Realny wzór a ten reklamowy
Przez ostatnie kilka tygodni można zaobserwować niepokojącą modę. Polega ona na tym, że ludzie spoza sportu, mocną krytykują zachowania tych, którzy w sporcie aktywnie działają.
Wzór osobowy – idąc za Encyklopedią PWN: „wyobrażenie zespołu cech, do których posiadania aspiruje członek zbiorowości, chcąc być w zgodzie z postulowanym lub faktycznie w niej panującym systemem wartości (np. wzór osobowy rycerza, ziemianina, kupca, gentlemana, artysty, żołnierza, rewolucjonisty, uczonego)”.
Przez ostatnie kilka tygodni można zaobserwować niepokojącą modę. Polega ona na tym, że ludzie spoza sportu, mocną krytykują zachowania tych, którzy w sporcie aktywnie działają. Adam Nawałka i Zbigniew Boniek reklamujący piwo? Zgroza! Robert Lewandowski nie zabierający głosu po przegranym mundialu? Tragedia! Sławomir Peszko nie ukrywający, że lubi się napić? Brak honoru! Przykładów jest znacznie więcej. Co chwila słychać zewsząd, że sportowcy (byli i obecni) powinni świecić przykładem. I tu trzeba zadać sobie pytanie: dlaczego? Dlaczego ktoś znany, kogo pracą jest kopanie/rzucanie piłką, szybkie bieganie, skakanie, prowadzenie auta itd., ma być wzorem do naśladowania?
Charles Barkley, jeden z najwybitniejszych koszykarzy w historii NBA, członek oryginalnego Dream Teamu, MVP sezon regularnego, został kiedyś zapytany, czy nie żałuje swoich zachowań, gdyż powinien być wzorem do naśladowania dla dzieci, które go oglądają. „Chuck”, choć zazwyczaj uwielbia gadać bzdury, odpowiedział wtedy w sposób idealny: „Nikt mi nie płaci za bycie wzorem do naśladowania. To rola rodziców. Wsadzam piłkę do kosza, ale to nie znaczy, iż powinienem wychowywać wasze dzieci”. Tenże cytat idealnie oddaje sedno całej sprawy. To, że Lewandowski strzela bramki, Gortat rzuca piłką do kosza, Małysz skakał na nartach, Hołowczyc uczestniczył w rajdach, a Gołota bił się na ringu, w żaden sposób nie oznacza, że spoczywa na tych ludziach tak ciężka odpowiedzialność, jaką jest bycie wzorem do naśladowania.
Najgorsze jest to, że gdy takowy temat powstaje, częstym argumentem wśród społeczeństwa są… pieniądze. Bo sportowiec XYZ dużo zarabia, więc powinien dbać o to, by być idealnym wzorem dla najmłodszych. Problem polega na tym, że kasa nie ma tutaj żadnego znaczenia. W żadnym profesjonalnym kontrakcie nie ma klauzuli mówiącej o tym, że zawodnik ma się zachowywać niczym święty. Równie istotne jest to, że niezależnie od zarobków, każdy człowiek powinien starać się tak samo. Nieważne czy zarabiasz milion rocznie, czy tysiąc dwieście miesięcznie. Masz takie same prawa i obowiązki jak ludzie znacznie bogatsi. Dlatego kompletnie nie pojmuję argumentu opierającego się na tym, że jak ktoś ma lepszą sytuację finansową, to powinien od razu być świętym i dawać krystalicznie czysty przykład innym.
Do tego zapomina się o najważniejszej kwestii. Oczywiście dla dzieci sportowcy są idolami, ale to dorośli zapewniają, że produkty reklamowane przez tych idoli się sprzedają. 10-letni Jasio nie pójdzie po maszynkę do golenia, której używa Lewandowski. Nawet 18-letnia Małgosia nie będzi w stanie iść do salonu Porsche i kupić sobie takiego samego auta, jakim jeździ Gortat. To dla ludzi dojrzałych, z pracą i stałymi zarobkami są te reklamy. Nie dla przedszkolaków, czy młodzieży w wieku szkolnym.
Skupmy się przez chwilę także na marketingowych aspektach bycia „idolem”. Obecne czasy to wręcz wysyp nudnych, robionych na zasadzie kopiuj – wklej reklam, które pokazują, że dana osoba jest idealna. Perfekcyjne uśmiechy, zawsze tak samo idealnie ułożone włosy. Agencja zajmujące się tworzeniem reklam, za wszelką cenę wciskają nam ideologię, która opiera się na jednym: że Twój bohater zawsze jest doskonały. Doskonale pije dany napój, świetnie radzi sobie z przeżuwaniem chipsów, samochód prowadzi lepiej niż Lewis Hamilton, a biega z taką gracją, że Usain Bolt mógłby się tylko uczyć. Krew, pot i łzy? Nie ma mowy! Przecież nasi bohaterowie nigdy nie płaczą, nie doznają urazów i się nie męczą!
Niby wszystko na pozór się zgadza. W końcu reklama ma pokazywać świat idealny. Ale czy na pewno? Moim zdaniem budzi to niebezpieczny precedens. Najlepszym przykładem jest występ naszej reprezentacji na Mundialu w Rosji. Pomińmy już kwestie czysto sportowe. Nagle społeczeństwo zaczęło czepiać się dosłownie wszystkiego. Grosicki wyszedł na kolację z przyjaciółmi? Jak on śmie?! Milik poleciał na urlop ze swoją ukochaną? A to bezczelny chłop! Lewandowski nie zaczął samobiczowania? Zabrać mu opaskę kapitana! Wszystkiemu winny jest sztuczny image, jaki agencje tworzą wokół swoich klientów. Zwróćcie uwagę, że w większości przypadków otoczka wokół danego sportowca jest taka, że jest perfekcyjnym profesjonalistą. Wstaje wcześnie rano, ćwiczy cały dzień, a o 22:00 już śpi. I nigdy nie popełnia błędów!
I teraz skupcie się na tym zdaniu. „NIGDY NIE POPEŁNIA BŁĘDÓW”. Ktoś z Was zna taką osobę? Czy ktokolwiek na tym świecie jest w 100% bezbłędny? Nie wydaje mi się. Niestety reklamy, agencje i rodzice wmawiają dzieciom, że właśnie takim należy być. Świętym, który pomiędzy treningami będzie ratować dzieci z płonących budynków i przeprowadzał starsze osoby przez jezdnię. Szkopuł tkwi w tym, że jednak prędzej czy później nasz bohater przegra, popełni błąd, zachowa się źle. I nie dlatego, że jest niedobrym człowiekiem. Zrobi to, bo… jest człowiekiem. A nikt z nas nie jest idealny.
Zapytano niegdyś Shaquille`a O`Neala o tajemnicę jego komercyjnego sukcesu. Shaq z typowym dla siebie wdziękiem odpowiedział: „Niezależnie czy jem cheesburgera, piję Sprite`a, chodzę w Reebokach, gram na parkiecie, czy po prostu mam dzień wolny – zawsze jestem są. Niezależnie od sytuacji w jakich mnie spotkasz, będziesz miał świadomość, że widzisz Shaqa, a nie produkt z reklamy”. I to jest kwintesencją tego, jaki powinien być sportowiec. Nie wynikiem chorych badań marketingowych i zabiegów agencji od PR-u. Im bardziej jest się naturalnym, tym lepiej sprzeda się samego siebie całej publice.
Dlatego wolę Artura Boruca, który nie ma problemu z tym, że otwarcie mówi o zapaleniu papierosa, wypiciu piwa, czy wstawieniu zdjęcia jak trzyma swoją małżonkę za pośladki. Bardziej doceniam dystans do samego siebie Sławka Peszki, który śmieje się z memów o sobie. Nie przeszkadza mi, że Marcin Gortat wprost napisze na Twitterze, by jakiś hejter się odwalił. Bo to jest naturalne. Tacy są naprawdę. Jednak w tym wszystkim najważniejsze jest jedno – żaden z nich na siłę nie próbuje być wzorem. Wyobrażacie sobie, że Kamil Grosicki mówi w reklamie TV o tym, że całe życie trzeba być grzecznym i ułożonym? Wybaczcie, ale znając jego historię, wiem że tego bym nie kupił. Tak jak nie przekonałby mnie Peszko reklamujące soki dla dzieci. Każdy jest inny i każdy reprezentuje sobą coś innego. To jest kwintesencja świata!
Na koniec dobra rada dla rodziców. Jeśli życzą sobie, by ich dzieci miały wzory do naśladowania, to niech wpierw spojrzą w lustro i zadadzą sobie pytanie: czy jestem wzorem dla swojego dziecka? Jeśli odpowiedź będzie negatywna, to niech nie zwalają odpowiedzialności na sławne osoby. Bo to nie Robert Lewandowski przewinie Waszego noworodka. Agnieszka Radwańska nie spędzi przy Waszym maleństwu nocy, gdy te będzie miało gorączkę. Adam Małysz nie odrobi z Waszą pociechą lekcji, a Mariusz Pudzianowski nie przeczyta dziecku bajki na dobranoc.
Sportowiec ma nie być wzorem do naśladowania. Człowiek, który osiągnął sukces może być drogowskazem. Pokazać co należy robić, by także spełnić swoje marzenia. I na tym polega cała sprawa. Bo jeśli będziemy wmawiać dzieciom, że ich idol jest doskonały i nie popełnia błędów, to je skrzywdzimy. Bowiem u każdego nadejdzie kiedyś moment, w którym popełni się błąd. To normalne. Dlatego zamiast narzekać, że ktoś reklamuje piwo, ktoś inny nie chce klęczeć na grochu i się samobiczować za porażkę, a jeszcze inny je pizzę i popije to colą, dajmy dzieciom jasny przekaz. Że każdy ma prawo popełnić błąd i nie jest to powód do wstydu.