Czesławowi Michniewiczowi korupcję, ustawianie meczów w dawnych latach, nie mając ku temu żadnych dowodów – zapewniał w rozmowie z WP Sportowe Fakty adwokat Piotr Kruszyński. – Jedynym dowodem są rozmowy z panem Ryszardem Forbrichem i tyle – dodał. Wybór pełnomocnika także okazał się zresztą niefortunny, bowiem Piotr Kruszyński starał się przed laty dowieść w sądzie niewinności samego Forbricha. Prawnie selekcjonerowi nie można tu zbyt wiele zarzucić, jednak wizerunkowo ponownie był to strzał w kolano. Kontrowersji nie mogli także dłużej ignorować sponsorzy reprezentacji Polski, którzy poprosili PZPN o wyjaśnienia.
Cisza przed burzą
Letnia przerwa od rozgrywek piłkarskich była jednocześnie przerwą od tematów związanych z reprezentacją. W czerwcu poznaliśmy naszych rywali w grupie mundialu i co jakiś czas temat naszych szans na zwycięstwo w meczach z Argentyną, Meksykiem i Arabią Saudyjską powracał, jednak, co było dość nietypowe dla ostatnich dwunastu miesięcy, żadna większa afera nie zdołała namieszać w szatni reprezentacji Polski. Wszystko miało zmienić się już wkrótce. We wrześniu nasza kadra miała bowiem ponownie zagrać w meczach Ligi Narodów, a powodów do optymizmu było znacznie mniej niż w czerwcu. Bolesna klęska z Belgią odcisnęła bowiem swoje piętno i nastroje przed kolejnymi starciami z silnymi zespołami były dość stonowane.
Mecze z Holandią i Walią nie powiedziały nam raczej nic nowego o potencjale biało-czerwonych i kibicom pozostało wyczekiwać startu mundialu. W międzyczasie gorąco zrobiło się wokół Roberta Lewandowskiego, który spotkał się z Andrijem Szewczenką i założył na ramię opaskę w ukraińskich barwach. Media donosiły początkowo, że nasz kapitan założy taką opaskę podczas spotkań mistrzostw świata, jednak zostało to szybko zdementowane. Mimo wszystko Lewandowski stał się celem zupełnie bezpodstawnych ataków.
Do mundialu pozostawało coraz mniej czasu i z dnia na dzień emocje rosły. W październiku Czesław Michniewicz ogłosił szeroką kadrę na mundial, a w listopadzie zawęził ją do 26 nazwisk. Przed mundialem doszło również do kolejnych zmian w gronie sponsorów reprezentacji Polski. PZPN związał się umowami marką kabanosów Tarczyński oraz firmą działającą w branży ubezpieczeniowej – Inszury.pl.
Na kilka dni przed rozpoczęciem mistrzostw świata nasza kadra miała zmierzyć się towarzysko z Chile na PGE Narodowym. Ostatecznie okazało się jednak, że stadion, na którym miało zostać rozegrane spotkanie posiada usterkę, która sprawia, że mecz z Chile musi zostać rozegrany na innym obiekcie. Zdecydowano się na wybór stadionu Legii Warszawa przy Łazienkowskiej, jednak pociągnęło to za sobą szereg organizacyjnych problemów. Głównym z nich był fakt, że obiekt, na którym swoje mecze rozgrywają „Wojskowi” ma pojemność mniejszą od PGE Narodowego, w związku z czym sprzedaż biletów musiała wystartować raz jeszcze. Trzeba przy tym zaznaczyć, że ostatnie spotkanie naszej kadry przed wylotem do Kataru cieszyło się naprawdę dużym zainteresowaniem.
Mundialowa gorączka
W drugiej połowie listopada na dobre rozpoczęła się mundialowa gorączka. Wojciech Szczęsny zapowiedział, że najbliższe mistrzostwa świata będą ostatnimi w jego reprezentacyjnej karierze, natomiast Matty Cash zaliczył naprawdę udany występ w oryginalnej reklamie Mubi.
Matty Cash w reklamie Mubi
Biorąc pod uwagę tegoroczne występy naszej kadry w Lidze Narodów oraz postawę „biało-czerwonych” w meczu towarzyskim z Chile, oczekiwania polskich kibiców przed mundialem nie były zbyt wygórowane. Niewielu wierzyło, że reprezentacja Polski będzie w stanie awansować do fazy pucharowej. Mecz otwarcia z Meksykiem niewiele w tej kwestii zmienił i pokazał, że remis nie zawsze musi być dla naszej kadry zwycięski. Spotkanie z ekipą z Ameryki Środkowej rozpoczęło także ciąg przyczynowo – skutkowy, który finalnie doprowadził do tego, że w nowy rok wejdziemy z wakatem na stanowisku selekcjonera. Na Czesława Michniewicza spadła bowiem ogromna krytyka za styl, który „biało-czerwoni” zaprezentowali w starciu z Meksykiem. Pomimo wywalczenia jednego punktu, wielu wskazywało, że na dłuższą metę taka gra jest drogą donikąd.
Wygrana z Arabią Saudyjską i zwycięska porażka z Argentyną sprawiły, że Czesław Michniewicz mógł na chwilę odetchnąć, bo, pod względem sportowym, wyznaczony cel osiągnął. Atmosfera wokół naszej kadry była jednak nie najlepsza i wydaje się, że nie różniła się specjalnie od tej, która panowałaby w przypadku odpadnięcia z mundialu po fazie grupowej. Pozytywnie na to, co działo się wokół kadry nie działał również fakt, że Czesław Michniewicz niezmiennie toczył swoja małą wojnę z dziennikarzami i korzystał z każdej okazji na wbicie choćby najmniejszej szpilki osobom, które miały zastrzeżenia do jego pracy.
Wszystkie te wydarzenia, jak i porażka z Francją w 1/8 finału z pewnością wciąż pozostają żywe w pamięci kibiców. Pomimo awansu do fazy pucharowej spora część fanów, a także większość dziennikarzy nie oszczędzała Czesława Michniewicza i wskazywała, dlaczego powinien on pożegnać się z posadą. Oliwy do ognia dolał fakt, że Cezary Kulesza bardzo długo nie był w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy w kontrakcie 51-latka istnieje zapis, który sprawia, że umowa z Michniewiczem zostanie automatycznie przedłużona. Ostatecznie okazało się, że w kontrakcie znalazła się wyłącznie klauzula umożliwiająca jednostronne przedłużenie kontraktu, więc los selekcjonera znalazł się w rękach PZPN.
Wydaje się, że czarę goryczy przeważyła jednak słynna „afera premiowa”, której szczegółów nie poznaliśmy na dobrą sprawę po dziś dzień. W końcu przeciwko Czesławowi Michniewiczowi zwrócili się jednak wszyscy. Selekcjoner skonfliktował się z Team Managerem kadry, Jakubem Kwiatkowskim, a niezadowolenie zaczęli wyrażać również piłkarze. Pozostanie 51-latka na stanowisku stało się więc wkrótce niemalże niemożliwe. Cezary Kulesza – jak to ma w zwyczaju – przedłużał ogłoszenie ostatecznej decyzji, jednak ostatecznie 22 grudnia potwierdził, że kończąca się umowa nie zostanie przedłużona i podobnie jak rok temu pierwsze tygodnie stycznia upłynął pod znakiem poszukiwań nowego selekcjonera.
Wiele złych emocji pojawiło się dookoła naszej kadry na przestrzeni kilku ostatnich tygodni. O ile Czesław Michniewicz osiągnął na mistrzostwach świata niezły wynik, o tyle pod innymi względami zupełnie zawiódł. Nie najlepiej wypadł także Cezary Kulesza, którego niewiedza dotycząca szczegółów kontraktu z selekcjonerem stała się przedmiotem krytyki. Teraz przed prezesem PZPN kolejny duży sprawdzian – wybór następcy Czesława Michniewicza. Pojawiły się informacje, że Polski Związek Piłki Nożnej dysponuje naprawdę imponującymi środkami, którymi mógłby skusić uznanego szkoleniowca zza granicy. Z drugiej jednak, niepokojąco brzmią doniesienia o kryterium językowym, które ma zostać zastosowane przy wyborze nowego sternika. Bez wątpienia czeka nas ciekawy czas. Miejmy jednak nadzieję, że nowy rok rozpoczniemy i zakończymy w zdecydowanie lepszych nastrojach niż ten, który za kilka dni dobiegnie końca.