27.09.2021 09:44

Kanał Sportowy to tylko przykład. Giganci poza kontrolą

Sytuacja z usunięciem Kanału Sportowego z platformy YouTube to temat daleko wykraczający poza ten jeden konkretny projekt i popularny serwis z materiałami wideo. To przykład, jak zdarza się dziś działać takim wielkim platformom jak YouTube, Twitter czy też Facebook. Z racji osiągniętej pozycji, niekoniecznie grają oni według przejrzystych reguł.

Kanał Sportowy to tylko przykład. Giganci poza kontrolą

Informacja o tym, że Kanał Sportowy został usunięty z serwisu YouTube wywołała blisko dwa tygodnie temu spore poruszenie wśród fanów i obserwatorów tego projektu. Natychmiastowa reakcja sprawiła, że szybko udało się go ponownie przywrócić. W tym miejscu można by stwierdzić, że historia ta znalazła swój szczęśliwy finał. Zależy jednak jak się na nią spojrzy, ponieważ stanowi ona również wstęp do o wiele szerszej dyskusji.

„Po prostu pomyłka”

O całą sytuację z usunięciem Kanału Sportowego postanowiliśmy zapytać jego przedstawicieli. Chcieliśmy się dowiedzieć czy serwis YouTube złożył im jakieś pełniejsze wyjaśnienia dotyczące powodów takiej decyzji.

Dostaliśmy informację, że to była po prostu pomyłka i że czasami takie rzeczy niestety się zdarzają. Dobrze, że przynajmniej reakcja serwisu YouTube była w miarę szybka biorąc pod uwagę kompleksowość organizacji, do której należy ta platforma – powiedział nam Maciej Sawicki, prezes Kanału Sportowego.

Z powyższych słów wynika zatem, że Kanał Sportowy nie otrzymał żadnych pełniejszych wyjaśnień, np. w postaci odesłania do konkretnego punktu regulaminu, który został złamany. Wszystko wytłumaczone zostało zwykłą pomyłką.

Czy gdyby kanał zniknął na dobre również tak zostałoby to wytłumaczone? Patrząc już na całą sprawę szerzej, czy twórcy danego kanału nie zasługują w tego typu przypadkach na wskazanie im, co konkretnie zrobili źle? Posługując się terminologią piłkarską, czy najpierw nie powinni zostać oficjalnie upomniani, gdy łamią przepisy, potem ewentualnie otrzymać żółtą kartkę, jeżeli się nie poprawiają, a dopiero na koniec za drugi żółty kartonik „wylecieć z boiska”?

Na kwestię niejasnych reguł gry uwagę zwraca Grzegorz Kita, specjalista i ekspert z zakresu marketingu i konsultingu, założyciel firmy Sport Management Polska. Naszego rozmówcę zapytaliśmy m.in. o to, czy w kontekście zdarzenia z udziałem Kanału Sportowego możemy już mówić o poważnych naruszeniach wolności słowa przez duże serwisy społecznościowe.

Naruszenie wolności słowa to w tym przypadku bardzo złożone sformułowanie. Moim zdaniem problem leży w zawieszaniu profili, kont na skutek niejasnych, mętnych regulaminów, bez pełniejszych wyjaśnień. W zawieszaniu niejako bez prawa do obrony. Decyzjach z pozycji siły. Naruszenie regulaminu. Koniec. Kropka. Twórca prowadzi swój profil, konto, które nagle znika i w zasadzie nie ma możliwości do dyskusji na ten temat z daną platformą. Istotą problemu są niejasne zasady, decyzje i ich skutki, w których muszą odnajdywać się twórcy – wyjaśnia Grzegorz Kita.

Stanowisko Google Polska

W celu pełniejszego zrozumienia sprawy swoje pytania skierowaliśmy też do Biura Prasowego Google Polska. Zapytaliśmy o zdarzenie z usunięciem Kanału Sportowego oraz o to, czy system zgłaszania filmów i kanałów nie powinien zostać usprawniony, by nie prowokować sytuacji z omyłkowym usuwaniem treści. Na przykład, gdy ktoś uporczywie zgłasza dany kanał korzystając z dostępnych opcji, nie mając ku temu faktycznych powodów poza niechęcią do danego twórcy.

Zawsze korzystamy z kombinacji wzajemnie uzupełniających się działań maszyn i ludzi. Gdy użytkownik zgłosi film ze względu na nieodpowiednie treści, uruchamia się weryfikacja manualna. W tym przypadku zadziałały nasze zautomatyzowane systemy. Pracowaliśmy nad rozwiązaniem problemu i szybkim przywróceniem kanału. Nieustannie pracujemy nad ulepszaniem naszych systemów pod kątem dokładności. Jest to również powód, dla którego twórcy mają możliwość odwołania się od decyzji, jeśli czują, że zaszła pomyłka – dowiedzieliśmy się w odpowiedzi.

Przedstawiciele Google Polska oświadczyli nam ponadto, że serwis YouTube ma jasno określone wytyczne dla społeczności oraz swoją politykę reklamową, a z platformy usuwane są też treści uznane za spam.

Czasami zdarzają się nam jednak błędy – np. film zgłoszony przez użytkowników jako spam lub za taki uznany przez system sprawdzający jest omyłkowo usuwany. Jeśli kanał już wcześniej otrzymał ostrzeżenia, to taki błąd może skutkować usunięciem kanału – czytamy w dalszej części odpowiedzi na nasze pytania, które otrzymaliśmy od Biura Prasowego Google Polska.

Na pozór wszystko wydaje się więc jasne i klarowne: wytyczne dla społeczności, możliwość odwołania się od decyzji serwisu. Przedstawiciele Biura Prasowego Google Polska deklarują ponadto, że systemy wciąż są udoskonalane.

Czy to jednak aby na pewno rozwiązuje sprawę? Naszym zdaniem nie do końca, bo słowa „pomyłka” i „błąd” sugerują wciąż sporą przypadkowość w działaniach serwisu. Problemem jest też nadal kwestia wspominana już powyżej – twórcy niekoniecznie dowiadują się, co takiego zrobili źle i który konkretnie punkt regulaminu rzekomo złamali. Czy taki gigant jak YouTube nie powinien jednak bazować na czymś konkretniejszym aniżeli tłumaczenie się pomyłkami i błędami? Takie stawianie sprawy jest dosyć wygodne oraz…niebezpieczne.

Państwa w państwie

Wielkie platformy social media to już obecnie pewnego rodzaju państwa w państwie, które niekoniecznie liczą się ze zdaniem różnych społeczności i robią to, co im się podoba, ponieważ mają pełną świadomość tego, że ludzie i tak będą z nich korzystać, nie mając innych alternatyw. Działają więc z pozycji siły i dyktują warunki gry. To nowy rodzaj korporacji globalnych o częściowo rozmytej odpowiedzialności. Lawirują między kodeksami prawnymi różnych krajów. W przypadku takiego serwisu jak YouTube alternatywa praktycznie nie istnieje – uważa Grzegorz Kita.

Jego zdaniem kwestią wypracowania lepszych i bardziej przejrzystych zasad współpracy z takimi monopolistami jak YouTube czy Google powinni zajmować się ponadnarodowi regulatorzy, czyli np. Komisja Europejska.

Tylko oni są w stanie wpływać na wielkie koncerny, żeby coś się zmieniło. Wydaje mi się, że z perspektywy serwisu YouTube czy firmy Google może być mało rzeczywistych chęci do zmieniania czegokolwiek i realnych działań, z naciskiem na słowo realne, bo można pozorować różne działania, a tak naprawdę robić niewiele – twierdzi Grzegorz Kita.

Zawodny system szkodzi twórcom

W opinii Grzegorza Kity aktualny system zgłaszania kontrowersyjnych filmów i kanałów w serwisie YouTube niestety mniej lub bardziej zawodzi, co może mieć czasem bardzo przykre i poważne konsekwencje dla twórców.

Obecnie funkcjonujący system niestety mniej lub bardziej nie zdaje egzaminu. Idee były szczytne a konieczność przeciwdziałania hejtowi, dezinformacji czy zachowaniom niezgodnym z prawem uzasadniona. Ale dzisiaj działa w sposób ilościowy, a nie jakościowy, przez co niemal praktycznie każdy twórca może dziś łatwo stracić to, co tworzył latami i czemu poświęcił bardzo wiele pracy – uważa nasz rozmówca.

Zdaniem Grzegorz Kity niedopracowany system zgłaszania kontrowersyjnych treści i kanałów sprzyja ponadto wszystkim przeciwnikom danego twórcy, którzy mogą łatwo mu zaszkodzić z powodu zwykłej niechęci.

Na przestrzeni ostatnich lat ryzyko tego typu nadużyć wzrastało skokowo. Osoby, grupy, które mają jakieś złe intencje wobec danego twórcy mają dziś świadomość, że zorganizowane, uporczywe akcje, np. poprzez nieustanne zgłaszanie „naruszeń” przynoszą rezultaty. W związku z tym, na takim działaniu z premedytacją, ucierpieć mogą ci wszyscy twórcy, którzy nie prezentują żadnych kontrowersyjnych treści, nie łamią regulaminów, ale zwyczajnie się komuś nie podobają – twierdzi założyciel firmy Sport Management Polska.

Pomyłki są nieuniknione?

YouTube i media społecznościowe to ogromna liczba profili, kont oraz kanałów – automatyzacja procesu zgłaszania kontrowersyjnych treści i działalność w oparciu o algorytmy jest więc nieunikniona. Nie da się tym wszystkim zarządzać ręcznie. To oczywiste. Z tego względu pomyłki wydają się być nie do uniknięcia. Trzeba jednak minimalizować ich liczbę.

Zdania na temat tego, czy system zdaje egzamin są podzielone. Inaczej patrzy na to wszystko m.in. Michał Makuch, Head of Support firmy LifeTube, agencji influencer marketingu i największej lokalnej sieci YouTube w Europie, która opiekuje się ponad 800 kanałami. Z LifeTube współpracują m.in. tacy youtubowi twórcy jak Blowek, Cezary Pazura, Matura To Bzdura, Planeta Faktów, Stuu, Uwaga! Naukowy Bełkot i kabaret Paranienormalni.

– Przy tak ogromnej liczbie treści możliwość zgłaszania materiałów przez widzów jest na pewno dużym ułatwieniem dla serwisu i pozwala efektywnie reagować w przypadku publikowania szkodliwych wideo. Część z nich faktycznie powinna być błyskawicznie usunięta, więc czasem lepiej, że materiał najpierw zostaje zdjęty, a dopiero później można się od tego odwoływać. Być może jednak pewnym rozwiązaniem byłoby wstrzymanie się z usunięciem całego kanału do momentu rozstrzygnięcia apelacji – wskazuje Michał Makuch.

Zdaniem naszego rozmówcy z firmy LifeTube wcale nie jest też tak, że kanały w serwisie YouTube są usuwane wskutek działań jednej osoby, która nie lubi danego twórcy.

To nie jest tak, że jedna osoba, która nagminnie zgłasza treści i uwzięła się na twórcę, ma w pojedynkę tak wielką moc sprawczą i spowoduje, że kanał zostanie usunięty. Jest to zazwyczaj wynik dużej liczby zgłoszeń od różnych użytkowników i regularnego naruszania regulaminu. Usuwanie całego kanału, które według dużej części osób jest przesadą, ma na celu jak najszybsze pozbycie się treści, które są nie tylko niezgodne z regulaminem, ale również mogą być niezgodne z prawem. W takiej sytuacji każda platforma powinna reagować natychmiast – twierdzi Michał Makuch.

Nasz rozmówca z agencji LifeTube przyznaje, że zrzeszeni w ramach firmy twórcy zgłaszali się do niej czasem z prośbą o pomoc w odzyskaniu kanału, ale dotyczyło to sytuacji, gdy konta były hakowane i prowadzono na nich transmisje na żywo naruszające regulamin serwisu YouTube. Nie wskazał ponadto żadnych przypadków, w których kanały przepadłyby bezpowrotnie.

– Ze względu na to, że każda sprawa jest inna i każdy twórca jest inny – rozwiązywanie niektórych problemów związanych z działalnością na platformie nie należy do najłatwiejszych, ponieważ każdy przypadek musimy rozpatrywać indywidualnie. Uważam jednak, że support działa bardzo sprawnie i zawsze stara się jak najszybciej i najskuteczniej rozwiązać problemy, z którymi się do nich zgłaszamy – uważa Michał Makuch.

Twórcy nie są bez winy?

Nasz rozmówca z agencji LifeTube wskazuje, że za niektóre problemy z działalnością na platformie YouTube odpowiedzialni są sami twórcy. Jego zdaniem zdarza im się zapominać o cyberbezpieczeństwie, a nie przywiązywanie do tego należytej uwagi skutkuje włamaniami i przejmowanie kont, nielegalnymi transmisjami i w konsekwencji ich blokowaniem lub usuwaniem.

Z pewnością jest w tym wiele racji, ale skoro twórcom zdarza się niewystarczająco zabezpieczać swoje konta, czy YouTube nie powinien w takim razie przykładać większej wagi do tej kwestii i edukować zamiast karać?

Na ciekawy aspekt działalności w serwisie YouTube, który także może narażać twórców na problemy z funkcjonowaniem na tej platformie zwraca również uwagę Grzegorz Kita. W jego opinii dużym czynnikiem ryzyka jest kontrowersyjność prezentowanych treści, która działa czasem niczym broń obosieczna. Kontrowersji nie unikał też jak powszechnie wiadomo Kanał Sportowy.

Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że niektóre formaty Kanału Sportowego, jak np. Hejt Park to często ryzykowne przedsięwzięcia, a prezentowane tam treści niekoniecznie będą się wszystkim podobać, gdyż bywają kontrowersyjne. Sama kontrowersyjność sprawia więc, że Kanał Sportowy może znajdować się pod pewnego rodzaju ostrzałem, co może prowokować takie zdarzenia jak to ostatnie. To broń obosieczna, gdyż podejmując ryzyko, bazując na kontrowersjach, ściąga się widzów, ale i przeciwników. Można na tym ucierpieć – wskazuje Grzegorz Kita.

Czy bazowanie na kontrowersjach powinno jednak stawać się argumentem usprawiedliwiającym być albo nie być danego kanału? Jak odbije się to na jakości publicznej debaty we wzbudzających skrajne emocje kwestiach? Czy takie stawianie sprawy nie doprowadzi z czasem do tego, że twórcy ważąc dobro swojego projektu będą rezygnować z podejmowania trudnych tematów?

Szukając odpowiedzi na te pytania może okazać się, że serwisy typu YouTube czy też Twitter bądź Facebook nie są już w stanie zaoferować twórcom pełnej swobody działania, wobec czego niewykluczone jest, że ci, którzy mogą sobie na to pozwolić z czasem przeniosą się ze swoją działalnością poza te platformy.

Wielcy opuszczą YouTube?

Pozycja, jaką wypracowali sobie tacy światowi giganci jak YouTube, Twitter oraz Facebook sprawia, że póki co ciężko sobie wyobrazić scenariusz, w którym masowo są oni porzucani przez duże profile, marki czy też kanały. Niewykluczone jednak, że niektórzy twórcy zwłaszcza w przypadku serwisu YouTube ostatecznie zdecydują się na taki krok, by zyskać pełną autonomię w działaniu.

Na dłuższą metę trzymanie się tylko YouTube jest bardzo ryzykowne. Wobec tego własna platforma streamingowa to dla niektórych konieczność, a na pewno alternatywa, którą należy rozważyć. W przypadku działalności w takim serwisie jak YouTube, ale też np. na Facebooku czy Instagramie, oparcie się na takiej platformie zawsze zabiera autonomię i ogranicza w działaniu – uważa Grzegorz Kita.

Kwestia własnego kanału komunikacji jest jednak bardziej złożona. Pozwolić sobie mogą na to tylko ci, których będzie na to stać i po drugie – ci którzy mają na tyle silną społeczność, że zdecyduje się ona migrować do nowego miejsca. Jeżeli jednak dany twórca nie unika kontrowersyjnych, a więc i ryzykownych dla swojego funkcjonowania tematów, naraża się na krytykę, musi docelowo pójść w kierunku własnej platformy. Wygląda na to, że niejako koniecznością jest model dualistyczny – kanał na zewnętrznej, popularnej platformie i własna platforma dla bezpieczeństwa” – dodaje nasz rozmówca.

Takiego scenariusza wydaje się nie wykluczać Maciej Sawicki, pytany przez o nas o dalsze plany Kanału Sportowego w kontekście ostatnich wydarzeń. Choć wyraźnie zaznacza on, że Kanał Sportowy nie ma zamiaru odcinać się od serwisu YouTube to jednak wskazuje, że projekt ten może podążyć jeszcze w inną stronę.

Jesteśmy w kontakcie z firmą Google. Wydaje mi się, że powinniśmy być ważnym klientem platformy YouTube i mam nadzieję, że takie sytuacje nie będą się już zdarzały w przyszłości, a nasza współpraca będzie miała prawdziwie partnerski wymiar. Całe to zamieszenie pokazało jak już ogromną i zaangażowaną społeczność udało nam się zgromadzić przy Kanale Sportowym, a nasze plany rozwojowe są bardzo ambitne, sięgające dużo dalej niż niezależna platforma do nadawania – wyjaśnia prezes Kanału Sportowego.

Udostępnij
Mateusz Drożdżal

Mateusz Drożdżal