UFC Kraków – sukces czy wtopa?
Za nami jedno z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń sportowych w naszym kraju. W Krakowie odbyła się gala UFC Fight Night, która – bądźmy szczerzy – nie zachwyciła.
Czy jednak była to tak wielka klapa, jak można sądzić po komentarzach polskich kibiców i dziennikarzy branżowych? Myślę, że mamy trochę wypaczone spojrzenie na całą sytuację.
Na wstępie zaznaczę, że nie będę oceniał poziomu sportowego i pogromu polskich faworytów. Chcę się skupić na kwestiach marketingowych, wizerunkowych i wspomnianym na wstępie wypaczonym spojrzeniu na całą sytuację.
Sam jestem bardzo rozczarowany sposobem, w jaki UFC postanowiło zadebiutować na polskim rynku. Słaba rozpiska, brak zakrojonej na szeroką skalę promocji, brak poważnego partnera telewizyjnego, w końcu „za pięć dwunasta” podpisanie umowy z niszowym kanałem Extreme Sports Channel, przez co gali nie można było obejrzeć za pośrednictwem płatnej usługi UFC Fight Pass. Do tego niezrozumiałe decyzje organizatorów już na hali w dniu samego wydarzenia. Odnoszę wrażenie, że UFC nie doceniło polskiego rynku. Popełniło dokładnie ten sam błąd, jaki w przeszłości popełniły inne globalne marki, takie jak Yahoo czy eBay.
Ludzie z UFC zdawali się sądzić, że wystarczy wylądować w Polsce niczym misja Apollo na Księżycu i rozwiesić sztandar, a ludzie zrobią wielkie WOW! i wspólnie ogłoszą nową erę w historii polskiego MMA, tym razem pod panowaniem amerykańskiego giganta. Cóż, to tak nie działa.
I tutaj dochodzimy do rozdźwięku w ocenie całego wydarzenia. W Polsce mamy ogromny niedosyt i uczucie rozczarowania, ale czy tak samo na sprawę spojrzą Jankesi? 10 000 widzów na gali drugiej kategorii, jaką są imprezy Fight Night, wpływy z biletów na poziomie 700 000 $ i podpisanie czteroletniego kontraktu z Extreme Sports Channel. W tej sytuacji oglądalność grali na poziomie 30 tysięcy również nie jest jakąś wielką tragedią (Canal+ może tylko marzyć o takiej oglądalności gal Bellatora, nawet jeśli walczy Marcin Held). Czy to złe otwarcie? Podobne gale w USA przyciągają nawet połowę mniej kibiców, wpływy z „bramki” są na poziomie pół miliona dolarów – na tym tle krakowska gala wypadła lepiej niż przyzwoicie. Wygląda na to, że dla władz UFC nie był to wcale taki zły interes. Skąd więc narzekania polskiej widowni?
In the beginning it was darkness…
KSW. Oto powód, dla którego patrzymy na sprawę z zupełnie innej perspektywy. Gale MMA nie mogą się od siebie różnić bardziej, niż gale organizowane przez duet Kawulski – Lewandowski od tych autorstwa Dany White’a. Obie organizacje prezentują skrajnie inne podejście do całego show.
Każda gala UFC wygląda mniej więcej tak samo – nie ma fajerwerków, nie ma ton efektów specjalnych – jest tylko oktagon i zawodnicy. Oprawa widowiska w porównaniu do imprez organizowanych przez polską federację może sprawiać wrażenie ubogiej. Co prawda doceniają ją tzw. „fani MMA”, ale jak pokazał los już niejednej gali w Polsce – takie rozłożenie akcentów przyciąga na trybuny raczej niewielką liczbę tych „prawdziwych” kibiców. Właściciele KSW doskonale to rozumieją. Stworzyli wydarzenie nie tylko sportowe, ale także (a może przede wszystkim?) towarzyskie. W efekcie gale Konfrontacji Sztuk Walki przyciągają nie tylko zdeklarowanych kibiców dyscypliny, ale także celebrytów i ludzi mediów. Wieloletnia ciężka praca nad wysokim poziomem organizacyjnym i promocyjnym (czasem przewyższający poziom sportowy) przyniosła stałe i pozytywne rezultaty. Nie da się wejść na polski rynek rozpędem i zapełnić Tauron Arenę ot tak, jedynie licząc na magię marki UFC. Jak pisałem na początku – kilka globalnych firm już się na takiej strategii wyłożyło.
Polska gala UFC nie była z pewnością organizacyjną katastrofą. Jestem przekonany, że wynik finansowy gali zadowolił organizatorów, którzy po zbilansowaniu nakładów i przychodów nie będą mieli prawa narzekać. Ale jeśli UFC chciałoby zagrozić na polskim rynku pozycji KSW, musi się postarać bardziej. Polska federacja od wielu lat buduje swoją pozycję, a kibice wiedzą już czego mogą się spodziewać kupując bilet na kolejną galę. Martin Lewandowski i Maciej Kawulski nie zejdą poniżej pewnego poziomu zarówno organizacyjnego, jak i sportowego, a jest to na chwilę obecną poziom znacznie przewyższający to, czego świadkami byliśmy w Krakowie. Do tego partnerem KSW jest telewizja Polsat, co zapewnia odpowiedni poziom promocji i realizacji. Tych atutów UFC na polskim rynku nie posiada.
Jeśli UFC będzie chciało wrócić do Polski, jeśli będzie chciało wypełnić halę w Krakowie, Łodzi czy Gdańsku i tym samym przekroczyć 1 mln $ wpływów z bramki, musi polskiemu kibicowi zaproponować więcej. Bo polski kibic jest wybredny i ma określone oczekiwania, które są w dużej mierze efektem wielu lat pracy KSW. UFC nie ucieknie w Polsce od porównań z KSW i nie może lokalnej europejskiej gali tak lekceważyć. Jeśli Dana White chce polskich kibiców porwać, musi się bardziej postarać.
Rafał Żochowski jest właścicielem bloga FaceTheSport.pl