01.03.2017 17:54

Japońska deska ratunku

Chcesz być sponsorem FC Barcelony? Nic prostszego! Wystarczy, że stworzysz internetowy sklep z tanimi produktami, a szansa na pojawienie się w kręgach zainteresowania klubu wzrośnie co najmniej dwukrotnie.


Okej, nigdy tego nie liczyłem, przyznaję się. Jednakże biorąc pod uwagę branżę potencjalnych oraz aktualnych sponsorów FC Barcelony, dla utrzymania szans pozostaje jeszcze posiadać swoje… linie lotnicze. Jeśli masz biznes inny niż wyżej wymienione, nawet nie próbuj lądować na lotnisku El Prat – szkoda czasu.

Pojawiło się jednak bogate przedsiębiorstwo, które wstrzeliło się w ulubioną branżę klubu. Barcelona od przyszłego sezonu (2017/2018) będzie posiadać na swoich koszulkach nazwę nowego sponsora – firmę Rakuten. 55 milionów euro rocznie przez cztery (a może nawet pięć!) lat będzie wpływało na konto klubu, mocno zasilając jego budżet. Jeśli zespół zostanie mistrzem Hiszpanii zgarnie dodatkowo 1,5 miliona euro, a jeśli zdobędzie trofeum Ligi Mistrzów – 5 milionów bonusu. Aby uzmysłowić sobie jak bardzo duże są to kwoty, wystarczy przypomnieć, że Qatar Airways wpłaca corocznie na konto FC Barcelony… 33 miliony euro. Jakkolwiek to nie zabrzmi – tak, są to śmieszne pieniądze.

Pique przygotowuje się do roli Preziego

Śmieszna jest również historia związana z fundamentem, jaki został “przygotowany” przed oficjalnymi rozmowami obu stron. Hiroshi Mikitani (CEO Rakutenu) to dobry znajomy… Gerarda Pique i Shakiry. To obrońca FC Barcelony rozpalił zainteresowanie japońskiego przedsiębiorcy, aby potem zaprosić pana Bartomeu oraz Mikitaniego do jednego stołu. Rzadko zdarza się taka sytuacja, by czynnie grający piłkarz organizował spotkanie z potencjalnym sponsorem, który summa summarum hojnie obdarowuje klub rekordowymi kwotami. Na nic zdały się długie rozmowy z Katarczykami, Amazonem czy Huaweiem. Wystarczył jeden telefon do „Mickey’ego” (jak Pique nazywa Mikitaniego) i… done deal!

Mickey i jego plac targowy

Kim właściwie jest popularny wśród katalońskiej śmietanki Mickey oraz jego firma Rakuten? „Multimilioner, ale bardzo pokorny. Człowiek, z którym mógłbyś pójść na imprezę”, mówi o nim jego otoczenie. W dość szybki sposób doprowadził swoje przedsiębiorstwo do bardzo wysokiego poziomu finansowego, zapewniającego mu miejsce na liście najbogatszych ludzi na świecie wg Forbesa. Co poza tym? „Wizjoner, człowiek wyprzedzający swoje czasy. Ma intuicję w biznesie. Uwielbia muzykę klasyczną”. Zainwestował 100 milionów w Pinteresta, zarządza Viberem (głównym konkurentem WhatsAppa) i Wuaki.tv – telewizją i wypożyczalnią filmów online w Hiszpanii. Tak w skrócie brzmi jego biznesowa teraźniejszość. Choć próbował inwestować w sport, w tym w Formula 1 (był bliski podpisania umowy z McLarenem), od dawna nie ukrywa swojej miłości do piłki nożnej. Na dowód niech posłuży anegdota, gdy po raz pierwszy zwiedział Camp Nou. Będąc już multimilionerem robił sobie zdjęcia na tle trybun, stadionu, murawy, ławek rezerwowych itp. Zachowywał się jak typowy Minato spod Tokio, a nie jeden z najbardziej wpływowych Japończyków na świecie.

Dużym szczęściem może pochwalić się zarząd FC Barcelony, gdyż opisywany wyżej bogaty przedsiębiorca jest nie tylko kibicem katalońskiej drużyny, ale również hojnym przywódcą jednej z “dwudziestu najbardziej innowacyjnych korporacji” wg Forbesa. Rakuten to e-commercowy gigant, chcący zagrozić takiej potędze jak Amazonowi. Funkcjonuje od 1997 roku i nazywa się „placem targowym, który namawia sprzedawców do nawiązania indywidualnej relacji z kupującym i zbliżenia się do klienta”. Kto robił kiedykolwiek zakupy na AliExpress albo Wishu, doskonale zrozumie czym jest Rakuten. Polecam wejść na stronę internetową firmy, aby się o tym przekonać.

Koniec z WhatsAppem

Nie oznacza to, że teraz piłkarze FC Barcelony zaczną robić zakupy na japońskim internetowym markecie, ale pewnych warunków będą musieli przestrzegać. Pana Mikitaniego na pewno mocno rozsierdzą opublikowane screeny z telefonów piłkarzy FC Barcelony, na których zobaczy komunikator WhatsApp. Wynika to z tego, że od nowego sezonu Messi będzie mógł pochwalić się zdjęciem nadesłanym przez Neymara, ale tylko jeśli został wysłany via… Viber. Gracze Dumy Katalonii zostaną zobligowani, by komunikować się ze światem tylko za pomocą komunikatora od Rakutena. Dlatego jeśli ktokolwiek z Was zechce na WhatsAppie napisać do Paco Alcacera i pogratulować mu strzelenia gola, nie martwcie się, gdy nie odpisze. O ile w ogóle będzie grać jeszcze w FC Barcelonie…

Oczywiście wprowadzenie innego komunikatora do powszechnego użytku w FC Barcelonie nie jest jedynym i najważniejszym zapisem w umowie między klubem a sponsorem. Logo Rakuten pojawi się na meczowych koszulkach Blaugrany przez cztery lata, zarówno na męskich jak i damskich. Ponadto piłkarze z Katalonii zagrają co najmniej jeden towarzyski mecz w Japonii. Nadal nieznana jest przyszłość frontu koszulek treningowych, ale o tym później.

Hajs będzie się zgadzać

Zdaniem ekspertów współpraca Barcelony z Tokio to najlepsze, co mogło przytrafić się obu stronom. Karol Kuśka, człowiek odpowiedzialny za tematy sponsoringu i marketingu w firmie bukmacherskiej STS, jest przekonany, że kontrakt z Rakutenem to bardzo dobre posunięcie. „Marka ta znajduje się na liście 20. najbardziej innowacyjnych firm na świecie według Forbesa. Przekaz marketingowy jest dość prosty. Chcą wspierać Barcelonę, która również jest topową globalną marką w swojej branży. Jej władze zaczynają udowadniać, że nauczyli się zarabiać naprawdę wielkie pieniądze na koszulce”. Według Erica Smallwooda z Apex Marketing Group, agencji specjalizującej się w sponsoringu w sporcie, ekwiwalent reklamowy nowego partnera biznesowego Dumy Katalonii może wynieść około 25 milionów euro na rok. Choć z początku może oznaczać to stratę dla przedsiębiorstwa (płacenie 55 milionów za efekt odpowiadający 25 milionom), estymacja nie zakłada dwóch kluczowych przyszłych zmiennych: ekwiwalentu promocyjnego ze sprzedanych koszulek oraz brandingu wokół stadionu. Moim zdaniem już pierwszy wymieniony czynnik spowoduje, że deal będzie jak najbardziej opłacalny dla firmy pana Mikitaniego.

Wszystko było perfekcyjnie trzymane w tajemnicy przed mediami. Główną w tym rolę odegrał Manel Arroyo, wiceprezydent FC Barcelony. Oprócz przeprowadzenia transakcji, która okazała się być bardzo korzystną dla jego pracodawcy, potrafił tak zorganizować spotkania, aby mało kto mógł domyślać się o ofercie z Kraju Kwitnącej Wiśni. Wiadomo przecież, że utrzymywanie w tajemnicy to nie tylko tzw. „gęba na kłódkę”, ale potajemne spotkania, publiczne nieafiszowanie się z pewnymi osobami w pewnych miejscach itp. Jeśli ta umowa nie skończy się takim finansowym fiaskiem jak NeymarGate, chylę czoła przed panem Arroyo.

Warunki oraz problemy wizerunkowe Mikitaniego

Choć Mikitani pokazywany jest jako wielki fan Barçy, media podają o jego wcześniejszych kontaktach z innym piłkarskim klubem. Mowa o Manchesterze City, z którym przedsiębiorca negocjował warunki umowy sponsoringowej. Było to w 2011 roku i wszystko byłoby zapięte na ostatni guzik, gdyby nie jeden specyficzny warunek – Mikitani chciał, aby The Citizens grali… w czerwonych strojach. Dobrze, że Japończyk nie miał podobnych zachcianek przy podpisywaniu dealu z FC Barceloną, bo biorąc pod uwagę pęd do pieniądza rządzących w klubie – wszystko byłoby możliwe. Białe koszulki Barçy? Uff…

Teraz, gdy już wszystko jest jasne, podpisane i zaplanowane, Rakuten musi liczyć się z całkowitą transparentnością finansową i wizerunkową. Z tym ostatnim może być bardzo trudno, bo na jaw wychodzą sprawy, o których wiedzieli wcześniej jedynie obrońcy praw zwierząt. Konserwatywni socios wzywają Barcelonę do tego, aby zarobione pieniądze ze sponsoringu przeznaczyć na… walkę z handlem kości słoniowej oraz mięsem wielorybów. Od dwóch lat Rakuten uznawany jest za największego sprzedawcę tych surowców, przez co zabijane są zwierzęta, którym grozi wymarcie gatunku. Organizacja odpowiada za śmierć 30 tysięcy słoni rocznie. Jeśli nic w tej sprawie się nie zmieni, problem z wizerunkiem sponsora powróci jak bumerang – w końcu oficjalnym stanowiskiem Bartomeu w związku z ograniczeniem współpracy z Katarczykami jest łamanie przez nich praw człowieka. Być może prawa zwierząt FC Barcelona traktuje nieco niżej w piramidzie swoich wartości.

Podobnie zresztą jak… nagość, nudyzm i perwersję. Na ostatnim Walnym Zgromadzeniu Wyjątkowym, które odbyło się w Barcelonie 18 grudnia z udziałem zarządu oraz kilkuset socios, dyskutowano o niektórych kanałach Wuaki.tv (własność Rakutenu), gdzie przez całą dobę nadawana jest pornografia. Kibice Blaugrany wyrazili swoje zaniepokojenie, jakoby emisja programów miała prowadzić do „szerzenia pederastii”. Manel Arroyo z gracją zgasił ewentualny wizerunkowy pożar (a właściwie to ognisko, wciąż szumnie to nazywając), tłumacząc, że „nasz partner jest na tyle doświadczonym graczem, aby wiedzieć jakie treści ma do zaoferowania i komu je pokazywać”. Umówmy się – niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto między jedną a drugą niedzielą na chwilę „nie poszerzył swojej pederastii”.

Z Azją po miliony

Oprócz współpracy z japońskim rynkiem (Rakuten, KONAMI), Barcelona generalnie otwiera się na rynek azjatycki. Zawarła regionalną współpracę z BNN Technology, która odpowiada za dostarczanie usług technologicznych oraz rozrywki bezpośrednio dla konsumentów (B2C). Dzięki temu powstanie odpowiednia platforma na telefonach Xiaomi z ekskluzywnymi newsami o FC Barcelonie (cokolwiek to znaczy). Ponadto w Chinach ma powstać Sports Management Center na Uniwersytecie w Pekinie. Dzięki temu FC Barcelona za „pół darmo” wychowa sobie Iniestę albo Messiego z branży marketingu sportowego, a następnie ich zatrudni w Hiszpanii. Kampania “love-brandowa” ma być kontynuowana również na terenie Chin, ale tym razem przy współpracy z Mission Hills Group – ekskluzywnym inwestorem z Chin, posiadającym setki kilometrów kwadratowych zagospodarowanych pod sport (nie zdziwi Was pewnie fakt, że najwięcej z nich przeznaczonych jest na pola golfowe). Na terenie wielkości około siedemdziesięciu kilometrów kwadratowych ma powstać kolejna FCB Escola dla ponad tysiąca dzieci. Zwrot z tej inwestycji ma nastąpić już w ciągu najbliższych… czterech lat.

Działania FC Barcelony dążą nie tylko do maksymalizacji zysków – jak w przypadku wszystkich przedsiębiorstw na świecie – ale również mają służyć własnym inwestycjom. Mowa tutaj o rozbudowie kompleksu „Nuevo Espai Barça”, który ma kosztować łącznie 600 milionów euro. Rozbudowa Camp Nou, restauracja Palau Blaugrana oraz rewitalizacja Mini Estadi kosztuje sporo, jednakże dzięki pieniądzom od azjatyckich partnerów, plan wydatków wydaje się być rzeczywisty do spełnienia. Szczególnie, że jedynie 1/3 kosztów mają pokryć sponsorzy, a przecież do zagospodarowania jest jeszcze miejsce na koszulce treningowej (co przyniesie relatywnie małe pieniądze) oraz… stadion (co przyniesie relatywnie OGROMNE pieniądze). Bartomeu planuje pobić rekord i w przyszłym roku dobić do przychodu sięgającego miliard euro rocznie. Dla przykładu – aktualny rok zakończy się prawdopodobnym bilansem ok. 660 milionów euro.

Co dalej z Katarem?

Wbrew pozorom Barcelona nie chce całkowicie wyleczyć się ze swojego „Kataru”. Wciąż prowadzone są rozmowy, które miałyby być skutkiem dalszej, jednakże dużo bardziej ograniczonej współpracy. Według hiszpańskich mediów FC Barcelona pozostawiła dla Qatar Airways furtkę w postaci miejsca na koszulkach treningowych. Byłaby to jednak spora degradacja, skoro jeszcze niedawno QA traktowane było jako sponsor tytularny dla Camp Nou oraz główny sponsor Nuevo Espai Barça. Można jednak domniemać, że Barcelonie to odpowiada, ponieważ na grudniowe rozmowy do Doha (przy okazji towarzyskiego meczu FC Barcelony) zarząd poleciał… francuskimi liniami La Compagnie.

Obawy przed niepodpisaniem dalszej współpracy mogą być zatem zasadne i… słuszne? Karol Kuśka z STS tak powiedział o ostatnich rozmowach Barcelony z QA, które zakończyły się trwającym rocznym dealem: „W tak dużym klubie jak FC Barcelona temat sponsora strategicznego powinien być ustalany z dużym wyprzedzeniem. Wypada to nie tylko źle przed samymi kibicami, ale także potencjalnymi partnerami, którzy bacznie analizują każdy element. Przykładowo dla firmy z rynku wschodniego nie ma większego znaczenia czy będzie promować się poprzez Barcelonę, Real, Manchester United czy Chelsea. O wyborze mogą zadecydować detale”.

I zadecydowały. Można zatem rzec, że współpraca z Rakutenem to prawdopodobnie najlepszy sposób rehabilitacji za tegoroczną farsę z udziałem katarskich szejków. Kto wie, może za rok lub dwa lata na święta nasze dzieci otrzymają smartfon Xiaomi z fabryczną tapetą z Messim, z zainstalowanym fabrycznie Viberem z logiem FC Barcelona oraz aplikacją Wuaki.tv, aby móc legalnie oglądać mecze Blaugrany na telefonie. Telefonie kupionym i zamówionym (a jakże inaczej!) na pewnym globalnym internetowym markecie z Japonii.

Tekst pochodzi ze strony Olemagazyn.pl

Udostępnij
Bartosz Burzyński

Bartosz Burzyński