Czym kluby z niższych lig mogą przyciągnąć kibiców?
Na to pytanie wiele osób zapewne poszukuje odpowiedzi. W końcu kłopoty z frekwencją to nie tylko domena klubów na niskim poziomie rozgrywkowym. Niewiele jest polskich drużyn, które regularnie mogą oczekiwać dużego wsparcia swoich fanów.
Wiadomym jest, że jakość produktu nie będzie klasą „premium”. Skoro wybieramy się na mecz B klasy, A klasy czy nawet czwartoligowego zespołu, to nie możemy oczekiwać cudów na murawie. W 99% przypadków oglądamy amatorów, dla których piłka nożna jest tylko dodatkiem. Żaden z nich nie będzie się „zabijał” o ligowe punkty. Zwłaszcza że jeśli dostają pieniądze, to nadal nie są to kwoty, które pozwolą się utrzymać. Dlatego ryzykowanie poważnej kontuzji może się okazać sporym życiowym kłopotem. To nie tylko brak możliwości uprawiania ulubionej dyscypliny, ale może być brak możliwości zarabiania na życie i utrzymywania rodziny.
Skoro znamy ograniczenia sportowe, możemy przejść do działań. Wybraliśmy pięć, które kluby z niższych lig mogą zastosować. Najlepiej, gdyby udało się wdrożyć wszystkie jednocześnie. Wiemy jednak, że trudno oczekiwać od pasjonatów pracy po godzinach przy przygotowywaniu meczowych niespodzianek dla fanów.
1. Catering
Dla tych, którzy już przyjdą to zazwyczaj absolutny numer jeden na stadionie. Nie od dziś wiadomo, że klient najedzony, to klient zadowolony. Tak trzeba potraktować kibica. Co może chcieć zjeść kibic? Oczywiście stadionową kiełbasę, czyli „giętą”. Do tego jakieś dodatki i miło byłoby zadbać o piwo. Może sport nie powinien kojarzyć się z promocją spożywania alkoholu, ale na niższych ligach to i tak wystąpi. Czy chcemy, czy nie, kibice swoje wniosą. Część zadowoli się piwem, cześć wniesie coś „twardszego”.
Trudno będzie zorganizować coś takiego, jak robi KTS Weszło, czyli darmowa kiełbasa i piwo. Tam za amatorskim klubem stoi ogromne zaplecze marketingowe. Jednak zdarzają się przecież kluby na niższym poziomie, których głównym sponsorem jest ktoś związany z branżą gastronomiczną. Wówczas na obiekcie może wypromować swoje produkty. Nie dość, że kibice chętniej przyjdą na mecze lokalnej drużyny, to jeszcze sponsor może zyskać – przez pocztę pantoflową – kolejnych klientów w codziennej działalności.
Oczywistym jest, że trzeba postawić na jakość. Jeśli zdecydujemy się na najtańsze parówki z dyskontu do hot-dogów albo sprzedamy niezbyt świeżą kiełbasę, wówczas nikt nie wróci do nas. Mała inwestycja w jedzenie, może się szybko opłacić.
2. Gadżety
Kolejna oczywistość, z której kluby nie korzystają. Dzisiaj w dużych miastach łatwiej znaleźć dzieci i dorosłych w koszulkach Realu i Barcelony, niż w trykotach lokalnych drużyn. Pomijamy kwestie na linii Wisła-Cracovia czy Widzew-ŁKS w miastach derbowych. Tam zapuszczanie się do „nieswojej” dzielnicy może się źle skończyć. Jednak kluby, bez względu na wielkość, powinny zrobić wszystko, by to lokalne barwy były widoczne na orlikach, siłowniach czy po prostu na ulicy. Często jednak dostępność produktów jest mocno utrudniona. Rozumiemy brak możliwości kupienia czegoś przez internet. Do tego potrzebne są dodatkowe osoby, które mogą nie mieć czasu na takie zajęcie, które trudno nazwać dochodowym. Jednak podczas domowych meczów, klub musi oferować swoje barwy. Tutaj ciekawym przykładem jest SF Fairant Kraków. Wchodzimy na stronę klubową i od razu wyskakuje nam zachęta do zakupu koszulki meczowej. Nie musimy nigdzie szukać, wystarczy wejść na stronę.
Koszulki i szaliki do podstawa, ale przecież mnóstwo gadżetów można wydawać przy okazji. Początek września? Zeszyty, plany lekcji, piórniki i wszystkie przybory związane ze szkołą. Może się okazać, że sprzedaż kilku takich artykułów rozniesie się. W końcu młody kibic pokaże swoje rzeczy w szkole rówieśnikom, którym to się może spodobać.
Końcówka rundy? Wydajemy czapki, szaliki. Tuż przed świętami można spróbować wydania popularnych w Niemczech swetrów świątecznych. Jeśli klub nie jest pewny zainteresowania i wydania zbyt dużej liczby przedmiotów, zawsze może skorzystać przecież z formy zapisów na różne rzeczy. Wtedy ma pewność, że nie straci finansowo, a także wie, jakie jest zainteresowanie jego produktami.
3. Atrakcje
Kibica trzeba spróbować przyciągnąć na wiele sposobów. Starsi przyjdą sami z siebie. Ale ci młodsi przez 90 minut nie usiedzą w miejscu. Dajmy im więc możliwość aktywnego spędzenia czasu. Dla nich przyjście na stadion niech kojarzy się z dobrą zabawą. Najpierw obejrzą sobie 10 minut meczu, a resztę się pobawią. Potem jednak będą sukcesywnie zwiększać swoją uwagę na boisku. Jak można ich zachęcić?
Zorganizować osoby, które namalują barwy klubu na buzi dziecka. Nie dość, że będzie radocha z pomalowanej twarzy, to jeszcze budzi się pierwsze przywiązanie do kolorów związanych z klubem. Jeśli infrastruktura na to pozwala, można zorganizować małe boisko z bramkami. Skoro dorośli grają, dzieci też mogą. Może któryś z nich poprosi później rodziców, by przyprowadzili go na treningi do tego klubu. W końcu tam się czują komfortowo, więc mogą zacząć swoją piłkarską przygodę. Co poza tym? Wata cukrowa, zjeżdżalnie, dmuchańce, bubble football(piłka nożna w dmuchanych kulach) itd. To kilka pomysłów z brzegu, które w jakiejś formie na pewno można zrealizować.
4. Social media
To nie będzie sztab ludzi, którzy zrobią wiele rzeczy jednocześnie. Wystarczy jedna osoba, która codziennie będzie dbała, by fanpage na Facebooku, profile na Twitterze czy Instagramie, a teraz na Tik Toku, będą aktywne. Nie trzeba być wszędzie. Wystarczy znaleźć miejsce, w którym jednak aktywność będzie wysoka i zrobiona z pomysłem. Jakim? Mogą to być śmieszne filmiki lub wpisy. Mogą być zdjęcia związane z klubem. Coś, co pomoże wyróżnić się z tłumu. Trzeba pamiętać, że dzisiaj rozrywek jest mnóstwo. Jeśli okażesz się atrakcyjny w sieci, masz szansę przekuć to w realne zainteresowanie. Takim przykładem niech będzie Naprzód Świbie. Zapewne nikt poza osobami z okolic Świbia, nie wiedziałby o istnieniu takiego klubu. Tymczasem oryginalnie prowadzony profil na Twitterze pozwolił na jakiegoś rodzaju rozgłos. Dzisiaj A-klasowy klub obserwuje niemal 6500 osób, czyli o kilkaset więcej niż profil przyszłego beniaminka I ligi Stali Rzeszów.
5. Angażowanie lokalnej społeczności
Wydaje się jasne i klarowne, ale nie dla wszystkich. Jednak każdy ma swoją małą ojczyznę, w której lokalny klub powinien odgrywać ważną społecznie rolę. Tutaj sytuacja dotyczy zarówno wielkich miast, przez średniej wielkości miasteczka, po małe miejscowości, a nawet wsie. Na tych ostatnich wiadomym jest, że to zazwyczaj jedna z nielicznych rozrywek. Dlatego warto dotrzeć do całej społeczności. Można przecież zrobić konkretny termin meczów domowych, który zawsze mieszkańcom będzie kojarzyć się z jednym. Tam telewizja nie wejdzie i nie zgarnie meczu na piątek lub poniedziałek. Można przyzwyczaić ludzi, że niedziela o 14:00 to święta godzina i wtedy zawsze można pójść na mecz lokalnej drużyny.
Co z dużymi miastami? Tam trzeba się skupić także na okolicy. Trudno żeby Hutnik Warszawa czy GKP Targówek miały rywalizować o fanów z całego miasta. Oczywistym, jest, że numerem jeden w stolicy jest Legia. Fani Hutnika i GKP także regularnie wspierają legionistów. Jednak działacze obu tych klubów powinni zrobić wszystko, by na Bielanach i Targówku mecze tych klubów także były świętem. Nie ma sensu jeździć i zachęcać mieszkańców Mokotowa czy Ursynowa, tylko skupić się na swojej dzielnicy.
***
Ktoś powie, że to wszystko kosztuje. Oczywiście, że tak, bo nie ma nic za darmo. Często jednak słyszy się o niższych ligach jako siedlisku finansowej patologii. Gminy dotują kluby, by przyjeżdżali dorośli faceci i zgarniali po 100, 150 czy 200 złotych na mecz. Pół biedy, gdy chodzi o prywatne pieniądze. Wtedy to kaprys, na który widocznie ludzi stać. Można jednak wynagradzanie za amatorski futbol zmienić na coś innego. Stworzenie lokalnej społeczności, zachęcenie ludzi do oglądania piłki i po prostu wspólnej pasji. A jeśli przy okazji uda się zachęcić do tego najmłodszych? Być może klubowa szkółka wzbogaci się o kilkoro dzieci.