20.11.2022 11:34

„Oddajemy głos do studia”. Jak „gadające głowy” dostały drugie życie

Startują piłkarskie mistrzostwa świata. Lada moment ramówki większości sportowych stacji telewizyjnych na całym świecie wypełnią programy związane z katarskim mundialem. Mowa tu nie tylko o transmisjach samych spotkań, ale również o programach publicystycznych, w których eksperci szczegółowo analizować będą każde wydarzenie związane z imprezą. Czy w czasach powszechnego dostępu do treści i informacji oraz erze, gdy niemal każdy może stać się samozwańczym ekspertem, gra cały czas jest warta świeczki? 

Udostępnij
„Oddajemy głos do studia”. Jak „gadające głowy” dostały drugie życie

Kolejny efekt rewolucji w mediach?

Gdy Internet stawiał pierwsze kroki wielu mówiło o zmierzchu prasy drukowanej, gdy wszedł w okres dynamicznego rozwoju, miało być to równoznaczne z końcem tradycyjnej telewizji. Do tej pory trudno z czystym sumieniem stwierdzić, że którykolwiek z tych scenariuszy rzeczywiście się ziścił. Nie oznacza to jednak, że tradycyjne media mają się tak dobrze jak kiedyś. Nie bez powodu od 2023 roku „Przegląd Sportowy” będzie ukazywał się na papierze tylko dwa razy w tygodniu, a stacje telewizyjne nie mogą cieszyć się już tak dużym poziomem oglądalności, jak w czasach, gdy usługi VOD nie były jeszcze szeroko dostępne. Zmiany i stopniową migrację treści do Internetu już od dłuższego czasu widać gołym okiem. Tradycyjne media zostały niejako postawione pod ścianą i, jeśli zamierzają przetrwać, nie mają innego wyboru niż adaptacja do nowych warunków.

Problem ten tyczy się oczywiście także mediów sportowych. Dziś dobrze zorientowany w realiach Premier League polski kibic nie musi nawet zbliżać się do telewizora. Transmisję wybranych spotkań śledzić może bowiem na – dostępnym jedynie za pośrednictwem sieci – Viaplay, a jeśli treści prezentowane w pomeczowym studio nie są dla niego satysfakcjonujące, z pomocą przychodzą dziesiątki stron internetowych, programów publicystycznych czy podcastów poświęconych angielskiej ekstraklasie. Dziś chcielibyśmy się zatrzymać jednak przy temacie przedmeczowego i pomeczowego studia, a także programach, które zwykło się określać mianem „gadających głów”. Czy ostatnie lata są symbolicznym zmierzchem tego typu programów? Jak utrzymać widza przed odbiornikiem, kiedy słowa wypowiadane przez eksperta w studio nie mają już charakteru tajemnej, niedostępnej dla zwykłego śmiertelnika wiedzy? Czy stacje telewizyjne stoją na przegranej pozycji?

Problem ten bardzo trafnie zdiagnozował dyrektor Canal+ Sport, Michał Kołodziejczyk, w rozmowie z Janem Mazurkiem z Weszło: – Widz, który zapłacił za prawa do Ekstraklasy, do La Ligi czy do tenisa, już wydał kasę i lubi czuć się dopieszczany. Wszystkie programy, powstające dookoła naszych praw, służą właśnie temu ostatniemu. Wychodzi nam to na bardzo dobrym poziomie. Jakie są marzenia polskiego widza? „Kiedy będzie na Youtube?”!

Rozwiązanie wydaje się więc z pozoru bardzo proste – równoległe udostępnianie treści emitowanych w telewizji w Internecie. O tym, że nie jest to żadne rozwiązanie dyrektor Canal+ Sport przekonuje nas jednak w dalszej części rozmowy: – Nie będzie na Youtube, to nie miałoby sensu. Może trafić tam dogrywka, rozgrzewka, Turbokozak (pojedyncze segmenty programów emitowanych w Canal+ Sport – przyp. red.), ale jesteśmy telewizją premium, która wydała pieniądze na prawa i wcale nie chce ukarać ludzi, którzy nie kupili abonamentu, ale dopieścić naszych widzów.

Stacje takie jak Canal+ Sport znalazły się więc w dość niewygodnej sytuacji, kiedy chcąc trafić do szerszego grona widzów, zmuszone byłyby udostępniać swoje treści lub przynajmniej większą ich część za darmo w sieci. Nie mogą jednak zdecydować się na takie kroki, gdyż, po pierwsze byłoby to nieopłacalne, a po drugie oznaczałoby to, że abonent zaczyna płacić za treści, do których miałby dostęp nie płacąc za nie.

Gadające głowy wciąż mają się dobrze

Sytuacja wygląda więc tak, że o ile mamy podstawy, by mówić o powolnym zmierzchu studia telewizyjnego i emitowanych w telewizji gadających głów, o tyle – parafrazując klasyka – pogłoski o śmierci samych gadających głów okazały się mocno przesadzone. Pomimo tego, że ze względu na rozwój Internetu, eksperci, nie tylko ze świata sportu, znaleźli się w – z pozoru – dość kłopotliwej sytuacji, znaczna część z nich wyszła z tego obronną ręką.

Z jednej strony możemy bowiem mówić o samozwańczych ekspertach ze smartfonem w ręku, na których niemal żadne insiderskie informacje nie zrobią większego wrażenia oraz o spowodowanym tym zjawiskiem odwrocie od programów publicystycznych. Z drugiej jednak cały czas obserwujemy prężny rozwój projektów pokroju „Kanału Sportowego” czy „Meczyków”, które opierają się właśnie na gadających głowach, które przecież miały zostać odłożone do lamusa.

Nie jest jednak tak, że tego zjawiska w żadnym stopniu nie da się wytłumaczyć. Jest ono całkowicie wytłumaczalne i wynika głównie z ograniczeń i słabości telewizji jako medium, których żadna stacja telewizyjna nie jest w stanie pokonać. Być może rzeczywiście jest tak, że wiedza przeciętnego kibica jest dziś zdecydowanie bardziej rozległa niż dwie dekady temu. Nie musi to jednak oznaczać całkowitego odwrotu od programów publicystycznych. Czynnikiem, który należy wziąć pod uwagę jest jednak to, że odbiorca tego typu treści stał się zdecydowanie bardziej wymagający.

„Kanał Sportowy” i „Meczyki” bezlitośnie punktują i wykorzystują wszystkie słabości tradycyjnej telewizji. W ten oto sposób widzowie mogą dziś śledzić transmisję programu na żywo i dyskutować na czacie z innymi odbiorcami, a niekiedy również ekspertami zgromadzonymi w studio, a przy tym wszystkim zachowują także darmowy dostęp do całości materiału i są w stanie kontynuować oglądanie w dowolnym miejscu i czasie. Magiczny szklany ekran, który niegdyś oddzielał widza od „poważnych panów z telewizji” nagle przestał istnieć i dziś nikt nie wyobraża sobie, by miał powrócić.

Programy emitowane w Internecie najczęściej charakteryzuje również nieco luźniejszy format. Z pewnością jest to także pole, na którym „Kanał Sportowy” i „Meczyki” wygrywają z telewizją. W Wielkiej Brytanii sporą popularnością cały czas cieszy się program Match of the Day, który podsumowuje sobotnie i niedzielne zmagania na stadionach Premier League. W czym tkwi sekret jego popularności? Oprócz fachowej analizy prowadzący Gary Lineker oraz pojawiający się w studio eksperci gwarantują widzom także element show. Przywołać możemy tutaj chociażby słynną obietnicę Linekera, że jeżeli Leicester uda się sięgnąć po tytuł mistrza Anglii, to poprowadzi program w samych bokserkach. Jak dobrze wiemy, były piłkarz zmuszony był wywiązać się ze swoich słów.

Widać więc wyraźnie, że, choć tradycyjna telewizja nie jest w stanie pokonać pewnych ograniczeń, to w starciu z Internetem wcale nie jest skazana na pożarcie. Gadające głowy również nie są wcale formatem na wymarciu, o czym przekonuje nas między innymi Match of the Day czy działające na coraz szerszą skalę „Kanał Sportowy” i „Meczyki”. Nie jest bowiem tak, że kibice zupełnie odrzucili ten typ formatu. Nieco zmieniły się jednak ich oczekiwania i telewizja na tyle, na ile jest w stanie, musi się do nich dostosować.

Udostępnij
Mateusz Mazur

Mateusz Mazur