Z Płocka do Lusajl, czyli wyboista droga Szymona Marciniaka do finału mundialu
Już w niedzielę o godzinie 16:00 na Lusail Stadium zabrzmi pierwszy gwizdek. Spotkanie pomiędzy Argentyną i Francją wyłoni drużynę, która będzie mogła wznieść ku niebu Puchar Świata i przez najbliższe cztery lata nosić miano najlepszej reprezentacji globu. Kiedy cały piłkarski świat spogląda w kierunku Leo Messiego i Kyliana Mbappe zastanawiając się, który z nich wprawi swój naród w ekstazę, 38-milionowy kraj Europy Środkowej wyczekuje na występ własnego bohatera. Kiedy Messi czy Mbappe jeszcze na początku tego tygodnia nie mogli być pewni swojego udziału w finale mundialu, arbiter niedzielnego starcia – Szymon Marciniak – pozostawał niewzruszony. O tym, że poprowadzi finał mundialu wiedział już bowiem od dawna.
„Jak jesteś taki cwaniak, to sam weź się za gwizdek”
W niedzielę spełni się największe zawodowe marzenie Szymona Marciniaka. Polski arbiter został wyznaczony na głównego sędziego finału mundialu w Katarze. Choć droga do Lusajl była kręta i często wyboista, 41-latek nigdy nie zwątpił w to, że zrealizuje swój cel. Już na początku swojej przygody z gwizdkiem zapewniał swoich kolegów po fachu, którzy wówczas pełnili rolę rozjemców podczas spotkań klasy okręgowej, że kiedyś zobaczą go w telewizji, sędziującego finałowe mecze największych piłkarskich imprez. W grudniu 2022 roku jasne stało się, że Marciniak nie zwykł rzucać słów na wiatr.
W jego drodze na europejskie i światowe stadiony nieustannie przebija się ogromny upór w dążeniu do celu. Swoją przygodę ze sportem rozpoczął jak każdy. Marzenie o staniu się gwiazdą futbolu zaprowadziło go na trening Wisły Płock. Dziś Marciniak może pochwalić się między innymi czwartym miejscem wywalczonym na mistrzostwach świata juniorów. Wybitnym piłkarzem nigdy jednak nie został. Sam podkreślał zresztą wielokrotnie, że do miana futbolowego wirtuoza było mu bardzo daleko: – Bardziej byłem kopaczem niż piłkarzem, takim niegrzecznym chłopcem, łobuziakiem, nieznośnym dla sędziów skurczybykiem. Gdy już poznałem przepisy i zostałem arbitrem, zrozumiałem, jakim byłem dupkiem – wspomina.
W jaki sposób Szymon Marciniak zrozumiał, że jego relacja z piłką nożną musi przybrać nieco inny charakter? Zupełnie przypadkiem. Z początkiem kariery Marciniaka jako sędziego również związana jest wielokrotnie przytaczana anegdota: – Adam Lyczmański pokazał mi kiedyś czerwoną kartkę. Powiedziałem mu, że tak słabego sędziego jeszcze nigdy nie widziałem, w słowach, których nie mogę powtórzyć. „Jak jesteś taki cwaniak, to sam weź się za gwizdek” – odparł Lyczmański – relacjonuje Marciniak. Nie minęło wiele czasu i niedoszły piłkarz pojawił się na kursie sędziowskim.
W chwili, gdy w głowie Szymona Marciniaka pojawił się pomysł, by chwycić za gwizdek, miał 21 lat. Nie od razu porzucił jednak grę piłkę. W pełni poświęcić się sędziowaniu postanowił dopiero w wieku 25 lat. Drogę do Ekstraklasy pokonał w trzy lata. W najwyższej polskiej klasie rozgrywkowej zadebiutował 18 kwietnia 2009 roku na stadionie GKS-u Bełchatów. Gospodarze pokonali Odrę Wodzisław 3:0, a Marciniak pokazał w tym meczu dwie żółte kartki.
Droga do elity
Kariera polskiego arbitra, który w niedzielę wybiegnie wraz z piłkarzami Francji i Argentyny na murawę Lusail Stadium szybko nabrała tempa. W roli sędziego międzynarodowego Szymon Marciniak zadebiutował bowiem zaledwie dwa lata później. Poprowadził mecz Mistrzostw Europy U17 Francja – Białoruś.
Rok 2011 był zresztą dla Marciniaka przełomowy. Jego pozycja na polskich boiskach była już bardzo mocna i regularnie pojawiał się w obsadzie sędziowskiej na spotkania Ekstraklasy. Polak dostał jednak również szansę pokazania się na arenie europejskiej. Poprowadził bowiem dwa spotkania eliminacji do Ligi Europy. Dzień jego debiutu przypadł na 21 lipca 2011 roku i trzeba przyznać, że Szymon Marciniak od samego początku nie miał łatwo. Poprowadził bowiem wówczas spotkanie pomiędzy norweskim Aalesunds FK i węgierskim Ferencvarosem. Do rozstrzygnięcia tego dwumeczu potrzebna była dogrywka, a dodatkowo obfitowało ono w sporo emocji. Polski sędzia pokazał piłkarzom 7 żółtych kartek i podyktował rzut karny.
Rok 2012 przyniósł kolejne debiuty. Tym razem Marciniak dostał szansę poprowadzenia spotkań fazy grupowej LIgi Europy, eliminacji do mistrzostw świata, a także eliminacji do Ligi Mistrzów. Co ciekawe Polak sędziował także dwa mecze japońskiej J1 League. Kariera Szymona Marciniaka rozwijała się w kolejnych latach bardzo harmonijnie. W końcu przyszła pora na pierwsze mecze fazy pucharowej Ligi Europy, a także fazy grupowej Ligi Mistrzów.
Kolejny przełom przyniósł sezon 2015/16. Marciniak dołączył do klasy sędziowskiej UEFA Elite i w ciągu kolejnych 12 miesięcy miał okazję poprowadzić spotkania: 1/4 finału Ligi Mistrzów, 1/2 finału Ligi Europy, dwa spotkania grupowe i mecz 1/8 finału mistrzostw Europy, a nawet spotkanie Saudi Pro League.
Przysługa Colliny
Do 2018 roku wszystko wyglądało wręcz idealnie. Kolejne trzy lata miały jednak okazać się dla Marciniaka prawdziwą próbą charakteru. Polski sędzia poleciał co prawda na mistrzostwa świata do Rosji, jednak miał okazję poprowadzić wówczas tylko dwa spotkania mundialu. Po fazie grupowej został odesłany do domu. Szef sędziów Pierluigi Collina stwierdził nawet, że wyświadcza polskiemu arbitrowi przysługę: – Powiedział: „Wyobraź sobie, że wyznaczam cię na 1/8 finału, a ty popełniasz błąd. I co dalej? Zamykasz sobie drogę na dwa kolejne mundiale: w Katarze, a potem w 2026 roku”. W trakcie tego drugiego turnieju będę miał 45 lat, to najlepszy wiek dla sędziego – tłumaczył Marciniak.
Wiosną 2019 roku polski sędzia nabawił się problemów zdrowotnych. Nieznośny ból kręgosłupa promieniował na całe ciało i utrudniał wykonywanie obowiązków. Marciniak nie zdecydował się jednak na operację i w kolejnych miesiącach poprowadził jeszcze spotkanie Ligi Mistrzów. W końcu trzeba było jednak coś zrobić. Polak poprosił więc o urlop i rozpoczął rehabilitację. Nie dane było mu jednak szybko powrócić do pracy, bowiem jego plany pokrzyżowała pandemia. W 2020 roku Marciniak opuścił także mistrzostwa Europy. Opowiada, że turnieju nie oglądał, bo narastająca w nim frustracja była zbyt duża.
Wszystko wróciło jednak do normy w 2022 roku. Problemy zdrowotne odeszły w niepamięć, a Polak powrócił do sędziowania najważniejszych piłkarskich rozgrywek. W kwietniu poprowadził półfinałowe spotkanie Ligi Mistrzów, jednak najlepsze wciąż było przed nim. Kiedy wyjeżdżał do Kataru niewielu spodziewało się, że zobaczymy go na murawie w decydujących fazach mundialu. Do ostatnich godzin trwaliśmy w niepewności czy nieprzejednany Pierluigi Collina wyznaczy Marciniaka do poprowadzenia finałowego spotkania mistrzostw świata. Wielu powątpiewało, podchodziło z rezerwą. On jednak nie zwątpił. Szymon Marciniak już 5 lat temu wiedział, że taki dzień w końcu nadejdzie.