Fame MMA wyznaczyło trend. Freakowe federacje na polskim rynku
Gdy 30 czerwca 2018 roku Fame MMA organizowało pierwszą galę w Hali Widowisko-Sportowej w Koszalinie na około 1500 osób, nikt z pewnością nie spodziewał się, że ten projekt rozwinie się w tak błyskawicznym tempie. Aktualnie organizowanie freakowych gal staje się coraz popularniejszym zajęciem. Efekty są różne. Niektóre federacje wyglądają bardzo profesjonalnie. U innych z kolei można zauważyć wyraźne niedociągnięcia. Postaramy się przybliżyć rynek polskich federacji freak-fightowych.
Wyraźny lider
Projekt Fame MMA jest bardzo dobrym przykładem, jak wkroczyć i przejąć sektor nieobsadzony, ale z odpowiednim potencjałem. Przed erą federacji Michała Barona, Wojciecha Goli, Rafała Pasternaka oraz Krzysztofa Rozpary, walki celebrytów, które w głównej mierze nastawione są na show, nie cieszyły się zainteresowaniem wśród osób czy organizacji posiadających możliwości, by takie wydarzenie zrealizować.
Fame MMA zaczęło dość skromnie, ale jednocześnie bardzo rozsądnie. Gala w Hali Widowisko-Sportowej w Koszalinie nie mogła robić wielkiego wrażenia na osobach związanych z branżą MMA. Nie pomagała również karta walk, gdyż na liście zawodników znalazło się niewiele znanych osób, a jedną z najbardziej popularnych był człowiek, który zasłynął z picia alkoholu razem ze swoją matką, prowadząc przy tym transmisje na żywo.
Z gali na galę możliwości Fame MMA stawały się coraz większe. Organizacja zaczynała pozbawiać się łatki federacji, w której walczą przede wszystkim osoby prowadzące niewłaściwy tryb życia i przekazujące złe wartości. Kamieniem milowym z pewnością była piąta gala, którą zorganizowano w Ergo Arenie przy 10 tys. publiczności.
W odpowiednim rozwoju nie przeszkodziła nawet pandemia. Aż pięć gal odbyło się bez udziału publiczności. Fame MMA mogło jednak liczyć na ogromne wsparcie swoich odbiorców w postaci sprzedaży PPV, która co chwilę biła rekordy i zawstydzała wyniki KSW. Na początku października odbyła się jedenasta odsłona Fame MMA z walką wieczoru Borys Mańkowski – Norman Parke.
Wybór typowo sportowego pojedynku na main-event miał konkretny cel. Fame MMA zdobyło kolejne grono adresatów, zapewniając sobie dobre wyniki sprzedaży PPV. Krzysztof Rozpara oznajmił nawet, iż organizacja sprzedała około 470 tys. licencji na to wydarzenie, osiągając trzeci najlepszy wynik w historii federacji.
Fame MMA cały czas się rozwija. Organizatorzy nie zamierzają spoczywać na laurach i po części wynika to z konkurencji, która coraz śmielej zaczyna spoglądać do ogródka najpopularniejszej freakowej federacji w Polsce.
Poważny konkurent
Która organizacja ma największą szansę, by nawiązać realną rywalizację z Fame MMA? To High League. O całym projekcie nieco szerzej pisaliśmy już na początku września. Federacja, której twarzą jest popularny raper Malik Montana ma za sobą pierwszą galę zorganizowaną już w Ergo Arenie. Mamy zatem sporą różnicę w porównaniu z Fame MMA, które rozpoczynało w skromnej hali w Koszalinie. Oczywiście wynika to przede wszystkim z rozwoju samego rynku związanego z walkami freaków.
O pierwszej gali High League można napisać wiele pozytywnych słów. Nie brakowało topowych influencerów z ogromnych zasięgami, jak chociażby Lexy czy Natsu. Pojawili się również czołowi youtuberzy/streamerzy pokroju Medusy oraz Japczana. Byliśmy także świadkami mocno sportowej walki w postaci pojedynku Ewy Brodnickiej z Lil Masti. Mówiąc w skrócie, High Legue zapewniło mocną i jednocześnie różnorodną kartę, która została pozytywnie odebrana przez środowisko.
Pozostaje pytanie, jak po tak hucznym i mocnym starcie rozwijać się będzie High League. W przypadku Fame MMA mieliśmy do czynienia z dość naturalnym postępem. Tutaj z kolei od początku jest mocne uderzenie i wysoko postawiona poprzeczka. Przysłowie mówi, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Co musi zatem przygotować High League w przypadku drugiej, trzeciej czy czwartej gali? Trudno sobie wyobrazić. Być może federacja nas czymś zaskoczy.
Wykorzystać moment
Ludzie związani ze środowiskiem lub po prostu mający odpowiednie możliwości, by zorganizować galę freakfightów, próbują swoich sił w tym dość ciekawym świecie. W ostatnich miesiącach pojawiło się kilka federacji. Mowa m.in. o Elite Fighters oraz Open Fights Night. Nieco szerszym echem odbiło się wydarzenie związane z tą pierwszą organizacją. Elite Fighters zdołało bowiem podpisać kilka osób ze świata szeroko pojętego internetu, a walką wieczoru był pojedynek Mateusza Murańskiego z Norbertem Janeckim znanym jako „Warszawski Dresik”. Sama karta oczywiście nie może w żaden sposób konkurować z Fame MMA czy High League. Trzeba jednak przyznać, że Elite Fighters miało konkretny plan na wydarzenie, które odbyło się w G2A Arena Rzeszów. Scenerię oparto bowiem na klimacie wakacji, a konkretniej piaszczystej plaży.
O Open Fights Night trudno pisać w lepszych słowach niż w przypadku Elite Fighters. Wystarczy bowiem powiedzieć, że w trakcie gali OFN byliśmy świadkami walki, w której wzięła udział Izabela Kisio Skorupa. Czy wybór takich osób jest właściwy? O to moglibyśmy spytać pewnego pana.
Na swój sposób
Tym mężczyzną jest nie kto inny, a Marcin Najman, który odpowiada za federację MMA-VIP. Tutaj śmiało możemy mówić o jeździe bez trzymanki. W celu jak najlepszego zobrazowania charakterystyki MMA-VIP. Podczas trzeciej gali walczyć będą tm.in. Rafalala czy Polski Ken. Federacja jest przepełniona oryginalnymi postaciami, które ze względu wizerunkowych, zapewne nie znalazłyby miejsca w czołowych dwóch organizacjach, czyli Fame MMA oraz High League.
Wybór takich zawodników wiąże się oczywiście z ryzykiem przy pozyskiwaniu sponsorów. Najwidoczniej Marcin Najman, Kacper Woźniak oraz Dariusz Kosowski są zadowoleni ze stylu, jaki ma MMA-VIP, gdyż trzecia gala, która ma odbyć się pod koniec października, nie różni się specjalnie od drugiej odsłony w kontekście doboru zawodników.
Sukces nie jest gwarantowany
Czy każda freakowa gala w Polsce musi zakończyć się sukcesem? Niekoniecznie. Na fali popularności Fame MMA stworzono „telewizyjną wersję” w postaci Free Fight Federation. Pierwsze wydarzenie odbyło się 8 czerwca 2019 roku, gdzie w walce wieczoru Marcin Najman przegrał z Pawłem „Trybsonem” Trybałą. Na tej gali zawalczyli także m.in. Greg Collins, Krystian Pudzianowski czy Radosław Słodkiewicz. Druga gala odbyła się kilka miesięcy później, a do klatki wszedł m.in. były reprezentant Polski w piłce nożnej – Piotr Świerczewski. Od FFF 2 minęły prawie dwa lata. Nic nie wskazuje na to, by projekt został wznowiony.
Najwidoczniej oczekiwania organizatorów były znacznie większe niż pokazała to rzeczywistość. Można mówić o sporej porażce, gdyż trzeba pamiętać, że Free Fight Federation miało za sobą telewizję w postaci Polsatu, która powinna gwarantować odpowiednią liczbę widzów.
Nie ma także pewności, czy Elite Fighters oraz Open Fights Nights to projekty długofalowe. Co prawda obie federacje zapowiadają kolejne gale, ale trudno wyobrazić sobie, by podjęły odpowiednią rywalizację z High League, nie mówiąc już o Fame MMA.
Znaleźć swój sposób
Rozwój freak-fightów w Polsce sprawił, że zaczęto rozważać także projekty, które nie są bezpośrednio związane z MMA, ale mogą wzbudzić zainteresowanie ze względu na rosnącą popularność sektora szeroko pojętych walk. Sztandarowym przykładem jest Punchdown – mistrzostwa w slapfightingu, czyli policzkowaniu.
Już w październiku odbędzie się piąta gala tej federacji. W trakcie wydarzeń Punchdown mamy do czynienia nie tylko z pojedynkami osób, które wiedzą na co się piszą i przystępują do rywalizacji turniejowej, ale również ludzi występujących w superfightach. Podczas czwartej odsłony rywalizował Bonus BGC, Adrianna Śledź znana z programu Love Island czy osoby niskorosłe – Michał „Ćwiartson” Linkiewicz oraz Maciej „Big Jack” Jarema.
Rozwój Punchdown potwierdzają już cztery zorganizowane wydarzenia, a także silni sponsorzy w postaci chociażby bukmachera TOTALbet. W tym przypadku kolejne gale są po prostu kwestią czasu.
Będzie więcej?
Warto bacznie śledzić polski rynek freak-fightów. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że w następnych miesiącach czy latach pojawi się jeszcze kilka nowych federacji. Wszystko zależy od możliwości osób/organizacji, które będą inwestować w te projekty. Przykład High League udowodnił bowiem, iż można zorganizować pierwszą galę, która od razu będzie cieszyć się sporym zainteresowaniem.