Telewizja, piękne stadiony i… pustki na trybunach. Dlaczego nikogo nie obchodzi polska piłka?
Możemy mówić, że piłka nożna to sport narodowy. Możemy się zachwycać pełnym stadionem przy meczach reprezentacji. Prawda jest jednak brutalna. Na piłkarskie stadiony w Polsce ludzie nie chcą chodzić. Od wielkiego dzwonu zobaczymy wysoką frekwencję w kilku miastach. W pozostałych raczej przyzwyczailiśmy się do pustych trybun i nikogo to już nie dziwi. Czy martwi? Mamy wrażenie, że nie...
W ubiegłym tygodniu pisaliśmy o cenach biletów na wydarzenia sportowe w Polsce. Zakładając nawet niskie zarobki, nie powinniśmy narzekać. Obejrzenie Lewandowskiego to dzisiaj wydatek nawet 90 złotych. Mecze w europejskich pucharach tanie nie są, ale ligowe spotkania to raczej nie jest wyższy koszt, niż wyjście do restauracji czy klubu w weekend. Mimo tego trudno zapełniać obiekty od Ekstraklasy w dół.
Support your local football team
To piękne hasło z Anglii niestety trudno jest przenieść na polski grunt. Weźmy choćby pod uwagę jeden z kapitalnych zapisów w prawie audiowizualnym na Wyspach. Mecze o godzinie 15:00 nie mogą być transmitowane w żadnej telewizji. Wówczas kibic z niewielkiej miejscowości albo idzie na mecz swojej drużyny lokalnej, albo… nic nie obejrzy. Wszystko po to by spotkania Manchesteru United czy Liverpoolu nie wygrywały ze wspieraniem najmniejszych klubów w okolicy.
Czy trudno byłoby to przełożyć na polski grunt? Zapewne tak, ale jeśli „argumentem” miałaby być pozycja telewizji, to już byłoby to nietrafione. W końcu prawa do Premier League kosztują kilkadziesiąt razy więcej od tych do Ekstraklasy. Mimo tego Anglicy potrafią sami się ograniczać. Dlaczego? Wiedzą, że zainteresowanie lokalną piłką przenosi się na cały kraj. Idąc tym tropem departament Grassroots w PZPN powinien właśnie spróbować spopularyzować przede wszystkim chodzenie na mecze. To jest podstawa.
Kibicowanie zagranicznym klubom
Czy to pozytywne, czy negatywne zjawisko? Każdy niech sobie odpowie sam. Koronawirus nieco wyhamował to zjawisko, które było wielokrotnie opisywane. Dzisiaj kibicowanie zagranicznemu klubowi na ogół jest bardzo proste. Do Barcelony, Manchesteru, Londynu czy Mediolanu dostać się jest niezwykle łatwo. Wchodzimy na stronę Wizzaira czy Ryanaira i za kilkadziesiąt złotych możemy polecieć na drugi koniec kontynentu. Bilety raczej także powszechnie dostępne, podobnie jak noclegi. W kwocie kilkuset złotych możemy zamknąć wyjazd na hitowy mecz najlepszych lig europejskich oraz zwiedzanie okolicy. To brzmi bardzo kusząco i wiele osób z tego korzysta.
Piłka (nie) dla wszystkich
PZPN chwali się swoim hasłem „Piłka dla wszystkich”. Niestety to hasło nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Weźmy pod uwagę obecne rozgrywki Pucharu Polski. Stężenie absurdu zaczyna powoli sięgać zenitu. W I rundzie mecz Górnika Zabrze z Radomiakiem odbywał się w środę o godzinie… 14:30. Nowoczesny stadion z oświetleniem to za mało. Ważniejsza okazała się transmisja telewizyjna. Podobne absurdy zresztą dotyczą II rundy, w której nie brakuje dziwnych terminów. W ten sposób mecze w środku tygodnia także będą odbywały się o porach dla bezrobotnych. GKS Tychy zagra z Wisłą o 13:30(!), Świt Nowy Dwór Mazowiecki z Lechią Gdańsk o 12:15(!!). Do tego mecze domowe Widzewa czy Korony o 16:00. Wszystko przez transmisje telewizyjne. Rozumiemy, że prawa wykupione przez TV trochę kosztują. Kluby z niższych lig jednak chciałyby mieć święto na swoich obiektach. Organizacja meczów z ekstraklasowymi klubami, przy telewizji trochę kosztuje. Niestety trudno mówić o jakimkolwiek zarobku, gdy mecz jest o godzinie niedostępnej dla większości kibiców.
Innym aspektem jest brak pozwolenia przez Polsat transmitowania przez kluby meczów, które nie trafiły do ramówki telewizji. W dzisiejszych czasach weekendowe mecze z III czy IV ligi bez kłopotu obejrzymy w ramach PPV, a mecze klubów z Ekstraklasy czy I ligi w Pucharze Polski mogą być dostępne tylko dla wybrańców na stadionie!
Organizatorzy i policja vs kibice
Ten pojedynek trwa od lat i będzie trwał. Raz jedni przeciągają linę, raz drudzy. Jeśli ktoś uważa, że na stadionach i w okolicach nadal jest patologia i porównuje to do czasów sprzed piętnastu lat, ten niczego nie zauważy… Dzisiaj incydenty na meczach to już pojedyncze przypadki. Nie mówimy tutaj o odpalanej pirotechnice, ale sytuacjach, w których mówimy o faktycznym zagrożeniu zdrowia na trybunach.
Kibice nie są święci i nigdy nie będą. Jednak nie ma tygodnia, by w sieci nie dało się znaleźć relacji fanów z różnego szczebla, które kompletnie dyskwalifikują wiele klubów pod względem organizacyjnym. Na początku sezonu pisaliśmy o tym, jak organizacja wygląda na wyższych poziomach. Warto jednak zajrzeć tam, gdzie mało kto zagląda. Dwa przykłady z IV ligi, ale dotyczące rezerw ekstraklasowych klubów.
Oczywiście to relacje ze strony kibiców gości, jednostronne. Szkopuł w tym, że każdego weekendu takich tekstów, na różnych stronach kibicowskich, można przeczytać kilka, kilkanaście. Od poziomu centralnego, po najniższe ligi. Coś nam się wydaje, że można takie sytuacje zupełnie inaczej rozegrać. Ponad 100 osób w sektorze gości to potencjalny zysk dla gospodarza. Ok, trzeba wynająć ochronę, ale bilety kosztujące 10-15 złotych oraz ewentualny catering wszystko zwróci.
Wbrew pozorom normalne traktowanie kibiców gości to w większości przypadków „polisa” na spokojny przebieg meczu na trybunach. Jeśli fan w „klatce” czuje, że może normalnie wejść na sektor gości, a później zjeść kiełbasę lub inne przysmaki z grilla, w 99% sytuacjach będzie zachowywał się tak, jak życzą sobie gospodarze.
***
Mimo wcześniejszych informacji ze strony Policji i apeli o rozejście się, nie przyniosło to skutku i osoby nadal nie stosowały się do przepisów wprowadzonych w celu opanowania epidemii koronawirusa – informuje sierż. szt. Krzysztof Marcjan z Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu. I wiecie co zrobiła policja dla ochrony obywateli w czasie wspomnianej pandemii w trakcie tego zgromadzenia? Odpowiednim kordonem, zacieśnili uczestników legalnego zgromadzenia, tak, aby transmisja wirusa była dużo skuteczniejsza, aniżeli mogłaby być, gdyby zostawili tych ludzi bez interwencji. Absurd? No to zaczynamy!
To początek tekstu, który w tym tygodniu ukazał się na portalu ŚląskNet.com. Mowa o sytuacji, w której kibice Śląska Wrocław dopingowali swoich piłkarzy spod stadionu. Wówczas obiekty sportowe były jeszcze zamknięte, więc jedyną formą wsparcia był doping z okolic stadionu. Warto przeczytać cały tekst, który ukazuje jedną wielką patologię, która może dotknąć niemal każdego. Wcale nie trzeba być wielkim i groźnym chuliganem, żeby dostać się w tryby wymiaru sprawiedliwości. Zresztą kilka lat temu przekonała się o tym pewna przedszkolanka, która dostała zakaz stadionowy za trzymanie sektorówki podczas meczu Pogoni Szczecin!
– W kwietniu ubiegłego roku kobieta pierwszy raz w życiu przyszła na stadion przy ulicy Twardowskiego. Pogoń grała wtedy w lidze z Sandecją Nowy Sącz. Klub świętował 70. rocznicę powstania, dlatego na trybunach została przygotowana specjalna oprawa. I to właśnie za jej sprawą pani Joanna trafiła na noc do policyjnej izby zatrzymań – to tekst z Radia Szczecin z 2019 roku. Pani Joanna na szczęście została uniewinniona, mimo apelacji ze strony policji! Właśnie w ten sposób można błyskawicznie zniechęcać zwykłych kibiców do chodzenia na mecze. A to tylko dwa przypadki z brzegu, choć najbardziej trącające absurdem.
***
Ceny biletów, jak ustaliliśmy ostatnio, nie są kłopotem. Warunki na zdecydowanej większości stadionów są bardzo wysokie. Pod tym względem możemy wyznaczać europejskie standardy. Jednak kłopotem są… jak zwykle ludzie. Kibica trzeba chcieć przyciągnąć na stadion. Jednak, jeśli ten musi pokonać wiele ograniczeń, to niestety kończy się to pustymi trybunami. Wbrew pozorom taki widok dla wielu zarządzających polskimi klubami jest na rękę. Nie trzeba dużo wydawać na ochronę, nie trzeba dużo robić. A przecież i tak nie zarabia klub, który zaraz będzie dotować miasto lub bogaty właściciel. Koło się zamyka!