13.06.2022 09:36

Największe wpadki wizerunkowe minionego sezonu PKO BP Ekstraklasy

Za nami arcyciekawy sezon rozgrywek PKO BP Ekstraklasy. Emocji, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych, nie brakowało niemalże do ostatnich dni rywalizacji. W kampanii 2021/22 nie zawsze wszyscy stawali jednak na wysokości zadania i niekiedy polski futbol znów bardzo mocno zahaczał o piłkarski folklor. Dziś przyjrzymy się sytuacjom, w których wizerunek polskich klubów lub osób związanych z polską piłką nożną został nieco nadszarpnięty. 

Udostępnij
Największe wpadki wizerunkowe minionego sezonu PKO BP Ekstraklasy

Polski futbol poczynił w ostatnich latach spory krok naprzód. Najwyższa polska klasa rozgrywkowa doczekała się bardzo profesjonalnego opakowania telewizyjnego, w Ekstraklasie stopniowo pojawia się coraz więcej nowoczesnych stadionów, w większości udało się zapanować na trybunowymi ekscesami kibiców, a ponadto coraz więcej klubów sprawia wrażenie, jakby sposobowi zarządzania nimi przyświecała jakaś myśl przewodnia. Co jakiś czas dostajemy jednak dowód na to, że w polskiej piłce nie wszystko jest tak idealne, jak się z pozoru wydaje.

Pomimo że większość klubów, które występowały w minionym sezonie w elicie pozostawiła po sobie raczej dobre wrażenie, to poczynania niektórych drużyn sprawiły, że na ich wizerunku pojawiła się mniejsza lub większa rysa. Jak się okazuje problemy wizerunkowe nie są tylko domeną mniejszych klubów, które od niedawna goszczą w Ekstraklasie. Sporo kłopotów przysporzyły sobie również kluby, które mają na swoim koncie całkiem pokaźny dorobek mistrzowskich tytułów.

Kryzys Legii i wypowiedzi Dariusza Mioduskiego

Przez niemal cały sezon 2021/22 Legia Warszawa musiała zmagać się z mniejszymi lub większymi problemami. Oprócz kłopotów natury sportowej „Wojskowi” mocno ucierpieli również pod względem wizerunkowym. Przede wszystkim okazało się, że warszawianie, uważani w ostatnich latach za najlepszy polski klub mogą być trochę kolosem na glinianych nogach. Wizerunek Legii jako polskiej potęgi został bardzo mocno nadszarpnięty i trudno powiedzieć czy uda się go szybko odbudować. Przyczyną takiego stanu rzeczy nie są wyniki sportowe, które najprawdopodobniej będą w przyszłym sezonie o wiele lepsze, a słabości „Wojskowych”, wynikające z zarządzania i komunikacji.

W przypadku większości wizerunkowych zawirowań wokół Legii, ogromną część winy ponosi prezes warszawskiego klubu – Dariusz Mioduski. Od dłuższego czasu utrzymywał on, że „Wojskowi” są bezsprzecznie najlepszym i najlepiej zorganizowanym polskim klubem. Kiedy okazało się, że w tym sezonie ekipie ze stolicy bardzo daleko do bycia najlepszą, prezes Mioduski musiał nieco złagodzić swoją narrację, ale trzeba przyznać, że raczej nie wychodziło mu to najlepiej. Zapewnienia dotyczące tego, że lada dzień w klubie zajdą spore zmiany i Legia wróci na należne jej miejsce, nie były dobrze odbierane nawet przez warszawskich kibiców.

Zwolnienie Czesława Michniewicza i zastąpienie go Markiem Gołębiowskim, co do którego klub bardzo długo nie potrafił określić, czy jest on jedynie trenerem tymczasowym czy został zatrudniony na stałe i jego odejście w iście kuriozalnych okolicznościach. Atak kibiców na klubowy autokar i pobicie dwóch piłkarzy, dyrektor sportowy Radosław Kucharski, który zasłynął z tego, że nigdy nie był „pod telefonem” i ponoć nie odebrał nawet, gdy Marek Gołębiowski zadzwonił do niego, aby złożyć rezygnację ze stanowiska.

Legia - Flora. Mahir Emreli motorem napędowym Legii. Znów strzeli? Liga Mistrzów - Piłka nożna

Mahir Emreli – były piłkarz Legii, który ucierpiał w wyniku incydentu w klubowym autokarze

Do tego dochodzą także bardzo nieporadne zaloty Dariusza Mioduskiego w kierunku trenera Rakowa Częstochowa – Marka Papszuna, którego zatrudnienie, według zapewnień prezesa miało być tylko kwestią czasu, a który koniec końców pozostał w Częstochowie. Lista organizacyjnych i wizerunkowych grzechów Legii z ubiegłego sezonu jest bardzo długa i sprawiła, że najbardziej utytułowany polski klub ostatnich lat przez bardzo długi okres był głównym obiektem żartów polskich kibiców.

Kto rządzi w Wiśle Kraków?

Wisła Kraków spadła z najwyższej polskiej klasy rozgrywkowej. Już samo to jest chyba jedną z największych możliwych rys, które mogły pojawić się na wizerunku tak bardzo utytułowanego polskiego klubu. Na tym jednak nie koniec, bowiem „Białą Gwiazdę” i Legię Warszawa trapiło w ubiegłym sezonie wiele podobnych problemów. Przede wszystkim, przez bardzo długi czas, nikt w Krakowie nie potrafił przyznać, że cele Wisły uległy zmianie i na ten moment klub nie walczy już o powrót do dawnej potęgi, a o utrzymanie. Zapierano się, że krakowianie cały czas pozostają uśpioną potęgą, która lada moment ma się przebudzić.

Skończyło się na tym, że kibice i zarząd klubu przebudziły się w Fortuna 1. Lidze. W otoczeniu „Białej Gwiazdy” rozpoczęło się polowanie na czarownice i szukanie winnych. Właściciel Wisły, Jarosław Królewski, nawet w momencie, gdy spadek stał się rzeczywistością, spierał się z dziennikarzami, że ci nie wiedzą nic o rzeczywistych przyczynach problemów krakowskiego klubu, w którym w gruncie rzeczy wszystko działało tak jak należy. Ukazał się wywiad, w którym były szef Wisły zdradził, że obecne władze klubu żyją w świecie teorii spiskowych plotek i podszeptów, że istniał spory problem z tym, aby zdobyć zaufanie Jakuba Błaszczykowskiego i jego najbliższego widowiska, które koniec końców decydowało o tym, co działo się w klubie.

Jarosław Królewski - Wisłę Kraków stać na następne transfery gotówkowe - Piłka nożna

Właściciel Wisły Kraków – Jarosław Królewski

Zarzuty te były odpierane przez władze Wisły w bardzo niefortunny sposób, poprzez stwierdzenia, że to nie jest odpowiedni moment na wyciąganie „brudów”. Z wypowiedzi osób zarządzających Wisłą wynikało, że na dobrą sprawę nikt nie jest rzeczywiście winny spadkowi „Białej Gwiazdy”, a jeśli już trzeba wskazać winnego, to są nim media i osoby, krytykujące poczynania zarządu. Na dłuższą metę doprowadziło to nie tylko do spadku, ale również do problemów wizerunkowych klubu, a także osób nim zarządzających.

Zwolnienie Dariusza Banasika i lekarz bez licencji

Radomiak przez bardzo długi czas sprawiał wrażenie zespołu, który nie znalazł się w Ekstraklasie przypadkiem. Pod wodzą Dariusza Banasika, czyli autora sukcesu drużyny z Radomia, „Zieloni” radzili sobie naprawdę dobrze, zwłaszcza jesienią. Wiosną drużynę dopadł kryzys, który trener Banasik bardzo szybko przypłacił posadą. Znaczna większość środowiska piłkarskiego uznała, że nie zasłużył on na taki los i padł ofiarną krótkowzroczności władz radomskiego klubu. Prezes Radomiaka, Sławomir Stempniewski, na wzór Dariusza Mioduskiego, nie radził sobie z wysuwanymi zarzutami najlepiej.

W wywiadach, w których miał przekonać opinię publiczną do tego, że zwolnienie trenera Banasika było słuszną decyzją pokusił się chociażby o kontrowersyjne stwierdzenie, że praca z jednym trenerem wpływa niekorzystnie na rozwój piłkarzy. Znany z meczowego studia Canal+ Sport „Pan Sławek” wiele stracił na tych zawirowaniach, zwłaszcza, że przekonać kibiców do podjętych przez klub z Radomia kroków będzie niezwykle trudno.

PKO BP Ekstraklasa. Sławomir Stempniewski, prezes Radomiaka Radom o zwolnieniu Dariusza Banasika (sport.tvp.pl)

Sławomir Stempniewski z następcą Dariusza Banasika – Mariuszem Lewandowskim

Na tym jednak nie koniec problemów Radomiaka. Niedługo po rozstaniu z trenerem Banasikiem okazało się bowiem, że w klubie pracuje… lekarz bez odpowiedniej licencji. „Zieloni” zapierają się, że Alexandru Buza posiada odpowiednie dokumenty, że zamierzają walczyć o swoje dobre imię i zagrozili pozwem dziennikarzom, którzy donosili o całej sytuacji. Za Radomiakiem przez dłuższy czas ciągnął się także temat skazanego za korupcję sędziego Grzegorza Gilewskiego, który pełnił w klubie funkcję znaną tylko sobie oraz Sławomirowi Stempniewskiemu. Prezes Radomiaka zarzekał się, że osoba, której sąd zakazał działalności związanej z futbolem, jest jego przyjacielem oraz wspólnikiem biznesowym, który jest jedynie biernym obserwatorem poczynań radomskiego klubu.

Pomimo że Radomiak zaliczył niezły start rozgrywek i bardzo długo wydawało się, że może on stanowić wzór dla innych beniaminków wchodzących do Ekstraklasy, perspektywa ta została bardzo szybko zweryfikowana przez rzeczywistość. Okazało się, że pod płaszczykiem niezłych wyników skrywały się całkiem spore problemy organizacyjne. Kiedy wyszły one na jaw, klub nie za bardzo miał pomysł jak odeprzeć zarzuty.

Wolontariat z perspektywą zatrudnienia

Stal Mielec rzutem na taśmę znalazła się naszym zestawieniu. Kiedy wydawało się już, że sformułowanie „organizacyjnie Stal Mielec” traci na aktualności, klub z Podkarpacia uraczył nas bardzo interesującym ogłoszeniem o wolontariat. Jeden z klubów Ekstraklasy poszukiwał bowiem wolontariuszy, którzy będą w najbliższym czasie zajmować się obowiązkami, za które pozostałe ekstraklasowe kluby oferują wynagrodzenie.

Jak mielczanie zachęcali potencjalnych wolontariuszy? Możliwością współpracy z ekstraklasowym klubem, a także… perspektywą stałego zatrudnienia. Ogłoszenie to bardzo szybko stało się obiektem drwin opinii publicznej, ale Stal bardzo długo walczyła z negatywnymi opiniami. Ostatecznie pochwalono się nawet swoim zwycięstwem nad szydercami, o którym świadczyć miał fakt, że w odpowiedzi na ogłoszenie do klubu spłynęło… 26 zgłoszeń.

Tym samym klub z Podkarpacia po raz kolejny udowadnia, że zarządzanie nie stoi w nim na najwyższym poziomie. W momencie, w którym większość osób zdążyła już zapomnieć o problemach Stali i zdanie „organizacyjnie Stal Mielec” częściej używane było na przykład w stosunku do Radomiaka, mielczanie ponownie o sobie przypomnieli. Dzięki temu dołączyli do naszego zestawienia czterech klubów, których wizerunek w ubiegłym sezonie ucierpiał najbardziej.

Udostępnij
Mateusz Mazur

Mateusz Mazur