17.11.2021 14:03

Mistrzowie w swoim fachu. Poza nim anonimowi obywatele

Są dyscypliny, w których możesz być najlepszy na świecie, ale niewiele osób wie o twoim istnieniu. Wkładasz ogrom potu i zmęczenia, ale niestety na wiele się to nie zdaje. Po prostu uprawiasz niszową dyscyplinę sportu i musisz się pogodzić z byciem anonimowym mistrzem.

Udostępnij
Mistrzowie w swoim fachu. Poza nim anonimowi obywatele

Weźmy za przykład Jana-Krzysztofa Dudę. Czołowy szachista świata, czyli sportu, który amatorsko uprawia mnóstwo ludzi na świecie. Chwilowa popularność tej dyscypliny zbiegła się z ogromnym sukcesem serialu Gambit Królowej. Dopiero wtedy zrobiło się głośno o wielu szachistach. Jan-Krzysztof Duda w 2018 roku został wicemistrzem świata w szachach błyskawicznych. Ogromny sukces, ale nadal słyszała o nim garstka ludzi. Tymczasem dwa lat wcześniej prezydent Andrzej Duda odznaczył go Srebrnym Krzyżem Zasługi. Można jednak powiedzieć, że dopiero ostatnie dwa lata to przebicie się do świadomości większego grona Polaków. Kontrakt reklamowy z Orlenem, kolejne odznaczenie ze strony prezydenta, a w sierpniu także zwycięstwo w Pucharze Świata FIDE, gdzie po drodze pokonał Magnusa Carlsena.

Wylatał wszystko

Sebastian Kawa od wielu lat uprawia z ogromnymi sukcesami szybownictwo. Zresztą najlepsza będzie tutaj notka biograficzna z jego strony internetowej. – Sebastian Kawa lata na szybowcach od 1988r kontynuując pasję lotnicza ojca. Jest najwybitniejszym pilotem w historii szybownictwa. Zdobył już 17 złotych ,3 srebrne,3 brązowe medale mistrzostwa świata, 9 złotych mistrzostw Europy i zwyciężył w dwu światowych Igrzyskach Lotniczych. Każdy z tych medali to wiele dni zmagań z przyrodą i konkurentami. Wielkim wyzwaniem były jego pionierskie loty w Himalajach i Kaukazie. Wcześniej z powodzeniem uprawiał żeglarstwo. Z zawodu lekarz – czytamy. Trudno byłoby znaleźć sportowca w Polsce, który miałby na swoim koncie więcej medali w imprezach międzynarodowych. To zresztą nie są jego „jedyne” sukcesy. – 49-letni Sebastian Kawa ma na koncie wiele pionierskich przelotów nad Himalajami, Andami, Kaukazem. Karpatami. Loty nad Himalajami to nie jedyne szybownicze wyzwanie, jakie podjął Kawa – latał m.in. nad pustyniami i oceanem – pisała w sierpniu Gazeta Wyborcza.

Pochodzi z lekarskiej rodziny, a miłość do latania przejął od ojca Tomasza, który także startował w zawodach lotniczych. Co ciekawe jednak Sebastian Kawa rozpoczynał od żeglarstwa. Był mistrzem Polski, startował na zawodach rangi międzynarodowej. Pisał nawet autobiografii, że na jednych z zawodów puchar wręczała mu księżna Diana. Mimo takiego ogromu sukcesów, trudno mówić o wielkiej rozpoznawalności. Sebastiana Kawy po prostu w mediach zbyt często nie ma. Szybownictwo nie jest popularnym sportem. Próżno szukać czegoś więcej w telewizji niż wzmianki w wiadomościach o największych imprezach.

To jednak nie oznacza, że był kompletnie pomijany pod kątem marketingowym. W ubiegłym roku wystąpił w reklamie Banku Pekao. Jedna z odsłon serii reklam pod nazwą „Bierz życie za rogi” przedstawiała najbardziej utytułowanego pilota na świecie. Prezes banku Marek Lusztyn podkreślał wówczas, że Sebastian Kawa jest uosobieniem ludzi, którzy wytrwale dążą do celu i godnie reprezentują Polskę na arenie międzynarodowej.

Multimedalistka olimpijska

Karolina Naja także nie należy do czołówki popularnych sportowców. Jednak osiągnięciami robi ogromne wrażenie. Justyna Kowalczyk, Irena Szewińska i Jerzy Pawłowski to trójka olimpijczyków, która zdobyła większą liczbę medali od Naji. Tyle samo na swoim koncie – bez względu na kolor – mają wielkie sławy z ostatnich lat: Kamil Stoch, Adam Małysz, Robert Korzeniowski, czy Witold Woyda ze starszych czasów. Krótko mówiąc Karolina Naja to czołówka polskich olimpijczyków. Trzy kolejne IO z przywożonymi krążkami to wynik jakim mogą się pochwalić jednostki. Ewentualny sukces w Paryżu wyrówna wynik Szewińskiej i Pawłowskiego, który jako jedyni zdobywali medale na czterech igrzyskach z rzędu.

W Londynie i Rio de Janeiro brąz w dwójce z Beatą Mikołajczyk. W Tokio brąz był w czwórce z Anną Puławską, Justyną Iskrzyck oraz Heleną Wiśniewską. Z tą pierwszą zgarnęła także srebro w duecie. Nadal bez olimpijskiego złota, ale ten kolor medalu zgarnęła podczas mistrzostw świata i Europy. To jednak nie przekłada się wielkość zainteresowania. W ostatnich tygodniach została uhonorowana przez włodarzy Tych, jej rodzinnego miasta. Nagroda to symboliczny czek opiewający na 50 tysięcy złotych. Z perspektywy zwykłego obywatela pokaźna kwota pieniędzy. Mówimy jednak o jednej z najwybitniejszych sportsmenek polskich w historii. Wówczas taka kwota nie robi już wielkiego wrażenia. Tym bardziej gdy chodzi o kilkuletnie przygotowania do najważniejszej imprezy.

Na swój koszt

O ile kajakarstwo, szachy oraz szybownictwo w mediach tradycyjnych pojawiają się od święta, o tyle speedball praktycznie w nich nie istnieje. Dla większości te słowa będą pierwszą stycznością z tą dyscypliną sportu. Co ciekawe w niej mamy medalistę mistrzostw świata. Mariusz Rzedzicki kilkanaście dni temu wrócił z Tunezji z dwoma brązowymi medalami. Pierwszy zdobyty indywidualnie, drugi w drużynie z Wiktorią Murzyn, Marceliną Ryś i Tomaszem Bizoniem. Dla Rzedzickiego to były już trzecie mistrzostwa globu i pierwsze medale. Wcześniej był niezwykle blisko na poprzednich imprezach. W Kuwejcie trzy lata temu oraz rok później we Francji był dwukrotnie piąty.

Rzedzicki jest czołowym zawodnikiem świata, wielokrotnym mistrzem oraz rekordzistą Polski. Jednak żeby pojechać na mistrzostwa świata musiał samemu zbierać pieniądze. Część środków wyłożył związek Speedballa w Polsce, ale reszta to już prywatna inicjatywa zawodnika. Mowa o wsparciu znajomych, przyjaciół oraz zbiórce internetowej. W tym wszystkim zabrakło środków miejskich, o które starał się sam zainteresowany. Jak czytamy w tekście na stronie Nowytydzien.pl, miasto nie mogło podjąć się pomocy ze względu na ograniczone środki finansowe.

***

To tylko cztery przykłady z brzegu. Jest jedna z najstarszych gier na świecie, którą amatorsko uprawiają miliony ludzi. Była multimedalistka olimpijska, a także hegemoni w swoich mniej popularnych dyscyplinach. Jak się okazuje sukces sportowy, wcale nie musi się przekładać na popularność. Mówimy o osobach, które sukcesami mogłyby zawstydzić wielu innych sportowców. Kłopot w tym, że na ulicy mogą przejść obojętnie, gdyż przez brak popularności ich dyscyplin, oni sami nie są rozpoznawalni. Z jednej strony to zrozumiałe. Popularność jest tam, gdzie są kibice, którzy generują zainteresowanie i pieniądze. Z drugiej strony przykre, że ludzie doszli do perfekcji w swoim fachu mogą być dla większości społeczeństwa anonimowi.

Udostępnij
Rafał Szyszka

Rafał Szyszka