05.08.2022 19:25

Europejskie puchary w Lublinie. Organizacyjnie daleko za niskimi ligami [REPORTAŻ]

Zerowa reklama i słaba organizacja meczu. Tak najkrócej można podsumować pierwszy mecz europejskich pucharów na Arenie Lublin. Wczoraj Zoria Ługańsk podejmowała Universitateę Craiovą przy niemal pustych trybunach.

Udostępnij
Europejskie puchary w Lublinie. Organizacyjnie daleko za niskimi ligami [REPORTAŻ]

Fani w Lublinie od święta mogą oglądać piłkę nożną na wysokim poziomie. Motor Lublin przez wiele lat tułał się po trzeciej lidze, a dopiero od 2020 roku gra w drugiej. W międzyczasie udawało się do stolicy województwa lubelskiego ściągnąć kilka ciekawych imprez. Dwa „covidowe” finały Pucharu Polski, wiele meczów młodzieżówek, kilka spotkań reprezentacji kobiet to tylko mniejsze imprezy. Było także Euro U21 w 2017 roku i mundial U20 dwa lata później. To jednak nadal zrywy, a nie codzienność. Zatem okazja do obejrzenia średniaków w Lidze Konferencji wydawał się dobrym pomysłem na spędzenie czwartkowego wieczoru. Niestety, tylko wydawał…

Zerowa reklama

Mało kto w Lublinie w ogóle wiedział o takim wydarzeniu. Wiele osób, które interesują się piłką nożną nie miały pojęcia, że w czwartek 4 sierpnia odbędzie się mecz Zoria Ługańsk – Universitatea Craiova. Dopiero po takiej informacji zaczynało coś „świtać” w głowie na temat gry ukraińskiego klubu w Lublinie. Niestety ani lokalne media, ani żadne inne formy nie zapewniły należytej reklamy meczowi. Drużyny dalekie od pierwszych stron gazet, ale jednak europejskie puchary w Lublinie odbywały się w ostatnich latach jedynie w piłce ręcznej czy koszykówce, a piłka nożna jeszcze ma daleką drogę, by „normalną” drogą zapewnić sobie takie atrakcje.

Organizacja daleka od ideału

Wszystko rozpoczęło się od kupna biletu. O sprzedaży wejściówek informowała m.in. strona Mosiru Lublin, czyli zarządcy stadionu. Jednak nie było możliwości kupna na polskich stronach ani w kasach stadionu. Sprzedaż odbywała się wyłącznie przez internet i na stronie ukraińskiego klubu. Dodajmy, że strona ukraińskojęzyczna, co nieco utrudniało pozyskanie biletów. Dodatkowo Zoria zdecydowała się na otwarcie zaledwie trzech sektorów, które zwykle służą jako sektor rodzinny podczas meczów ligowych Motoru Lublin. Cena? 300 hrywien oraz 23 hrywny opłaty manipulacyjnej. Po przewalutowaniu w jednym z banków wychodziło około 41 złotych. Tutaj warto dodać, że płatności przebiegały szybko, a bilet po kilku chwilach znajdował się na skrzynce mailowej. Co ciekawe, poza adresem mailowym oraz numerem telefonu, nie trzeba było podawać żadnych danych osobistych.

Zapewnienie cateringu to wydawać by się mogło podstawowa sprawa. Jak się okazało, nie w tym przypadku. Zoria Ługańsk zrezygnowała z takiej opcji. Wobec tego kioski gastronomiczne były w komplecie zamknięte. Kibice mogli, co prawda wnosić swoje napoje oraz jedzenie, ale w tym przypadku też były limity. Tutaj jednak ochrona rozdawała plastikowe kubki dla osób, które miały butelki „ponadgabarytowe”, czyli większe niż pół litra. Nadal to jednak słaby pomysł, zwłaszcza przy wysokich temperaturach panujących tego dnia w Lublinie.

Większość kibiców z Ukrainy oraz… pirotechnika gości

Na trybunach ledwie 500 osób, co nie mogło dziwić, patrząc na kwestie liczby otwartych sektorów. W zdecydowanej większości były to osoby z Ukrainy. Trochę miejscowych również postanowiło obejrzeć europejskie puchary w Lublinie, jednak stanowili mniejszość. Na trybunach mnóstwo ukraińskich flag, szalików i wszelkich narodowych symboli. Była także grupa kilkunastu osób, które dopingiem przez cały mecz wspierały „gospodarzy”. Prawdopodobnie to kibice z Ługańska przebywający obecnie w naszym kraju. Do ich śpiewów czasem dołączali się pozostali. Nie zabrakło także patriotycznych okrzyków, odśpiewania hymnu narodowego oraz „pozdrowień” dla Władimira Putina. Dla wielu z nich to była po prostu okazja do zamanifestowania swojego przywiązania do kraju, który musieli opuścić. Niektórzy nie mieli wiedzy o sporcie, stąd m.in. pytanie pary Ukraińców o to, w jakich strojach grała Zoria.

Warto dodać, że do Lublina przyjechali także kibice Universitatei Craiova. Rumunów nie było zbyt wielu, ale kilkadziesiąt osób zdecydowało się na taką podróż. Dla niektórych może się ona nieco wydłużyć. Mowa o konsekwencjach, jakie poniosą za odpalenie środków pirotechnicznych. Świece dymne, race nieco ubarwiły czwartkowy mecz. Jednocześnie przysporzyły kłopoty ich posiadaczom…

Chcesz obejrzeć wideo? Kliknij w obrazek

Na boisku lepsi „gospodarze”

Piłkarsko zdecydowanie lepiej spisali się Ukraińcy. Zoria Ługańsk wygrała 1:0 po golu Denisa Nagornyja. Podopieczni holenderskiego trenera Patricka van Leeuwena mogą jednak mocno żałować. Przez całe spotkanie byli dominującą stroną i stworzyli sobie więcej sytuacji do strzelenia kolejnych goli. Byli jednak albo nieskuteczni, albo niezdecydowani przy bramce rumuńskiego zespołu. Dobre występy po stronie ukraińskiej zanotowali Serhij Buleca czy Oleh Danczenko, co nie może dziwić, bo mówimy o zawodnikach już z doświadczeniem w pucharach. Jeden to były gracz Dynama, a drugi m.in. Szachtara czy kilku… rosyjskich klubów oraz AEK-u Ateny.

Goście przez większość meczu ospali, mieli pojedyncze zrywy. Warto dodać, że ta drużyna była nieco mniej anonimowa dla polskich kibiców. Wszystko przez występy były ekstraklasowiczów. Najgłośniejszym nazwiskami byli piłkarze Cracovii z ubiegłego sezonu. Sergiu Hanca rozpoczął od pierwszej minuty, zaś Rivaldinho wszedł z ławki. Na boisku był także Elvir Koljic, który kilka lat temu nieudanie próbował podbijać polskie boiska w barwach Lecha Poznań.

***

Zoria wygrała 1:0, więc istnieje spore prawdopodobieństwo, że to Ukraińcy zagrają dalej. Warto dodać, że Zoria chce nadal występować na Arenie Lublin. To by oznaczało kolejne spotkania w Lublinie. W czwartej rundzie mogą się zmierzyć z kimś z duetu FC Lugano – Hapoel Beer Szewa. Stawką tego dwumeczu będzie dopiero faza grupowa Ligi Konferencji Europy. Warto byłoby przy ewentualnej okazji tego spotkania, by standardy były na znacznie wyższym poziomie. Mowa w końcu o europejskich pucharach, a organizacyjnie wczorajsze spotkanie wypadło znacznie gorzej niż mecze na trzecim lub czwartym poziomie rozgrywkowym w Polsce. Rozumiemy, że to awaryjna sytuacja, jednak warto zadbać o pozytywny odbiór całej sytuacji.

Udostępnij
Rafał Szyszka

Rafał Szyszka