Rok zmian za nami. Podsumowanie żużlowego sezonu 2022
Ostatnie rozstrzygnięcia w Anglii oraz Szwecji, a także pojedyncze turnieje towarzyskie i koniec sezonu 2022 w żużlu. Za nami ciekawy sezon, któremu towarzyszyło mnóstwo zmian. Jak to wyglądało na przestrzeni wielu miesięcy? Czas podsumować żużlowy sezon.
Sezon 2022 to czas zmian w kilku aspektach. Cykl Grand Prix trafił w nowe ręce, co oznaczało, że zmieni się także nadawca na polskim rynku. Cały cykl można było oglądać na platformie Player, a polskie rundy także w TTV, na otwartym kanale. Trudno powiedzieć o większym ograniczeniu dostępu, skoro wcześniej w ogóle nie było mowy o rundach w otwartej telewizji. Tę stratę chciał powetować sobie dotychczasowy nadawca. CANAL+ zgarnął cały ligowy żużel. Wszystkie trzy klasy rozgrywkowe były dostępne za pośrednictwem platformy CANAL+ online. Można zatem powiedzieć, że nieformalnie najważniejsze osoby redakcji żużlowej mają ogromny wpływ na kształt ligowego żużla w naszym kraju.
Dłuższe play-offy kontra mniej emocjonująca faza zasadnicza
Telewizja lobbowała mocno za nowym układem sezonu ligowego, który przeszedł w dwóch najwyższych klasach rozgrywkowych. Dzięki temu po rozegraniu 14. rund sezonu zasadniczego, były jeszcze trzy rundy play-off. Dzięki temu zyskaliśmy łącznie 6 spotkań – z pierwszej rundy play-off – względem ostatnich lat. Z jednej strony kibice żużla powinni się cieszyć. Niestety, to jednak odbyło się kosztem czegoś, a konkretniej emocji. Runda zasadnicza odbywała się w zasadzie wyłącznie w dwóch celach. Poznać rozkład play-offów oraz wyeliminować z gry dwa zespoły. W PGE Ekstralidze szybko okazało się, że beniaminek z Ostrowa kompletnie nie przystoi swoim składem do ligowego ścigania. Wobec tego spadkowicza poznaliśmy błyskawicznie, a jazda toczyła się o uniknięcie siódmego miejsca. Ta sztuka nie udała się GKM-owi Grudziądz. Dopiero potem rozpoczęliśmy prawdziwe emocje. Niespodzianek nie było i tak, jak w starszych modelach, o medale powalczyły ekipy z miejsc 1-4 po czternastej kolejce. Zmiany były kosmetyczne, bowiem Włókniarz Częstochowa zamienił się miejscami ze Stalą Gorzów na podium.
Na zapleczu było trochę więcej przetasowań przez wzgląd na kontuzje. Landshut Devils bardziej martwili się, jak wystawić pełny skład, niż najmocniejszy. Poza tym swoje kłopoty miała Polonia Bydgoszcz czy Falubaz Zielona Góra, na czym skorzystały finalnie Wilki Krosno, jako nowy beniaminek.
Nowe Grand Prix, stary mistrz
Były zmiany w Ekstralidze, były także zmiany związane z cyklem Grand Prix. Nie wpłynęło to na rozstrzygnięcia sportowe i ostatecznie tytuł trafił w „stare ręce”. Bartosz Zmarzlik miał ułatwione zadanie, bowiem zabrakło Artioma Łaguty, o czym w kolejnym akapicie. Jednak rozstrzygnięcie sportowe to jedno. Trudno było się spodziewać wielkich niespodzianek, skoro tak naprawdę zmieniła się wyłącznie warstwa organizacyjna. Przypomnijmy, że od tego sezonu wszystko jest w rękach Discovery Sports Events. W ten sposób prawa do transmisji stracił CANAL+ na polskim rynku. Na początku pojawił się spory zawód i opór konserwatywnego środowiska żużlowego. Dlaczego? Wszystkie rundy trafiły do płatnej platformy streamingowej Player. Czy to coś zmieniło? De facto nie, gdyż wcześniej Grand Prix również nie można było śledzić w otwartej telewizji. Różnica była taka, że trzeba było zapłacić za dodatkową platformę i nie można było mieć wszystkiego w jednym miejscu, za jedną opłatą. Z drugiej strony kibice dostali cztery polskie rundy (Warszawa, Gorzów, Wrocław i Toruń) w ogólnodostępnej telewizji TTV.
Kłopot był jednak taki, że zawody Grand Prix z nową oprawą miały wejść na nowy poziom, ale tak się nie stało. Wiele z rund było po prostu nudnymi turniejami na torze. Oprawa graficzna to jedno. Kolejny raz te same tory, kolejny raz te same twarze i te same kłopoty nikogo nie przekonają, że to było nowe otwarcie. Dodajmy jeszcze fakt rozdania dzikich kart na nowy sezon. Ten budził i budzi wątpliwości. Sześć zaproszeń do cyklu i… sześć tych samych twarzy, które oglądaliśmy teraz. Z piętnastu stałych uczestników sezonu 2022, w przyszłym roku powtórzy się czternastu! Tylko Paweł Przedpełski stracił miejsce, kosztem Kima Nilssona z eliminacji. Miało być otwarcie się na nowe kraje, tymczasem nadal oglądamy ten sam klucz geograficzny: Polska, Szwecja, Australia, Wielka Brytania i Dania.
Co dalej z Rosjanami?
Przed sezonem błyskawicznie podjęto decyzje o wykluczeniu Rosjan z żużla na całym świecie. Poza swoim krajem, w zasadzie nie mogli liczyć na nic. Decyzja, którą mocno lobbowano w Polsce, jednak ma swoich przeciwników. Jest zresztą mocno niespójna. W rozgrywkach PGE Ekstraligi nie ma kłopotów, by jeździł Rosjanin z polskim paszportem Gleb Czugunow. Takie same dokumenty posiadają Artiom Łaguta czy Emil Sajfutdinow. Obaj jednak nie zdecydowali się – w przeciwieństwie do Czugunowa – na jazdę pod polską flagą. I dlatego dzisiaj Czugunow może jeździć w lidze i wszędzie indziej, a mistrz świata 2021 oraz brązowy medalista mistrzostw świata już nie. Mimo że tempo i sposób w jakim nadano obywatelstwo Czugunowowi budziły spore kontrowersje. Dzięki temu dokumentowi w 2020 roku, mógł zgarnąć polską licencję, która wówczas dawała prawo jazdy w roli juniora w polskiej Ekstralidze. Krótko mówiąc same korzyści. Czy coś się zmieni? Oficjalnych komunikatów nie ma. Od dłuższego czasu pojawiają się tylko spekulacje. Kluby chciałyby wiedzieć na czym stoją, skoro za trzy tygodnie oficjalnie rozpocznie się okno transferowe.
Koniec kariery czy powrót?
Dzisiaj Emil Sajfutdinow głośno mówi, że jeśli władze polskiego żużla nie pozwolą mu na powrót do jazdy w kolejnym sezonie, wówczas zakończy karierę. Jakkolwiek oceniać decyzje o zawieszeniu Rosjan, trudno się dziwić komuś, dla kogo jest to praca i źródło utrzymania.
– Nie wyobrażamy sobie przyszłego sezonu bez Emila. Jego brak byłby olbrzymią niekonsekwencją. Nie mówmy już nawet o światowym tenisie i innych dyscyplinach, w których Rosjanie w jakiejś formie mogą występować. U nas chodzi o trzech chłopaków, w tym Emila, którzy mają polskie obywatelstwa i są Polakami. Jak to obywatelstwo uzyskali, tego nie ma sensu komentować, bo inny jest przypadek Gleba Czugunowa, a inny Emila, który od 16. roku życia mieszka w Polsce i ma tu rodzinę. Gdyby tacy zawodnicy nie mogli u nas startować, byłoby to nie fair. Wierzymy i jesteśmy pewni, że Emil będzie częścią naszej drużyny. W oparciu o to mogliśmy budować całą koncepcję naszego składu. Chciałbym uspokoić kibiców – jesteśmy przekonani, że w przyszłym sezonie będziemy mieli w składzie Emila Sajfutdinowa jako jednego z liderów – powiedział przewodniczący rady nadzorczej Apatora Toruń, Adam Krużyński na łamach toruńskich Nowości kilka dni temu.
Trzy rundy zamiast jednej
Jako się rzekło CANAL+ skupił niemal cały krajowy żużel w swoich rękach. Wszystkie ligi to jedno. Telewizja jednak miała swój projekt, którym stworzenie cyklu o indywidualne mistrzostwo Polski. W tym ostatnim przypadku pojawiło się mnóstwo kontrowersji. Dlaczego? Z jednego finału u drużynowego mistrza Polski poprzedniego sezonu, zrobiły się trzy rundy. Niby pula nagród większa, niby więcej wyścigów, ale finalnie, kto miał wygrać i tak wygrał – Bartosz Zmarzlik. Sportowo bardziej sprawiedliwie – mniejsza szansa na niespodziankę – ale ze względów na emocje, tradycje i historie, trudno powiedzieć o jakimś wielkim sukcesie.
Normalnie finał powinien odbyć się we Wrocławiu. W końcu rok temu Sparta Wrocław sięgnęła po drużynowe złoto. Teraz jednak organizacja IMP przypadła trzem miastom: Grudziądz, Krosno i Rzeszów. O ile pierwsza lokalizacja nie wzbudziła szczególnego zainteresowania w ekstraligowym mieście, o tyle dwie kolejne były strzałem w dziesiątkę. Kibice w Krośnie nigdy nie oglądali speedwaya na najwyższym poziomie, a w Rzeszowie od wielu lat żużel ledwo zipie. Stąd obiekty w tych pierwszo- i drugoligowych miastach były wypełnione po brzegi.
Nowe przepisy transferowe
Trzy tygodnie temu PGE Ekstraliga zmieniła przepisy dotyczące transferów. Sezon 2022 był kolejnym, w którym uprawiana była fikcja transferowa. W teorii dopiero 1 listopada można podpisywać kontrakty z nowymi zawodnikami. Tyle że transfery dogadywane są „po cichu” ładnych kilka miesięcy wcześniej. Najgłośniejsza przecież była saga związana z transferem Bartosza Zmarzlika. Mistrz świata jeszcze w trakcie sezonu ogłosił, że odchodzi ze Stali Gorzów. Wszyscy wiedzieli, że idzie do Motoru Lublin, ale nikt nie mógł tego oficjalnie potwierdzić. Zrobił to dopiero po finale Jakub Kępa, prezes nowego mistrza Polski. W związku z tym powstały nowe przepisy dotyczące zawierania kontraktów i prekontraktów. Szerzej pisaliśmy o tym tutaj.
Fot. Robert Romaniuk