BNP Paribas Fed Cup okiem kibica
Jako kibic sportów wszelakich celebruję udział w każdej z większych, międzynarodowych imprez w Polsce w sposób godny.
Dziś taki kibic jak ja ma niemal wszystko podane pod nos. Było Euro 2012, były wielkie imprezy koszykarskie, siatkarskie. Teraz czas na tenis. Gdyby ktoś w latach dziewięćdziesiątych powiedział mi, że w XXI wieku będę miał okazję zobaczyć tenisistki z absolutnego topu w Polsce, chyba bym się lekko uśmiechnął i powiedział – dobre sobie. A tu proszę mamy luty 2015 roku i dzięki BNP Paribas Fed Cup absolutny tenisowy top prezentuje się moim oczom.
Sportowo, dla polskich kibiców tenisa, ćwierćfinał tych rozgrywek przeciwko Rosji to ciężka pigułka, reprezentacja wiceliderki światowego rankingu WTA – Mariji Szarapowej – mówiąc wprost nas po prostu „zmiotła”. Od pierwszego meczu nie było złudzeń, kto jest lepszy i dlaczego, dwa razy można było mieć nadzieję, że uda się odwrócić losy polsko – rosyjskiej batalii. Dwa razy w drugim secie meczu starszej z sióstr Radwańskich. Ale to by było na tyle. Przegrana 0-3 i nawet późniejszy debel mimo dobrego początku Polek w meczu o przysłowiową pietruszkę znowu przegrany.
A jak wyglądało to organizacyjnie? Obiekt robi wrażenie, rzeczywiście widoczność w nim jest świetna z każdego miejsca. Mecze oglądało się doskonale, ale czy organizację można ocenić przez pryzmat architektury niemal doskonałej hali? No jednak nie. Tu o pozytywnej ocenie decyduje wiele czynników, czy wiele elementów składowych sportowego widowiska.
Zatem wchodząc na obiekt dnia drugiego … ocenię może wszystko po kolei. Otwarcie wejść punktualne 10.30 i kibice mogą dostać się do środka Tauron Areny, ale i tu pojawia się coś dla mnie dziwnego. Dnia pierwszego nie można było wnieść bułki, dnia drugiego nawet napojów w kartonach. Cóż, podobno taki regulamin, dla mnie dyskusyjny, jako dyplomowany kierownik ds. bezpieczeństwa puszki i butelki jestem w stanie zrozumieć, ale kartoniki 0,2l?
Później obejście stanowisk reklamowo – handlowych, no i co tam widzimy? Dobry pomysł promocyjny Lotto z plakatami z autografem Agnieszki Radwańskiej do każdego zakupu, ciekawe gadgety Adecco, ciekawe stanowisko Sugapova, ale słabo zaopatrzone (mało tego było) i płatność tylko gotówką. Reszta pewnie typowa, dobrym pomysłem były duże piłeczki tenisowe – idealne na autograf – ale już ich cena niekoniecznie.
Jedzenie w sklepikach znośne, ceny dosyć wysokie (herbata z automatu 7 zł), ale czy nie można było pomyśleć o jakimś usytuowaniu jedzących skoro z jedzeniem nie można było wejść na trybuny. W sumie wszystko było chyba ok, no może poza tym występkiem pt. „Samochód Volvo o numerze rejestracyjnym…” itd. To było niby troszkę zabawne, ale mówiąc wprost i dosadnie, organizacyjnie ten komunikat przy serwisie, w trakcie gemu – żenujący. To jest impreza rangi top, więc ochrona musi być także top, ale nie top powiatu czy wioski, ale top światowy.
Z rzeczy dodatkowych można było również pomyśleć o darmowej komunikacji dla osób, które zdecydowały się pozostawić samochody na parkingach.
Jednak… Nie myli się ten, kto nic nie robi. Mimo wszystko te 30 tysięcy osób, które zdecydowały się odwiedzić w dwa dni Tauron Arenę były zadowolone. Ja też byłem i czekam na następne imprezy.