Piłka nożna (nie) dla kibiców. Dlaczego w Polsce nie szanujemy ludzi przychodzących na stadion?
Hasło krzyczane przez kibiców niestety nijak się ma do rzeczywistości. Jedyny kibic, o ktorego dba się dzisiaj w polskim futbolu, to ten przed telewizorem. Fan przychodzący na stadion to tylko źródło kłopotów.
Ten tekst jest odświeżany niemalże, co sezon. Tylko dochodzą nowe przykłady, które można dopisywać i załamywać ręce. Kibice nie są święci i nie będą. Ale cały czas mają rzucane kłody pod nogi, których nie brakuje. Czy słusznie? Raczej nie, bo w Polsce na stadionach jest bezpiecznie!
– Podczas 47 imprez przerwano / wstrzymano zawody sportowe (5,2% wszystkich meczów): głównie ze względu na użycie środków pirotechnicznych oraz rzucanie przedmiotami w kierunku płyty boiska), zaś dowodzenie / zarządzanie imprezą masową zostało przekazane Policji 7-krotnie (0,8% wszystkich meczów). Najczęstszymi incydentami na meczach były: wznoszenie wrogich / wulgarnych okrzyków (50% meczów), użycie środków pirotechnicznych (14% meczów) oraz zbyt późne przybycie kibiców na stadion (16% meczów) – czytamy w raporcie bezpieczeństwa PZPN za ubiegły sezon. Jeżeli więc 2/3 incydentów to wulgaryzmy oraz późne przybycie kibiców, to trudno mówić o jakimkolwiek zagrożeniu dla widzów będących na stadionach.
Czas na przegląd wydarzeń, które od początku sezonu udowodniły nam, że kibic na stadionie w wielu przypadkach, to najmniej pożądana część widowiska piłkarskiego. Tylko czy bez kibica można jeszcze mówić o widowisku?
Kibicom gości mówimy nie
Stadion Wisły Kraków już niedługo będzie gościł Igrzyska Europejskie. Z tej okazji przy Reymonta trwa remont. W związku z tym na Reymonta zamknięta została jedna z trybun, razem z sektorem gości. Wydaje się, że remont to najłatwiejsza z możliwych wymówek na zamknięcie sektora gości. Przecież związek nie ma możliwości zabronić prowadzenia prac remontowych. Nawet jeśli prace nie będą prowadzone bezpośrednio na sektorze gości, to zaraz wejdą „względy bezpieczeństwa” i „troska” o zdrowie kibiców przyjezdnych. W ten sposób błyskawicznie można pozbyć się kłopotu. Wszystkiemu do spółki przyklaśnie lokalna policja, która z niewiadomych powodów i przyczyn ma głos w kontekście wpuszczania lub niewpuszczania kibiców na dany obiekt.
Fani Wisły Kraków wyrażali oburzenie tym faktem i deklarowali wpuszczanie kibiców gości na swoje sektory. Jednak to raczej scenariusz science-fiction. Z różnych względów kibice takich klubów, jak GKS Katowice, Zagłębie Sosnowiec, ŁKS Łódź raczej poza sektorem gości przy Reymonta nie są mile widziani.
Zamkniemy stadion i nic nam nie zrobicie
Tak to wygląda we Wronkach. Lech II Poznań kolejny sezon gra w II lidze i kolejny raz nie wpuszcza kibiców. Nie chodzi o gości, ale mowa o jakichkolwiek fanach. Może i tych wielu by z Poznania nie fatygowałoby się na mecze do siedziby akademii, ale goście zapewne chętnie wspieraliby swoich ulubieńców we Wronkach. Tam jednak trwa rozbudowa centrum treningowego. W ten sposób poznaniacy mogą w spokoju ulepszać infrastrukturę i przy okazji mieć kompletny spokój przy organizacji spotkań. Brak meczów = brak wydawania pieniędzy na ochronę i resztę spraw, które i tak by się nie zwróciły z biletów.
Skoro cytowaliśmy raport bezpieczeństwa PZPN, warto dodać, że rezerwy Lecha Poznań znalazły się w tym raporcie i wielu aspektach dostawały oceny 4,00 – w skali 1-6. Prawdopodobnie były to wyjściowe oceny, ale jeśli ktoś nie znał realiów mógł być mocno zdziwiony.
Miał być hit, była wielka afera
W czwartej kolejce PKO BP Ekstraklasy doszło do starcia Śląska Wrocław z Widzewem Łódź. Jak tylko pojawił się terminarz, fani obu klubów z pewnością czerwonym flamastrem zakreślili datę tego pojedynku. Może to nie ligowy klasyk, ale kibicowsko spotkanie niosące za sobą spory ładunek emocjonalny. Wydawało się, że czeka nas święto na Tarczyński Arena. Tymczasem dwa dni przed meczem wrocławski klub… zamknął sektor gości. Zrobił to po tym, jak fani Widzewa kilka dni przed meczem przyjechali w nocy do Wrocławia i zamalowali wiele graffiti kibiców Śląska, a ponadto nagrali prowokacyjny film pod stadionem. Akcja jakich nie brakuje na polskiej scenie kibicowskiej, a reakcja bardzo mocna ze strony Śląska.
Wiele wskazywało na to, że sektor gości pozostanie w sobotni wieczór pusty. Ostatecznie po interwencji kibiców Śląska, udało się przywrócić pierwotny stan, jednak pozostał ogromny niesmak. Mówimy w końcu o sytuacji, w której na podstawie pojedynczych przesłanek, zamyka się możliwość obejrzenia meczu grupie ponad tysiąca kibiców. Co więcej robi się to na jednym z najnowocześniejszych stadionów, który dziesięć lat temu gościł jedną z największych piłkarskich imprez – Euro 2012.
Poniedziałek 13:00, mecz dla bezrobotnych
W poprzednich tygodniach dostaliśmy niestety kolejny argument do ręki. Ktoś wymyślił, że spotkanie Zagłębie II Lubin z Hutnikiem Kraków odbędzie się w poniedziałek 22 sierpnia o godzinie… 13:00. Rezerwy Miedziowych awansowały na trzeci poziom ligowy i regularnie swoje mecze rozgrywają na głównym obiekcie w Lubinie. Niestety na niewiele to się zda w przypadku najbliższego domowego spotkania. Spotkania rezerw na ogół nie przyciągają tłumów – w tym sezonie odpowiednio 211, 248 i 285 kibiców oglądało mecze z Pogonią Siedlce, Śląskiem II i Lechem II. Spotkanie z Hutnikiem obejrzały 162 osoby. Zdziwieni? Raczej nie. Szans na obejrzenie takiego spotkania w zasadzie nie było. Zwłaszcza dla fanów gości. Stadiony obu klubów wg. google maps dzielą 382 kilometry, co powinno zająć niecałe cztery godziny jazdy. Krótko mówiąc wyjazd najpóźniej o dziewiątej rano. Czy kibic pracujący w tygodniu na etacie może sobie pozwolić na coś takiego? Raczej nie.
Podobnie zresztą było wczoraj. Spotkanie Zagłębia II Lubin z Radunią Stężyca odbyło się w samo poniedziałkowe południe. Na mecze jednych i drugich tłumy nie przychodzą, za ekipą z północy kibice nie jeżdżą, ale nawet dla fanów oglądających w telewizji/internecie, to bardzo wczesna i często wykluczająca pora.
Telewizja płaci, kibic rano wstaje
Kibicu, chcesz oglądać swoją drużynę na żywo, to nie pośpisz sobie w weekend. Patrzymy na terminarz II ligi i znowu wpadamy na dość dziwne godziny. Tym razem za sprawą transmisji telewizyjnych. Prawa do rozgrywek trzeciego poziomu posiada TVP Sport. W dwa wrześniowe weekendy telewizja wyznaczyła mecze na godziny przedpołudniowe! W ten sposób w minioną sobotę spotkanie Kotwicy Kołobrzeg z GKS-em Jastrzębie rozpoczęło się o 11:30, zaś w niedzielę 18 sierpnia mecz Motoru Lublin z Wisła Puławy ruszy o 11:20!
Zrozumiałe są zobowiązania telewizji do transmisji innych dużych imprez. W tym przypadku Eurobasketu. Mimo wszystko kibice w Kołobrzegu czy Lublinie, wcale nie muszą chętnie zerkać na koszykarskie parkiety, a wolą o cywilizowanej godzinie – ustalonej przez klub – obejrzeć spotkanie swojej ulubionej drużyny.
Zmiana rzeczywistości
W ubiegłym tygodniu pisaliśmy o braku publiczności na meczu Pucharu Polski pomiędzy rezerwami Legii Warszawa a Wisłą Kraków. Decyzja skandaliczna, bowiem pozbawiająca możliwości obejrzenia spotkania z poziomu stadionu kibiców gospodarzy i gości. Rozumiemy, że rezerwy są traktowane po macoszemu – co widać z perspektywy tego tekstu – ale tutaj mówimy o – teoretycznie – prestiżowych rozgrywkach. Legia jednak nie zdecydowała się wystąpić przy Łazienkowskiej, mimo że pierwszy zespół tego dnia grał w Niecieczy. Warszawianie nie zdecydowali się także wystąpić na innych stadionach w okolicy. Mogli to zrobić na odnowionym obiekcie Hutnika Warszawa czy w Ząbkach, jak miało to miejsce w poprzednich edycjach PP, gdy rezerwy grały na szczeblu centralnym.
Zaglądamy jednak do regulaminu Pucharu Polski 2022/2023, który opublikował PZPN na swojej stronie 25 maja bieżącego roku. W punkcie 12. widnieje kilkanaście podpunktów, jednak nas najbardziej zainteresował jedenasty. W nim czytamy o obowiązkach klubu organizującego zawody. Wśród kilkunastu rzeczy są m.in takie:
Klub organizujący zawody, oprócz stworzenia warunków bezpieczeństwa na widowni i płycie stadionu, zobowiązany jest do:
b) zapewnienia dogodnego dojścia i opuszczenia widowni dla publiczności,
d) zapewnienia miejsca wygodnego dla widzów,
e) powołania odpowiedniej liczby porządkowych/stewardów,
Skoro każdy klub musi to zapewnić, to brak takiego zapewnienia i granie bez publiczności niejako dyskwalifikuje wypełnienie tego punktu regulaminu przez klub organizatora.
Takie podejście mogło dziwić, zwłaszcza kilka dni po meczu w Mielcu. Tam kibice warszawskiego klubu nie mogli wnieść oprawy w postaci flag na kijach. To samo mogli zrobić miejscowi. Warszawski klub słusznie zaprotestował w mediach społecznościowych. Tyle że ich narracja po kilku dniach brutalnie się rozjechała.
Związek decyduje kogo możesz wpuścić na swój stadion
Są takie sytuacje, gdy kluby zostają postawione pod ścianą przez związek. Tak obecnie wygląda sytuacja Podbeskidzia Bielsko-Biała. „Górale” od dawna pokazują, jak może wyglądać pro-kibicowskie podejście. Wiele grup kibiców nie ma kłopotów z otrzymaniem dodatkowej puli biletów. Stąd w ostatnich latach największe kluby woj. śląskiego mogą liczyć na bardzo duże wsparcie swoich fanów pod Klimczokiem. Niestety, do czasu…
Kibice GKS-u Katowice od meczu z Widzewem wiosną tego roku, mają zakaz wyjazdowy dla zorganizowanych grup kibiców. To oznacza, że oficjalnie nie mogą się pojawić na trybunach obcych stadionów. W przeszłości jednak wielokrotnie kibicom z takimi zakazami udawało się pojawić na trybunach innych stadionów. Czasem przy uprzejmości miejscowych fanów, czasem przy uprzejmości zarządów klubów. Ten drugi przypadek miał miejsce w przypadku spotkania Podbeskidzie – GKS Katowice. Na sektorze tego dnia pojawiło się 1803 fanów GieKSy, którzy dopingowali swój zespół. Wszystko wyglądało dobrze do czasu, gdy PZPN nałożył karę 40 tysięcy złotych na Podbeskidzie!
Związek chciał uzyskać efekt i mu się niestety udało. Już w niedzielę do Bielska przyjedzie kolejny śląski klub z dużą bazą kibiców. Tzn. przyjadą tylko piłkarze, a kibice już nie. Na fanach Niebieskich ciąży nadal zakaz wyjazdowy, który tutaj niestety ostudził zapał gospodarzy.
– Informujemy, że zakup biletów na mecz z Ruchem Chorzów, jest prowadzony przez internet tylko dla kibiców TSP. Bilety w punktach stacjonarnych możliwe są tylko dla klientów indywidualnych. (Sprzedaż indywidualna 1 bilet = 1 osoba). Przepraszamy kibiców Ruchu Chorzów, ale ze względu na zakaz nałożony przez PZPN nie możemy Was ugościć na naszym stadionie – czytamy w komunikacie Podbeskidzia.
Paradoks tej sytuacji polega na tym, że klub Podbeskidzie z jednej strony „musiało” wydać taki komunikat, który chroni klub przed kolejną wysoką karą ze związku. Z drugiej strony niejako sam sobie zaprzecza wobec wyżej wymienionego pisma. Sprzedaż biletów tylko dla wybranej grupy ludzi to nierzadka praktyka w Polsce, mimo że wielokrotnie już kibice zarzucali dyskryminacje takim formom komunikatów klubowych. O zdanie w tej sprawie zapytaliśmy adwokat Natalię Kornecką z Kancelarii Adwokackiej Natalia Kornecka. Poniżej cała wykładnia, którą otrzymaliśmy w związku z tą sprawą:
– Dyskryminacja w rozumieniu kodeksu karnego raczej nie wchodzi w grę, ponieważ przepis brzmi następująco:
„kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości (…)”
Chyba, że stosowanie gróźb wobec klubów przez PZPN, który na tej podstawie mógłby obawiać się (słusznie) wpuszczenia na stadion kibiców, ponieważ spoczywałoby widmo ponoszenia kar. Przy czym jak wiadomo – problem dotyczy karania kibica, poprzez karanie klubu poprzez wchodzenie w dość wygodną pozycje przez PZPN i nielogicznie unormowane zapisy, to znaczy (znowu powtarzający się problem) – art. 2 § 4 Regulaminu Dyscyplinarnego PZPN: Kluby ponoszą odpowiedzialność dyscyplinarną za przewinienia dyscyplinarne swoich zawodników, trenerów, instruktorów, członków sztabu medycznego, działaczy piłkarskich oraz kibiców.
Jest to niemało absurdalny przepis i bardzo wygodny dla PZPN, ściągający z nich wszelaką odpowiedzialność. Byłoby dużo łatwiej, gdyby zostały narzucone formy nakazu nadanego klubom, gdzie miałyby one zgłaszać grupy kibiców wszczynających burdy (poprzez np. Monitoring), a dopiero wówczas stosowany byłby środek karny w postaci zakazu wstępu na imprezę masową: „zakaz wstępu na imprezę masową obejmuje wszelkie imprezy masowe na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz mecze piłki nożnej rozgrywane przez polską kadrę narodową lub polski klub sportowy poza terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. (41b § 2 k.k.)
Oraz: okoliczności osobiste, wyłączające lub łagodzące albo zaostrzające odpowiedzialność karną, uwzględnia się tylko co do osoby, której dotyczą. (Art. 21 § 1 k.k.) – tzw. Indywidualizacja odpowiedzialności karnej. PZPN stosuje wbrew temu politykę „prostej odpowiedzialności”, czyli regulamin stanowiący pewną sprzeczność z przepisami powszechnie obowiązującymi i dążącymi do karania po prostu klubu. Klub może mieć wpływ na: trenera, piłkarza, sztab medyczny czy działaczy piłkarskich, ale nie ma takich środków, by mieć wpływ na każdego kibica. W związku z tym najprościej – w myśl PZPNu – ukarać cały klub, a właściwie kibiców, bo przecież nie od dzisiaj wiadomo, że w piłce nożnej są dwie drużyny i każdej z drużyn kibicuje się indywidualnie. Nie ma piłki z jedną grającą drużyną na boisku.
Reasumując: kluby piłkarskie przez zapisy w regulaminie PZPN są zmuszone do działania destrukcyjnego wobec kibiców uniemożliwiając im dostęp do rozrywki (piłka nożna), działając jednocześnie w sposób nader wygodny, sprzeczny z zasadami logiki, daleko idący poza obowiązujące przepisy prawa powszechnego, gdzie każdy podmiot odpowiada w sposób indywidualny za przewinienia, a nie struktura w postaci klubu. Brak odpowiedzialności w konstruowaniu przepisów wewnętrznych kończy się pokrzywdzeniem kibiców bez których nie istniałaby piłka nożna i jednocześnie PZPN.
Nasz komentarz: W tej sytuacji trudno mieć pretensje do Podbeskidzia, skoro do swojego działania został po prostu przymuszony przez związek. Gdyby chciał zachować prokibicowską postawę, wówczas naraziłby się na kolejne kary. Być może byłyby niższe, niż zyski ze sprzedanych biletów, ale z racji na potencjalną „recydywę”, mogłyby być jeszcze wyższe. Przypomnijmy kara za spotkanie z GKS-em Katowice wyniosła 40 tysięcy złotych. Przy kolejnych takich przewinieniach, PZPN mógłby zwiększać grzywnę nakładaną na klub.
Piłka nożna nie dla kibiców na stadionach
Problemów i wymówek, by nie wpuścić kibica na stadion, jak widać jest całe mnóstwo. W tekście opowiedzieliśmy tylko o niektórych, ponieważ przykładowo nawet jeśli godzina meczu i wszystko dookoła wydaje się sprzyjać, wówczas do gry może wejść ochrona i organizator. Kilkanaście dni temu Pogoń Siedlce grała z Motorem Lublin w ramach drugoligowych rozgrywek. Wpuszczenie nieco ponad 100 kibiców gości zajęło gospodarzom niemalże całe 45 minut pierwszej połowy.
Kibic na stadionie jest dzisiaj najmniej chcianym elementem widowiska piłkarskiego. Telewizje płacą duże pieniądze i wymagają pewnych spraw. To zrozumiałe, jednak zdecydowanie lepiej w telewizyjnym obrazku wyglądają pełne trybuny, aniżeli puste krzesełka. Wszyscy o tym powinni pamiętać. Jednak, gdyby apel o lepsze traktowanie kibiców miał mieć więcej adresatów, to chyba zabrakłoby rubryk. Działacze, organizatorzy, ochrona, policja, media to tylko kilka przykładów z brzegu.
fot. główne: ASCETO