22.04.2022 12:48

Świat biznesu i wielkich pieniędzy. Jak pracują agenci piłkarscy?

Szara eminencja futbolowego świata. Ludzie, o których krąży tysiąc legend i barwnych anegdot. Uosobienie, znienawidzonego przez kibiców, modern football. To oni stoją za sukcesem największych transferów w historii piłki nożnej. Oni, nie zwracając uwagi na sentymenty, dbają o interesy swoich klientów. Wyrywają klubom największe gwiazdy i sterują ich przenosinami do drużyny największego rywala. Wynegocjują lukratywną ofertę kontraktu w Arabii Saudyjskiej, Katarze czy Stanach Zjednoczonych, zabezpieczając przy tym niemałą prowizję dla siebie. Multimilionerzy, których agencje zrzeszają największe nazwiska piłkarskiego świata. Biznesmeni, dyplomaci i oportuniści. Dziś zabieramy was do świata poważnego biznesu i wielkich pieniędzy. Świata agentów piłkarskich. 

Udostępnij
Świat biznesu i wielkich pieniędzy. Jak pracują agenci piłkarscy?

Piłkarze kochają, trenerzy nienawidzą

– W całym piłkarskim świecie jest jeden czy dwóch agentów, których po prostu nie lubię. Raiola, agent Paula Pogby jest jednym z nich – mówi Sir Alex Ferguson.

– Mino kierował całym procesem transferu, bo to on znał włoski. Jednak dużo ważniejsze było dla mnie to, że pomagał mi jeszcze długo po dopięciu transferu. Był dostępny 24/7. Upewnił się, że dobrze się zaaklimatyzuję. To coś, za co będę mu wdzięczny już do końca życia. Nie każdy byłby gotowy na coś takiego – przyznaje z kolei Bryan Roy, którego przenosinami z Ajaksu do włoskiej Foggii w latach 90. sterował Raiola.

– Od samego przyjazdu do Padovy czułem wsparcie Mino. Pomógł mi znaleźć dom, samochód czy otworzyć konto bankowe. Spędziłem z nim niemal całe 3 tygodnie po przyjeździe. Wszystko był w stanie załatwić i naprawić. Przykładowo, podpisałem kontrakt nie myśląc wtedy o samochodzie. W dwa dni załatwił mi auto od prywatnego sponsora. Nie było rzeczy, której nie potrafiłby załatwić. To z kolei słowa Michela Kreeka, który w chwili, do której odnosi się w przytoczonym cytacie nie był nawet klientem Raioli.

Znienawidzony przez trenerów, kochany przez piłkarzy, których reprezentuje. Mino Raiola jest specjalistą w zakresie kontaktów międzyludzkich. Wie kiedy, na poczet przyszłej współpracy, wyświadczyć komuś drobną przysługę i wie kiedy zażądać za nią zapłaty. Raiola nie traktuje piłkarzy jak klientów. Traktuje ich jak członków rodziny. Dzwoni, dogląda, jest w stanie załatwić wszystko co potrzebne. W kluczowych momentach, które na dobrą sprawę definiują jego skuteczność, steruje przenosinami piłkarzy do innych klubów.

„Przenosinami” to w tym przypadku słowo klucz, gdyż, jak wspominają gracze, których reprezentuje, Raiola nie jest zainteresowany wyłącznie „klepnięciem” transferu. Włoch pomaga swoim klientom zaaklimatyzować się w nowym środowisku, wspiera w całym zamieszaniu związanym z przeprowadzką w nowe miejsce.

Ponoć jest sobie w stanie zaskarbić sympatię każdego, ale wielu jest też takich, którym porządnie zalazł za skórę. Mino Raiola jest chyba najbardziej medialnym i rozpoznawalnym agentem piłkarskim na świecie i w dużej mierze uosabia cały świat menadżerów. Każdy z piłkarskich „aniołów stróżów” jest oczywiście odrębną, pewnie nie mniej ciekawą niż Raiola, indywidualnością, ale w gruncie rzeczy każdy z nich dąży do tego samego celu. Uszczknąć choć ułamek tego, co reprezentowany przez niego piłkarz zarabia na podpisanych przez siebie kontraktach.

Zło konieczne?

Powiedzenie, że za każdym sukcesem wielkiego mężczyzny stoi wyjątkowa kobieta ma swoje odzwierciedlenie w futbolu. Oczywiście, nie chcemy w tym miejscu deprecjonować roli partnerek piłkarzy, jednak przechodząc do piłkarskiej nomenklatury można z całą pewnością stwierdzić, że za każdym sfinalizowanym wielkim transferem stoi wpływowy agent.

Niektórzy uważają, że menadżerowie piłkarzy są tylko zbędnym dodatkiem w całej tej zabawie, a rola którą odgrywają jest zdecydowanie zbyt duża. Wszak zawodnikom wystarczyłyby przecież regularne kontakty z prawnikiem, który doglądałby, czy nie są oni przypadkiem oszukiwani przez klub, a w podpisywanym przez nich kontrakcie nie ma kruczków, które sprawiałyby, że w momencie doznania poważnej kontuzji, gracz zostanie pozostawiony sam sobie.

Rozwiązanie to sprawdziłoby się może w latach 50. XX wieku, ale nie dzisiaj, w erze maksymalnej globalizacji futbolu. Zawodnicy z pierwszych stron gazet, których liczba umów reklamowych często kilkukrotnie przewyższa liczbę zdobytych przez nich tytułów mistrzowskich, potrzebują „anioła stróża”, który czuwa nad ich karierą. Kogoś kto doradzi, kogoś kto zadba o interesy piłkarza i wreszcie – kogoś, kto sprawi, że na rynku transferowym to oni, a nie kluby, będą rozdawać karty.

Stwierdzenie, że agenci pracują dla piłkarzy jest w pewnym stopniu nadużyciem. Jeszcze większym nadużyciem, choć takie sytuacje się zdarzają, byłoby powiedzenie, że agenci pracują dla klubów. Agenci to wolni strzelcy, którzy w bliższej lub dalszej perspektywie mają na uwadze własne korzyści.

Często, menadżerowie, dopinając szczegóły kontraktu nie reprezentują wyłącznie piłkarza lub wyłącznie klubu. Zdarzają się sytuacje, że agentom płaci zarówno klub, który podpisuje umowę z piłkarzem, jak i zawodnik składający swój podpis na tejże umowie. Konflikt interesów? Najwyraźniej. Jeśli jednak agentowi zależy na sfinalizowaniu transferu dwa razy bardziej niż zazwyczaj, to któż w takiej sytuacji odważyłby się przeciwstawić piłkarskim magnatom?

Jak zostaje się agentem?

Jeśli w tym momencie ktoś z was zastanawiał się jak rozpocząć swoją karierę agenta piłkarskiego, to niestety nie mamy najlepszych informacji. Nie istnieją żadne kursy, które miałyby przygotować laika do takiej roli. Co więcej, nie istnieje żadna licencja FIFA, która regulowałaby zakres kompetencji piłkarskiego agenta oraz umiejętności, które powinien posiadać. Gdybyśmy mieli jednak stworzyć taką nieoficjalną listę zdolności mile widzianych u osoby, która chciałaby reprezentować piłkarzy, to z pewnością znalazłyby się na niej: łatwość w nawiązywaniu kontaktów, znajomość prawa cywilnego i praw rządzących marketingiem, dobre oko do młodych i obiecujących talentów, a ponadto dar znajdowania się we właściwym miejscu o właściwym czasie i wiedza z zakresu meteorologii, tak aby przewidywać skąd i w jakim kierunku jutro i pojutrze zawieje wiatr.

Ułamek kontroli nad eldorado piłkarskich agentów próbowała wywalczyć sobie Premier League, która wprowadziła jakiś czas temu rejestr wszystkich menadżerów działających na terenie Wielkiej Brytanii. Aby się w nim znaleźć należy zdać test o nazwie Good Character and Reputation, przedstawić zaświadczenie o niekaralności, uiścić jednorazową opłatę w wysokości 500 funtów, a następnie co roku wpłacać połowę tej kwoty. Formalnie więc każdy człowiek, który nie napadł na osiedlowy kiosk, posiadający odpowiednią osobowość i reputację, którego stać na wydatek w wysokości około 1400 złotych rocznie może działać w Wielkiej Brytanii jako agent piłkarski.

Brzmi to może śmiesznie, ale natura pracy piłkarskiego agenta sprawia, że zainwestowana kwota wcale nie musi do nas wrócić. Jest to bowiem dość niewdzięczny zawód i najczęściej agenci mają jednego lub dwóch klientów, których reprezentują. Do tego by zostać drugim superagentem Raiolą droga jest bardzo długa, kręta i wyboista.

Na koniec zostawiamy was z cytatem Mino Raioli, który może nie stawia Włocha w roli najprzyjemniejszego faceta pod słońcem, ale wiele mówi o charakterze czołowych piłkarskich agentów: – Nikt mnie nie zdominuje. Nie obchodzi mnie kim jesteś. Być może mogą to zrobić moi synowie i mógłbym na to pozwolić z powodu miłości. Jestem prostym facetem. Zostaw mnie w spokoju, to ja dam spokój tobie. Jeśli mnie jednak prowokujesz, ja zaczynam zbierać środki (…) Nie wiem czemu ludzie uważają za wredne mówienie tego, co się myśli. To dla mnie dziwne. Nie mam problemu z tym, co powiedział Ferguson. To właśnie myślał. Może to powiedzieć. Na początku nazwał mnie dziw*ą. Nie wiedziałem co to znaczy, więc ktoś mi wytłumaczył, a ja spytałem „oh, czy to komplement?” Wolę, żeby mnie tak nazywał, niż traktował mnie miło, a potem dymał za plecami.

 

Udostępnij
Mateusz Mazur

Mateusz Mazur